– Dziękujemy za wszystko!
On zaś machał za nimi jeszcze wtedy, gdy wóz już ruszył. Miło było patrzeć na taką szczęśliwą rodzinkę.
Diana rozsiadła się wygodnie na tylnym siedzeniu obok dziecka i popatrywała stamtąd na Andyego. Wprost trudno jej było uwierzyć, że tyle wydarzyło się w czasie krótszym niż czterdzieści osiem godzin.
– Masz pojęcie, że to się stało naprawdę? – spytała z promiennym uśmiechem. Jednak małe paluszki zaciskające się wokół jej palca dowodziły, że są prawdziwe, a mała Hilary wyglądała jak wzór doskonałości.
– Wciąż nie mogę w to uwierzyć! – wyznał Andy szeptem, bo bał się obudzić maleństwo. Przez całą drogę na lotnisko przyglądał się Dianie z uśmiechem. – A co planujesz zrobić ze swoją pracą?
Pytanie było jak najbardziej na czasie, gdyż Diana zdążyła się zaangażować w pracę redakcyjną, a tu nagle wszystko stanęło na głowie.
– Nie jestem pewna, ale chyba wezmę urlop macierzyński – wyznała.
– Już widzę, jak się twoja naczelna ucieszy! – zakpił Andy, ale sam też miał zamiar wziąć przynajmniej tydzień urlopu, aby po móc Dianie i lepiej poznać córkę. Ich córkę – jak to dziwnie brzmiało! Oboje musieli się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Dianie było przykro, że jej radość wiązała się z bólem Jane, ale w końcu Jane sama tego chciała.
Zanim wsiedli do samolotu, Hilary się obudziła, więc Diana przewinęła ją i napoiła roztworem glukozy. Mała znowu zasnęła. Przez cały lot Diana trzymała ją w ramionach, czując przy piersi ciepło śpiącego maleństwa, a w sercu wzbierającą miłość, jakiej nie przeżywała nigdy dotąd.
– Nie wiem, która z was jest szczęśliwsza, ty czy panna Hilary? – żartował Andy, delektując się drinkiem podanym przez stewardesę. Uważał, że mu się to w pełni należało.
Do domu dotarli już po południu, ale Diana miała wrażenie, jakby wróciła tu po wielu latach. Tyle się w ich życiu zmieniło od telefonu w piątkowy wieczór, aż trudno im było uwierzyć, że minęły dopiero trzy dni.
– W którym pokoju ją położymy?
– Myślę, że w naszym. Nie chciałabym, żeby spała zbyt daleko od nas, a w nocy tak czy siak będę musiała wstawać, żeby ją nakarmić.
– Tak, wiem, po prostu nie chcesz oddalić się od niej ani na chwilę! – Andy parsknął śmiechem. Nie dziwił się jej jednak, bo sam, stawiając koszyczek z dzidziusiem przy łóżku, pomyślał, że to dziecko już wrosło mu w serce.
Wieczorem Diana zadzwoniła do swojej młodszej siostry Samanty, aby poleciła jej dobrego pediatrę. Skłamała, że potrzebuje takiego specjalisty dla koleżanki, ale szkoda, że Sam nie mogła widzieć jej łobuzerskiego uśmiechu! Sam podała jej nazwisko lekarza, ale zdziwiła się, bo Diana, jakby nigdy nic, spytała o zdrowie jej dziecka i zaproponowała, aby nazajutrz do niej wpadła.
Samanta, świadoma nadwrażliwości Diany na tym punkcie, rozmawiała z nią bardzo ostrożnie, ważąc każde słowo.
– Widzisz, Di, nie mam z kim zostawić małego, bo Seamus pracuje teraz nad nowym obrazem… Mogę przyjść jedynie wtedy, kiedy starsze są w przedszkolu, ale musiałabym przynieść małego ze sobą…
Spodziewała się, że Diana się na to nie zgodzi, bo dotychczas tylko raz widziała jej synka zaraz po urodzeniu, a i to z daleka.
