– Szkoda czasu na rozważania co by było gdyby. Ciesz się dniem dzisiejszym i nie oglądaj się za siebie.

– Nawet nie próbuję. Po prostu czuję, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Tak, jakbym się nagle zmieniała.

– To jeszcze nic złego. Gorzej by było, gdybyś pozostawała sztywna i niereformowalna. Może to oznacza, że powinnaś zdecydować się na dziecko?

– A jeśli potem się okaże, że wcale tego nie chciałam, tylko po zazdrościłam Nancy? Albo że moja matka ma rację i urodzę jakiegoś potworka? – Podobne pytania można było mnożyć w nie skończoność, a na wszystkie nawet Marina nie znała odpowiedzi.

– A gdyby ciocia miała wąsy? – zdenerwowała się Marina. – Wszystkiego nie przewidzisz. Możesz tylko iść za głosem serca i starać się, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. Jeśli teraz obudziła się w tobie chęć posiadania dziecka, to pomyśl o tym po ważnie, ale nie martw się na zapas. Gdyby wszyscy tak rozdzielali włos na czworo, ludzkość przestałaby się rozmnażać! – A ty? Jeśli tobie dzieci nie są potrzebne do szczęścia, to może i mnie nie?

– Nie bądź śmieszna! Przecież każda z nas jest inna i każda ma inne doświadczenia życiowe. Wokół mnie bez przerwy kręciły się jakieś dzieciaki, a ty miałaś do czynienia tylko z dwójką dzieci Brada, które zresztą były już duże, kiedy je poznałaś. Jesteś mężatką, którą ja nigdy nie byłam i dobrze mi z tym. Mogę swobodnie wybierać sobie znajomych i taki styl życia, jaki mi odpowiada. Tobie natomiast odpowiada szczęśliwe pożycie z Bradem, więc któregoś dnia możesz żałować, że nie miałaś z nim dzieci.

Pilar przez dłuższy czas w milczeniu wpatrywała się w piasek. Słowa przyjaciółki przyniosły jej pewną pociechę, ale nadal nie znalazła odpowiedzi na dręczące ją pytania. Podniosła więc wzrok na Marinę i spytała wprost:

– Mino, co ty byś zrobiła na moim miejscu?

– Przede wszystkim bym odpoczęła, bo widzę, że tego potrzebujesz. Potem poszłabym do domu i obgadała to z Bradem, ale tak, żeby nie przyciskać go do muru. On wcale nie musi mieć gotowych odpowiedzi na każde twoje pytanie. Czasem w życiu trzeba zaryzykować, oczywiście w rozsądnych granicach. Prędzej czy później i tak będziesz musiała skoczyć z tej trampoliny, więc uważaj, żebyś nie plasnęła brzuchem o wodę!

– Cóż za kwieciste porównania, łaskawa pani!

– Dziękuję. – Marina uśmiechnęła się do Pilar. – Gdybym była tobą, poszłabym na całość i urodziła dziecko, nie przejmując się tym głupim gadaniem o wieku. Wydaje mi się, że naprawdę tego chcesz, tylko boisz się przyznać.

– Może i masz rację – mruknęła Pilar.

Marina na ogół miewała rację, natomiast trudno było przewidzieć, jak Brad zareaguje na ten pomysł. Po raz pierwszy w życiu Pilar zetknęła się z bolesnym uczuciem pustki i przekonała się, że czyni to człowieka naprawdę nieszczęśliwym.

Więcej nie było już o czym rozmawiać, więc wróciły do samochodu, a w drodze do domu prawie się nie odzywały. Pilar wzięła sobie głęboko do serca słowa Mariny, teraz potrzebowała czasu, aby je jeszcze raz przemyśleć.

– Tylko się za bardzo nie przejmuj! – poradziła jej Marina na odjezdnym. – Sama będziesz wiedziała najlepiej, czego ci trzeba, wsłuchaj się w głos serca. Ono cię nigdy nie zawiedzie.

