John: Mówię tylko, że zrozumiałbym, gdybyś to zrobił.

Max: Taaa, ale ja tego nie zrobiłem.

John: Ale ja bym zrozumiał, gdybyś to zrobił. Zresztą, popatrz na moją rodzinę. Wszyscy są nadziani. Nadziani. Wyobraź sobie, co by było, gdyby mój dziadek nic mi nie zapisał i gdyby wszystko przeszło na babcię. Gdyby nie chciała od czasu do czasu odpalić mi paru setek dolarów, też bym się wkurzył.

Max: Ja się nigdy nie wkurzyłem.

John: Posłuchaj, ja wiem, jak to jest. To znaczy, nie do końca, ale wiesz, że usiłowałem wyżyć z pensji reportera. Cieniutko było. Gdyby mi nie starczało i gdybym wiedział, że przez jakiś czas nie grozi mi dopływ gotówki, na dole czekałaby na mnie superlaska, a ja poszedłbym do mojej babki po pożyczkę, a ona powiedziałaby nie… też mógłbym się wkurzyć.

Max: Cóż… Sam wiesz. Bo tak właściwie, co one sobie wyobrażają? Że zabiorą tę kasę ze sobą do grobu?


John: No właśnie.

Max: Ja tego po prostu nie rozumiem: siedzi głupia suka na kupie kasy i nie może się rozstać z paroma stówami?

John: Jakby mogła odczuć różnicę.

Max: Nie, no, dokładnie. Jakby w ogóle zauważyła różnicę. Zaliczyłem kolejny wykład: „Gdybyś zechciał rozporządzać swoimi pieniędzmi w rozsądny sposób, nie miałbyś takich kłopotów. Musisz nauczyć się żyć z tego, co masz”.

John: Tymczasem ona co dwa miesiące przepuszcza dwadzieścia tysięcy, lecąc sobie na operę do Helsinek.

Max: Tak! No właśnie.

John: Wystarczy, żeby się w człowieku zagotowało.

Max: Mnie najbardziej wkurzył SPOSÓB, w jaki ona to powiedziała, wiesz. Zupełnie jakbym był małym dzieckiem, czy coś. No wiesz, Chryste, mam trzydzieści pięć lat. Ja chciałem wyłącznie pięć kawałków. Tylko pięć kawałków.

John: Ale jak taka baba się uprze…

Max: Jakbym nie wiedział. A potem ona ma czelność powiedzieć jeszcze: „Nie wychodź taki wściekły”.

John: Nie wychodź wściekły. Jezu.

Max: Dokładnie. „Nie zachowuj się tak, Marie. Nie wychodź wściekły”. I wiesz, szarpie mnie. Za ramię. A ja kazałem taksówkarzowi zaparkować tuż przed budynkiem, przed hydrantem. I Vivica na mnie czeka. „Nie wychodź wściekły”, ona mi mówi.

John: Ale pieniędzy to ci dać nie chciała.

Max: Nie, do diabła. Mnie samego też nie chciała puścić.

John: Więc ją odepchnąłeś.

Max: Musiałem. Nie chciała mnie puścić. Nie miałem zamiaru, sam rozumiesz, przewrócić jej. Chciałem tylko, żeby mi dała spokój. Tylko że… sam nie wiem. Chyba za mocno ją popchnąłem, bo poleciała do tyłu i walnęła się głową w krawędź stolika do kawy. I wszędzie się pojawiła krew, i ten cholerny pies się rozszczekał, a ja się przestraszyłem, że jej sąsiadka usłyszy… John: I spanikowałeś.

Max: No, spanikowałem. To znaczy, stwierdziłem, że nie umarła i ktoś ją w końcu znajdzie. A jeśliby umarła…

John: Jesteś jej najbliższym krewnym.

Max: Tak. Człowieku, mówimy tu o dwunastu milionach. Dla ciebie to drobne, ale dla mnie, z moim talentem do wydawania pieniędzy…

John: No i co zrobiłeś?

Max: Poszedłem do jej sypialni i porozrzucałem trochę ubrań. No wiesz, żeby ludzie pomyśleli, że to ten facet, morderca-transwestyta. Potem wyniosłem się stamtąd do diabła. Pomyślałem sobie, lepiej się zmyć na jakiś czas.

John: Ale ona nie umarła.

Max: Boże, nie. Twarda sztuka, co? A potem… no, sam wiesz. Vivica. I ten mój menedżer, on jest taki dupowaty. Nie chce mu się ruszyć tyłka, żeby mi załatwić jakąś sensowną pracę. Znalazłem się w pułapce.

John: A jak długo ona już jest w tej śpiączce?

