– Chyba pójdę się przebrać – oznajmiła. Zbyt była rozgorączkowana, żeby wytrzymać w bezpośredniej bliskości Naylora, kiedy przejdą do salonu. Z uśmiechem przeprosiła towarzystwo i wyszła.

Jeżeli była wściekła, to jej narzeczony z pewnością dzielił ten nastrój, bo także wymówił się i odszedł w tym samym kierunku.

Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, dopóki nie znaleźli się przed drzwiami sypialni.

– I co? – warknął, gdy Leith miała już wejść do sypialni. Chwycił ją za ramię i niezbyt delikatnie zwrócił twarz ku sobie.

Podniosła wzrok na jego agresywne, mroczne oczy.

– Co i co? – wybuchnęła.

– Widziałaś się z Travisem ostatniej nocy? – syknął.

– Chodzi ci o to, czy został na noc? A był tam, kiedy przyszedłeś po mnie rano? – odpaliła i zaczerpnęła tchu. – Oddać ci pierścionek? – zadrwiła. Była dość wściekła, żeby mieć na to odwagę. Odwróciła się tyłem.

Nie odeszła daleko. Zanim zdążyła dotknąć klamki, chwycił ją za ramiona i przycisnął do ściany.

– Nie! – zaprotestowała, ale on nawet nie udawał, że słucha. Całując, więził ją w żelaznym uścisku.

Jego pocałunki były brutalne i sprawiały ból. Usiłowała uwolnić się za wszelką cenę, ale to tylko wzmagało jego podniecenie.

Była równie wściekła na siebie, jak na niego. Wiedziała, że potrafi ją rozbroić. W chwili gdy jego złość nieco minęła albo może zmęczyły go pocałunki, zdołała uwolnić dłonie i wesprzeć je na jego piersi. Odepchnęła go z całej siły i – nagle poczuła, że jest wolna. Nie czekała na wyjaśnienia. Błyskawicznie znalazła się w sypialni i zamknęła drzwi.

Oparła się o nie plecami w obawie, że zechce wejść. Nasłuchiwała ze wstrzymanym oddechem. Nie dobiegał żaden szmer, więc uznała, że musiał sobie pójść.

Podeszła do okna i spojrzała na rozsłoneczniony trawnik. Poczuła, że jest zbyt wzburzona, by siedzieć w pokoju do samej kolacji. Postanowiła udać się na przechadzkę – przy odrobinie szczęścia może uda jej się nie spotkać Naylora.

Niedyskretne pytania i brutalny pocałunek wciąż jeszcze tkwiły w jej pamięci. Doszła jednak do wniosku, że gdyby nawet próbowała dowiedzieć się, dlaczego był taki wściekły i omal jej nie pobił, prawdopodobnie odpowiedź nie byłaby zbyt miła. W końcu i tak wszystko okaże się jej winą!

Po drodze zauważyła, że drzwi do salonu są zamknięte. Miała ogromną ochotę wyjść nie mówiąc nikomu ani słowa, ale czuła, że winna jest gospodarzom tę grzeczność. Nawet, jeśli nie będzie umiała odpowiedzieć na pytanie, co się stało z Naylorem.

Podeszła do drzwi salonu, przywołała na twarz miły uśmiech i weszła. Państwa Hepwood nie było w pokoju. Miała pecha, w salonie był właśnie Naylor.

Zatrzymała się raptownie i już miała wyjść, kiedy zawołał ją po imieniu. Wydawał się równie wzburzony, jak ona i natychmiast spojrzał na jej lewą dłoń.

– Szukałam pani Hepwood – powiedziała szybko przyłapując się na tym, że patrzy na jego usta, te same, które tak brutalnie ją całowały. Nagle zapragnęła podejść i pocałować go, tak jakby można było zetrzeć całe zło, które już się stało.

Pewnie uznałby ją za szaloną…

– Po co ci moja ciotka? – zapytał. Znowu był podejrzliwy.