– Dziękuję, kochanie! – Wyściskała serdecznie Marinę i długo machała ręką za odjeżdżającym samochodem. Przyjaciółka była nieoceniona jako powiernica. Do domu wróciła spacerkiem, uśmiechając się po drodze.

Brad był już w domu. Opalony i wypoczęty, odkładał właśnie na miejsce kije golfowe. Wylewnie przywitał się z żoną.

– Gdzieś się podziewała? Myślałem, że Nancy miała dziś przyjść do nas. – Objął Pilar ramieniem i pocałował ją, a potem wyszli razem na taras.

– Była, ale już poszła. Zjadłyśmy razem lunch, a dopiero po jej wyjściu wybrałam się na spacer z Mariną.

– Ho, ho! – Przyjrzał się badawczo żonie, gdyż znał ją na tyle dobrze, że wiedział, co to oznacza. – Czyżby jakieś kłopoty?

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Przekomarzała się z nim, dopóki nie posadził jej sobie na kolanach. Sprawiło jej to widoczną przyjemność, gdyż szalała za swoim mężem, podobnie jak on za nią.

– Wiem przecież, że bez powodu nie wyrywasz się nagle na spacer po plaży. Musisz mieć coś na wątrobie. Ostatnio nie mogłaś się zdecydować, czy przyjąć nowego wspólnika do zespołu; przedtem miałaś dylemat, czy zrezygnować z prowadzenia sprawy, w której węszyłaś jakieś kanty; a jeszcze wcześniej, czy wyjść za mnie, czy nie. To dopiero był długi spacer! – Roześmiała się, ale musiała mu przyznać rację. – A co sprowokowało ten dzisiejszy spacer? Czyżby Nancy wyrządziła ci przykrość?

Zdziwiłby się, gdyby tak było, bo teraz obie żyły w wielkiej przyjaźni. Lata wojny podjazdowej miały już dawno za sobą.

– A może coś ważnego wydarzyło się dziś w zespole? Pilar niedawno wygrała prestiżową sprawę w wydziale cywilnym sądu w Los Angeles. Brad był z niej dumny, ale wiedział, jak stresującą ma pracę i ile ważnych decyzji musi podejmować każdego dnia. W miarę możliwości starał się jej pomagać, ale nie mógł przecież podejmować za nią decyzji.

– Nie, nic takiego, wszystko w porządku – uspokoiła go. – A Nancy była dziś bardzo miła.

Nie wspomniała tylko, że Nancy bezwiednie zadała jej ból, bo dotarła do tych zakątków jej serca, o których istnieniu Pilar nawet nie wiedziała, a nawet jeśli czasami dawały znać o sobie, uznawała, że są bez znaczenia. Teraz nie była już tego taka pewna, ale nie wiedziała, w jaki sposób zreferować sprawę Bradowi. Z pewnością pomyśli, że zwariowała! Jednak Marina radziła po wiedzieć mu wszystko i chyba miała rację.

– Wiesz, to takie babskie sprawy – ciągnęła dalej. – Musiałam sobie to i owo poukładać, a kiedy przeszłam się po plaży z Mariną, trochę mi rozjaśniła w głowie, jak zawsze.

– I cóż ci takiego powiedziała? – O Marinie miał wysokie mniemanie, ale to on był mężem Pilar, uważał więc za swój obowiązek, by służyć jej dobrą radą.

– Tak mi głupio… – zaczęła.

Ku swemu najgłębszemu zaskoczeniu Brad ujrzał w jej oczach łzy. Teraz już nie wątpił, że musi mieć poważne kłopoty, bo niezmiernie rzadko traciła panowanie nad sobą.

– Oj, widzę, że to ciężka sprawa, i to akurat w sobotnie popołudnie! – Silił się na lekki ton. – Może teraz ja mam iść z tobą na plażę?

– Czemu nie? – Uśmiechnęła się, ocierając łzę, która pokazała się w kąciku oka.

Brad przytulił ją mocniej do siebie.

– Co cię martwi, kochanie? Nie możesz mi o tym powiedzieć? – Wiedział, że musiało stać się coś ważnego, bo inaczej nie alarmowałaby Mariny.

