– Po coś jej obiecywała? – miał pretensję do Pilar, kiedy odłożyła słuchawkę. – To może trwać wiele godzin. Nie zdziwiłbym się, gdyby dzieciak urodził się dopiero jutro rano.
– Spokojnie, kochanie. To przecież nasz pierwszy wnuk. Na kolację możemy pójść jutro, a dziś powinniśmy być w pogotowiu, gdy nasze dzieci nas potrzebują.
– Kiedy Nancy rodzi pierwsze dziecko, najmniej potrzebuje ojca. – Po prostu wydaje mi się, że powinniśmy być pod ręką na wypadek, gdyby coś poszło nie tak jak trzeba.
– Dobrze, już dobrze, zostaniemy! – Rozluźnił krawat i popatrzył na nią z poczuciem winy. W gruncie rzeczy był jej wdzięczny, że tak dba o jego dzieci i cieszył się, że z biegiem czasu także one to doceniły.
Pilar zajęła się więc przygotowaniem kolacji. Wyniosła gotową potrawę na taras i w świetle księżyca jedli spaghetti, popijając winem.
– Jakie to romantyczne! – rozmarzył się Brad. – Właściwie nawet lepsze niż „El Encanto”. Czekaj, kiedy ci ostatnio mówiłem, jak bardzo cię kocham?
W świetle księżyca wyglądał na młodszego i przystojniejszego niż normalnie, a i jej dodawała urody niebieska jedwabna suknia, dopasowana kolorem do oczu.
– Chyba już ponad dwie godziny temu. Zaczynałam się niepokoić!
Sprzątnęli brudne talerze po kolacji i zostali jeszcze na tarasie. Brad wspominał, jak przeżywał, kiedy Nancy miała się urodzić, choć w wieku trzydziestu pięciu lat nie był już młodym tatusiem. Natomiast po narodzinach Todda czuł się starym rutyniarzem i z radości częstował wszystkich cygarami. Przyznał się, że teraz też nakupił cygar i miał zamiar w ten sam sposób uczcić przyjście na świat dziecka Nancy.
Pilar cieszyła się z radości swoich bliskich i nie wątpiła, że wszystko pójdzie dobrze. Jednak oboje z Bradem byli mile zaskoczeni, kiedy telefon zadzwonił już o wpół do jedenastej wieczorem. Pobiegła go odebrać, bo siedzieli jeszcze na tarasie. Dzwonił Tommy, ale zaraz odezwała się także Nancy, ożywiona i szczęśliwa. Urodził im się syn, waży prawie cztery i pół kilograma!
– Wszystko potrwało raptem trzy i pół godziny! – chwalił się Tommy, jakby Nancy dokonała nadzwyczajnego wyczynu.
– A do kogo mały jest podobny? Pewnie do mnie? – zażartowała Pilar, co oboje przyjęli serdecznym śmiechem.
– Raczej do tatusia – odpowiedziała Nancy z wyraźnym zadowoleniem.
– Chwała Bogu! – Brad dorwał się do słuchawki. – To znaczy, że będzie przystojny.
– Już jest! – Tommy pęczniał z dumy.
Brad spytał jeszcze, czy wszystko odbyło się prawidłowo, na co usłyszał, że Nancy nie potrzebowała znieczulenia, urodziła siłami natury, a Tommy dzielnie jej asystował. Kiedy już odłożyli słuchawkę, znowu wyszedł z Pilar na taras Był dumny. Miał wnuka!
– Czasy się zmieniają! – mruczał pod nosem. – Gdyby mnie zaproponowano asystowanie przy narodzinach moich dzieci, chyba bym zemdlał.
– Ja też! – uśmiechnęła się Pilar. – Ten widok nie należy do przyjemności. Ale grunt, że młodzi są szczęśliwi. Słyszałeś, jak się cieszyli!
Mówiąc to, czuła, jak łzy napływają jej do oczu. Dotychczas nie znała tego uczucia, ale zaraz z uśmiechem podniosła wzrok na męża.
– Nie wyglądasz na dziadka! – zażartowała.