Max: Człowieku, od miesięcy. Pewnie i tak wyciągnie nogi. To znaczy, gdybym jej jeszcze trochę pomógł, nikt by nawet nie zauważył.

John: Pomógł?

Max: No wiesz. Pchnął ją w objęcia śmierci, jak to mówią.

John: E, nie gadaj. Niby jak?

Max: Człowieku, insuliną. Po prostu wstrzyknąć za dużo. Jak ten facet, Claus von Bülow. Taka mała starsza pani na pewno by się przekręciła…


Oho! Kroki na korytarzu. Gliny musiały uznać, że wystarczy. Teraz walą do drzwi. Mówię ci, Nadine, zdobędę Pulitzera… Zaczekaj chwilę. Mówią Maksowi, żeby się uspokoił. Ale Max się nie uspokoił. Max…


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Co???

MEL??? GDZIE IESTEŚ??? Dlaczego tak nagle przerwałaś? Co się dzieje???

NIC Cl SIĘ NIE STAŁO???

Nadine


Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Usiłowanie zabójstwa

Załącznik: (Na 1.00 rano, strona pierwsza, UŚMIECHNIJ SIĘ DO ZDJĘCIA, zdjęcia: 1) Max Friedlander w kajdankach, podpis: „Podejrzany odprowadzany przez nowojorskich policjantów”, 2) Helen Friedlander na nartach, podpis: „Miłośniczka opery buffo i zwierząt”, oba w archiwach)

UŚMIECHNIJ SIĘ DO ZDJĘCIA

SŁAWNY FOTOGRAF MODY ARESZTOWANY ZA USIŁOWANIE ZABÓJSTWA

Podczas zasadzki zastawionej razem z oddziałem nowojorskiej policji z Osiemdziesiątego Dziewiątego Komisariatu, w obecności reportera „New York Chronicie” Johna Trenta oraz Mel Fuller z „New York Journal” dokonano wreszcie aresztowania podejrzanego o brutalny napad na mieszkankę Upper West Side, panią Helen Friedlander.

Panią Friedlander (82) znaleziono nieprzytomną w jej mieszkaniu prawie sześć miesięcy temu. Okoliczności wskazywały na brutalny napad. Ubrania porozrzucane na łóżku ofiary nasuwały podejrzenie, że miłośniczka opery buffo i zwierząt mogła paść ofiarą tak zwanego, mordercy-transwestyty.

Jednakże po aresztowaniu w zeszłym miesiącu Harolda Dumasa, który przyznał się do zabicia siedmiu kobiet, stało się jasne, że napadu na panią Friedlander dokonał, według słów sierżanta policji Paula Reese’a, jakiś naśladowca.

– Złoczyńca usiłował skierować podejrzenia policji na błędny trop – powiedział sierżant Reese w wywiadzie udzielonym dzisiaj wczesnym rankiem. – Postarał się, żeby napad wyglądał tak, jakby go dokonał seryjny morderca, który atakował kobiety w tej dzielnicy. Jednak kilka rzeczy się nie zgadzało. Między innymi fakt, iż pani Friedlander najwidoczniej znała swojego napastnika i sama otworzyła mu drzwi. Ponadto z jej mieszkania nie skradziono żadnych pieniędzy.

– Motywem tej napaści – mówi sierżant Reese – istotnie były pieniądze. Ale nie chodziło o dwieście dolarów, które leżały w torebce pani Friedlander. Gdyby ofiara zmarła, podejrzany odziedziczyłby po niej miliony.

– Helen Friedlander jest niezwykle bogata – wyjaśnił sierżant Reese. – A podejrzany jest jej jedynym żyjącym krewnym.

Podejrzany, Maxwell Friedlander, ma trzydzieści pięć lat, jest siostrzeńcem Helen Friedlander i znanym fotografem mody. Ostatnio popadł w kłopoty finansowe. Jak wyznał Johnowi Trentowi, reporterowi do spraw kryminalnych z „New York Chronicle” i swojemu dawnemu przyjacielowi, początkowo nie zamierzał zabić pani Friedlander. Pchnął ją w afekcie, bez zamiaru pozbawienia życia, i jedynie niefortunny upadek sprawił, że straciła przytomność. Podejrzany wpadł w panikę, zaraz jednak zdał sobie sprawę, że gdyby ciotka umarła, odniósłby znaczące korzyści materialne w postaci odziedziczonego spadku. Dlatego uciekł, nie udzielając ofierze pomocy.

