Kobieta miała bardzo zmysłowy głos i sugerowała, że Andy już wie, o co chodzi. Prosiła tylko, aby do niej zadzwonił, i po dała swój numer telefonu oraz nazwisko: Wanda Williams. Diana zareagowała na tę informacje śmiechem, bo nawet w najbardziej kryzysowych momentach ich pożycia nigdy nie posądzała Andyego o zdradę. Nie przypuszczała także, aby był na tyle głupi, żeby zachęcać swoje ewentualne sympatie do pozostawiania wiadomości na sekretarce. Podejrzewała, że może to być raczej aktorka występująca w jednym z programów organizowanych przez jego agencję. Incydent ten nie zaniepokoił więc jej, raczej ubawił, ale dostarczył tematu do żartów przy kolacji.
– Co to za dama z takim seksownym głosem, która do ciebie dziś dzwoniła?
– Że co? – Andy, wyraźnie podenerwowany, sięgnął po chleb.
– Chyba słyszałeś? Kto to jest? – indagowała z uśmiechem. Zazwyczaj Andy umiał wychodzić z takich sytuacji obronną ręką, ale dziś jakoś mu to nie wychodziło.
– O co ci chodzi? To znajoma mojego brata. Przyjechała tu na jakiś czas i chciała, żebym pomógł jej wybrać samochód.
– Akurat samochód! – Diana roześmiała mu się w nos. – Co za bzdury! No już, wyduś, kto to jest ta Wanda Williams? – Wymówiła jej nazwisko z taką samą intonacją jak w nagraniu, ale Andyego wcale to nie rozśmieszyło.
– Nie wiem. Jakaś kobieta. W życiu jej nie widziałem. Wystarczy?
– Głos ma jak z Randki na telefon. Prosiła, żebyś do niej za dzwonił.
– Aha, rozumiem. – Zdążył już zjeść trzy kromki chleba, co świadczyło o jego zdenerwowaniu. Zaniepokoiło to Dianę.
– I co, zadzwonisz do niej? Oczywiście w sprawie samochodu? – Diana wyraźnie się z nim drażniła, co zaczynało wyprowadzać go z równowagi. – Może… Jeszcze zobaczę.
– O nie! – Cała ta historia nie trzymała się kupy, a Diana nie lubiła, kiedy wciskano jej jakieś bajeczki. – Andy, co tu jest grane?
– Może to moja sprawa, do cholery? Czy nie wolno mi już mieć życia prywatnego?
– Wolno, ale nie z kobietami.
– Przysięgam, że nie kręcę z nią, wystarczy?
– No więc co z nią robisz? – Diana nie rozumiała, dlaczego Andy tak się plącze, gdy chodziło o tę dziewczynę. Czyżby coś ukrywał?
– To znajoma mojego kolegi z pracy. Prosiła go, żeby mnie z nią umówił, bo ma jakiś problem do przedyskutowania… – Wolał nie ujawniać przed Dianą, że to Bili Bennington skontaktował go ze swoją byłą dziewczyną.
– No więc dlaczego mnie okłamałeś, że to znajoma twego brata?
– Daj spokój, Diano. Nie przyciskaj mnie do muru, dobrze?
– A niby dlaczego? – Poderwała się z miejsca. Teraz już całkiem otwarcie podejrzewała, że Andy ukrył przed nią jakiś romans. – Co ty kombinujesz?
– Słuchaj… – Za wszelką cenę próbował wykręcić się od szczerej odpowiedzi. Widział jednak, że mu to się nie uda. – Nie chciałem ci teraz o tym mówić, bo myślałem, że najpierw z nią porozmawiam i zorientuję się, co to za jedna.
– Pięknie. I co to ma być? Randka?
– Ależ skąd! Ona wynajmuje się jako matka zastępcza. Już w zeszłym roku urodziła dla kogoś dziecko i chętnie zrobiłaby to znowu. Chciałem jej się przyjrzeć i dopiero potem spytać cię o zdanie. – Bąkał to nieśmiało, spodziewając się gwałtownej reakcji żony.
