– Ja tego nie chcę – powiedziała Erin.

– To, czego chcesz, i to, co dostaniesz, to są dwie zupełnie różne rzeczy – odparła Faulkner i ciągnęła nieubłaganie: – Scenariusz numer cztery. Czy masz pojęcie, ile w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat uruchomiono kopalń, które dają diamenty klasy jubilerskiej?

– Nie.

– A ja wiem. Przeprowadziłam analizę, której wyniki leżą teraz zamknięte w skarbcu w Wirginii. Nowe kopalnie uruchomiono w Związku Radzieckim, w Australii, w kilku afrykańskich republikach, które słuchają każdego gwizdnięcia kartelu. Rosjanie się z tym kryją i wymyślają jakieś ideologiczne historyjki, ale oni też słuchają ConMinu, bo kartel kontroluje wypływ ich kamieni w świat. Australia postąpiła tak samo. Uruchamia się bardzo niewiele nowych kopalń, może jedną na dziesięć lat.

– Nic dziwnego. Diamenty to rzadkość.

– To przy każdej okazji powtarza nam ConMin – odparła Faulkner. – Kartel diamentowy zatrudnia setki geologów, którzy prowadzą badania na całym świecie. To najlepsi specjaliści, elita fachowców. I nigdy, powtarzam, nigdy, nie znaleźli nowej kopalni. Ani razu. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat jedyne nowe kopalnie zostały odkryte przez badaczy nie związanych z ConMinem, którzy pracowali na terenach dokładnie już przebadanych przez kartel. Czy to ci coś sugeruje?

– Może geolodzy ConMinu nie są tacy dobrzy albo po prostu nie mają szczęścia. Istnieje też możliwość, że kartel nie chce żadnych nowych kopalń – odparła Erin.

– Odpowiedź szybka, zwięzła i celna. Szkoda, że tak nie znosisz pracy swojego ojca. Przydałabyś się nam, ale tylko jeśli zdecydowałabyś się używać swoich szarych komórek. Pomyśl o tych tajemniczych diamentach i o ostrzeżeniach, o ConMinie i skarbcu Szalonego Abe'a. ConMin trzyma rękę na każdej nowej kopalni, w dowolnym miejscu na świecie, jeśli kopalnia dostarcza znaczącej ilości diamentów jubilerskich. Ten monopol ma znaczenie polityczne i ekonomiczne.

– Masz na myśli tę diamentową oś? – Erin nie chciała wierzyć w te słowa, ale wątpliwości stawały się coraz mniej usprawiedliwione.

– Właśnie – potwierdziła Faulkner. – Równowaga sił to delikatne ustawianie szalek. Kiedy coś jest aż tak delikatne, nie trudno to zburzyć. W tej chwili Stany Zjednoczone bardzo by chciały zyskać kontrolę nad kopalnią diamentów, która dałaby mocną pozycję przetargową w rozmowach z kartelem. Inne kraje też wiele by za to dały.

– Rozumiesz teraz? – zapytał cicho Windsor. – Jeśli Szalony Abe rzeczywiście miał kopalnię diamentów, jej obecny właściciel zostanie ruchomym celem. Obawiam się, że ty nie potrafiłabyś wystarczająco szybko paść na ziemię i zejść z linii strzału. Ja to umiem. Dziecinko, pozwól mi załatwić tę sprawę.

Erin w milczeniu podeszła do okna. Chociaż nieświadomie, stanęła tuż przy ścianie, żeby widzieć, pozostając w ukryciu. Światła miasta jak fale jeziora omywały podnóże czarnych gór.

– Spodobałby się wam Cole Blackburn – odezwała się w końcu. – On też chce, żebym się wycofała z tej gry. Mam się z nim jutro spotkać i odpowiedzieć na jego ofertę wykupienia spadku.

– Ile ci oferuje?

– Trzy miliony dolarów.

– Taka suma i te trzynaście diamentów zrobiłyby z ciebie bardzo bogatą kobietę – zauważył szybko Windsor. – Nigdy już nie musiałabyś robić niczego, na co nie masz ochoty. A ile pieniędzy chciałabyś dostać?

