Wylizała do czysta talerzyk po torcie, więc Pilar żartobliwie ją podpuściła:

– Może chcesz jeszcze?

– Pewnie! – przytaknęła całkiem serio.

– No wiesz? Ani mi się waż! Zanim urodzisz to dziecko, będziesz ważyła tonę!

– Nie mogę się już doczekać! – Nancy się roześmiała, więc Pilar pochyliła się, aby ją ucałować.

– Chwała Bogu, kochanie. Cieszę się za was oboje. Tatuś na pewno będzie zachwycony, to przecież jego pierwszy wnuk.

– Postanowiliśmy, że specjalnie wpadniemy do was w weekend, żeby mu to powiedzieć. Proszę cię, na razie nic nie mów, dobrze?

– Pewnie, że nie popsuję wam niespodzianki – obiecała Pilar, ale zaskoczyło ją, że ta sama dziewczyna, która początkowo od nosiła się do niej z taką niechęcią, właśnie jej jako pierwszej po wierzyła swoją tajemnicę. Po wyjściu z restauracji podążyły każda w swoją stronę. Pilar wróciła jeszcze do biura. Śmiać jej się chciało, znajomi pewnie pomyślą, że ona i Brad zamiast własnych dzieci sprawili sobie wnuczka! W końcu jednak zapomniała o niespodziance Nancy i zajęła się pracą.

Ten dzień dłużył się w nieskończoność, więc Pilar odetchnęła z ulgą, kiedy Brad przyjechał po nią i zaproponował kolację na mieście. Ucieszyła się, że nie będzie już dziś musiała gotować. Zjedli kolację w małej, cichej restauracyjce „U Louiego”, a Brad tryskał doskonałym humorem.

– Cóż ci się takiego przydarzyło? – spytała. Sama dopiero zaczynała się relaksować po ciężkim dniu, wypełnionym pretensjami klientów i nieznanymi dotąd uczuciami. Ciągle bowiem myślała o rozmowie z Nancy.

– Uporałem się z najdłuższą sprawą w historii sądownictwa! – pochwalił się Brad. – Tak mi teraz lekko na duszy, że mógłbym tańczyć!

Sprawa, nad którą ostatnio pracował, ciągnęła się już od dwóch miesięcy i zdążyła mu porządnie zaleźć za skórę.

– I na czym stanęło?

– Sąd uniewinnił oskarżonego i uważam, że dobrze zrobił.

– No, to facet na pewno się cieszy. – Przypomniała sobie własne przeprawy z czasów, kiedy występowała jako obrońca z urzędu.

– Ja też się cieszę – rzekł Brad z uśmiechem. – Przynajmniej sobie odpocznę. A tobie jak minął dzień? Pewnie też ciągnął się jak makaron?

– Mało tego, że się ciągnął, to jeszcze był jakiś dziwny. Miałam interesantów, którzy wplątali się w aferę z matką zastępczą. Facet zdurniał do tego stopnia, że zapłacił jakiejś małolacie, że by urodziła jego dziecko. Owszem, urodziła dziewczynkę, tylko że potem nie chciała oddać, a jemu groziło oskarżenie o gwałt z uwagi na jej wiek. Wprawdzie ten zarzut umorzono, ale sąd nie zezwolił mu nawet widywać małej. I wiesz, ci ludzie zachowywali się jakoś dziwnie. Z wielkim zapamiętaniem walczą o to dziecko i chociaż ani razu go nie widzieli, nadali dziewczynce imię Jeanne-Marie! Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wiele można dla nich zrobić. Mogą najwyżej uzyskać prawo do widywania dziecka, nic więcej, chyba żeby ta młoda matka je zaniedbywała. Myślałam o nich przez cały dzień, ale trudno mi sobie wyobrazić, co tacy ludzie mogą czuć. Tak rozpaczliwie pragną dziecka, że nie cofają się przed niczym. Zrobił głupstwo, że zwrócił się w takiej sprawie do małolaty.

– Tak czy siak, miałby problemy, bo to nie są łatwe sprawy. Pamiętasz precedens „Baby M”? Mógłbym ci przytoczyć więcej takich przykładów. Nie wydaje mi się, aby matki zastępcze były dobrym rozwiązaniem.

