-  Czy to Spiridiona nazywasz Amalekitą? Urodził się na Korfu, nie w Palestynie.

-  Tak mówi Ginewra. Nie ja. Mówi też, że od kiedy on się zjawił, cały dom jest nie do poznania i donna Adriana również. Nie sądzę, żeby Ginewra się myliła; to nieprzyzwoite, aby młoda jeszcze kobieta trzymała u siebie tego zbiega... A sam chyba musisz przyznać, że jest przystojny!

-  Jak to, nieprzyzwoite? Jest jej służącym! Od wieków byli w Wenecji służący, a nawet niewolnicy ze wszystkich stron świata, niejednokrotnie wybrani ze względu na swoją urodę - odparł Aldo, udając powagę. - Wy, stare plotkarki, twoja przyjaciółka i ty, zapominacie zbyt szybko, że donna Adriana to wielka dama!

- Nie jestem plotkarką! - krzyknęła oburzona Cecina. –I sama wiem lepiej, kim jest donna Adriana. Jej stara guwernantka i ja boimy się tylko, żeby nie zapomniała kiedyś o tej swojej wielkości. Czy wiesz, że daje mu lekcje śpiewu?... Pod pretekstem, że ten hultaj ma wspaniały głos.

Uważając, że kuzynka posuwa się nieco za daleko w swej miłości do muzyki, ale nie chcąc iść w ślady Ceciny, Aldo zadowolił się zdawkowym „Dlaczego nie?", cały czas zadając sobie pytania. Ten jej nowy sposób ubierania się... makijażu... Do jakiego stopnia piękny Grek wkradł się w łaski swojej dobrodziejki?

Ale w końcu to była sprawa Adriany, a nie jego.

Tego pierwszego wieczoru polecił, aby podano kolację w salonie, i włożył jeden z starych smokingów.

- Dzisiejszego wieczoru zjem kolację z moją matką i donną Felicją - oznajmił bardzo wzruszony. - Zachariaszu, nakryj do stołu pośrodku tych dwóch portretów... Chcę na nie patrzeć równocześnie.

Aldo przed podjęciem decyzji, która mogła mieć poważne konsekwencje, chciał zanurzyć się we wspomnieniach. Miały tu być obecne dusze dwóch kobiet, które uformowały jego młodość bardziej niż ojciec, światowiec rzadko przesiadujący w domu. Jak zawsze będą uważne i pomocne, zjednoczone miłością, którą go obdarzały...

W obu obrazach naturalnej wielkości nie było nic pospolitego, nic konwencjonalnego. Wisiały naprzeciw siebie. Sargent przedstawił Izabelę Morosini w jasnych kolorach, wychylającą się jak lilia z kielicha z obcisłej czarnej sukni. Za jedyną ozdobę miała krągłość odkrytych ramion oraz iście królewski tren. I żadnych klejnotów, poza pysznym szmaragdem na palcu serdecznym idealnej dłoni.

Dokładne oglądanie tego portretu uzmysławiało jego powinowactwo z dziełem Winterhaltera. Malarz dojrzałych piękności i falban musiał nagiąć się do wymagań swojej modelki. Żadnych połyskliwych satyn, zwiewnych muślinów czy bogatych koronek dla Felicji Morosini! Tylko długa, surowa, czarna suknia oddająca w pełni jej prawdziwie cesarskie piękno i mały cylinder opasany białą woalką. Uroda, którą zachowała aż do późnego wieku.

Urodzona jako księżniczka Orsini, w jednej z największych rodzin rzymskich, donna Felicja zgasła w swoim pałacu w roku 1896. Miała osiemdziesiąt cztery lata. Aldo liczył sobie wtedy zaledwie trzynaście; lecz wystarczająco dużo, aby nauczyć się kochać tę wielką damę o twardym i surowym charakterze, której wiek nie zniweczył nieposkromionej żywotności. Uważano ją w rodzinie za bohaterkę.

