-  O Boże, co za palarnia! Czy chce się pan udusić?

-  Bynajmniej, chociaż palę rzeczywiście zbyt dużo.

-  Czy znalazł pan już odpowiedź na nurtujące go pytania?

-  Jeszcze nie. Nadal tkwię w miejscu. Vidal-Pellicorne zarzuci! grzywkę do tylu, usiadł wygodniej i założył nogę na nogę, wygładzając kant spodni.

-  Niech mi pan wszystko opowie! Może we dwóch szybciej coś wymyślimy...

Ale, ale, jak się pan czuje?

-  Dobrze, o ile to możliwe po otrzymaniu tak silnego ciosu. Przypominam galantynę z truflami, mam wielkiego guza i posiniaczoną skroń, ale poza tym nic mi nie dolega. Zebra same się zagoją. Jednego nie potrafię rozgryźć, komu zawdzięczam tę srogą nieprzyjemność.

-  Na ile znam Ferralsa, nie widzę go w roli skrzykującego służących, żeby kogoś okładali kijami. Po pierwsze, nie ma nic przeciwko panu, a po drugie, raczej sam wypaliłby do pana z rewolweru i to nie w plecy. Ma wysokie mniemanie o swoim honorze...

-  Bez wątpienia, ale może ma ważny powód: zazdrość.

Morosini opowiedział dokładnie o spotkaniu z sir Erykiem i o schadzce z Anielką w ogrodzie zoologicznym. Kiedy skończył, Adalbert zamyślił się tak głęboko, że Aldo pomyślał, iż przyjaciel zasnął. Ale po chwili archeolog uniósł powieki.

-  Chyba nieco się pośpieszyłem, zapewniając, że mogę panu pomóc - powiedział. - W świetle tego, co mi pan mówi, sprawy zmieniają obrót. Tej dziewczynie nie brak wyobraźni!

-  Czy pana zdaniem jej plan nie ma sensu?

-  I tak, i nie... Zakochana kobieta jest gotowa na wszystko, a czy uważa pan, że ona pana kocha...

-  Ma pan wątpliwości? - spytał Aldo ugodzony do żywego-

-  Nie, nie... - odparł archeolog z anielskim uśmiechem - biorąc pod uwagę, że jest pan mężczyzną czarującym. Jednak, tak nagła zmiana uczuć u dziewczyny, która dwa razy chciała popełnić samobójstwo przez innego, wydaje mi się dziwna, chociaż może odnalazła swoją drogę, spotykając pana. Serce w tym wieku bywa bardzo zmienne.

-  To znaczy, że jeszcze się może zmienić? Niech mi pan wierzy, drogi Adalbercie, że nie jestem na tyle zadufany w sobie, żeby sądzić, iż będzie mnie kochać do końca moich dni. Lecz muszę przyznać, że wczorajszy dzień sprawił, iż myśl oddania Anielki innemu jest mi wstrętna!

-  Widzę, że rzeczywiście dosięgła pana strzała Amora! - stwierdził Adalbert. - I że jest pan gotów porwać narzeczoną w dniu zaślubin, spełniając jej prośbę.

-  Właśnie... To nie upraszcza naszej sprawy, nieprawdaż? A pan musi uważać mnie za szaleńca?

-  Wszyscy jesteśmy szaleni, mniej lub bardziej! W tej przygodzie jest coś pozytywnego: wiemy, że szafir będzie w zamku w dniu zaślubin. A ponieważ zostałem zaproszony, postaram się wykorzystać swój talent i zamienić kopię na oryginał. Ferrals będzie szukał pięknej żony i nie zatroszczy się o szafir, przynajmniej przez jakiś czas.


To wielka odpowiedzialność - powiedział Aldo z uśmiechem, w którym zakiełkowała nadzieja.