– Dla niektórych owszem.

– Dlaczego? Czy nie mogliby zwyczajnie adoptować dzieci? Brad lubił rozmawiać z Pilar na tematy zawodowe, choćby miał się z nią spierać. Przypominało mu to lata, kiedy w sali rozpraw zajmowali miejsca po przeciwnych stronach stołu sędziowskiego. Zawsze cenił ją jako przeciwnika, więc chwilami żałował tamtych czasów.

– Nie wszyscy kwalifikują się na rodziców adopcyjnych. Nie którzy są za starzy, mają za niskie dochody, a i o dzieci do adopcji nie tak łatwo. Poza tym niektórym kandydatom na ojców za leży, aby dziecko było przez nich spłodzone. Ta kobieta, która dziś była u mnie, wręcz czuła się winna, że to z jej winy są bez dzietni!

– Myślisz, że jeszcze się odezwą?

– Nie przypuszczam, bo powiedziałam im szczerze, co myślę o tej sprawie, a im się to chyba nie spodobało. Nie ukrywałam, że postępowanie może się przewlekać, a ja nie mam na to wielkiego wpływu. Nie chciałam stwarzać złudnych nadziei, żeby nie przysparzać im cierpień.

– A co ci szkodzi, niech sobie marzą! – Roześmiał się, ale był zadowolony, że Pilar zawsze stara się postępować uczciwie.

– Musiałam być z nimi szczera. Oni tak rozpaczliwie pragną tego dziecka, chwilami aż trudno mi było ich zrozumieć.

Prawdę mówiąc, nie rozumiała także wielu innych rzeczy. Na przykład wylewnie manifestowanej radości Nancy z jej odmiennego stanu. Patrząc na nią, czuła się, jakby zaglądała z zewnątrz przez okno do czyjegoś rzęsiście oświetlonego mieszkania. Owszem, podobało się jej to, co tam widziała, ale nie czuła się z tym miejscem w żaden sposób związana. Przyjemność z posiadania dziecka była dla niej czymś kompletnie obcym. – Coś się tak zamyśliła? – zagadnął wesoło Brad, wyciągając do niej rękę przez stół.

– Bo ja wiem? Może na stare lata zaczynam filozofować? Czasem wydaje mi się, że zaczynam się zmieniać, co mnie trochę przeraża.

– Czyżby małżeństwo tak na ciebie działało? Jeśli tak, to i ja się zmieniłem. Czuję, że ubyło mi jakieś pięćdziesiąt lat!

W rzeczywistości skończył właśnie sześćdziesiąt dwa, ale i tak wszyscy pracownicy sądu zazdrościli mu kondycji. Przyjrzał się Pilar i dodał już poważniejszym tonem:

– A na jakiej podstawie sądzisz, że się zmieniasz?

– Czy ja wiem? – Nie mogła przecież powiedzieć mu o ciąży Nancy. – Jadłam dziś lunch z koleżanką, która spodziewa się dziecka. I nie masz pojęcia, jak się z tego cieszyła.

– A to jej pierwsze dziecko? – Kiedy przytaknęła, dodał: – No, to nie dziwię się, że tak to przeżywa. Każde dziecko jest cudem natury, choćby dziesiąte z rzędu. Nawet jeżeli na początku nie byłabyś tym zachwycona, same narodziny zawsze są jedyne w swoim rodzaju. A co to za dziewczyna?

– Pracuje u nas w kancelarii. Tak się złożyło, że spotkałam ją niedługo po wyjściu tych ludzi, którzy tak pragnęli dziecka, że aż posunęli się do czynów sprzecznych z prawem. Powiedz mi, skąd oni mogą wiedzieć, że tak bardzo potrzebują tego dzidziusia? Przecież to zobowiązanie na całe życie, z którego się nie można wycofać. Dlaczego ludzie robią takie rzeczy?

– Myślę, że to zupełnie naturalne i nie ma po co zadawać tylu pytań. Pewnie tobie łatwiej, bo wymigałaś się od tego.