– Miło mi to słyszeć. Może chcesz cygaro?
– Nie, dziękuję.
Wiedziała jednak dobrze, czego by chciała, kiedy milcząc, wpatrywała się w ciemną taflę oceanu.
– O czym teraz myślałaś? – spytał, bo uderzył go dziwny wyraz jej oczu.
– O niczym specjalnym – skłamała.
– Nieprawda. Poznałem po twoich oczach, że myślałaś o czymś ważnym. Powiedz, co to takiego.
Nie widział jej takiej od pamiętnego wieczoru, kiedy przyjęła jego oświadczyny. Jednak, kiedy obróciła się ku niemu, z przestrachem zauważył, że płacze. Po jej policzkach płynęły łzy, a spojrzenie zdawało się zdradzać ciężar wieku. Wyzwoliło to w nim instynkt opiekuńczy, nieodparte pragnienie, aby wziąć ją w ramiona i osłonić przed smutkiem.
– Wiem, że to niepoważne z mojej strony – wyznała szeptem. – Wiem, że im się to należy, bo oni są młodzi… Ale pomyślałam właśnie, jaka byłam głupia przez te wszystkie lata… Jak bardzo chciałabym urodzić twoje dziecko!
Głos jej się załamał, więc Brad przez dłuższy czas też się nie odzywał, tylko trzymał ją za ręce.
– Mówisz serio? – spytał cicho. Życzyłby sobie, żeby doszła do tego wniosku wcześniej – tak byłoby lepiej dla nich obojga. Nie mógł jednak lekceważyć jej smutku i tęsknoty.
– Tak, mówię całkiem serio.
Przypomniało mu to dzień, w którym zgodziła się wyjść za niego po latach zapewnień, że woli pozostawać w stanie wolnym. Teraz znów, po tylu latach odżegnywania się od wszelkich pokus macierzyństwa, nagle zapragnęła urodzić mu dziecko.
Otoczył ją ramionami i przytulił mocno do siebie. Nie mógł znieść świadomości, że jego ukochana żona cierpi z powodu po czucia wewnętrznej pustki.
– Chciałbym, żebyś zawsze miała to, co jest dla ciebie ważne – zapewnił ze smutkiem. – Tylko, widzisz, ja chyba jestem za stary, żeby teraz mieć dziecko. Nie dożyłbym dni, kiedy do rośnie.
Mówił poważnie, ale ona uśmiechnęła się wyrozumiale. Nie miała zamiaru wywierać na niego żadnej presji.
– Na razie to ja potrzebuję ciebie, dopóki nie dorosnę, a to za pewne potrwa! – rzekła stanowczo, ocierając łzy.
– Może masz rację! – Roześmiał się życzliwie. Z czułością osuszał jej mokre od łez policzki. – No więc, co robimy z tym dzieckiem?
– Jakim dzieckiem? Nancy?
– Nie, naszym. Tym, które tak strasznie chcesz mieć.
– A mamy coś z tym zrobić? – spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie chciała ujawniać mu wszystkich swoich uczuć, aby nie stwarzać wrażenia, że go do czegoś przymusza. Wolała raczej udawać, że ulega pod jego naciskiem.
– No, jeżeli naprawdę tak bardzo tego chcesz, to spróbujemy! – rzekł z powagą, a ona wpatrzyła się w niego rozkochanym wzrokiem. – Tylko uprzedzam, w moim wieku nie mogę już gwarantować, że wszystko działa jak należy. Zawsze jednak możemy spróbować. To może być całkiem zabawne!
Roześmiał się łobuzersko, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Zaskoczył ją swoją reakcją, ale nie tak bardzo, jak ona jego lub nawet siebie samą. Gdyby jeszcze niedawno ktoś jej powiedział, że któregoś dnia zapragnie mieć dziecko – pewnie uśmiałaby się do łez. Tymczasem płakała właśnie z przemożnego pragnienia zostania matką!
– Jesteś tego pewien? – Spojrzała z czułością na męża. – Ja cię naprawdę do niczego nie zmuszam.
