Anielka wolnym krokiem skierowała się do wybiegu dla lam, minęła oazę zieleni złożoną z młodnika i doszła do basenu z fokami, nad którym górowały sztuczne skały. Spacerowicze chętnie się tu zatrzymywali, aby podziwiać nurkujące trytony z wąsami, które wypływając, lśniły w słońcu, a niekiedy trzymały w pysku rybę. Ponieważ było sporo ludzi, Aldo mógł zbliżyć się do Anielki, która na chwilę została rozdzielona z Wandą przez angielską opiekunkę pchającą wózek z kwilącymi bliźniętami.

-  Gdzie możemy porozmawiać? - spytał szeptem za jej plecami.

-  Niech pan idzie do wielkiego inspektu. Zaraz tam przyjdę.

Aldo odwrócił się i udał we wskazaną stronę. Ów inspekt był najspokojniejszym miejscem w ogrodzie. Panowały tu upał i wilgoć spadająca z paproci i lian, które ciągnęły się jak okiem sięgnąć. W górze, nad wysokimi bananowcami latały ptaki, inne siadały na pokrytych mchem grotach. Najładniejszy był mały staw pokryty kwiatami lotosu i nenufarami, rozciągający się między trawnikami w jasnym odcieniu zieleni. Aldo postanowił tu się zatrzymać i zaczekać.

Po chwili usłyszał odgłos kroków na żwirze, odwrócił się i ujrzał ją przed sobą. Była sama.

-  A gdzie się podziała pannna Cerber? - spytał z uśmiechem.

-  To nie jest Cerber. Jest mi bardzo oddana i rzuciłaby się do tego basenu, gdybym ją o to poprosiła.

-  Najwyżej zamoczyłaby sobie nogi do kolan. Zostawiła ją pani na zewnątrz?

- Tak, powiedziałam jej, że chcę się przejść sama. Czeka przy wejściu, przy wózku sprzedawcy gofrów. Uwielbia je...

-  Niech będzie pochwalone łakomstwo Wandy! Czy chciałaby pani, żebyśmy się trochę przeszli?

-  Raczej nie. Widzi pan tę ławkę przy skałach? To dobre miejsce na rozmowę...

W trosce o biały kostium Anielki, Morosini wyciągnął chustkę i rozłożył ją na kamieniu. Podziękowała uśmiechem, krzyżując ręce na torebce w kolorze niebiesko-zie-lonym pod kolor toczka. Wyglądało na to, że się waha, jakby nie wiedziała, od czego zacząć. Aldo przyszedł jej z pomocą.

-  A zatem - spytał łagodnie - co takiego ma mi pani do powiedzenia, że prosiła mnie o spotkanie w tajemnicy?

-  Mój ojciec i brat zabiliby mnie, gdyby wiedzieli, że jestem z panem. Oni pana nienawidzą.

-  Nie ma powodu.


To ma związek z rozmową, którą odbył pan wczoraj z sir Erykiem. Po pana wyjściu ojciec i Zygmunt mieli, jak mi się zdaje, dość nieprzyjemną rozmowę z moim... narzeczonym na temat naszego rodzinnego klejnotu. Słyszałam, że ośmielił się pan powiedzieć...

-  Chwileczkę! Nie mam najmniejszego zamiaru rozmawiać z panią na ten temat. Natomiast dziwi mnie bardzo, że sir Eryk wszczął tę dyskusję w pani obecności!

-  Mnie przy tym nie było, ale... nauczyłam się podsłuchiwać pod drzwiami, gdy chcę się czegoś dowiedzieć.

Morosini się roześmiał.

-  Czy to tak polska arystokracja wychowuje młode panny?

-  Oczywiście, że nie, ale już dawno odkryłam, że czasem trzeba nabrać dystansu do szczytnych zasad i dobrych manier.

-  Nie mogę zaprzeczyć. A teraz proszę mi szybko wyjawić powód naszego spotkania, którym jestem zresztą zachwycony.