– Jeśli więcej niż trzy miliony, to znam inwestorów, którzy przelicytują Blackburna – wtrąciła gładko Faulkner. – Wszyscy bylibyśmy bardziej zadowoleni, gdyby spadek trafił w ręce amerykańskiego inwestora, a nie takiego wolnego strzelca jak Blackbum.

W pokoju na chwilę zaległa cisza. Erin spojrzała na leżące na stole diamenty. Nawet w mrocznym pokoju wypływało z nich światło jak sekretny szept. Znikało, kiedy odwracała głowę, błyszczało na załamaniach powierzchni i znów niknęło. Kryształy zafascynowały ją jak nic przedtem. Nawet arktyczny lód nie zrobił na niej takiego wrażenia.

– Dziękuję, nie – powiedziała łagodnie. – Zachowam spadek. Co do ostatniego nie odkrytego diamentu.

Rozdział dziewiąty

Cole Blackbum siedział z nogami na stole do map i spoglądał ponad Los Angeles na ciągnącą się w odległości dwudziestu kilometrów czarną połać Oceanu Spokojnego. Starał się skupić nad wpisywaniem nowego zestawu danych komputerowych na sporządzoną przez LandSat mapę Australii Zachodniej, która leżała przed nim. Zapał do pracy gasiła myśl, że ten wysiłek na nic się nie przyda. Szalony Abe należał do dinozaurów: Nie pasował do dwudziestego wieku i jego tajemnicy nie sposób było odgadnąć za pomocą nowoczesnych metod.

Z drugiej strony, Cole nie miał nic innego do roboty, jak tylko przeglądać mapy satelitarne, do czasu kiedy Erin zdecyduje się sprzedać spadek. Jeśli się zdecyduje. Jeśli nie, będzie się musiał uciec do pomocy skryptu dłużnego, w który przezornie zaopatrzył go Wing. Cole'owi nie podobało się takie wyjście, ponieważ nie wyłączało Erin z gry. Wolałby wykupić jej prawo do spadku i zakończyć tę sprawę.

Spojrzał na zegarek i stwierdził, że ma jeszcze wolną godzinę do czasu, kiedy Erin z ojcem stawią się na spotkanie w BlackWing. Pojawienie się Matthew Windsora nie zaskoczyło go, ale nieco komplikowało bieg wydarzeń. Miał nadzieję, że Windsor namówi córkę do sprzedaży i odwiedzie ją od rozgrywek z diamentowym tygrysem.

Cole wiedział też, że ojciec Erin pracuje dla CIA, a CIA jest bardzo zainteresowane kartelem diamentowym. Korporacje, klany i instytucje rządowe w jednym są do siebie podobne – każda z nich wymaga od swoich pracowników całkowitej lojalności, poświęcenia dzieci, żon i prywatnego życia dla większej chwały całej zbiorowości. Każdego niezależnego człowieka trzeba było dla zasady uwieść, zastraszyć, przekupić lub usunąć. Niezależność jest jak klątwa dla ConMinu, Centralnej Agencji Wywiadowczej i rodziny Chen.

Jeśli Matthew Windsor jest oddanym oficerem CIA, bez wahania użyje spadku córki jako narzędzia w jakiejś politycznej rozgrywce Stanów Zjednoczonych. Jeśli zaś jest wyjątkowo zdemoralizowanym graczem, wykorzysta córkę, nic jej o tym nie mówiąc.

Zapadający mrok zmieniał szyby w oknach na trzydziestym ósmym piętrze w półprzezroczyste lustra. Wciąż było widać miasto, ale odblaski z pokoju migotały na szklanej tafli, ilekroć Cole się poruszył.

A nawet kiedy trwał nieruchomo.

Zaledwie jego mózg zarejestrował to zjawisko, jednym ruchem wyskoczył zza biurka. W jego dłoni zalśniło ostrze noża. Szybko, bezgłośnie podszedł do drzwi łączących dwa pomieszczenia biura.