– Nawet gdybym powiedziała, i tak nie uwierzysz. To brzmi strasznie głupio.

– Mimo wszystko spróbuj. Codziennie słyszę tyle głupot, że zdążyłem już się do tego przyzwyczaić.

Umościła się więc wygodnie w jego objęciach, opierając długie nogi na jego nogach. Z twarzą przy twarzy męża zaczęła ściszonym głosem opowiadać:

– Nie jestem pewna, ale chyba Nancy dotknęła dzisiaj nie chcący mojego czułego miejsca. Do tej pory w ogóle nie wiedziałam, że mam coś takiego, dopóki nie zapytała, czy nigdy nie żałowałam, że nie miałam dzieci!

Dalszy ciąg utonął we łzach, a Brad był wyraźnie zdziwiony, bo nie przypuszczał, że może chodzić o taką sprawę.

– Zawsze byłam przekonana, że nie chcę mieć dzieci, ale już nie jestem. Nagle zaczęłam patrzeć zupełnie inaczej na te sprawy. A co, jeśli ona ma rację i kiedyś będę tego żałować? Potrzebna mi taka zgryzota na stare lata? A gdyby… – Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło, ale czuła, że musi to powiedzieć. – Gdyby tobie coś się stało, a ja nie miałabym nawet twojego dziecka?

Przez cały czas mówiła przez łzy, a Brad w osłupieniu potrząsał głową, bo oczekiwał wszystkiego, tylko nie tego. Pilar była ostatnią osobą, którą mógł posądzać o chęć posiadania dziecka.

– Mówisz poważnie? Naprawdę cię to martwi? – dopytywał się z niedowierzaniem.

– Myślę, że tak. A najgorsze by było, gdybym nagle postanowiła, że chcę mieć dzieci.

– Wtedy musiałabyś zadzwonić po straż pożarną, żeby mnie otrzeźwili zimną wodą z sikawki! Pilar, czy ty naprawdę poważnie myślisz o dzieciach? Dopiero teraz?

Przez ponad dwadzieścia lat Brad nawet nie myślał o płodzeniu potomstwa, a Pilar dawała mu jednoznacznie do zrozumienia, czego chciała.

– A co, uważasz, że jestem za stara? – spytała ze skwaszoną miną, ale on tylko się roześmiał.

– Nie ty, tylko ja. Przecież mam już sześćdziesiąt dwa lata i za kilka tygodni zostanę dziadkiem. Czy to nie śmieszne, żebym niedługo potem został młodym tatusiem?

– A niby dlaczego? W dzisiejszych czasach wielu mężczyzn w twoim wieku, a nawet starszych, po raz drugi zakłada rodzinę.

– Ależ ja się starzeję z minuty na minutę! – Próbował żartować, ale po oczach Pilar poznał, że przechodzi teraz poważny kryzys. – Od jak dawna o tym myślisz?

– Sama dobrze nie wiem – wyznała szczerze. – Chyba przyszło mi to na myśl po raz pierwszy od dnia naszego ślubu. Najpierw namieszali mi w głowie ci klienci, którzy wynajęli matkę zastępczą. Z jednej strony dziwiłam się, jak można z taką determinacją walczyć o dziecko, którego w życiu nie widzieli, a z drugiej strony częściowo ich rozumiałam. Nie wiem, może na stare lata zaczynam dziwaczyć? A już ciąża Nancy była dla mnie prawdziwym wstrząsem. Przywykłam uważać ją za dziecko, a teraz wydała mi się taka pogodna i zadowolona z siebie, jakby wreszcie odnalazła sens życia. Może więc to ja zgubiłam po drodze coś ważnego? Może nie wystarczy być dobrym prawnikiem, porządnym człowiekiem, kochającą żoną i macochą, ale do szczęścia potrzeba własnych dzieci?

– O rany! – westchnął, bo w jej obecnym stanie ducha nie od ważyłby się nawet powiedzieć, że nie ma racji. Uważał jednak, że jest już za późno na dzieci. – Nie mogłaś pomyśleć o tym wcześniej?

