– Muszę się z nim widzieć, natychmiast! – oznajmiła sekretarce, która z jej wyrazu twarzy wywnioskowała, że Diana mówi poważnie. Wśliznęła się więc za zamknięte drzwi sali konferencyjnej i wywołała Andyego. Przybiegł zaniepokojony.
– Co się stało? Nie daj Boże, coś z dzieckiem? – Z niepokojem spoglądał na Dianę i zauważył, że jest wprawdzie blada, ale opanowana.
– Skąd, z nią wszystko w porządku, ale muszę z tobą zaraz po rozmawiać. I to w cztery oczy.
– No więc chodź do mojego pokoju.
Odebrał od niej dziecko i weszli do gabinetu, którego wystrój stanowiło drewno i szkło, z fantastycznym widokiem z okna. Dopiero tam, z troską w oczach, przyjrzał się jej dokładniej
– A teraz powiedz, co się właściwie stało? Był przeświadczony, że musiało się stać coś strasznego. Diana najpierw nie wiedziała, od czego zacząć, a wreszcie wypala;
– Jestem w ciąży!
– Mówisz serio? – Patrzył na nią z niedowierzaniem, a potem uśmiechnął się niepewnie: – Eee, pewnie żartujesz!
Z jego ust nie znikł uśmiech nawet wtedy, kiedy Diana przecząco pokręciła głową i dodała:
– To już trzeci miesiąc, masz pojęcie?
– Kochanie, tak się cieszę… – bąkał zmieszany. – Zaraz zaraz… Trzeci miesiąc, to znaczy, że to musiało się stać wtedy kiedy przywieźliśmy Hillie z San Francisco! O rany, ale heca
Nie był jednak aż tak zdziwiony, jak przypuszczała, bo słyszał już o kobietach, które zachodziły w ciążę dopiero wtedy, gdy po wielu nieudanych próbach decydowały się na adopcję,
– Jak to, wtedy byłam przecież tak zmęczona, że nie miałam ochoty na te rzeczy! – przypomniała sobie Diana.
– Ciekawe, bo myślałem, że to ja – zażartował. – Chyba że to się stało przez zapylenie?
– Nie przypuszczam.
– Coś podobnego, wprost nie mogę uwierzyć! Kiedy masz termin? – Nie jestem pewna. Jack coś mówił, ale byłam tak oszołomiona, że nie słuchałam. Chyba około dziesiątego stycznia.
– Niech ja skonam! Musimy koniecznie powiadomić o tym Johnstona.
– A niech gęś kopnie Johnstona! – odburknęła i znienacka rzuciła się Andyemu na szyję. Z radości podniósł ją i przetańczył z nią dookoła pokoju.
– Super! Hurra! – wykrzykiwał. – Będziemy mieć dzidziusia! Nagle spoważniał i przypomniał sobie, o co powinien był przede wszystkim zapytać.
– A jak się teraz czujesz? Bo chyba już wiemy, skąd się brały tamte dolegliwości, prawda?
– Jack zapewnił, że najgorsze mam za sobą – uspokoiła go. – Twierdzi, że za tydzień lub dwa powinnam się czuć zupełnie dobrze.
– W takim razie musimy to uczcić i wyskoczyć gdzieś wieczorem. Może do „L0rangerie”? Smarkatą najwyżej zostawimy w szatni.
Pocałował ją jeszcze raz i wrócił na konferencję. Natomiast Diana została jeszcze trochę, kontemplując widok z okna jego gabinetu, aby trochę dojść do siebie.
Pilar starała się nie przejmować ciążą, zwłaszcza odkąd pomyślnie przeszła badania prenatalne w czerwcu. Bała się ich śmiertelnie, ale wszystko poszło gładko. Polegało to na pobraniu płynu owodniowego za pomocą dwóch długich igieł, z każdego pęcherza płodowego oddzielnie. Dzięki tym badaniom dowiedziała się, że bliźnięta są zdrowe oraz że są chłopcem i dziewczynką.