– Oczywiście, że jestem. Przecież wiesz, że dawno już chciałem mieć z tobą dziecko, tylko ty zawsze każesz mi strasznie długo czekać.
– Więc dziękuję ci za cierpliwość – wyszeptała, żywiąc w duchu nadzieję, że nie będzie jeszcze na to za późno dla niej ani dla niego. Nie wiedzieli przecież niczego na pewno. Mogli tylko próbować i czekać, co z tego wyjdzie.
Charlie kupił Barbie z okazji rocznicy ślubu pierścionek i butelkę szampana. Nie wiadomo, dlaczego podejrzewał, że Barbie zapomniała o tej dacie, więc nic nie mówił, bo chciał zrobić jej niespodziankę. Miał zamiar czekać na nią z kolacją, na powitanie oblać ją szampanem i wręczyć pierścionek z oczkiem w kształcie serduszka z rubinkiem w środku. Kupił go u Zalea i liczył, że się jej spodoba. Wiedział przecież, że uwielbiała stroje, biżuterię i piękne drobiazgi, a on z kolei lubił zaskakiwać ją prezentami. Kupiłby jej wszystko, gdyby tylko mógł, tak bardzo ją kochał, taka piękna mu się wydawała.
Rano oświadczyła, że przed południem ma casting do filmiku reklamującego proszek do prania, a potem wybiera się z Judi i jej współlokatorką po zakupy na Broadway Plaża. Obiecała mu, że na kolację wróci do domu, więc Charlie nie wspomniał o szykowanej niespodziance, żeby wszystkiego nie popsuć. Jednak około wpół do siódmej zaczął się denerwować. Barbie za zwyczaj była punktualna, ale w towarzystwie koleżanek mogła zapomnieć o obietnicy, zwłaszcza jeśli wstąpiła gdzieś na drinka. Zdjęcia próbne musiały być dla niej dużym stresem, zwłaszcza że tak bardzo chciała zostać aktorką. Miał nadzieję, że lada chwila wróci.
W minionym roku Barbie nie dostała zbyt wielu ról w filmach reklamowych – najwyżej z pół tuzina. W większości były to raczej mało liczące się rólki, z wyjątkiem jednej, gdzie śpiewała i tańczyła, reklamując rodzynki kalifornijskie. Wciąż jednak nie mogła doczekać się znaczącego przełomu, który otworzyłby przed nią drogę do kariery w Hollywood. Od czasu do czasu łapała dorywcze propozycje pracy jako modelka, przeważnie przy demonstracji strojów kąpielowych. Charlie nie miał nic przeciwko temu, by występowała w filmach lub na wybiegu – przeciwnie, był z niej dumny. Nie życzył sobie tylko, aby pracowała jako kelnerka lub ekspedientka. Judi pół roku temu dostała pracę w dziale kosmetyków u Neimana i Marcusa. Proponowała Barbie, że i jej załatwi taką posadę, ale Charlie się nie zgodził. Zazwyczaj jego zarobki wystarczały im na życie, choć ostatnio sytuacja nieco się pogorszyła. W cięższych chwilach siedzieli w domu przed telewizorem i żywili się makaronem z serem, ale potem Charliemu trafiała się jakaś prowizja i triumfalnie wracał z pracy, dźwigając bukiet kwiatów dla Barbie. Był dla niej tak dobry i czuły, że aż czasami miewała wyrzuty sumienia.
Wielokrotnie próbowała wyjaśnić Judi, dlaczego czuła się winna. Było jej głupio siedzieć w domu, malować sobie paznokcie, wydzwaniać do agenta czy umawiać się z Judi na lunch, pod czas gdy Charlie pracował ciężko, aby ją utrzymać. Judi ze swej strony uważała, że to najzupełniej w porządku i przekonywała ją, że powinna się z tego cieszyć. Barbie zresztą odpowiadała taka sytuacja. Po latach zarabiania na chleb w charakterze piosenkarki rewiowej czy kelnerki, a w Las Vegas nawet na stacji benzynowej, kiedy nie miała innych możliwości – teraz czuła się jak prawdziwa dama.