-  Będę musiał to jakoś załatwić - rzekł archeolog niemal wesoło. - Jednak wydaje mi się nieostrożnością, żeby pan uciekł z wybranką jeszcze tego samego wieczoru. Jeśli, jak wszystko na to wskazuje, byliście śledzeni podczas wczorajszej schadzki, psy zostaną puszczone pańskim tropem. Przyjeżdżając do Wenecji, znajdzie pan policję przed drzwiami.

-  Chyba pan nie chce, żeby Anielka uciekła sama? Wejście Cypriana niosącego list na wielkiej srebrnej tacy przerwało rozmowę.

-  Przyniesiono to od sir Eryka Ferralsa - rzekł stary sługa, podając kopertę Morosiniemu.

-  A to interesujące! - mlasnął Adalbert, unosząc brwi. Wiadomość składała się z listu i grubego wygrawerowanego bristolu, który zaskoczony Aldo szybko przebiegł wzrokiem i podał swojemu towarzyszowi, podczas gdy sam czytał kilka linii skreślonych zdecydowanym charakterem pisma.


Drogi Książę!


Właśnie z największym ubolewaniem dowiedziałem się o przykrym zajściu, którego Pan zostałeś ofiarą, a którego bezsprzecznie się Pan po mnie nie możesz spodziewać. Spór, który nas dzieli, nie jest w stanie zniszczyć naszego wzajemnego szacunku. Szczerze wierzę, że nie został Pan zbyt srodze poturbowany i szybko wróci Pan do zdrowia, i że będziemy może mogli nasze stosunki, które tak źle się zaczęty, rozwinąć na bardziej przyjacielskiej stopie. Dlatego moja narzeczona i ja bylibyśmy wielce zobowiązani, gdyby zechciał Pan zaszczycić nasz ślub swoją obecnością. Byłoby to, jak wierzę, dobrym sposobem, aby zakopać topór wojenny. Z wyrazami najszczerszego...

Albo ten człowiek jest niewinny jak baranek, albo to najgorszy hipokryta! - rzekł Aldo, podając list Adalbertowi. - Nie wiem jednak dlaczego, ale skłaniałbym się raczej ku tej pierwszej wersji.

-  Ja również... pod warunkiem że dowiem się, skąd wiedział o tym, co się panu się przytrafiło, skoro nie maczał w tym palców...

-  Nic prostszego! Msza o szóstej w kościele Świętego Augustyna! Dama do towarzystwa mojej ciotki kontaktuje się tam regularnie z kucharką naszego sąsiada, dzięki czemu jest na bieżąco informowana o wszystkim, co się u niego dzieje.

-  To niesamowite! W każdym razie potwierdza się to, co panu powiedziałem przed chwilą: jeśli młoda hrabina chce uniknąć nocy poślubnej, musi uciec sama, podczas gdy pan powinien rzucać się w oczy na salonach, kiedy zostanie odkryte rzekome porwanie. To jedyny sposób, aby uwiarygodnić jej historię z porwaniem, która, prawdę mówiąc, nie jest wcale taka zła...

-  Jeśli tak pan twierdzi, to musi być prawdą, lecz ona nie zgodzi się wyjechać beze mnie... bo i dokąd?

-  Pomyślimy i o tym! - zagadkowo odparł Adalbert uspokajającym głosem. - Pomyślimy też o osobie, która mogłaby jej towarzyszyć. Mój drogi, wybacz mi, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. Życzę zdrowia, no i spró-bujże pan odzyskać normalny kolor, żeby móc pokazać się publicznie. W tych dniach będę miał dużo pracy. Nic bardziej stymulującego dla umysłu niż mała, porządna konspiracja!

-  A ja co mam robić w tym czasie? Szydełkować?

-  Jestem pewien, że nie zabraknie panu zajęć! Niech pan przyłoży porządny plaster do skroni, spaceruje, zwiedza muzea, spotyka przyjaciół, ale, błagam, proszę się nie zbliżać do Anielki! Ja zawiadomię ją o naszym planie.

Proszę tylko o mnie nie zapomnieć! - westchnął Morosini, którego znowu zaatakował ból głowy pod zdwojonym wpływem wypalonych papierosów i dyskusji.