Doszła więc do wniosku, że to dobry moment, aby poinformować o ciąży matkę. Zadzwoniła do niej w sobotę po południu, licząc w skrytości ducha, że podczas weekendu nie zastanie jej w domu. Tymczasem pani doktor pełniła w domu dyżur pod telefonem, bo miała na swoim oddziale dwoje ciężko chorych dzieci, więc podniosła słuchawkę zaraz po pierwszym dzwonku.
– Ach, to ty! – Na telefon od córki zareagowała wyraźnym zaskoczeniem. – Myślałam, że dzwonią ze szpitala. Co tam u ciebie?
Pilar od razu przypomniała sobie własne dzieciństwo, kiedy matka zawsze miała na głowie setki niezmiernie ważnych spraw, w których tylko jej przeszkadzała. Teraz jednak to ona miała jej do powiedzenia coś ważnego i była ciekawa, jak matka zareaguje.
– Wszystko w porządku, mamo. A ty jak się miewasz?
– Jak zawsze, mam mnóstwo pracy. Co porabia Brad?
– Dziękuję, ma się całkiem dobrze, ale posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć.
– Co, źle się czujesz? – Pilar była mile zaskoczona, bo w głosie matki wyczuła coś w rodzaju troski.
– Skąd, czuję się świetnie, ale wiesz co? Jestem w ciąży! Okrasiła tę wiadomość uśmiechem, bo raptem pomyślała, że matka ucieszy się z tego tak samo jak ona. Tymczasem w słuchawce zapadła cisza, którą przerwał lodowaty głos Elizabeth Graham.
– Czyś ty zwariowała? Przecież uprzedzałam cię zaraz po ślubie, że i ty, i Brad jesteście za starzy, by nawet myśleć o dzieciach!
– Nasi lekarze są innego zdania. Skonsultowaliśmy się z nimi, zanim zdecydowałam się na ciążę.
– Więc to było planowane?
– Tak.
– Czyste szaleństwo! – Pani doktor miała już sześćdziesiąt dziewięć lat, więc reprezentowała raczej konserwatywne poglądy.
Pilar poczuła się tak, jakby została spoliczkowana, chociaż rozmowy z matką nigdy nie wyglądały inaczej. Zawsze jednak, kompletnie irracjonalnie, spodziewała się czegoś innego.
– Powiem ci więcej. – Szokowanie własnej matki zaczęło ją w końcu bawić. – Będę miała bliźniaki!
– Chryste Panie! Pewnie brałaś środki hormonalne?
– Owszem, brałam. – Teraz Pilar wyraźnie prowokowała matkę. W tym momencie wszedł Brad, zauważył jej złośliwy uśmiech i pogroził jej palcem. Pilar bowiem, jak niegrzeczne dziecko, znalazła osobliwą uciechę w denerwowaniu matki.
– Ciekawam, co za idiota ci je przepisał?
– Mamo, jesteśmy pod opieką jednej z najlepszych specjalistek w tej dziedzinie. – Jak ona się nazywa? Nie znam się wprawdzie na ginekologii, ale mogę zasięgnąć informacji.
– Nie musisz, bo ma świetne referencje. To doktor Helen Ward z Los Angeles. Wszyscy wyrażają się o niej w samych superlatywach.
– Chyba jednak nie jest zbyt mądra, jeśli zachęca czterdziestoczteroletnie kobiety do zachodzenia w ciążę. Ja robię wszystko, aby je zniechęcić, bo owoce tych błędów później trafiają do mnie i wierz mi, że z tego wynikają same dramaty.
– No, chyba nie wszyscy twoi pacjenci mają matki po czterdziestce? Chyba przynajmniej niektórzy muszą być dziećmi młodych matek?
– Oczywiście, ale pamiętaj, Pilar, że za poprawianie natury przeważnie płaci się wysoką cenę.
– Na razie, chwalić Boga, wszystko rozwija się dobrze. Badania wykazały, że bliźnięta są zdrowe i bez wad genetycznych.