– Nie zdradzę jej żadnej tajemnicy! – odparła kwaśno, porzucając swe pokojowe zamiary. – Powinna chyba wiedzieć, że idę na długi spacer.

– Ciotka jest na górze – odpowiedział i Leith zrobiła krok w kierunku wyjścia. Ale on znowu zawołał ją po imieniu, więc odwróciła się niechętnie.

– Leith, ja… – zaczął powoli, ale nagle urwał. Coś, co zobaczył przez wysokie francuskie okno, nie pozwoliło mu dokończyć.

– Travis! – wykrzyknęła Leith, rozpoznając jego kuzyna. Pomyślała, że widok syna przyniesie pani Hepwood ogromną ulgę, kiedy u boku Travisa dostrzegła znajomą postać.

– Rosemary! – wyjąkała, kompletnie zaskoczona i pobiegła, żeby gorąco uściskać przyjaciółkę.

– Myślałem, że mama i tato będą tutaj, więc poszedłem na skróty przez trawnik – wyjaśnił Travis, roześmiany, najszczęśliwszy człowiek na świecie. – Cieszę się, że tu jesteś, Leith. Powinnaś wiedzieć pierwsza.

– Dzwoniłeś do Rosemary – domyśliła się.

– Jeszcze lepiej! – odparł, zaborczo obejmując ramieniem swoją miłość. – Po parszywej nocy pomyślałem, że oszaleję, jeśli czegoś szybko nie zrobię. Rano pojechałem do Dorset i…

– Pojechałeś do Hazelbury? Do domu Rosemary? – dopytywała się zdumiona Leith.

– Nie mogłem dłużej wytrzymać – odparł. – Wydawało mi się, że im dłużej Rosemary zostaje z rodzicami, tym bardziej wpajają jej swoje przesądy. W każdym razie trząsłem się jak osika, kiedy oznajmiłem państwu Green, że zamierzam poślubić ich córkę i…

– Poślubić! – ten okrzyk padł z ust Naylora. Och, pomocy – pomyślała Leith, za chwilę ktoś zapłaci głową. Miała podstawy, by przypuszczać, że to będzie jej głowa.

– Ależ tak! – wykrzyknął entuzjastycznie Travis, najwyraźniej w siódmym niebie i niewrażliwy na czyjeś groźne miny.

– Słuchajcie, Rosemary była cudowna. Kiedy zapytałem jej rodziców, co bardziej kochają, szacunek sąsiadów czy własną córkę, pokazali mi drzwi. A wtedy ona powiedziała, że postanowiła dać Derekowi rozwód i idzie ze mną.

– Czy ktoś mógłby powiedzieć mi… – zbyt spokojnie wtrącił się Naylor -… co się tu dzieje, do jasnej cholery?

Przez moment Travis wydawał się wytrącony z równowagi pytaniem kuzyna, ale już po chwili rozpłynął się w uśmiechach.

– Wybacz mi, Naylor – sumitował się. – Jestem cały w skowronkach. Zapomniałem, że nie znasz Rosemary. Myślałem, że Leith, pomimo moich usilnych błagań o dochowanie tajemnicy, powiedziała ci o wszystkim.

– Dalej! – ponaglił Naylor. Jego głos był bardziej spokojny niż kiedykolwiek. Cisza przed burzą.

– Leith jednak była naprawdę lojalnym przyjacielem – przyznał radośnie Travis. – Od chwili, gdy spotkałem Rosemary po raz pierwszy, była dla nas obojga ogromną pomocą. A potem, kiedy Rosemary miała kłopoty i nie chciała się ze mną widywać, Leith była naszym posłańcem, koiła ból mojego serca i… wyznaję… pijaństwa. Szczególnie jednej nocy, kiedy byłem zbyt zalany, żeby prowadzić, położyła mnie do łóżka Sebastiana i pozwoliła wszystko odespać.

Leith spojrzała na Naylora i dostrzegła, że ten aż kipi ze złości. O, Boże, to już koniec! – pomyślała.