– Ależ proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu! – zaszczebiotała radośnie Diana, co Samancie wydało się mocno podejrzane.
– Jesteś tego pewna? – spytała na wszelki wypadek.
– Oczywiście, jestem teraz bardzo pozytywnie nastawiona do dzieci.
– A co, lepiej się czujesz? – Samanta nie dowierzała, pomna, jak przeraził ją wybuch Diany w Święto Dziękczynienia. Jednak podczas miesięcy, które minęły od tamtego czasu, stopniowo zaczęła rozumieć, jak wielkie katusze przeżywała wtenczas Diana i jak bezdusznie potraktowała ją reszta rodziny.
– Owszem, nawet dużo lepiej – uspokoiła ją Diana. – Porozmawiamy o tym jutro.
W następnej kolejności zadzwoniła do matki. Zawiodła się nieco, gdyż nie zastała ojca w domu, ale zaprosiła matkę na kawę o tej samej porze co Samantę. Zaprosiła także Gayle i tak się złożyło, że i ona bez przeszkód mogła do niej przyjść. Diana nie mówiła matce ani siostrom, jaki jest powód tego niespodziewanego zaproszenia, ale gdy odwiesiła słuchawkę po rozmowie z Gayle, uśmiechała się od ucha do ucha. Nareszcie udało się jej dorównać siostrom i wstąpić do „klubu matek”.
– Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, kochanie – szeptał do niej Andy, kiedy leżeli w łóżku. Nigdy dotąd nie widział jej tak rozpromienionej, więc dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo musiała pragnąć tego dziecka. Zaskoczyła go również jego własna reakcja, bo okazało się, że to, iż mała nie jest z nim biologicznie spokrewniona, wcale mu nie przeszkadza. Zachwycał się nią, a gdy pierwszej nocy się obudziła – oboje na wyścigi rzucili się do niej z butelką. Potem już umawiali się, kto będzie wstawał, a rano Diana była wprawdzie zmęczona, lecz szczęśliwa.
– Wczoraj wieczór zapomniałaś do kogoś zadzwonić! – mruknął, kiedy rozespany wracał do łóżka. Dzwonił właśnie do swojej agencji, zawiadamiając, że nie przyjdzie do pracy ani dziś, ani prawdopodobnie jutro. Jako powód podał, że jeszcze nie czuje się dobrze, a resztę obiecał wyjaśnić kiedy indziej.
– A do kogo jeszcze miałam zadzwonić? – Diana wzięła jego słowa za dobrą monetę i serio próbowała to sobie przypomnieć. Zadzwoniła przecież do matki i obu swoich sióstr, a z ojcem skontaktuje się, kiedy ten wróci. Może chodziło o Eloise? Ostatnio jednak nie były już z sobą tak zaprzyjaźnione jak kiedyś. – Jakoś nikt nie przychodzi mi na myśl…
– Jak to? A nasza słodka Wanda Williams?
– Ach, ty łobuzie! – Diana roześmiała się tak głośno, że aż Hilary zaczęła płakać. Czym prędzej więc nakarmiła ją, wykąpała i przebrała w jeden ze świeżo kupionych komplecików. Zanim nadeszli zaproszeni goście, wiedziała już na pewno, że nie jest ważne, co teraz pomyśli jej rodzina ani jak zareaguje, gdy zobaczy dziecko. Nie, najważniejsza była teraz ta mała istotka, która z czasem miała wyrosnąć na kobietę. To na nią tak długo czekali, o nią modlili się, walczyli i o mało nie zniszczyli siebie nawzajem. Diana oczywiście liczyła, że jej rodzina pokocha małą Hilary, ale jeżeli nie – to mniejsza z tym!
Teraz już miała świadomość, że nie zawiodła jako matka, tylko doszła do macierzyństwa inną drogą niż większość kobiet. Poradziła sobie z problemem pozornie nie do pokonania i dalej szła przez życie, które niosło z sobą radości i smutki, ale czasem także nadzwyczajne dary. Takim darem dla Diany stała się mała Hilary; kto wie, czy nie najcenniejszym, jaki w swoim życiu otrzymała. Jej pojawienie się było czymś więcej niż zwycięstwem – raczej błogosławieństwem!