– A czy cię przynajmniej uprzedzili, że takie badania wiążą się z ryzykiem infekcji albo poronienia?
Zamiast pogratulować córce, snuła wciąż nowe apokaliptyczne wizje. Pilar jednak nie spodziewała się już po niej niczego innego. Zrobiła, co do niej należało – przekazała matce wiadomość, a reszta jej nie obchodziła.
– Oczywiście, że nas uprzedzono, ale teraz niebezpieczeństwo minęło, wszystko wypadło pozytywnie.
– Miło mi to słyszeć. – Elizabeth Graham zrobiła długą pauzę, a potem dodała: – Doprawdy, nie wiem, co ci mam powiedzieć, Pilar. Wolałabym, żebyś tego nie robiła, bo to nierozsądne i ryzykowne, ale widać ktoś ci źle doradził. Pomyśl, jakbyś się czuła, gdybyś straciła te maleństwa. Po co narażać się na taki stres?
Pilar pomyślała o swoim poprzednim poronieniu. Wprawdzie myśli jej zaprzątała teraz aktualna ciąża, ale i tamta strata pozostawiła bliznę w sercu.
– Proszę cię, mamo, nie mów tak! – wyszeptała słabym głosem. – Wszystko będzie dobrze.
– Obyś miała rację! – Nie darowała sobie jednak i dodała: – W każdym razie Bradowi chyba na stare lata całkiem odbiło. Ten przytyk Pilar mogła skwitować już tylko wybuchem śmiechu. Po odłożeniu słuchawki powtórzyła Bradowi „diagnozę” matki. Na szczęście rozśmieszyło go to tak samo jak ją.
– A miałem nadzieję, że tego nie zauważy!
– No, mój panie, chyba nie doceniasz mojej matki! Przed panią doktor Graham nic się nie ukryje!
– Wyobrażam sobie, jak ją zatkało, kiedy się dowiedziała, że zostanie babcią. Słyszałem, jak ją podpuszczałaś, ale postaw się w jej położeniu. Żyła sobie spokojnie jako niezależna, wyzwolona kobieta, a ty nagle zafundowałaś jej od razu dwoje wnucząt. Masz pojęcie, jak ciężko jej przetrawić taki pasztet?
– Już ty jej nie broń, bo to kobieta bez serca.
– No, może nie jest aż tak źle! Na pewno jest świetną lekarką i przypuszczalnie wartościowym człowiekiem, tylko nie odpowiada ani twoim, ani moim wyobrażeniom o dobrej matce. To po prostu nie jej działka.
– Mówisz zupełnie jak mój psychiatra! – prychnęła Pilar, ale po chwili pocałowała Brada. Odwaliła pańszczyznę, a teraz mogła poświęcić się tylko mężowi i dzieciom.
Pierwsze urodziny Adama wypadały w lipcu. Pilar była w piątym miesiącu ciąży, ale choć wyglądała na ósmy – wszystko przebiegało pozytywnie. Lekarze nakazali jej jednak dużo odpoczywać, by uniknąć ryzyka przedwczesnego porodu.
– Jak się czujesz? – spytała Marina, kiedy ją któregoś dnia odwiedziła. Pilar spróbowała usiąść w łóżku, co przypominało za pasy z nosorożcem.
– Jakbym miała w środku trzecią wojnę światową! – odpowiedziała ze śmiechem. – Te maluchy prawie bez przerwy się tłuką i kopią, że prawie brzuch mi pęka.
Rzeczywiście, brzuch miała już tak wielki, że nawet przejście przez drzwi stawało się ryzykiem.