– Co takiego? Wybierasz już matkę zastępczą, a mnie nawet nie raczyłeś uprzedzić? A jeśli będzie trzeba, to prześpisz się z nią, tak? Andy, na miłość boską, jak mogłeś zrobić coś podobnego?
– Przecież ci mówię, że na razie chciałem z nią tylko porozmawiać! A to, o czym mówisz, i tak załatwia się przez sztuczną inseminację i dobrze o tym wiesz.
– Dobrze, ale po co się w ogóle do tego bierzesz? Przecież się umówiliśmy, że przez najbliższe kilka miesięcy nie będziemy po ruszać tego tematu?
– Wiem, ale teraz akurat nadarzyła się okazja, a takich ludzi często się nie spotyka. No, a zanim ty się zdecydujesz, ona może już nosić dziecko dla kogoś innego.
– Kim ona jest?
– Chyba aktorką. Nie uznaje aborcji, natomiast łatwo zachodzi w ciążę i cieszy się, jeśli tym sposobem może wyrządzić komuś przysługę.
– Jakie to miłe z jej strony! A ile sobie życzy za tę przysługę?
– Dwadzieścia pięć patyków.
– A co, jeśli zmieni zdanie i zechce zatrzymać dziecko?
– Nie będzie mogła, bo zawrzemy umowę obwarowaną żelaznymi klauzulami. Zresztą przy tamtym dziecku nie robiła trudności. Spotkałem się z tymi ludźmi, dla których urodziła córeczkę. Urocze dziecko, szaleją za nią. Kochanie, proszę cię, pozwól mi przynajmniej porozmawiać!
– Ani mi się waż! Skąd wiesz, czy to nie jest narkomanka albo czy nie cierpi na jakąś dziedziczną chorobę? A jeśli nie zechce się zrzec dziecka? Nawet mnie nie proś o coś takiego!
Oparła głowę na stole i płakała, choć bardziej chciało jej się krzyczeć. Jak mógł stawiać ją w takiej sytuacji? Zrobili przecież dopiero pierwszy krok na drodze do odbudowy ich związku, nie była jeszcze gotowa do tego typu działań.
– Kochanie, to przecież ty chciałaś urodzić moje dziecko, więc chyba i ja mam prawo do tego? Wydaje mi się, że to lepsze niż adopcja, przynajmniej w połowie to dziecko będzie rzeczywiście nasze.
– To co, chcesz zrobić eksperyment naukowy? – Utkwiła w nim wzrok pełen nienawiści. – Jak śmiałeś mnie wpakować w coś takiego? Nienawidzę cię!
– Mam takie samo prawo do dziecka jak ty. To znaczy, oboje mamy, ale to przede wszystkim ty chciałaś je mieć.
– Tak, ale nie w ten sposób. Wiesz, w jakim stresie byśmy żyli, zanim byłoby po wszystkim? Zresztą, nie chcę, żebyś zapładniał jakąś obcą kobietę, bo mogłaby się zakochać w tobie i twoim dziecku. – Di, ona jest mężatką!
– No to co? W takim razie wszyscy macie fioła; ty, ona i jej mąż.
– A ty jedna jesteś normalna? – przyciął złośliwie.
– Może i jestem.
– W każdym razie nie wyglądasz na taką. – Rzeczywiście, sprawiała wrażenie osoby bliskiej obłędu. – Słuchaj, w tym tygodniu mam zamiar jednak z nią porozmawiać. Chcę spytać o jej warunki i przekonać się, co to za jedna. Muszę wiedzieć coś więcej. I chciałbym, żebyś przy tym była.
– O nie, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie stawiaj mnie pod ścianą, proszę! – Ledwo się pozbierała po przeżytym szoku. Nie chciała ryzykować drugi raz tego samego.
– Myślałem, że jesteś silniejsza – rzekł spokojnie. Zależało mu, żeby przeprowadzić ten zabieg, bo pragnął dziecka. Diany też pragnął, ale przede wszystkim chciał mieć normalną rodzinę. A skoro ma szansę na dziecko swojej krwi – tym lepiej.