Gdy z czułością patrzyła na śpiące dziecko – zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Pierwszym gościem okazała się jej matka.
– Jak się masz, kochanie? – spytała z troską, a w jej oczach Diana zauważyła niepokój.
– Dziękuję, świetnie.
– To dlaczego nie jesteś w pracy? – Matka usiadła sztywno na kanapie w swym nowym, granatowym kostiumie od Adolfa i fryzurą prosto od fryzjera. Dłonie zaciskała nerwowo na uchwycie od torebki.
– Ależ mamo, nie denerwuj się! Wzięłam po prostu urlop.
– Jak to, nie wspominałaś ani słowem, że wybierasz się na urlop. Wyjeżdżacie gdzieś z Andym? – Wiedziała przecież, że przez jakiś czas córka i zięć pozostawali w separacji, ale gdy znowu postanowili być razem, Diana natychmiast ją o tym powiadomiła. Matka nie chciała wtrącać się w sprawy młodych, podobnie jak nigdy nie poruszała z Dianą sprawy jej niepłodności. Do wiedziała się o tym od Samanty, a mąż Gayle, ginekolog Jack, po twierdził ten fakt.
Diana chciała właśnie odpowiedzieć matce, że nigdzie się z Andym nie wybierają, gdy zadzwonił następny dzwonek. W drzwiach stała Samanta ze swoim dwumiesięcznym synkiem, rozkosznie śpiącym w foteliku. Diana uświadomiła sobie, że jeszcze kilka dni temu nie mogłaby na niego patrzeć, a teraz widziała w nim już tylko słodkiego dzidziusia.
– Coś się stało? – spytała siostra już od drzwi. Diana roześmiała się i pomogła jej postawić na podłodze nosidełko z dzieckiem. Samanta obserwowała ją z przerażeniem, gdyż zauważyła zasadniczą zmianę w jej zachowaniu. Zdawała się nie przejmować obecnością niemowlęcia, nabrała pewności siebie i zatraciła przesadną wrażliwość. Czyżby była w ciąży? Nie śmiała jednak o to pytać.
– Dopiero co mama pytała mnie o to samo. Podejrzewała, że siedzę w domu, ponieważ wyleli mnie z pracy!
W tym momencie dopiero Samanta dostrzegła matkę, co za skoczyło ją jeszcze bardziej. Diana zauważyła to i pospieszyła z wyjaśnieniem.
– Widzisz, po prostu wzięłam urlop i pomyślałam sobie, że fajnie byłoby się spotkać. Cieszę się, że cię widzę, Sam.
Matka obserwowała je z daleka i cieszyła się, że siostry przy jaźnie odnoszą się do siebie. Po dziesięciu minutach przybyła Gayle, narzekając na korki uliczne, swój samochód i brak miejsca do parkowania.
– Cóż to za okazja? – Rozejrzała się podejrzliwie po salonie. – Jakiś zjazd rodzinny?
– O nie, nic podobnego! – Diana roześmiała się swobodnie. – Chciałam tylko, żebyście coś zobaczyły. Usiądź, Gayle. – Samanta bowiem siedziała już na kanapie obok matki, trzymając na rękach dziecko. Diana zniknęła w sypialni, wyjęła Hilary z koszyczka i nie budząc jej, wzięła na ręce. Maleństwo przylgnęło do niej całym ciepłem ciałka, więc niosła ją do salonu, okrywając główkę pocałunkami. Gdy zjawiła się z powrotem w salonie, Gayle wykrzyknęła ze zdziwieniem:
– O rany, to ty masz dziecko?
– Jak widać, mam. To jest Hilary. – Diana usiadła obok Samanty, a małą położyła sobie na kolanach, aby wszyscy mogli widzieć jej regularne rysy, aksamitną skórę i malutkie rączki z długimi, smukłymi paluszkami.