Pani Friedlander jednak nie umarła. Leżała pogrążona w śpiączce przez niemal sześć miesięcy. Max Friedlander uznał, że sytuacja domaga się ostatecznego rozwiązania. Wczoraj wieczorem postanowił dokończyć dzieła. W rozmowie z panem Trentem zdradził zamiar zamordowania ciotki w jej szpitalnym łóżku za pomocą zastrzyku insuliny.

W tym momencie wkroczyła policja, która cały czas prowadziła podsłuch. W chwili aresztowania pan Friedlander wyrwał się i usiłował zbiec z miejsca zatrzymania tylną klatką schodową.

Próbę ucieczki udaremniła reporterka „New York Journal”, Melisa Fuller, zadając Friedlanderowi cios laptopem. Zatrzymany został przewieziony do szpitala, a po chirurgicznym opatrzeniu rozległej rany twarzy trafi do aresztu.


Pan Friedlander zostanie dziś rano postawiony w stan oskarżenia. Zarzuty obejmują usiłowanie zabójstwa Helen Friedlander, planowanie zabójstwa, stawianie oporu podczas aresztowania i próbę ucieczki przed funkcjonariuszami policji.


George, to ja, Mel.

Musiałam napisać to wszystko na komputerze Johna, bo mój własny zatrzymano jako dowód rzeczowy. Co o tym myślisz? Dobrze sobie poradziłam?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: To znaczy…

…że znów jesteście razem.

Spróbuję znaleźć dla niego miejsce przy głównym stole na weselu. Chociaż wiem, że to będzie trudne, biorąc pod uwagę, jak spuchniesz z dumy do tego czasu.

Tony się ucieszy. W tajemnicy cały czas trzymał kciuki za Johna.

Nadine:-)

PS Wiesz, ja go zawsze lubiłam. No cóż, przynajmniej odkąd obluzował Aaronowi parę zębów.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanche2@thenyjournal.com›

Temat: No już dobrze

Jak sądzę, od czasu do czasu możemy wydrukować jakiś twój artykuł w dziale krajowym.

Tylko od czasu do czasu.

Tymczasem nadal pracujesz dla strony dziesiątej. A teraz, kiedy wiem, na co cię stać, chciałbym na tej kolumnie zobaczyć parę dobrych tekstów. Dosyć tych bzdetów o Winonie Ryder. Posłuchajmy trochę o prawdziwych gwiazdach. Na przykład o Brando, na miłość boską. Nikt już nic nie mówi o Brando.

George

PS Nie wyobrażaj sobie, Fuller, że jeśli coś się stanie z tym laptopem, to ktoś inny za to zapłaci, a nie ty.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Kochanie

Tylko szybkie gratulacje, zanim ja i Aaron wsiądziemy do jumbo jeta. Lecimy do Barcelony – tak, wiem, sama też nie mogę uwierzyć, że wreszcie się poddał. Ale jak przypuszczam, w świetle ostatnich twoich dziennikarskich wyczynów, wreszcie przyznał się do porażki… a ja jestem jego nagrodą pocieszenia!

Mniejsza z tym. Wiesz, naprawdę trudno znaleźć kogoś sensownego, a mnie jest, uczciwie mówiąc, wszystko jedno, jakiej muzyki on słucha. Jest wolny, nie ma dzieci i potrafi podpisać się na czeku. Czego jeszcze można oczekiwać od faceta? W każdym razie, wszystkiego dobrego dla ciebie i Pana Trenta. I proszę WEŹ pod uwagę zaproszenie mnie do tego domu na Cape… Jest naprawdę boski, z tego co widziałam w „Architectural Digest”.

Buziaki Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Vivica@sophisticate.com

Temat: MAX

O MÓJ BOŻE, MEL, JESTEM TUTAJ W MEDIOLANIE NA WIOSENNYCH POKAZACH I OD WSZYSTKICH SŁYSZĘ, ŻE MAX ZNALAZŁ SIĘ W WIĘZIENIU ZA USIŁOWANIE ZABÓJSTWA WŁASNEJ CIOTKI l ŻE TO TY JESTEŚ TĄ OSOBĄ, KTÓRA GO DO WIĘZIENIA WSADZIŁA!!!

O MÓJ BOŻE, JESTEŚ NAJFAJNIEJSZĄ DZIEWCZYNĄ, JAKĄ W ŻYCIU POZNAŁAM?!! WSZYSTKIE MOJE PRZYJACIÓŁKI PYTAJĄ, CZY ICH BYŁYCH CHŁOPAKÓW, BYDLAKÓW, TEŻ WSADZISZ DO WIĘZIENIA!!! MOŻE MOGŁYBYŚMY RAZEM OTWORZYĆ INTERES, TY BYŚ WSADZAŁA DO WIĘZIENIA BYŁYCH CHŁOPAKÓW ZNAJOMYCH DZIEWCZYN, A)A MOGŁABYM UCZYĆ IMIGRANTÓW, JAK SIĘ UBIERAĆ!!!