– A ja myślę, że jesteś świnia! – rzuciła mu w twarz i zamknęła się w łazience. Zanim wyszła, Andy zdążył już zadzwonić do Wandy Williams i umówić się z nią na następny dzień w restauracji „The Ivy”. Miał wrażenie, że to nie jest najodpowiedniejsze miejsce, ale to Wanda je wybrała.
– Pójdziesz tam ze mną? – spytał Dianę rankiem tego samego dnia, ale potrząsnęła przecząco głową. Zanim wyszedł do pracy, ponowił propozycję, ale tym razem w ogóle nie zareagowała. W agencji Bili zapytał go, czy udało mu się przekonać żonę, i Andy musiał zgodnie z prawdą przyznać, że Diana wpadła w szał. Nie przypuszczał, aby w ogóle zechciała spotkać się z kandydatką na matkę zastępczą. Bili spieszył się na ważne spotkanie, więc tylko życzył mu powodzenia.
Diana tymczasem siedziała w pracy, ale nie mogła się skupić, bo przez cały czas myślała, jak wygląda ta kobieta. W którymś momencie nie wytrzymała, zamówiła taksówkę i kazała się zawieźć do umówionej restauracji. Przybyła tam w pół godziny po Andym i Williamsach, ponieważ kobieta stawiła się na spotkanie z mężem. Andy, zaskoczony pojawieniem się Diany, przedstawił ją Williamsom.
Małżonkowie byli schludnie ubrani i nie wyglądali na ociężałych umysłowo ani na narkomanów. Wanda okazała się nie brzydką kobietą, i mówiła dużo o tym, że zależy jej na zrobieniu czegoś „pożytecznego”. John natomiast sprawiał wrażenie, jakby to wszystko mało go obchodziło. Oczywiście poza pieniędzmi, gdyż małżonkowie życzyli sobie pokrycia kosztów opieki lekarskiej, uzupełnienia garderoby Wandy i wyrównania jej utraconych dwumiesięcznych zarobków, niezależnie od honorarium rzędu dwudziestu pięciu tysięcy dolarów. W zamian Wanda deklarowała gotowość podpisania umowy gwarantującej nieużywanie przez nią alkoholu i narkotyków oraz unikanie ryzyka przez cały okres trwania ciąży. Zobowiązywała się też do oddania im dziecka zaraz po urodzeniu.
– A co będzie, jeśli pani w ostatniej chwili zechce jednak za trzymać dziecko? – spytała Diana, która tymczasem zamówiła sobie kawę.
– Na pewno tego nie zrobię – odpowiedziała szczerze Wanda, dodając coś na temat niesprzeciwiania się swojej karmie, czyli przeznaczeniu. Jej mąż wyjaśnił, że małżonka interesuje się religiami Wschodu.
– Nie przepada za dziećmi – dodał. – Tego ostatniego też nie chciała zatrzymać.
– A co pan będzie czuł, kiedy pańska żona zostanie zapłodniona nasieniem mojego męża? – zaatakowała go frontalnie Diana.
– Myślę, że pani mąż nie robiłby tego, gdyby nie musiał – od powiedział filozoficznie John, spoglądając wymownie na Dianę. Oczywiście natychmiast pojęła aluzję, ale nie dała tego po sobie poznać. – Uważam, że to jej sprawa, jeśli chce coś takiego zrobić.
Diana nie mogła się oprzeć wrażeniu, że oboje mieli nierówno pod sufitem, choć na zewnątrz wyglądali na zupełnie normalnych. Może dlatego cały projekt wydawał się jej tak odstręczający
Zjedli lunch, ale sprawę pozostawili nierozstrzygniętą, bo Andy obiecał, że zadzwoni do nich za kilka dni, kiedy przedyskutują wszystko z Dianą.
– Muszę jeszcze przeprowadzić wywiad z innym kandydatem – dodała Wanda. – Umówiłam się z nim na jutro.