-  Przyszłam powiedzieć panu, że... kocham pana...

Wyznanie było proste i nieśmiałe, wypowiedziane głosem łagodnym, lecz zdecydowanym, chociaż dziewczyna nie śmiała spojrzeć na obiekt swego uczucia. Aldo był tak oszołomiony, że nie mógł ukryć zdumienia.

-  Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, co powiedziała? -spytał przez ściśnięte gardło.

-  Jest możliwe - wyszeptała Anielka, zaróżowiwszy się z emocji - że znowu podeptałam konwenanse, lecz są takie chwile, kiedy człowiek musi wyrazić, co mu leży na sercu. A ja właśnie to zrobiłam. To prawda, że pana kocham...

-  Anielko... - wyszeptał książę gardłowo, poruszony do głębi. - Tak bardzo chciałbym pani wierzyć!

-  To dlaczego mi pan nie wierzy?

Może... z powodu początku naszej znajomości. Z powodu tego, co widziałem w Wilanowie... z powodu Władysława.

Anielka machnęła śliczną rączką, jakby chcąc przepędzić to wspomnienie jak natrętną muchę.

-  Naprawdę z jego powodu?... Myślę, że zapomniałam o nim, kiedy pana spotkałam. Wie pan, kiedy jest się bardzo młodym, szuka się ucieczki za każdą cenę, ale najczęściej człowiek się myli... I oto, w jakim jestem punkcie: zakochałam się w panu i chciałabym, żeby pan też mnie pokochał...

Powstrzymując się, żeby nie wziąć jej w ramiona, Aldo zbliżył się do dziewczyny i ujął jej dłoń.

-  Niech sobie pani przypomni, co powiedziałem w Nord-Expressie. Kochać panią jest rzeczą łatwą i naturalną. Jaki mężczyzna godny tego miana mógłby się pani oprzeć?

-  Ale pan to uczynił, nie chcąc wysiąść ze mną w Berlinie!

-  Może jeszcze nie byłem wtedy dość szalony? - odparł z kpiącym uśmiechem, odsuwając brzeg jej rękawiczki i dotykając ustami jedwabistej skóry nadgarstka.

-  A czy teraz jest pan szalony?

-  Obawiam się, że to nadchodzi, ale niech mi pani nie pozwoli marzyć, Anielko! Jest pani zaręczona i zgodziła się pani na te zaręczyny.

Anielka gwałtownie wyrwała mu swą dłoń, zerwała rękawiczkę i wtedy na jej palcu serdecznym w promieniu słońca bławatkowo satynowym błękitem zalśnił szafir otoczony diamentami.

-  Proszę spojrzeć, jaki piękny, ale to przez niego jestem związana z tym człowiekiem! Wzbudza we mnie strach. Powiada się, że ten kamień zapewnia spokój duszy i wypędza nienawiść z serca tego, który go nosi...

-  ...i zachęca do wierności - dokończył Morosini. -Wiem, co mówi tradycja...

Ale ja nie uznaję tradycji, ja chcę być szczęśliwa z tym, którego wybrałam, chcę się z nim zatracić, kochać go, mieć z nim dzieci... Dlaczego pan mnie nie chce, Aldo?

W jej oczach zabłysły łzy, a usta świeże jak korale wyjęte przed chwilą z wody drżały.

-  Czy kiedykolwiek wypowiedziałem podobne głupstwo? - rzekł, przyciągając ją do siebie. - Oczywiście, że panią kocham, oczywiście, że pożądam...

Słowa stłumił pocałunek i Morosini zapomniał o wszystkim, zanurzając się w tym bukiecie kwiatów, czując, jak wdzięczne ciało drży, pręży się i gnie. Było to coś tak słodkiego i równocześnie omdlewającego jak sen, który zaraz się skończy... Zauroczenie trwało jeszcze chwilę, po czym Anielka westchnęła.