– To robi wrażenie – odezwał się głos w sąsiednim pokoju. – Ale pistolet ma większy zasięg. A tak przy okazji, nazywam się Matthew Windsor. Mogę to udowodnić, jeśli tylko pozwolisz mi sięgnąć do kieszeni.

Cole popatrzył na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który stał w drzwiach wychodzących na korytarz. Nieznajomy miał chłodny i pewny siebie wyraz twarzy. Jego oczy były tego samego kształtu i koloru co oczy córki.

– Przyszedłeś wcześniej, niż było umówione – odezwał się Cole i płynnym ruchem schował nóż do ukrytej w rękawie pochwy.

– Nikt nie wie, że tu jestem, i chciałbym, żeby tak zostało.

Strumyk adrenaliny popłynął w żyłach Cole'a, pobudzając każdy nerw ciała.

– Co zrobiłeś ze strażnikiem?

– Nie martw się. Nie ukryłem żadnych zwłok w schowku.

Strażnik dyżurujący przy windzie był bardzo miły. Właśnie poszedł po szklankę wody, żebym mógł zażyć swoje lekarstwo na serce.

– Dopilnuję, żeby jeszcze raz go przeszkolono. Może znajdziemy mu pracę w szpitalu. – Cole ruchem ręki wskazał na korytarz. – Proszę przodem.

– Ostrożny z ciebie człowiek.

– Chcę żyć wystarczająco długo, żeby zażywać lekarstwa na serce.

Windsor roześmiał się cicho i wyszedł na korytarz. Cole zamknął drzwi i skinął kciukiem w prawo.

– Tędy. Piąte drzwi po lewej to sala konferencyjna.

Kiedy mijali kolejne biura, Windsor się rozglądał. Zatrzymał się przed piątymi drzwiami po lewej, nacisnął klamkę i cofnął się.

– Zamknięte.

– Przedtem ci to nie przeszkadzało – odparł Cole, otwierając kluczem drzwi.

Kiedy zapalił światło, zalśniły kremowo-rdzawe okładziny z egzotycznego australijskiego drewna jarrah.

Windsor bez żadnych wstępów zwrócił się do geologa:

– Gdybym wiedział, kto ci rozkazuje, mógłbym zdecydować, czy nie zwracać na ciebie uwagi, czy wyeliminować cię z gry.

Cole nie pocieszał się myślą, że Windsor blefuje. Mimo siwych włosów, ojciec Erin miał mocne ciało i sprawny umysł. Poza tym wprawiał się w brudnych grach przez dwadzieścia lat dłużej niż Cole Blackbum.

– Nikt mi nie rozkazuje – odparł zwięźle geolog. – Tylko tak lubię pracować i nie będę tego zmieniał.

– Nikt nie jest niezależny.

– I kto to mówi, Windsor? Tajny agent czy ojciec Erin?

– Tymczasem załóżmy, że tajny agent, który widzi wiele ciemnych kart w teczce opatrzonej nazwiskiem Blackbum. Przede wszystkim, jesteś zabójcą. Masz na ten temat coś do powiedzenia?

– Konkretnie, o który przypadek ci chodzi?

– Zacznijmy od tego, co się zdarzyło, kiedy miałeś osiemnaście lat i zaciągnąłeś się do piechoty morskiej, żeby uniknąć więzienia za zamordowanie człowieka.

Cole podszedł do skórzanego fotela ustawionego u szczytu stołu konferencyjnego i usiadł. Zastanawiał się, dlaczego Windsor stara się wyprowadzić go z równowagi – i dlaczego mu się to udaje.

– To było zabójstwo, a nie morderstwo – wyjaśnił. – Nieszczęśliwie zakończona bójka w barze.

– Martwy człowiek to martwy człowiek.

– Jeśli chodzi o wstąpienie do piechoty morskiej, to tam, skąd pochodzę, był to częsty sposób na uniknięcie więzienia.

– Zostałeś więc zwiadowcą w piechocie morskiej – podsumował chłodno Windsor. – Dobre miejsce dla morderców.