– A więc… – zaczął Naylor dość groźnie, ale w tym momencie w salonie pojawili się rodzice Travisa.

– Travis! – zawołała Cicely i rozpromienionym wzrokiem spojrzała na młodą kobietę, którą jej syn wciąż obejmował ramieniem. – Widzę, że przywiozłeś przyjaciółkę!

– Rosemary to coś więcej niż przyjaciółka – dumnie odparł Travis. – Mamo, poznaj moją przyszłą żonę.

– TRAVIS!

Nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Leith spojrzała na ciągle otwarte francuskie okno. Właściwie teraz już może iść na ten długi spacer. Zerknęła na Naylora, był pochłonięty obserwowaniem rodziny.

Leith cichutko wyśliznęła się na zewnątrz. Spojrzała na drogę, którą zamierzała pójść i nagle poczuła się dziwnie zagubiona. Droga przecinała otwarte pole… a ona nie chciała być dostrzeżona.

Nieco dalej, na lewo, znajdował się letni domek. W nadziei, że nie jest zamknięty, pobiegła ku niemu jak na skrzydłach.

Miała szczęście. Oszklone drzwi ustąpiły pod dotknięciem jej ręki. Weszła i przekonała się, że domek jest większy, niż wydawał się z zewnątrz.

Opadła na wyściełaną sofę. W głowie szumiało jej od wrażeń. Była szczęśliwa, że być może Travis i Rosemary nareszcie zaczną czerpać radość ze swej miłości.

Wkrótce Leith zapomniała o szczęśliwej parze. Znowu stanęła jej przed oczami wściekła mina Naylora. Było w niej coś groźnego. Naylor nie należał do ludzi, którzy zwlekają z wyciąganiem wniosków i Leith wiedziała, że chwila pokuty jest bliska.

Usłyszała kroki. Poderwała głowę, gdy cień padł na oszklone drzwi, i zamarła. Rozpoznała wysokiego mężczyznę, stojącego z dłonią na klamce i pojęła, że nadszedł czas wyjaśnień…

Nie odrywała od niego oczu, gdy z bezlitosną miną wszedł do domku.

Stanął przed nią i przez długą chwilę po prostu patrzył z góry.

– No – odezwał się twardym, ostrym głosem. -Mów.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– O… czym? – zapytała. Ta odpowiedź nie została przyjęta zbyt dobrze.

– Ostrzegam cię – rzekł lodowato. – Nie mam nastroju do zabawy.

Wskazał głową na dom.

– Możesz zacząć od wyjaśnienia mi, o co do cholery tam chodzi!

Leith starała się zachować spokój.

– To chyba mówi samo za siebie – odparła oschle. Oczy Naylora zwęziły się, ręce zacisnęły w pięści.

Przyciągnął do siebie fotel i usiadł naprzeciw niej. Zablokował jej w ten sposób drogę do drzwi. Przechylił się i wycedził gniewnie:

– Dobra, zaczynamy od początku. Kim u diabła jest Sebastian?

Treść pytania tak zaskoczyła Leith, że o mały włos nie wyparła się własnego brata.

– On… mm… jest w… mm… Indiach, na… -zaczęła.

– Do jasnej cho… – Naylor zmełł w ustach przekleństwo. Zachowywał się jak człowiek, którego oszukano, i teraz nie pozwoli na dalsze kłamstwa. Chce mieć zatem wszystkie kropki nad I, wszystkie kreseczki nad T i nic, zupełnie nic nie pozostawiać domysłom. – Sebastian to twój brat, tak? Jedyny brat?

– Sebastian jest moim jedynym bratem – przyznała.

– Jak długo jest w Indiach? – rzucił Naylor, a Leith klęła swe zmieszanie. Teraz, kiedy chciała odpowiadać jak najszybciej, nie mogła sobie przypomnieć.

– Niezbyt długo – odpowiedziała.

– Rok? Kilka miesięcy? – dopytywał się. Skinęła głową. – Zanim wyjechał, mieszkaliście razem?