-  To niech mnie pan weźmie! Chcę należeć tylko do pana na zawsze!

Propozycja była tak nieoczekiwana, że Aldo otrząsnął się, wracając do rzeczywistości.

-  Jak to? Tutaj i zaraz?... - spytał ze zdziwieniem.

-  Oczywiście, że nie - odparła wesoło, muskając ustami usta obiektu swego pożądania - lecz... trochę później...

-  Czy znowu pani chce, żebym ją porwał? Zdaje mi się, że dziś wieczorem odjeżdża pociąg do Wenecji.

-  Nie, jeszcze nie dziś. To byłoby za wcześnie.

-  Dlaczego? Myślę, że brak pani konsekwencji. Między Warszawą a Berlinem chciała pani, żebym ją porwał natychmiast, choćby w szlafroku, a kiedy proponuję, by wyjechać razem, powiada pani, że jeszcze nie czas? Niech pani pomyśli, co traci. Orient Express to boski pociąg... stworzony do miłości... tak jak pani... Będziemy mieli kabinę z weluru i mahoniu, a lepiej dwie, żeby zachować pozory, lecz połączone. I jeszcze tej nocy zostałaby pani moją żoną, a w Wenecji


weźmiemy oficjalny ślub! Anielko, jeśli postanowiła pani, że oszaleję, pani też musi oszaleć! Bez względu na konsekwencje!

-  Jeśli chcemy być szczęśliwi, musimy uważać na to, co pan nazywa konsekwencjami, to znaczy na mojego ojca i brata.

-  Chyba nie chce pani, żebyśmy ich zabrali ze sobą?

-  Z pewnością nie, ale żebyśmy odłożyli cudowny Orient Express o kilka dni, na przykład... do dnia mego ślubu?

-  Czy ja się nie przesłyszałem?

Aldo odsunął się nieco, by lepiej się jej przyjrzeć. Czy w tej dziewczynie nie ma aby więcej szaleństwa, niż przypuszczał? Anielka patrzyła na niego z uśmiechem, który zmarszczył jej zgrabny nosek.

-  Niech się pan nie złości - odparła tonem dorosłej osoby karcącej nieznośne dziecko. - To jedyna rozsądna rzecz, jaką należy zrobić!

-  Doprawdy? Proszę mówić jaśniej!

-  Powiem więcej. To nie tylko inteligentne, ale w ten sposób pański interes połączy się z interesem mojej rodziny. Czego chce mój ojciec? Abym wyszła za sir Eryka Ferralsa, który ma podpisać umowę zapewniającą mi wielką fortunę, a ja nie mogę w żaden sposób odmówić mu tej radości. Biedaczek tak bardzo potrzebuje pieniędzy! Lecz ja nie chcę za żadną cenę należeć do tego starego dziada, nie chcę, żeby mnie rozbierał, żeby dotykał swym ciałem mojego. Co za okropieństwo!

Słuchając w ciszy planów młodej Polki opisującej z realizmem noc poślubną, Aldo zdołał tylko wyszeptać zachrypłym głosem:

-  No i co dalej?

-  Co dalej? Ślub ma się odbyć w zamku na wsi, ale z wielką pompą. Będzie dużo gości na kolacji po ceremonii i pokaz ogni sztucznych. Pan zaczeka na mnie w głębi parku w aucie. Przyjdę do pana i wyjedziemy w trójkę!

-  W trójkę?

-  Oczywiście! Pan, ja i... szafir! Pański szafir! Powiedzmy raczej, szafir, którego pan się domaga! Ponieważ nigdy się nie dowiem, do kogo naprawdę należy, myślę, że to najlepszy sposób uregulowania wszystkich spraw: będzie po prostu nasz, i już!

-  To znaczy, przypuszcza pani, że Ferrals zabierze go na wieś?

-  Ja nie przypuszczam, ja to wiem! Nie chce się z nim rozstawać, a ponieważ po ślubie cywilnym będzie przyjęcie, włożę suknię w kolorze księżycowym z Błękitną Gwiazdą jako jedyną ozdobą. To proste!