– Skończ z tymi bzdurami. Nie będziesz mi wypominał przelanej krwi. Sam niejednego wyprawiłeś na tamten świat.

– Niektórzy lubią widok krwi. Inni są na nią obojętni. Do których ty należysz?

– Ani do jednych, ani do drugich.

Po chwili Windsor skinął głową, jakby taka odpowiedź go zadowoliła.

– Uzupełnijmy luki w twojej kartotece. Jak ci się udało z żołnierza zmienić się w geologa bez ukończenia college'u?

Zapadła cisza, w czasie której Cole zastanawiał się, czy odpowiadać na to pytanie. W końcu wzruszył ramionami. Przecież to nie miało znaczenia…

– Mój sierżant służył w wielu krajach i w każdym uczył się czegoś nowego o kamieniach i geologii. Opowiadał o tym każdemu, ale tylko ja naprawdę go słuchałem. To on kupił mi pierwszy kompas firmy Brunton i pomógł mi zrozumieć podstawowe podręczniki do geologii. To był wspaniały gość.

Windsor znowu skinął głową.

– Nazywał się Marcel Arthur Knudsen, tak?

Po raz pierwszy Cole był zaskoczony.

– A więc to oznaczała litera M przed nazwiskiem. Nigdy mi tego nie powiedział.

– Stara się to ukryć.

– Skąd, u diabła, go znasz.

– Mamy wspólnych znajomych – odparł Windsor. – Wciąż jeszcze są w Pentagonie ludzie, którzy uważali go za ósmy cud świata. Od czasu służby wojskowej dużo podróżowałeś. Na przykład po Zairze.

– Tak, byłem tam. – Cole uśmiechnął się niewyraźnie. – Ile kosztowało twoich ludzi wykupienie Thompsona z więzienia w Kinszasie?

– W przeciwieństwie do ciebie, Agencja nie uznała tego za zabawne. Gdyby policja polityczna dowiedziała się, kim naprawdę jest Thompson, zostałby rozstrzelany. O mały włos twoja sztuczka by go wykończyła.

Uśmiech Cole'a stał się tak samo zimny jak spojrzenie.

– Serce mi pęka, kiedy cię słucham. Thompson chciał mnie zabić. I prawie mu się to udało. Jeśli jeszcze raz będzie próbował, dobiorę mu się do skóry tak, że popamięta.

Windsor mruknął coś pod nosem.

– Muszę przyznać, że sprawiedliwie rozdzielasz ciosy – powiedział. – Tak samo potraktowałeś tego agenta KGB w Kairze. Kiedy to było? Chyba w osiemdziesiątym drugim, co?

– Więc Schmelling rzeczywiście pracował dla KGB? Myślałem, że jest tylko wyjątkowo wrednym typkiem zajmującym się handlem przemycanym towarem.

– Był pułkownikiem wywiadu.

– Gdybym to wtedy wiedział, skończyłby jako jedne z tych zwłok, którymi tak się przejmujesz.

– To nie byłoby słuszne pociągnięcie. Był podwójnym szpiegiem, pracował również dla nas. Schmelling był dla nas wiele ważniejszy, niż Thompson mógł sobie zamarzyć.

– Ale nie dla mnie. Był mi tak samo przydatny jak mój brazylijski wspólnik.

– Ten, którego zabiłeś?

– Ten, który wbił mi nóż w plecy, ale nie udało mu się trafić w żaden ważny narząd. Potem miał tego gorzko pożałować.

– Długo nie pożył.

– Dwa miesiące. Wystarczy.

– Wydaje ci się, że straszny z ciebie twardziel, co?

Cole wolno potrząsnął głową.

– Jestem po prostu człowiekiem, który chce, żeby go zostawiono w spokoju. To niektórych drażni, i to bardzo. Zaczynają mi wchodzić na kark, a ja tego nie lubię i atmosfera z miłej robi się napięta. A dlaczego ty chcesz mi wejść na kark, Windsor? Czy CIA chce mnie usunąć z tej rozgrywki? Czyżby agencja rościła sobie prawo pierwokupu do spadku Erin?