– Ależ ona jest śliczna! – zachwyciła się matka i ucałowała Dianę. – Kochanie, tak się cieszę!
– Ja też, mamo. – Diana oddała matce pocałunek. Samanta porwała ją w ramiona. Obie siostry na zmianę śmiały się i płakały, a Gayle przysunęła się, by popatrzeć na dziecko.
– Ale ci się udało! – wykrzyknęła. – Masz gotowego, ślicznego dzidziusia bez bólów porodowych, dodatkowych kilogramów i powyciąganych cycków! No, gdybym nie cieszyła się twoim szczęściem, chybabym cię znienawidziła! Może teraz, po tym wszystkim, będziemy mogły się znowu zaprzyjaźnić? To był ciężki okres dla nas wszystkich, chyba to wiesz?
Mówiła w imieniu całej rodziny, ale wszyscy wiedzieli, że to właśnie ona i Diana wiecznie darły ze sobą koty Samanta, jako najmłodsza, była wykluczona z ich sporów.
– Tak mi przykro. – sumitowała się Diana, spuszczając oczy – Przechodziliśmy wtedy kryzys, ale teraz jest już po wszystkim.
– Skąd ona się wzięła? – zainteresowała się Samanta, podziwiając delikatne rysy małej.
– Z San Francisco. Urodziła się w niedzielę o wpół do pierwszej w południe.
– Ona jest cudowna! – Świeżo upieczona babcia rozpływała się w zachwytach. Nie mogła się już doczekać, kiedy opowie o tym nadzwyczajnym zdarzeniu mężowi i razem pójdą wybrać jakiś prezent dla dzidziusia. Nie wiedziała, jak zareaguje ojciec Diany, ale była pewna, że się ucieszy, zważywszy, jak jej współczuł.
Matka i siostry posiedziały jeszcze prawie dwie godziny, po czym z żalem wyszły, obcałowując na pożegnanie Dianę i Hilary. Prawie równocześnie wrócił Andy, który pojechał do swojej agencji tylko po to, aby zabrać jakieś dokumenty i poprosić o urlop do końca tygodnia. Przełożeni byli mile zaskoczeni dobrymi wiadomościami i poszli mu na rękę do tego stopnia, że sami zaproponowali, aby wziął jeszcze tydzień wolnego, jeśli tego potrzebuje. Andy zajrzał też do Billa Benningtona, aby pochwalić się dzieckiem.
– No, to może od czasu do czasu będziemy mogli machnąć partyjkę? – zażartował Bili. Rozumiał problemy Diany, bo Denise też miała kłopoty z ciążą. Lekarze kazali jej leżeć, gdyż obawiali się przedwczesnego porodu, a może nawet utraty dziecka. Mieli zamiar zezwolić jej na większą swobodę ruchu dopiero na miesiąc przed terminem porodu. – Kiedy będzie można zobaczyć tę małą? Za kilka lat, jak nasze dziewczyny podrosną, zagramy z nimi debla?
Wiedział już z badań USG, że też ma dziewczynkę, więc zapalał się już do wizji, jak to w przyszłości obaj będą wprowadzać swoje córki w świat. Andy roześmiał się i obiecał, że wpadną go odwiedzić, jeśli tylko Denise będzie czuła się dobrze.
W domu Diana czekała na niego z długą listą sprawunków. On jednak najpierw był ciekaw, jak udały się odwiedziny matki i sióstr. Z miny Diany wnioskował, że chyba dobrze.
– No i jak poszło? – spytał konspiracyjnym szeptem. – Księżniczka zachowała się jak należy?
– Bez zarzutu. One wszystkie były nią zachwycone.
– Dziwisz się? – Spoglądał z podziwem na małą, śpiącą spokojnie w koszyku, kontemplując każdy jej ruch, każdy fragmencik ciała. Nagle coś sobie przypomniał. – Dzwoniłaś może do swojej redakcji?
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.