Wyszła za mąż w wieku siedemnastu lat za hrabiego Morosini, którego nawet nie znała, lecz którego natychmiast pokochała. Pół roku później została wdową. Za podburzanie do rewolty Austriacy, wtedy władający Wenecją, zastrzelili go pod murem Arsenału, zamieniając młodą kobietę w anioła zemsty. Felicja stała się zawziętą bonapartystką i zamieszkała we Francji, związała się z karbonaryzmem*6, zamierzała wydrzeć z bretońskiej fortecy w Taureau swego brata uwięzionego z powodu podobnych poglądów, potem walczyła na paryskich barykadach podczas rewolucji, ku wielkiemu zachwytowi malarza Eugène Delacroix, będąc jedną z jego platonicznych miłości. Następnie, nienawidząc króla Ludwika Filipa, zamierzała uwolnić ze złoconej klatki w Schónbrunnie księcia Reichstadt z rodu Napoleona, aby odzyskał cesarski tron. Kiedy przeszkodziła jej w tym zamiarze śmierć księcia, księżniczka Morosini, związana z hrabiną Cameratą, została przyjaciółką księżniczki Matyldy i poświęciła życie na odbudowanie cesarstwa francuskiego, którego była, przez długie lata, aktywną po-pleczniczką.

Wierna samej sobie oraz miłości do Francji, przebywając w Paryżu podczas strasznego oblężenia, które tak dramatycznie zakończyło panowanie Napoleona III, Felicja została ciężko ranna, przez co była o krok od śmierci. Miała wtedy pięćdziesiąt osiem lat. Miłość pewnego lekarza uratowała jej życie. To on, kiedy minęło niebezpieczeństwo, zmusił ją do powrotu do Wenecji, gdzie dziadkowie Alda przyjęli ją jak królową. Od tamtego dnia, z wyjątkiem kilku podróży do Paryża i Owerni do przyjaciółki Hortensji de Lauzargues, donna Felicja nie opuszczała pałacu Morosinich, gdzie u boku Alda zajmowała zaszczytne miejsce zmarłej babki.

Aldo, pomimo zmęczenia spowodowanego wypadkami dnia i poprzedzającą go nocą spędzoną w pociągu, znalazł wiele przyjemności w poszukiwaniu cieni przeszłości, wsłuchując się w odgłosy domu. Również w te dochodzące z zewnątrz: dzwonki gondoli zacumowanych do słupów, tak zwanych palli, obwiązanych wstążkami, echo dalekiej muzyki, syreny statków wpływających do basenu św. Marka. A w końcu, głos Ceciny i dyskretny odgłos kroków Zachariasza niosącego kolejną filiżankę kawy. Wszystkie te odnalezione drobiazgi powodowały, że myśl o rozstaniu z pałacem stawała się nie do zniesienia.

Rzecz jasna, pozostawało jeszcze „szwajcarskie rozwiązanie", ale im więcej o nim myślał, tym bardziej je od siebie odpychał. Podobnie jak obie szlachetne damy, które prosił o radę. Jedna i druga uznawały tylko małżeństwo z miłości lub przynajmniej we wzajemnym szacunku.

W tym momencie wzrok Alda, błądząc za błękitnym dymem z papierosa, którego właśnie zapalił, spoczął na chińskiej statuetce z epoki Tang przedstawiającej ducha wojny z twarzą wykrzywioną potwornym grymasem. Jej wartość była niezaprzeczalna i pozbyłby się jej bez najmniejszego żalu. Przypominając sobie o radykalnych cięciach, jakie Adriana uczyniła w swoich zbiorach, i że donna Izabela zgodziła się na nie, poczuł, że tu tkwiła odpowiedź na jego nieme pytania. Jego siedziba skrywała nieskończoną ilość starych przedmiotów, z których jedne


6 * Karbonaryzm - europejski ruch polityczno-społeczny skierowny przeciwko rządom absolutnym.

były mu drogie, zaś inne dużo mniej. Można by je spieniężyć, a przy okazji w sklepach antykwariuszy natknąć się na ślad szafiru. Wśród paryskich przyjaciół miał człowieka o dużym doświadczeniu i wielkim smaku, Gilles'a Vauxbruna, którego sklep przy placu Vendôme był jednym z najpiękniejszych w stolicy. Na pewno zgodziłby się mu doradzić i dopomóc w sprzedaży.