– Ty chyba nigdy niczego nie robisz połowicznie, tylko od razu idziesz na całość! – skomentował kiedyś Brad, gdy zobaczył ją w wannie. W jej karykaturalnie rozdętym brzuchu widać było kłębiące się rączki, łokcie, kolanka i nóżki. Pilar początkowo była tym zachwycona, ale w środku lata stawało się to coraz bardziej nieprzyjemne. Pod koniec września czuła się coraz gorzej. Nękała ją zgaga, a brzuch wyglądał, jakby miał lada chwila pęknąć, cierpiała na bóle krzyża. Skóra była napięta i spękana, kostki u nóg opuchnięte, a ilekroć próbowała przejść się dalej niż na taras – chwytały ją skurcze. Bała się więc oddalać od domu, a z biegiem czasu – nawet od sypialni, aby nie podrażnić macicy i nie sprowokować przedwczesnego porodu. Współpracownicy z zespołu przysyłali jej akta do domu, ale jaką użyteczną pracę mogła wykonywać, leżąc w łóżku?
Do terminu porodu brakowało jeszcze sześciu tygodni. Te sześć tygodni wlokło się niemiłosiernie, ale nawet gdy narzekała – wiedziała, że warto pocierpieć.
– Nie będę więcej oglądać z tobą świńskich filmów! – burczała którejś nocy, kiedy nawet w łóżku nie mogła już znaleźć wygodnej pozycji.
– Tak się zwykle kończy zabawa z dużymi chłopcami! – Brad śmiał się, masując jej obrzękłe kostki.
– Nie masz się czym chwalić.
– Wcale się nie chwalę. – Próbował pomasować także jej brzuch, ale poczuł pod ręką solidnego kopniaka i po chwili w brzuchu znowu się zakłębiło. – Kurczę, czy ci gówniarze nigdy nie mają dość?
– Chyba nie. Wydaje mi się, że zasypiają tylko wtedy, gdy chodzę, a wiesz, że teraz coraz mniej się ruszam.
Brad śmiał się, obserwując ruchy bliźniaków, ale czasem było mu po prostu żal Pilar. Widział, jakie cierpi niewygody, a tak niewiele mógł jej pomóc. Niepokoił się także o pomyślny przebieg porodu, choć nie dzielił się swymi obawami z Pilar. Rozmawiał natomiast poważnie z doktorem Parkerem, który na razie nie widział potrzeby cesarskiego cięcia, ale był zdecydowany je wykonać, gdyby stwierdził jakąkolwiek nieprawidłowość.
W październiku Pilar zamówiła wizyty domowe instruktorki ze szkoły rodzenia, a Brad coraz częściej się dziwił, jak ona to wytrzymuje. Była w trzydziestym czwartym tygodniu ciąży, a doktor Parker miał nadzieję, że do porodu nie dojdzie przed trzydziestym szóstym.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Październik okazał się wyjątkowo ciężkim miesiącem dla Andyego i Diany. Była już w szóstym miesiącu ciąży, a Jane i Edward jeszcze nie podpisali ostatecznego aktu zrzeczenia się dziecka. Eric jednak zapewniał, że rozmawiał z nimi i że z ich strony nie wystąpią żadne trudności.
Tymczasem we wtorek rano Eric zadzwonił, ale chciał mówić tylko z Andym. Ten zaś nie przerywał mu, tylko przez cały czas słuchał i ani razu nie odwrócił się w stronę Diany. Poznała po tym, że musiało się stać coś niedobrego. Nawet mała Hilary, gdy przytuliła ją mocniej do siebie, wyczuła napięcie matki i zaczęła płakać. A kiedy Andy odwiesił słuchawkę – jeszcze zanim otworzył usta, Diana już wiedziała, że nie ma do przekazania dobrej wiadomości.
– Nie podpisali zrzeczenia, tak? – odgadła.
Andy ze łzami w oczach potrząsnął przecząco głową.
– Nie, prosili jeszcze o kilka dni do namysłu. Chcieliby też przyjechać, żeby zobaczyć małą.
Powtarzał te wieści z najwyższą niechęcią, ale przecież musiała o tym wiedzieć. Problem tkwił w tym, że Jane nie mogła się na nic zdecydować. Sama nie wiedziała, czy chce kontynuować naukę, nadal nie była pewna, czy postąpiła słusznie, oddając dziecko do adopcji. Wątpliwości te wydawały się uzasadnione, ale nie dla Diany i Andyego.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.