– Zgadza się – odparła ostro, zirytowana lekko jego dociekliwością. Wtedy pochwyciła błysk zrozumienia w jego oczach.

– Hipotekę także spłacaliście razem? – nie zawahał się wleźć z butami także w jej finanse.

– Jeżeli musisz wiedzieć – wybuchnęła – chcieliśmy kupić razem to mieszkanie. Żeby oszczędzić ci pytań – dodała – złożyliśmy depozyt w postaci pewnej sumy, którą zapisał nam dziadek.

Naylor nie wydawał się ani trochę zainteresowany sumą, jaką złożyli, ani dziadkiem.

– A potem twój brat wyjechał i zostawił cię z całym długiem, nie dając żadnego zlecenia płatności pod jego nieobecność?

– Chyba zapomniał, że są… – Leith zaczęła bronić Sebastiana, ale urwała. – To ciebie nie dotyczy!

– palnęła bez namysłu. Kiedy spojrzała na wyraz jego twarzy domyśliła się, że to nie był dobry argument.

– To mnie cholernie dotyczy, kobieto! – ryknął.

– Zrobiłaś ze mnie kompletnego durnia. Nikt nie robi takich rzeczy bez powodu, nawet ty!

– Miałam doskonały powód – podniosła głos.

– Jaki?

– Sam się o to prosiłeś!

– W jaki sposób?

– Masz kiepską pamięć! Od pierwszej chwili, od tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, zacząłeś…

– Do Travisa wrócimy za chwilę – uciął. – Przedtem jednak powiesz mi, dlaczego raczyłaś wprawdzie poinformować mnie, że masz brata, ale umyślnie nie powiedziałaś, że ma na imię Sebastian! To natychmiast rozwiązałoby sprawę innego mężczyzny w twoim życiu.

– Dawałeś mi jasno do zrozumienia, jaką masz o mnie opinię, powinnam chyba robić wszystko, żeby ją poprawić! – wybuchnęła.

– I, oczywiście, dlatego nigdy nie wspomniałaś, że do niedawna twój brat mieszkał z tobą i płacił połowę długu hipotecznego, dzięki czemu mogłaś sobie pozwolić na takie mieszkanie. I również dlatego pozwoliłaś mi myśleć, że to mieszkanie ma tylko jedną sypialnię, podczas gdy najwyraźniej są dwie. Co znaczy…

– O ile pamiętam – przerwała mu ostro Leith – tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, nie byłeś w nastroju do wycieczki po moich nieruchomościach!

– Mogłaś mi wszystko wyjaśnić!

– Rzeczywiście, jak diabli! Bo ty miałeś ochotę słuchać wyjaśnień!

– Jakaś kobieta unieszczęśliwiała Travisa… był w twoim mieszkaniu, więc, na mój rozum, to musiałaś być ty!

– No więc dowiedziałeś się właśnie, że to nie ja.

– A ty czekałaś na ten dzień, co? – przerwał jej szorstko.

– Czekałam?

– Niech mnie piekło…! – wybuchnął. – Założę się, że nieraz miałaś ochotę roześmiać mi się w twarz!

– Jestem tylko człowiekiem! – odparła, pomijając milczeniem fakt, że częściej z jego powodu była bliska łez niż śmiechu.

Okazało się, że śledztwo dopiero się rozkręca.

– Dlaczego pozwoliłaś mi sądzić, że jesteś kochanką mojego kuzyna? – zapytał. – Dlaczego…?

– Z tego, co sobie przypominam – ucięła wrogo -chyba nie uwierzyłbyś mi, gdybym powiedziała ci coś innego! Byłeś zdecydowany myśleć o mnie jak o jakiejś… jakiejś harpii, która czyha wyłącznie na portfel Travisa!

– Nawet nie próbowałaś przekonać mnie, że jest inaczej! – rzekł oskarżająco. – Nawet nie wspomniałaś o istnieniu tej dziewczyny.

– Rosemary nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o jej związku z Travisem – stanęła w obronie przyjaciółki – a poza tym byłam święcie przekonana, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.