Po opuszczeniu salonu Aldo udał się do swojego pokoju. Niespiesznie wchodził po schodach, uśmiechając się do myśli, która powoli w nim dojrzewała, którą polerował i pieścił, podczas gdy jego wzrok zaczynał dokonywać wyboru, żeby nie powiedzieć - selekcji. Przy odrobinie szczęścia może uda się uratować dom lub nawet - dlaczego nie? - odbudować fortunę.

I w ten sposób książę Morosini został antykwariuszem...

Część I

Człowiek z Enklawy

Wiosna 1922

Rozdział pierwszy

Telegram

-  Ma pan rację, to istny cud!

Morosini wziął do ręki cięż ką bransoletę Mogołów, oprawne w złoto krocie szmaragdów i pereł otoczone bukietem szafirów i diamentów. Pieścił je przez chwilę, po czym położył przed sobą, przyciągnął ciężką lampę z końca biurka, zapalił ją i założył na oko jubilerską lupę.

W jasnym świetle lampy bransoleta zaczęła się mienić, rozrzucając niebieskie i zielone refleksy w całym pomieszczeniu. Tak jakby miniaturowy wulkan otworzył się w sercu małej doliny. Przez długie minuty książę podziwiał klejnot oczami zakochanego mężczyzny. Wreszcie, wyrwawszy się z kontemplacji, położył go w aksamitnym pudełku, zgasił lampę i westchnął.

-  To prawdziwy rarytas, sir Andrew, ale powinien pan wiedzieć, że moja matka nie przyjęłaby go.

Lord Killrenan wzruszył ramionami i poprawił monokl pod krzaczastymi brwiami.

-  Naturalnie. Ale ja nalegałem. Ten klejnot jest prawdopodobnie jedynym z tych, które ofiarował Szahdżahan swojej ukochanej małżonce Mumtaz Mahal i które nie zostały pogrzebane wraz z nią pod murami mauzoleum Tadż Mahal, zwanego świątynią miłości. Oczywiście, jest to symbol miłości. Dając go pańskiej matce, wyjaśniłem, że nie zmuszam jej, żeby została hrabiną Killrenan. Doszły mnie słuchy, że pozbywa się klejnotów, i chciałem wynagrodzić jej stratę. Miałem też nadzieję, że się uśmiechnie. Dostałem więcej - wybuchnęła śmiechem, ale w jej oczach błyszczały łzy. Poczułem, że jest wzruszona, i byłem z tego powodu prawie tak szczęśliwy, jakby przyjęła mój prezent. A kiedy odjechałem, zabrałem ze sobą odrobinę nadziei, lecz potem... Byłem na Malcie, kiedy dowiedziałem się o jej śmierci. Ta wiadomość mnie przybiła. Zarzucałem sobie, że nie zostałem z nią dłużej. Uciekłem na koniec świata. Myślę... myślę, że bardzo ją kochałem...

Monokl nie wytrzymał takich emocji i spadł na kamizelkę. Stary lord drżącą ręką wyjął z kieszeni chusteczkę, wytarł nos i włożył okrągłe szkła z powrotem na miejsce, zdradzając w ten sposób najwyższe wzruszenie, po czym jął przyglądać się kasetonom na suficie. Morosini uśmiechnął się.

-  Nigdy w to nie wątpiłem. Ona również, ale ponieważ widział się pan z moją matką na krótko przed jej odejściem, proszę mi powiedzieć, jak się wtedy czuła? Czy wyglądała na cierpiącą?