Starała się być miła dla Charliego, choć wciąż jeszcze nie mogła przywyknąć do stanu małżeńskiego. Niełatwo przychodziło jej tłumaczyć się przed mężem, gdzie była, co robiła, czy też siedzieć w domu, zamiast iść na imprezę. Tęsknota za panieńskimi czasami odzywała się w niej najsilniej, kiedy spotykała się z dawnymi koleżankami, które chwaliły się, co teraz robią. Kiedy jednak po tych spotkaniach wracała do domu – czekał na nią Charlie, jak zawsze czuły i wierny. Trudno byłoby nie kochać kogoś takiego, choć Barbie wolałaby, aby ją bardziej podniecał. Nie mogła jednak spodziewać się po nim rzeczy niemożliwych, za to wiedziała, że zawsze może na niego liczyć. Chwilami nawet przerażało ją, że nigdy się od niego nie uwolni, choć właściwie dla czego miałaby to zrobić?
O siódmej kolacja była już gotowa, a stół nakryty. Charlie wziął prysznic, przebrał się w niebieski garnitur i wyjął z szuflady prezent przygotowany dla Barbie. Szampan chłodził się w lodówce. O wpół do ósmej włączył telewizor, a o ósmej pieczyste już zaczynało się przypalać po brzegach. O dziewiątej wpadł w popłoch, bo zaczął podejrzewać, że coś się musiało przydarzyć. Dziewczęta miały pewnie wypadek, bo Judi kiepsko prowadziła samochód. Zadzwonił do niej, ale nikogo nie było w domu. Wykonał powtórny telefon o wpół do dziesiątej i nagrał się na automatyczną sekretarkę. Dopiero o dziesiątej Judi podniosła słuchawkę, ze zdziwieniem rozpoznając głos Charliego.
– Gdzie jest Barb? – zapytał od razu. – Nic się jej nie stało?
– A co się jej miało stać? Dopiero co ode mnie wyszła. Powinna lada chwila być w domu. Czemu tak panikujesz?
W głosie Judi przebijało rozdrażnienie, więc Charlie dopiero teraz zaczął się denerwować.
– Czym ona dostanie się do domu? – W duchu martwił się już, dlaczego Judi jej nie odwiozła.
– Wzięła taksówkę. Może nie pojedzie od razu do domu, ale na pewno w końcu dotrze. W każdym razie jeszcze nie zdejmuj koszuli. Ależ ty ją krótko trzymasz!
– Dziś jest nasza rocznica ślubu.
– Och… przepraszam! – mruknęła Judi.
A więc tak, jak się domyślał, dziewczyny wstąpiły gdzieś na kielicha i po paru drinkach zatraciły poczucie czasu. Opamiętały się dobrze po wpół do dziesiątej.
– Dziękuję – odpowiedział i odwiesił słuchawkę. Wyłączył piekarnik i pomyślał rozdrażniony, że też Barbie nie miała już kiedy wypuścić się z koleżankami na miasto. Akurat dzisiaj, w rocznicę ich ślubu? Dlaczego właściwie jej nie uprzedził? Czy myślał, że zaimponuje jej szampanem i domową pieczenią? Dużo prościej wyszłoby, gdyby powiedział jej, co szykuje. Taką nie przewidywalną dziewczynę trudno czymkolwiek zaskoczyć.
O dziesiątej czterdzieści pięć usłyszał szczęk klucza w zamku. Oglądał właśnie wiadomości i aż podskoczył, kiedy niespodziewanie stanęła w drzwiach. W czółenkach na wysokich obcasach i obcisłej czarnej sukience wyglądała szalenie seksownie.
– Gdzie byłaś? – spytał z niepokojem. – Przecież ci mówiłam, że robiłam zakupy razem z Judi.
– Przez jedenaście godzin? Czemu nie zadzwoniłaś? Byłbym wyjechał po ciebie.
– Nie chciałam sprawiać ci kłopotu, kochanie! – Cmoknęła go w policzek i dopiero wtedy zauważyła nakryty stół. Zaskoczona, ale i z pewnym poczuciem winy, spytała: – A co to ma znaczyć? Dla kogo to przygotowałeś?
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.