Spojrzała na niego z powagą, wkładając w to spojrzenie całą duszę.

– A gdybym doszła do wniosku, że nie mogę żyć bez dziecka, chciałbyś je mieć?

Zadanie tego pytania dużo ją kosztowało, ale musiała wiedzieć, na czym stoi i czy ma jakąś alternatywę. Nawet gdyby od powiedział odmownie, musiałaby się z tym pogodzić, bo kochała go nade wszystko, ale już zaczynała poważnie myśleć, że mogłaby urodzić jego dziecko.

– Nie wiem – wyznał szczerze. – Nie myślałem o tym od dawna. Musiałbym się nad tym poważnie zastanowić.

Uśmiechnęła się z ulgą, zadowolona, że nie odmówił od razu. Dawało to jej jakąś szansę, a tak czy owak, oboje musieli się po ważnie zastanowić nad wynikającą stąd odpowiedzialnością i nieuniknionymi utrudnieniami w życiu. Pilar zaczynała coraz bardziej wierzyć, że gra jest warta świeczki.

– No to myśl szybko. – Roześmiała się na widok jego żałosnej miny.

– A dlaczego?

– Bo ja się starzeję z minuty na minutę.

– Och, ty łotrzyco! – Pocałował ją namiętnie w usta, a potem jeszcze raz, z większą czułością. Stopniowo oboje zaczęli odczuwać podniecenie, siedząc na tarasie w promieniach słońca. – Wiedziałem, że stanie się coś strasznego, kiedy zmusiłem cię, że byś za mnie wyszła. Szkoda, że nie wiedziałem tego trzynaście lat temu. Zmusiłbym cię do ślubu znacznie wcześniej i od tego czasu urodziłabyś mi tuzin dzieci!

– Zobaczymy! – Wyprostowała się na jego kolanach, patrząc mu w oczy rozmarzonym wzrokiem. – Mam dopiero czterdzieści trzy lata… Może wycisnęłoby się jeszcze ze sześcioro albo siedmioro…

– Będzie cud, jeśli przeżyję jedno! – zaprotestował żartobliwie. – Ale pamiętaj, że jeszcze się nie zgodziłem. Muszę to przemyśleć…

Udając, że mu ustępuje, wstała i wzięła go za rękę.

– Wiesz co, Brad? Mam świetny pomysł, co możemy zrobić, zanim to przemyślisz. Chodź…

Śmiał się, gdy powoli prowadziła go do sypialni. Zawsze jej ulegał, podobnie jak ona jemu.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Po badaniu Diana usiadła na fotelu ginekologicznym. Odwiedziła tego lekarza w celu wykonania corocznych badań kontrolnych. Polecił go jej szwagier. Jack uważał jednak Arthura Jonesa za świetnego specjalistę mimo jego młodego wieku.

– Wygląda mi to wszystko bardzo ładnie – orzekł ginekolog z uśmiechem. – Czy ma pani jakieś dolegliwości, na przykład guzki, wypryski, nietypowe bóle lub krwawienia?

Za każdym razem Diana przecząco potrząsała głową. Czuła się nieszczęśliwa, gdyż przed tygodniem miała okres, co oznaczało, że nadal nie jest w ciąży.

– Nic mi nie dolega poza tym, że od jedenastu miesięcy próbuję zajść w ciążę i nic z tego nie wychodzi – oświadczyła.

– Może za ostro pani próbuje? – zażartował doktor, zupełnie jak jej siostry. Wszyscy znajomi powtarzali podobne głupstwa, w rodzaju „nie myśl o tym”, „nie przejmuj się”, „za bardzo się starasz” i tym podobne. Gdyby wiedzieli, jakie męki przeżywała co miesiąc, kiedy wychodziło na jaw, że znowu się nie udało! Miała dwadzieścia osiem lat, mężatką była już od roku, kochała swojego męża i swoją pracę, więc do szczęścia brakowało jej tylko dziecka.