Mel;-)


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Obiad

Kotku, czyś ty oszalała? Po prostu musisz go skłonić, żeby cię zabrał do La Grenouille.

I nie myśl sobie, że go na to nie stać. Mój Boże, Max Friedlander zarobił fortunę, fotografując tę małą Vivicę dla nowej kampanii reklamowej Maybelline.

A poza tym, w końcu udzieliłaś kobiecie pierwszej pomocy. Już za to samo jest ci winien jakiś drobiazg, co najmniej od Tiffany’ego albo Cartiera.

Buziaki

Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Corner Bistro

Tam niech cię zabierze ten facet. Najlepsze burgery w całym mieście. Poza tym można przy jedzeniu obejrzeć mecz.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Jimmy Chu ‹james.chu@thenyjournal.com›

Temat: Jak w ogóle możesz…

… choćby myśleć o tym, żeby pójść gdzie indziej niż do Peking Duck House? Wiesz, że tam dają najlepszą kaczkę po pekińsku w całym Nowym Jorku.

Jim


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Tim Grabowski ‹timothy.grabowski@thenyjournal.com›

Temat: Gejowski radar

Nadine dała mi do przeczytania ostatniego maiła od twojego przyjaciela, Johna, i mogę powiedzieć bez wahania, jako zdeklarowany homoseksualista, że ten człowiek jest hetero. Żaden gej, którego znam, nie pozwoliłby kobiecie wybrać restauracji, nawet gdyby ocaliła życie jego ciotce. Niech on cię zabierze do Fresche. Nadine i ja, i cała reszta paczki mogłaby usiąść sobie przy barze i udawać, że cię nie znamy. Proszę cię, niech on cię zabierze do Fresche… Baw się dobrze i pamiętaj, żeby uprawiać bezpieczny seks, słyszysz?

Tim


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Na miłość boską…

…czy możesz przestać opowiadać o moim życiu prywatnym wszystkim ludziom, którzy tu pracują? To takie upokarzające! Tim Grabowski od informatyków właśnie przysłał mi maiła. A jeżeli informatycy już wiedzą, to doskonale wiesz, że za chwileczkę będzie o tym mówić cały dział kultury. A jeśli ktoś z działu


kultury zna Maksa Friedlandera i powie mu, że wszyscy z działu wydarzeń o nim gadają? Nadine, na litość boską, co ty wyprawiasz?!

Mel


Do: Dolly Vargas ‹dollyvargas@thenyjournal.com›

Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Tim Grabowski ‹timothygrabowski@thenyjournal.com›

George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Jimmy Chu ‹james.chu@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Mel

Słuchajcie ludzie, odczepcie się od niej. Tylko ją denerwujemy. Doiły, ja mówię serio, więc nawet nie myśl o następnej zasadzce w damskiej łazience.

Nadine

PS Poza tym sami wiecie, że ona nie umiałaby utrzymać tajemnicy, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Wygada się w końcu, dokąd idą, a wtedy ją mamy.;-)


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Obiad

Drogi Johnie!

Cześć! To naprawdę miło, że chcesz mnie zabrać na obiad, ale naprawdę nie trzeba. Z przyjemnością zrobiłam dla twojej cioci, co się dało. Żałuję tylko, że nie mogłam zrobić nic więcej.

Ale jeśli naprawdę nalegasz, to mnie jest wszystko jedno, dokąd pójdziemy.

No cóż, właściwie to nie do końca prawda – jest jedno miejsce, do którego NIE CHCĘ iść, to znaczy Fresche, Ale poza tym może być każde inne. Może ty mnie czymś zaskoczysz?

Do zobaczenia na piętnastym piętrze dzisiaj o szóstej (wizyty na OIOM-ie tylko między szóstą trzydzieści a siódmą).

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Obiad

Umowa stoi.

Zrobię rezerwację na ósmą. Jednak mam nadzieję, że wiesz, co robisz, pozwalając mi wybrać restaurację. Widzisz, ja mam wielkie upodobanie do flaczków.

John


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie wierzę ci

Chcesz mnie przestraszyć?

Wychowałam się na farmie. Jedliśmy flaczki na grzankach co dzień na śniadanie.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Teraz ty…

…usiłujesz mnie wystraszyć. Do zobaczenia o szóstej.

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Temat: Wczorajszy wieczór

Słuchaj, Trent, nie wiem, jak cię przepraszać. Nie wiem, o co chodzi między tobą a tą rudą laską, ale nie chciałem ci niczego spieprzyć. Tylko okropnie się zdziwiłem na twój widok! To znaczy – John Trent w Centrum Medycznym dla Zwierząt? Co on tu robi, pomyślałem. Tropi seryjnego mordercę chomików, czy jak? Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. A poważnie, poszliśmy tam zbadać Hugona, to nasz policyjny pies, wykrywa materiały wybuchowe. Jakiś dureń dał mu po lunchu resztki jedzenia z KFC, a przecież wszyscy mówią, że psu nie wolno dawać kości z kurczaka… No cóż, okazało się, że to prawda. Ale mamy nadzieję, że Hugo się z tego wyliże. Na pewno się wyliże. Ale co TY tam robiłeś, człowieku? Wyglądałeś, jakbyś był zdenerwowany. No cóż, przynajmniej jak na faceta ze świetną laską u boku.