Przez wszystkie lata, odkąd się poznali, Pilar nigdy nie wyrażała chęci posiadania dziecka. Jemu to nie przeszkadzało, bo miał własne. Oboje żyli pracą i swoimi zainteresowaniami, mieli własne grona przyjaciół, podróżowali do Los Angeles, Nowego Jorku czy Europy, ilekroć znaleźli na to czas i ochotę. Dziecko, nawet jeśliby nie uniemożliwiło, to na pewno utrudniło im taki tryb życia, ale Brad wiedział, że Pilar nigdy nie tęskniła za macierzyństwem.

– Skąd wiesz, że się wymigałam? – Spojrzała na niego przez stół.

– Czy to znaczy, że chcesz mi coś powiedzieć, Pilar? – zapytał ostrożnie, zaskoczony tym, co dostrzegł w jej spojrzeniu. Odczytał to jako pewien niedosyt, jakby poczucie niespełnienia. Trwało to jednak tylko chwilę. Doszedł więc do wniosku, że musiała być po prostu zmęczona.

– Chciałam ci powiedzieć, że pewnych rzeczy nie rozumiem. Ani tego, co tacy ludzie czują, ani dlaczego ja tego nigdy nie czułam.

– Może jeszcze poczujesz? – podsunął delikatnie, ale tym razem Pilar parsknęła śmiechem.

– Rzeczywiście, pewnie kiedy stuknie mi pięćdziesiątka! Myślę, że nawet teraz jest na to za późno. – Przypomniała sobie przestrogi matki.

– Wcale nie, jeślibyś naprawdę tego chciała. Natomiast ze mną to zupełnie co innego. Na urodziny naszego dzidziusia musiałabyś kupić mi w prezencie fotel na kółkach i aparat słuchowy.

– Też masz pomysły! – obruszyła się, ale perspektywa posiadania dziecka wydała się jej absolutnie nierealna. Wiadomość o ciąży Nancy raczej ją przestraszyła. A jednak pierwszy raz w życiu odczuła lekki niepokój, jakby słabiutki dyskomfort i wrażenie pewnego niedosytu. Zaraz jednak przypomniała sobie, co w życiu osiągnęła i skarciła sama siebie za głupie myśli.

ROZDZIAŁ TRZECI

W rodzinie Goodeów zawsze wystawnie świętowano Boże Narodzenie. Co roku przyjeżdżali Gayle i Jack ze swoimi trzema córkami, ponieważ rodzice Jacka już nie żyli. Samanta z Seamusem i dwojgiem dzieci również wolała spędzać święta u matki, gdyż rodzina Seamusa mieszkała w Irlandii, zresztą on chętnie odpoczywał w Pasadenie w towarzystwie teściów i szwagierek. W tym roku dołączyli także Diana z Andym. Wszyscy dobrze się bawili, ale przy nakrywaniu stołu do wieczerzy wigilijnej Gayle rzuciła Dianie spojrzenie, którego ta zawsze nienawidziła. W ten sposób patrzyła na nią, kiedy wiedziała, że Diana dostała zły stopień lub przypaliła ciasteczka, które miała zabrać na zbiórkę harcerską. Spojrzenie to oznaczało: „Znowu coś spieprzyłaś?”. Na szczęście nikt poza nimi dwiema tego nie dostrzegł, a Diana udawała, że nie rozumie, o co chodzi, i pracowicie składała serwetki.

– No i jak? – Gayle w końcu nie wytrzymała. Czyżby jej siostra była aż tak głupia, że nie pojmowała wyraźnych aluzji? Jednak Samanta patrzyła już na nią z niepokojem, obawiając się kłótni w święta, więc Gayle zapytała wprost: – Jesteś już w ciąży?

Diana poczuła się tak, jakby rzeczywiście dostała zły stopień, więc drżącą ręką ułożyła ostatnią koronkową serwetkę na jednym z talerzy używanych tylko w święta. Pośrodku stołu siostry ustawiły wielki bukiet czerwonych tulipanów, wszystko razem wyglądało prześlicznie.

– Jeszcze nie. Jakoś nie mieliśmy czasu, byliśmy tacy zajęci… Oczywiście, za nic w świecie nie przyznałaby się siostrze, że przez ostatnie pół roku oboje z Andym dopasowywali swoje współżycie do jej cyklu jajeczkowania.