-  W żadnym wypadku! Być może była trochę nerwowa.

-  Czy mogę pana spytać, sir Andrew, dlaczego teraz przynosi mi pan tę bransoletę?

-  Żeby pan ją sprzedał. Donna Izabela nie chciała jej i dlatego klejnot stracił dla mnie całą wartość sentymentalną. Pozostaje wartość materialna. Ta okropna wojna nadszarpnęła największe fortuny, a jednocześnie wzmocniła inne, te podupadające. Muszę dokonać pewnych cięć. Ten klejnot nie będzie ofiarą, gdyż nigdy nie traktowałem go jak własności. Niech pan go spienięży jak najkorzystniej, a pieniądze złoży w moim banku. Dam panu adres.

-  Ale dlaczego ja i teraz? Matka zmarła cztery lata temu. Dlaczego nie powierzy pan bransolety domowi aukcyjnemu Sotheby's lub jednemu z wielkich paryskich jubilerów: Cartierowi, Boucheronowi czy innemu?

Za szklanymi okularami oczy starego mężczyzny zapłonęły.

-  Podoba mi się myśl, że będzie tu przebywał jakiś czas. A poza tym, zdobył pan, mój drogi, reputację eksperta, od kiedy zdecydował się zostać antykwariuszem.

Sarkazm lorda nie uszedł uwagi Morosiniego, który podjął temat natychmiast:

-  Czy to wygląda jak sklep? Zaskakuje mnie pan. Morosini objął spojrzeniem luksusowy wystrój swego biura, w którym stare boazerie i przeszklone biblioteczki otaczały niedokoń-

czony fresk Tiepolo. Pomalowane dwoma odcieniami szarości idealnie pasowały do delikatnej żółci aksamitnych tapet i cennego, chińskiego dywanu, na którym stało kilka bardzo pięknych mebli: biurko sygnowane przez Boulle'a i trzy fotele z tej samej epoki obite aksamitem, a zwłaszcza wielki, oparty na orle z rozpostartymi skrzydłami pulpit z pozłacanego drewna, na którym leżał szeroko otwarty, bogato ilustrowany śpiewnik kościelny. Lord Killrenan wzruszył obojętnie ramionami.

-  Wie pan dobrze, że nie, chociaż nie ulega wątpliwości, iż został pan handlowcem. Pan, należący do jednej z dwunastu rodzin nazywanych Apostolskimi, które w roku 697, na prawie bezludnej wyspie, wybrały pierwszego dożę, Pa-ola Anafesto...

Morosini uśmiechnął się ironicznie.

-  Muszę oddać cześć pańskiej erudycji, sir Andrew, ale skoro zna pan tak dobrze historię naszej rodziny, powinien pan wiedzieć, że zajmowanie się handlem nigdy nie było przyczyną wstydu dla wenecjanina, nawet z najzacniejszego rodu, ponieważ to dzięki handlowi wspieranemu przez zbrojne ramię Najjaśniejszej Republiki zawdzięczamy swoje pradawne bogactwo. Parter tego pałacu, który zamieniłem na sklep i biura, był kiedyś magazynem. A poza tym, nie miałem wyboru, chcąc uratować chociaż mury. Czy teraz nadal uważa mnie pan za człeka upadłego?

Wziął szkatułkę ze swojego biurka i podał gościowi gestem nieznoszącym sprzeciwu. Ale sir Andrew ją odepchnął.

-  Proszę wybaczyć - wymamrotał. - Byłem niezręczny... być może dlatego, że chciałem pana wypróbować. Niech pan to zachowa i sprzeda.

-  Postaram się jak najszybciej...

-  Nie ma pośpiechu!

-  Kiedy zobaczę pana znowu?

-  Może już nigdy. Mam zamiar wrócić do Indii, a potem zwiedzić Pacyfik aż do Patagonii... a w moim wieku...