Daj mi znać, czy mogę coś zrobić, żeby ci to wynagrodzić… Może trzeba anulować jakieś mandaty za złe parkowanie? Zatrzymać na weekend bez możliwości wyjścia za kaucją męża tej rudej? Cokolwiek. Zrobię, co tylko chcesz, żeby tylko to naprawić.

Paul


Do: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Wszystko zostało wybaczone

Przynajmniej na razie, chociaż wczoraj z radością bym cię udusił.

Nie, oczywiście, to nie była twoja wina. W końcu powiedziałeś tylko: „Jak leci, Trent?”, jak każdy normalny człowiek. Skąd miałeś wiedzieć, że obecnie używam przybranego nazwiska?

Ale to, co zaczęło się jako najbardziej nieudany wieczór wszech czasów (kto by pomyślał, że koty zjadają gumowe opaski? z pewnością nie ja), skończyło się jako sama radość. Wiec możesz uznać, że ci wybaczono, przyjacielu. A jeśli chodzi o tę rudą, no wiesz… To długa historia. Może nawet pewnego dnia ci ją opowiem. Zależy, oczywiście,’ jak wszystko się dalej potoczy.

Na razie jednak muszę wracać do Centrum Medycznego. Mam odebrać kota, który podobno szybko wraca do zdrowia po operacji jelita. A po drodze do domu mam zamiar kupić temu kotu największą, najbardziej śmierdzącą rybę, jaką kiedykolwiek widziałeś, w ramach podziękowania za wielką przysługę, którą mi wyświadczył, zżerając tę gumową opaskę.

John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: No i???

Co miałaś na sobie? Gdzie w końcu jedliście? Dobrze się bawiłaś?

CO SIĘ STAŁO???

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Stało się

› Co miałaś na sobie?


Czarną portfelową spódnicę od Calvina Kleina z jedwabnym jasnoniebieskim sweterkiem w serek, z rękawami do łokcia, i niebieskie sandały wiązane wokół kostek, na siedmioipółcentymetrowym obcasie.


› Gdzie w końcu jedliście?

W końcu nigdzie nie poszliśmy. Przynajmniej nie na obiad.

› Dobrze się bawiłaś?

TAK.

› CO SIĘ STAŁO???

To się stało.

No dobra, niezupełnie, ale prawie. Stało się to, że kiedy nakładałam ostatnią warstwę szminki, rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. To był John. Nawet założył krawat! Nie wierzyłam własnym oczom. Wyglądał świetnie – ale miał naprawdę zmartwioną minę. Więc zapytałam z miejsca:

– Co się stało? A on mi na to:

– Tweedledum. Coś się z nim dzieje. Mogłabyś zajrzeć do mnie i zerknąć na niego?

No więc poszłam i zerknęłam, i nie było wątpliwości, Tweedledum, który jest zdecydowanie aktywniejszym i bardziej przyjaznym z dwóch kotów pani Friedlander, leżał pod stołem w salonie i miał taką minę, jakby zjadł o wiele za dużo wafelków. Nie dat się nikomu dotknąć, prychał, kiedy próbowałam. Nagle coś sobie przypomniałam i powiedziałam:

– O mój Boże, a zdjąłeś te gumowe opaski z „Chronicie”, kiedy przyniosłeś prasę do domu?

Bo wiesz, „Chronicie” jest tak zarozumiałą gazetą, że zawsze ją dostarczają spiętą gumową opaską, żeby ze środka nie wylatywały poszczególne dodatki. Czytelnicy dostaliby szału, gdyby chociaż jednego zabrakło i nie mogliby przeczytać swoich ukochanych stron finansowych, czy czegoś tam. A John powiedział:

– Nie, a po co?

I wtedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam mu wytłumaczyć najważniejszą rzecz związaną z opieką nad psem i kotami jego ciotki: Tweedledum zjada te gumowe opaski. Jego brat robił to samo. I dlatego jego brata już nie ma wśród nas.

– Musimy natychmiast zabrać kota do kliniki! – krzyknęłam.

John osłupiał.

– Żartujesz, prawda?

– Nie, mówię poważnie. Owiń go ręcznikiem. John cały czas stał bez ruchu.

– Ty naprawdę mówisz poważnie.