– Czym zajęci? Robieniem kariery? – Gayle prychnęła pogardliwie, jakby uważała pracę zawodową Diany za coś wstydliwego. Według niej prawdziwe kobiety powinny siedzieć w domu i zajmować się dziećmi. – W ten sposób nigdy nie zapełnisz takiej wielkiej chałupy jak twoja. Lepiej bierz się do roboty, mała, bo czas ucieka!

Komu ucieka, temu ucieka – myślała Diana. Niby do czego miała się tak spieszyć, a w ogóle to co Gayle do tego? Przewidywała, że podczas świąt w domu narazi się na wścibskie uwagi siostry i zawczasu próbowała namówić Andyego, aby tegoroczne Boże Narodzenie spędzić u jego rodziny. Tego niestety nie dało się zrobić, ponieważ Andy nie mógł oddalać się od swojej firmy, a gdyby zostali w Los Angeles i nie odwiedzili jej rodziców – ci obraziliby się śmiertelnie.

– Och, cóż to znów takiego? – wtrąciła się Samanta, jak zawsze próbując załagodzić sytuację. – Przecież jesteście jeszcze młodzi i macie masę czasu. W przyszłym roku na pewno zajdziesz w ciążę.

– Która znowu zaszła w ciążę? – wpadł im w słowo Seamus, przechodząc przez jadalnię w drodze do kuchni. – Chyba jesteście wiatropylne!

Komicznie przewrócił oczami i ostentacyjnie się wzdrygnął, co wzbudziło ogólną wesołość. Wyszedł już, ale pewnie coś sobie przypomniał, bo znowu wsadził głowę w drzwi.

– A co, panna młoda zaskoczyła? – wypalił, jakby to dopiero trafiło do niego.

Diana od razu pokręciła głową, żałując, że w ogóle tu przyjechała. Każde takie pytanie odbierała jak cios w samo serce i po raz pierwszy w życiu zaczynała nienawidzić tych wścibskich ludzi, a szczególnie swoich sióstr.

– Przykro mi, Seamusie, ale jeszcze nie.

– No to próbujcie do skutku. Zobaczycie, jaka to fajna robota. Temu Andyemu to dobrze!

Rzucił żarcik i znikł, co Samanta i Gayle skwitowały śmiechem, ale Dianie bynajmniej nie było do śmiechu. Bez słowa wycofała się do kuchni, aby pomóc matce. Po kolacji ten temat znów powrócił, ale tym razem Diana uprzedziła ciekawskich, bo sama zadawała pytania. Całe towarzystwo siedziało w salonie i grało w szarady, ale ona chciała najpierw porozmawiać na osobności z ojcem, a potem z Jackiem. Kiedy ojciec poszedł spać, rozsiadła się w jego bujanym fotelu i czekała, aż do gabinetu przyszedł Jack.

– Wszystko w porządku u ciebie? – zagadnął, siadając przy niej i zapalając fajkę. Przyglądał się jej bowiem przy kolacji i uznał, że nie wygląda na szczęśliwą.

– U mnie tak, ale… – Podniosła ku niemu zatroskane oczy i zdecydowała, że jednak zapyta. – Proszę cię, nie mów nic Gayle, ale chciałabym z tobą porozmawiać. Jak długo może trwać, za nim się zajdzie w ciążę?

Jack nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Dwa tygodnie, dwa lata, albo i pięć sekund. U każdego te procesy przebiegają inaczej. Jesteście małżeństwem dopiero od pół roku, dużo pracujecie i prowadzicie stresujący tryb życia, tak że przed upływem roku nie powinniście nawet o tym myśleć. Istnieje pogląd, że jeśli po dwóch latach pożycia, gdy nie stosuje się żadnych środków antykoncepcyjnych, kobieta nie zajdzie w ciążę, oznacza to, że należy się przebadać. Niektórzy lekarze uważają, że brak ciąży po roku jest już niepokojący, ale przed jego upływem nie ma się czym martwić. Co innego, gdybyście byli starsi, ale w waszym wieku to na razie żaden problem. Dajcie sobie jeszcze rok, może i więcej.