W niezbyt dobrym humorze wrócił do sypialni z zamiarem wzięcia kąpieli, połknięcia kolekcji tabletek i niewychodzenia z pokoju aż do jutra. Zadba o siebie, a i odrobina lenistwa też nie zaszkodzi... Zamówi kolację do pokoju i położy się.

Niestety, kiedy już wygodnie umościł się w łóżku i zamierzał zasnąć, Cyprian przyszedł zawiadomić, że sekretarka chce z nim rozmawiać przez telefon i że sprawa jest pilna.

-  Nie mogła zaczekać do jutra - zrzędził Aldo, zakładając pantofle i szlafrok, aby zejść do mieszkania portiera.

-  To nie wina tej panny - tłumaczył stary sługa. - Na połączenie z Wenecją czeka się cztery godziny.

Mieszkanie portiera Jules'a Chretiena pachniało kapuśniakiem i tytoniem. Portier ustąpił miejsca Morosiniemu i wyszedł palić na podwórze, zabierając kota. Aldo podniósł słuchawkę w nadziei, że połączenie zostało dawno przerwane, ale Mina tkwiła nadal po drugiej stronie.

-  Powiedziano mi, że jest pan cierpiący - rzekła zjadliwie. - Mam nadzieję, że to nic poważnego poza małą niestrawnością? Tak się zawsze kończy jadanie w restauracjach.

- Itylko po to wyciągnęła mnie pani z łóżka? - krzyknął Morosini rozzłoszczony. - Upadłem! No więc, co ma mi pani takiego pilnego do powiedzenia?

-  A to, że jestem zawalona pracą i że już czas, aby pan wrócił do domu! - rzuciła. - Jak długo zamierza pan tam jeszcze siedzieć?


Do diaska, ona mnie beszta! - pomyślał. Zapragnął odesłać ją, gdzie pieprz rośnie. Niestety, była jedyną osobą zdolną podołać obowiązkom w domu podczas jego nieobecności. Dlatego odpowiedział sucho:

-  Tak długo, jak będzie potrzeba! Proszę sobie wbić do tej zakutej głowy, że nie jestem tu dla zabawy. Mam sprawy do załatwienia. Poza tym jest ślub... w rodzinie, w którym mam uczestniczyć szesnastego. Jeśli ma pani za dużo pracy, proszę wezwać hrabinę Orseolo. Uwielbia zajmować się antykami i chętnie pani pomoże.

-  Nie, dziękuję! Wolę sama zająć się domem. Mam nadzieję, że pomimo licznych zajęć nie zapomniał pan o aukcji biżuterii księżnej Apraxine jutro w pałacu Drouot? W katalogu zamieścili kolię z topazów i turkusów, która w sam raz pasuje do zamówienia signora Rapalli na urodziny żony. Więc, gdyby to panu zbytnio nie przeszkadzało...

-  Na litość boską, Mino, znam swój zawód! I proszę porzucić ten zjadliwy ton, który mi nie odpowiada. Co do aukcji, proszę być pewną, będę tam i...

-  W takim razie, nie mam panu nic więcej do powiedzenia, poza życzeniem dobrej nocy. I proszę o wybaczenie, jeśli panu przeszkodziłam.

Mina trzasnęła słuchawką, chcąc w ten sposób dać księciu do zrozumienia, że zasłużył na najwyższą naganę. Aldo zrobił to samo, lecz znacznie łagodniej, uznając, że nie należy wyładowywać złości na telefonie portiera. Nie był z siebie zadowolony; przecież przyjechał specjalnie na tę aukcję i bez Miny byłby o niej zupełnie zapomniał! A wszystko dlatego, że stracił głowę dla pięknej dziewczyny.