– Absolutnie poważnie – odparłam. – Trzeba usunąć tę gumową opaskę, zanim coś mu zablokuje w środku. W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, czy gumowa opaska może cokolwiek zablokować, ale wystarczyło spojrzeć w zamglone oczy kota. To zwierzę cierpiało.

No więc John wziął ręcznik i zawinęliśmy Tweedleduma (John dorobił się paru paskudnych zadrapań, zanim mu się udało), i pojechaliśmy do Centrum Medycznego dla Zwierząt, bo wiem, że tam właśnie pani Friedlander zabrała Tweedledee, kiedy miał to fatalne zajście z gumową opaską z „Chronicie”. Wiem, bo poprosiła żałobników o przesłanie dotacji dla kliniki zamiast kwiatów po zejściu Tweedledee.

Kiedy tylko weszliśmy do środka, zabrali Tweedleduma na prześwietlenie. Nic nie mogliśmy zrobić, tylko czekać i modlić się. Ale wiesz, trochę trudno było mi czekać i się modlić, kiedy cały czas myślałam o tym, jak nie cierpię „Chronicie”, i że moja wielka randka wali się w gruzy. Przynajmniej, myślałam, to mogłaby być randka. Po prostu ciągle myślałam o tym, że „Chronicie” wiecznie nam podstawia nogę, i o tym, że urządzają sobie przyjęcia bożonarodzeniowe w Water Cłub, a nasze zawsze się odbywają w Bowimore Lanes. I że ich nakład przewyższa nasz o jakieś sto tysięcy i że zawsze wygrywają różne nagrody dziennikarskie, i że ich dział mody ma kolorowe zdjęcia, i że nawet nie mają kolumny plotkarskiej. No cóż, to wszystko wreszcie zaczęło mnie po prostu śmieszyć. Nie wiem dlaczego. Ale zaczęłam się śmiać, że „Chronicie” znów coś mi zdołała zepsuć.

A potem John zapytał mnie, dlaczego się śmieję, więc mu wyjaśniłam (to znaczy nie to, że „Chronicie” zrujnowała naszą randkę, ale całą resztę).

No więc wtedy John też zaczął się śmiać. Nie wiem, dlaczego ON tak się śmiał. No cóż, nie wydaje mi się takim specjalnie rozmodlonym typem. Śmiał się – co chwila wybuchał takim cichym śmiechem. Nawet próbował się opanować, ale od czasu do czasu coś mu się wyrywało.


Tymczasem do kliniki przychodzili jacyś przedziwni ludzie, z najdziwaczniejszymi przypadkami! Była tam na przykład jedna pani ze złotym retrieverem, który zjadł jej cały prozac. Inna przyniosła iguanę, która wyskoczyła z balkonu siódmego piętra (i wylądowała, na pierwszy rzut oka bez szwanku, na markizie delikatesów na samym dole). A jeszcze jedna przyszła ze swoim jeżem, który „był jakiś nieswój i dziwnie się zachowywał”.

– Jak – szepnął do mnie John – powinien zachowywać się porządny jeż?

To wcale nie było śmieszne. Tylko, że my NAPRAWDĘ nie mogliśmy przestać się śmiać. A wszyscy rzucali nam niechętne spojrzenia, co nas tylko jeszcze bardziej rozśmieszało. No więc siedzieliśmy tam, najszykowniej ubrani z tego całego towarzystwa, udawaliśmy, że jest nam wygodnie na twardych plastikowych krzesełkach i próbowaliśmy się nie śmiać, ale nie bardzo nam to wychodziło…

Tak było, póki nie weszli jacyś gliniarze. Przyszli zbadać swojego psa do wykrywania bomb, który zakrztusił się kością kurczaka. Jeden z policjantów zauważył Johna i powiedział:

– Cześć, Trent, jak leci?

I wtedy John przestał się śmiać. Zrobił się nagle strasznie czerwony i powiedział:

– Och, witam, sierżancie Reese.

Położył wyraźny nacisk na słowie „sierżant”. Sierżant Reese zrobił bardzo głupią minę. Zaczął coś mówić, ale właśnie wtedy wyszedł weterynarz i zawołał:

– Pan Friedlander? John podskoczył i powiedział:

– To ja.

I podbiegł do lekarza.

Powiedzieli nam, że Tweedledum rzeczywiście połknął gumową opaskę i że ona mu się zaplątała w jelicie cienkim, i że potrzebny będzie zabieg chirurgiczny, inaczej kot na pewno zdechnie. Zgodzili się przeprowadzić operację od razu, ale okazała się bardzo droga, bo kosztowała tysiąc pięćset dolarów i jeszcze dwieście dolarów za całonocny pobyt kota w klinice. Tysiąc siedemset dolarów! Byłam zaszokowana. John tylko skinął głową, sięgnął po portfel i zaczął wyciągać swoją kartę kredytową…