– Ona to robi tylko dla ludzi, których lubi – wyjaśnił jej mąż, wbijając oskarżycielskie spojrzenie w Dianę. Najwidoczniej nie wzbudziła wystarczającej sympatii pani Williams, co stawiało pod znakiem zapytania całe przedsięwzięcie. Dianie z kolei robiło się słabo na samą myśl, że tych dwoje popaprańców przeprowadzało z nią „wywiad”!
Williamsowie wyszli z restauracji przed nimi, więc Diana miała szansę jeszcze raz zaatakować Andyego:
– Jak mogłeś zrobić nam coś takiego?
– A jak ty mogłaś być dla niego taka niemiła? Po co wspominałaś o moim nasieniu? Teraz mogą nas zdyskwalifikować jako kandydatów!
– Nie wierzę. – Gniewnie błysnęła oczyma. – Przecież nawijała ci o swojej karmie, a ty masz zrobić jej dziecko. Tfu, co za obrzydliwość!
– Mam zamiar zadzwonić do doktora Johnstona i spytać go, jak się do tego zabrać.
– Ja w każdym razie nie mam zamiaru się w to włączyć i chcę, żebyś to wiedział,
– Twoja sprawa. Przecież nie proszę cię, abyś to finansowała! – Diana wiedziała, że pieniądze na pokrycie kosztów całej operacji Andy będzie musiał pożyczyć od rodziców. Zastanawiała się, jak się z tego przed nimi wytłumaczy.
– Myślę, że ci odbiło. A w ogóle to żałosne, kiedy ludzie tacy jak my próbują za wszelką cenę mieć dzieci.
Wiedziała, że istnieje prostsze rozwiązanie i żałowała, że nie zastosowała go wcześniej. Na razie tylko potrząsnęła głową i bez słowa wyszła z restauracji. Wsiadła do taksówki i kazała się zawieźć do domu. Kiedy Andy wrócił po pracy, spostrzegł, że znikły jej wszystkie rzeczy, a na stole kuchennym została karteczka:
„Drogi Andy, powinnam była zrobić to już dużo wcześniej, bo teraz tak głupio wyszło. Tobie nie trzeba matki zastępczej, tylko prawdziwej żony, takiej, która może urodzić ci dziecko. Życzę ci powodzenia, bo cię kocham. Mój adwokat skontaktuje się z tobą. Pozdrawiam – Diana”. Andy stał jak wryty i wpatrywał się tępo w kartkę.
Jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił do jej rodziców, aby sprawdzić, czy nie wróciła do nich – okazało się jednak, że nie.
Oczywiście matka Diany od razu wyczuła, że coś się musiało stać, była jednak na tyle dyskretna, że nie zadawała żadnych pytań. Ani ona, ani ojciec nie widzieli Diany od czasu jej pamiętnego wyskoku w Święto Dziękczynienia, ale regularnie rozmawiali z nią przez telefon.
Tymczasem Diana przeniosła się najpierw do hotelu, a potem wynajęła mieszkanie. Wiedziała już, że nie powinna się dłużej oszukiwać, bo sytuacja, w jakiej oboje się znaleźli, była nienormalna. Ten nieszczęsny lunch w „The Ivy” uświadomił jej to wyraźnie. Oboje się wygłupili, a już najbardziej Andy. Jak mógł myśleć o zapłodnieniu tej zwariowanej baby?
Andy codziennie wydzwaniał do Diany pod jej numer w pracy, ale nie odbierała telefonów. Kiedy chciał z nią porozmawiać – unikała go. Wszystko wskazywało na to, że skończył się zarówno ich cudowny sen, jak i towarzyszące mu koszmary.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
– No to jazda – zarządziła Pilar, włączając magnetowid. Na ekranie dwie kobiety oddawały się wyszukanym pieszczotom. Brad przyglądał się temu z niepewnym uśmiechem, czując się niewiarygodnie głupio.
– Nie jestem pewien, czy to odpowiedni film – zażartował smętnie.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.