TAK CZY INACZEJ, CHCIAŁAM TYLKO PODZIĘKOWAĆ Cl ZA WSADZENIE DO WIĘZIENIA MAKSA, BO TAM JEST JEGO MIEJSCE, ZE WSZYSTKIMI INNYMI BYDLAKAMI. JESTEM BARDZO SZCZĘŚLIWA, BO ZNALAZŁAM TUTAJ W MEDIOLANIE NOWEGO PRZYJACIELA. MA NA IMIĘ PAOLO I JEST WŁAŚCICIELEM GALERII SZTUKI l MILIONEREM!!! NIE ŻARTUJĘ!!! JEST BARDZO ZAINTERESOWANY OBEJRZENIEM MOJEJ KOLEKCJI RZEŹB DELFINÓW Z DREWNA!!! MÓWI, ŻE NIE MAJĄ TAKICH WE WŁOSZECH I ON MÓGŁBY ZAROBIĆ FORTUNĘ, SPRZEDAJĄC JE TUTAJ. TO BY NAM DOSTARCZYŁO TROCHĘ KAPITAŁU POTRZEBNEGO DO ZAŁOŻENIA WSPÓLNEGO INTERESU, NIE, MEL?


Jedna z dziewczyn właśnie mi powiedziała, że uważa się, że to bardzo niegrzecznie pisać wielkimi literami w mailu. Czy to prawda? Uważałaś, że jestem niegrzeczna? Przepraszam. W każdym razie, Paolo zabiera mnie teraz na obiad, więc muszę już iść. Chyba nie znajdziemy nic dobrego do jedzenia. Czy ty wiesz, że w Mediolanie nie ma ani jednego Applebee’s? No, naprawdę. Ani żadnego Friday’s. Ach, nieważne. Do zobaczenia po moim powrocie!!!

Vivica


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Don i Beverly Fuller ‹DonBev@dnr.com›

Temat: Niepokoję się…

Tatuś i ja nie zrozumieliśmy ani słowa z tego ostatniego maiła, który nam przysłałaś. Co to znaczy? Jednak nie wracasz do domu? Tatuś już przeniósł wszystkie swoje nagrody za kręgle z twojego pokoju. Musisz wrócić do domu. Mabel Fleming liczy, że przejmiesz redakcję działu kultury i rozrywki. Mówi, że jeśli będzie musiała napisać recenzję z jeszcze jednej szkolnej sztuki, to po prostu…

No cóż, jestem damą, więc nie mogę dokończyć tego zdania. Znasz Mabel. Ona była zawsze taka… wygadana. Jak przypuszczam, powinnam jednak się cieszyć, że przyjedziesz do domu na święta. Pięć dni to więcej niż nic. Ale, Melisso, gdzie ten cały John, którego ze sobą przywieziesz, ma spać? Bo chyba nie spodziewasz się, że pozwolę mu nocować w twoim pokoju. Co by powiedziała Dolores? Wiesz, że ona ze swojego okna na strychu widzi wszystko, co się dzieje w naszym domu. I nie wyobrażaj sobie, że ona nie podgląda, stara kocica… Będzie musiał nocować w starym pokoju Robbiego. Od razu zacznę wynosić z niego moje rzeczy do szycia. Tak czy inaczej, bardzo mnie ucieszyły wieści o twojej sąsiadce. Przecież to brzmi zupełnie tak jak z Dotyku anioła czy tamtego nowego serialu, jak on się nazywa? Cudowne ozdrowienia, czy jakoś tak. Kto by pomyślał, prawda? Wyszła ze śpiączki i tak prędko wraca do zdrowia, że na święta wyjdzie już ze szpitala, chociaż ten jej siostrzeniec usiłował ją zabić… Mówię ci, Melisso, po prostu nie podoba mi się, że mieszkasz w tym mieście. Tam jest zbyt niebezpiecznie! Siostrzeńcy-zabójcy i mordercy-transwestyci, którzy przebierają się w sukienki, i mężczyźni, którzy podają ci jedno nazwisko, a potem się okazuje, że nazywają się zupełnie inaczej… Pomyśl tylko, gdybyś przeprowadziła się z powrotem tutaj, za to, co wydajesz na czynsz za swoje maleńkie mieszkanko, mogłabyś opłacać hipotekę na dom z trzema sypialniami. A wiesz, że twój dawny chłopak, Tommy Meadows, teraz jest agentem nieruchomości? Jestem pewna, że mógłby znaleźć dla ciebie bardzo korzystną okazję.