-  Naprawdę? Tak pani uważa? Ależ, moje naiwne dziecko, zaledwie pani zniknie, a wraz z panią szafir, Ferrals natychmiast zażąda anulowania związku i pani ojciec nie zobaczy ani jednego centyma!

-  Wręcz przeciwnie! Załatwimy to tak, żeby wyglądało na porwanie dla okupu. Podrzucimy odpowiedni bilecik. Będą mnie szukać, a ponieważ nie uda im się mnie znaleźć, pomyślą, że porywacze mnie zabili. Wszyscy będą zrozpaczeni, z sir Erykiem na czele. A my w tym czasie będziemy szczęśliwi - podsumowała Anielka z niewinnym uśmiechem. - Co pan sądzi o moim pomyśle?

Morosini, otrząsnąwszy się ze zdziwienia, nie mógł powstrzymać śmiechu.

-  Sądzę, że czyta pani zbyt wiele romansów lub ma bujną wyobraźnię, albo jedno i drugie! Nisko pani ocenia inteligencję innych. Ferrals to potężny człowiek, zaledwie porwałbym panią na moim rączym ogierze, mielibyśmy na plecach policję całego kraju. Granice i bramy będą strzeżone...

-  Na pewno nie! W liście, który zostawimy, napiszemy, że w przypadku, gdyby zawiadomiono policję, zostanę zamordowana.

-  Ma pani odpowiedź na wszystko... lub prawie wszystko! Zapomina pani tylko o jednej rzeczy: o sobie samej!

Anielka spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc sensu jego słów.

-  Co chce pan przez to powiedzieć?

-  Że jest pani jedną z najpiękniejszych kobiet w Europie i że kiedy zostanie pani księżną Morosini, znajdzie się na piedestale, przed którym chylić głowę będzie cała Wenecja. Pani sława przekroczy granice i szybko dotrze do uszu nieutulonej w żalu rodziny. Wtedy szybko zostaniemy odnalezieni i adieu szczęśliwe chwile!

-  Czy byłoby bezpieczniej, gdybym wyjechała z panem dziś wieczór? Niech mi pan wierzy, nie ma się czego bać! A nawet jeśli chce pan mieć dowód, zostanę pańską kochanką przed ślubem! Jutro... kiedy pan zechce, będę należeć do pana.

Aldo poczuł, że bardzo pragnie jej usłuchać, wziąć ją w tej grocie lub w miniaturowym, dziewiczym lasku. Na szczęście rozsądek powrócił. Myśl, że któregoś dnia będzie należeć do niego, była upajająca.

-  Nie, Anielko. Nie, dopóki między nami będzie Ferrals. Możemy należeć do siebie tylko w blasku dnia, a nie ukradkiem. A co do pani wyjazdu, wolałbym, żeby pani porzuciła pomysł z nieuczciwym okupem. Nie mogę się na to zgodzić.

-  A czyż nie byłby to jedyny sposób, by odwrócić podejrzenia od pana?

-  Musi być inny sposób. Niech mi pani da czas do zastanowienia i spotkajmy się wkrótce. Teraz powinniśmy się rozstać. Pani Wanda już pewnie pochłonęła całe góry gofrów...

-  W jaki sposób można się z panem umówić na następne rendez-vous!

-  Mieszkam u waszej sąsiadki, markizy de Sommieres, która jest moją ciotką. Niech pani wsunie wiadomość do jej skrzynki na listy, a spotkamy się, gdzie pani zechce.

Aldo podkreślił swoje zapewnienie lekkim całusem w czubek nosa dziewczyny, po czym odsunął ją łagodnie.

-  Z wielkim żalem muszę zwrócić ci wolność, mój ty rajski ptaku!

- Już?

-  Niestety! Podzielam pani zdanie: zawsze będzie za wcześnie opuścić panią!