Wracając do pokoju, czynił sobie ciężkie wyrzuty. Czy był gotowy poświęcić dla Anielki ukochany zawód łącznie ze szlachetną misją, której się podjął? Kochać Anielkę było cudownie, ale musiał pamiętać o swym zadaniu. Jutrzejsza aukcja wyjdzie mu tylko na dobre. Tym bardziej że zapowiadała się nad wyraz pasjonująco, bowiem szkatułka należąca do wielkiej rosyjskiej damy, która właśnie zmarła, zawierała, wśród innych klejnotów, dwie diamentowe „łzy", które stanowiły własność carycy Elżbiety. Kolekcjonerzy będą się o nie zabijać, a licytacja może okazać się ekscytująca do granic możliwości!

Przed zaśnięciem Morosini wezwał Cypriana.

-  Bądź tak dobry, Cyprianie, i wyślij jutro wczesnym rankiem kierowcę do pana Vauxbruna, by mi pożyczył katalog aukcji księżnej Apraxine. Powiedz mu też, że będę w domu aukcyjnym Drouot tuż przed otwarciem.

*   *   *


Największa sala domu aukcyjnego Drouot pękała w szwach, kiedy Morosini dołączył do Gilles'a Vauxbruna, który zajął dla niego krzesło w pierwszym rzędzie.

-  Jeśli zamierzasz kupować - szepnął mu na ucho - to życzę ci szczęścia. Poza Chaumetem, który poluje na diademy do swojej kolekcji, jest Aga Khan, Carlos de Beistegui i baron Edmund de Rothschild. Wierz mi, że „łzy carycy" zrobią furorę!

-  A ty nie zostajesz?

-  Nie. Muszę zająć się dwiema kanapami w stylu regencji, które są do kupienia w sali obok. Spotkajmy się przy wyjściu.

-  Zgoda! Pierwszy, który wyjdzie, czeka na drugiego. Zjesz ze mną kolację?

-  Pod warunkiem że poprawisz swój makijaż: ten nie jest zbyt udany... - dodał antykwariusz z ironicznym grymasem.

Podczas gdy Vauxbrun torował sobie przejście w stronę drzwi pośród obficie ukwieconych damskich kapeluszy, Aldo obserwował publikę, odnajdując osobistości wspomniane przez przyjaciela. Ale i inni amatorzy antyków byli godni uwagi.

Dostrzegł tu kilka znanych kobiet, które przyszły z ciekawości i żeby być widzianymi: aktorki, takie jak Ewa Francis, wielka Julia Bartet, Marta Chenal i Françoise Rosay, z tych najbardziej znanych, równie eleganckie jak śpiewaczka Mary Garden. Zauważył także wielu obcokrajowców, w tym oczywiście Rosjan, z których część znalazła się tu jedynie powodowana swego rodzaju pobożnością. Wśród nich wyróżniała się wysoka postać przystojnego księcia Feliksa Jusupowa, zabójcy Rasputina. Będąc pośrednikiem w sprzedaży starych mebli, nie znalazł się tu, by kupować, lecz towarzyszyć pięknej kobiecie, księżniczce Paley, córce pewnego arcyksięcia, która przyszła wylać łezkę na „łzy Elżbiety".

Aukcja miała się rozpocząć od uderzenia młotka licytatora Lair-Dubreuila, który był już na stanowisku w towarzystwie panów Falkenberga i Linzelera, kiedy w tłumie powstało jakieś dziwne zamieszanie. Morosini zobaczył, jak w kierunku miejsc w pierwszym rzędzie, które pośpiesznie starało się zwolnić dwóch młodych ludzi, sunie ekstrawagancki kapelusz otoczony sutą, czarną woalką w złote kropki, spod której wyziera trupio blada twarz pokryta białym pudrem w odcieni zieleni... Morosini rozpoznał ogniste oczy markizy Casati. Wierna swojemu niekonwencjonalnemu stylowi ubierania i pasji orientalizmu, nosiła szerokie, pozłacane pantalony sułtanki i mantylkę z czarnego weluru.

Luiza Casati tutaj? - pomyślał ze zgrozą Morosini. -Nie będę mógł się jej pozbyć.