Erin chciała się roześmiać, ale była zbyt napięta.

– Nie. Psychicznie w dniu swoich dziewiętnastych urodzin byłam jeszcze trzynastolatką. Niezdarny, wystraszony, brzydki podlotek. Phil, mój brat, wcale mi nie pomógł. Okropnie się zakochałam w trzy lata starszym chłopaku. Chodził do ostatniej klasy. Kiedy zaprosił mnie na randkę, Phil zadzwonił do niego i powiedział, że jeśli choćby tylko mnie pocałuje, to koniec z nim. Przyszła sobota, a chłopak się nie zjawił. Potem się dowiedziałam, że miał bzika na punkcie dziewic. Kolekcjonował je jak znaczki.

– To zabawne, jak różni są mężczyźni. Mnie nigdy nie pociągały dziewice, dopóki nie spotkałem ciebie.

Erin zamknęła oczy.

– Wcale nie są tacy różni. Nie jestem dziewicą.

– Nigdy dobrowolnie nie oddałaś się mężczyźnie – odparł trzeźwo Cole. – W moim rozumieniu nadal jesteś dziewicą. – Puścił rękę Erin. – Zostań tu, a ja sprawdzę korytarz.

Na zewnątrz nie było nikogo. Hol na parterze też świecił pustkami. Chłopiec hotelowy przyprowadził wypożyczony samochód. Cole prowadził nierówno, najpierw wolno, potem szybko, cały czas wypatrując we wstecznym lusterku samochodów, które zmieniały szybkość tak samo jak on. Kiedy dojechali do Pacific Coast Highway, przejechał przez kilka pustych parkingów, wciąż sprawdzając, czy nikt ich nie śledzi. W końcu zatrzymał się przy miejskiej plaży Willa Rogersa.

Erin sięgnęła do klamki i zaraz spojrzała na Cole'a. Wpatrywał się w boczne i wsteczne lusterko. Mimo tego że bardzo chciała znaleźć się na piasku plaży i mieć przed sobą tylko jedenaście tysięcy kilometrów wody, nadal nie otwierała drzwi.

– Szybko się uczysz – pochwalił Cole.

– Ból jest dobrym nauczycielem.

– Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Nie skrzywdziłeś mnie – wyjaśniła pośpiesznie. – Właśnie dlatego przestałam walczyć. Spodziewałam się bólu, a nic takiego nie nastąpiło. Ale muszę powiedzieć, że jesteś strasznie ciężki.

Cole uśmiechnął się lekko.

– Następnym razem ty będziesz na górze.

Zaskoczona Erin spojrzała na niego z ukosa i na jej twarzy wykwitł niemal nieśmiały uśmiech, który mówił, że ta propozycja ją zaintrygowała.

– Wybieraj, kochanie. Albo idziemy na spacer, albo odbędziesz przyśpieszony kurs oglądania świata przez zaparowane szyby samochodu.

– Nie kuś mnie – odparła ze smutnym uśmiechem.

– Dlaczego nie?

Przez chwilę w samochodzie panowała cisza. Erin odwróciła się i spojrzała na człowieka, który w kilka minut nauczył ją więcej o przyjemnościach zmysłowych niż inni przez całe życie. Co ważniejsze, dowiedziała się, jaka jest natura niepokoju, który wywabił ją z Arktyki. To odkrycie własnej zmysłowości było równie niespodziewane jak delikatne zachowanie Cole'a.

– Interesuje mnie twoja propozycja – powiedziała. – Ale na razie nie wiem, jak głęboko i nie dowiem się, dopóki coś między nami się nie zdarzy. To nie jest wobec ciebie sprawiedliwe.

– Kochanie, gdyby życie było sprawiedliwe, ktoś wyprułby z Hansa wszystkie flaki, zanim przyszła mu do głowy pierwsza zboczona myśl.

Erin patrzyła, ze zdziwieniem. Chociaż Cole mówił lekkim tonem, jego oczy lśniły jak lodowate srebro.

– Ale życie nie jest sprawiedliwe – mówił dalej. – Jest po prostu zaskakujące. Tam, w hotelu, nauczyłaś mnie czegoś nowego o przyjemności, a myślałem, że to już nie jest możliwe. Być może umrzemy za chwilę, a być może będziemy żyć na tyle długo, żeby się dowiedzieć czegoś nowego o sobie. Ja przyjmuję, co mnie w życiu spotyka i nie martwię się tym, co mnie omija. A ty?

– Ja… nie wiem.

– Zastanów się. A przy okazji pomyśl też o tym. Mężczyzna, który nie może się kontrolować, należy do kogoś, kto umie to robić. Ja należę wyłącznie do siebie samego. Nawet gdybyśmy oboje byli nadzy i ty uwodziłabyś mnie wszelkimi sposobami, ale potem zmieniłabyś zdanie, wstałbym, ubrałbym się i na tym koniec. – Cole mówił, ale wciąż spoglądał to w jedno, to w drugie lusterko. – Pomyślisz o tym podczas spaceru. Oboje zbyt długo przebywaliśmy w tym ciasnym pokoju. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Erin zaczekała, aż Cole obejdzie samochód i otworzy przed nią drzwi. Kierowała nią raczej ostrożność niż wymogi etykiety. Kiedy ich palce znowu się splotły, uśmiechnęła się bezwiednie. Dostrzegł jasny błysk jej zębów w świetle księżyca i też się uśmiechnął.

– Lubisz przebywać na otwartej przestrzeni. co? – odezwał się.

– Tak, ale nie dlatego się uśmiecham. Czuję się tak, jakbym znowu miała szesnaście lat i chodziła na spacery w chłodnym świetle księżyca. – Spojrzała na niego spod oka. – Ty pewnie miałeś około sześciu, kiedy zacząłeś umawiać się z dziewczynami.

Roześmiał się cicho.

– Ciesz się naszym spacerem. Kiedy znajdziemy się w Australii, nie będziesz miała ochoty nawet stanąć w pobliżu drugiej osoby ani w świetle słońca, ani księżyca.

– Dlaczego?

– Przez ten cholerny upał. Kimberley znajduje się w północnej części kontynentu, w tropikach.

– W tropikach? Na zdjęciach Kimberley bardzo przypominało pustynię.

– Owszem, przez większą część roku jest tam sucho. Potem zaczyna się pora przejściowa. wielkie kłębiaste chmury nadpływają znad Oceanu Indyjskiego. Pocisz się, a pot zostaje na skórze. Jest ci jeszcze bardziej gorąco, bo wilgoć nie może wyparować w maksymalnie nasyconym powietrzu. Ciało się nie chłodzi, a promienie słoneczne tną skórę jak brzytwa. Temperatura przekracza czterdzieści stopni, a w powietrzu jest tyle wilgoci, jakby padał deszcz. Trwa to tygodniami, aż ludzie załamują się i dosłownie wariują.

Erin mruknęła coś z niedowierzaniem.

– To prawda. Australijczycy wymyślili nawet nazwę dla tej choroby. Nazywają ją troppo. Kilka razy sam byłem jej bliski. To dało mi nauczkę. Teraz unikam pory przejściowej.

– Twój opis nie brzmi zbyt zachęcająco.

– Och, to jeszcze nie jest najgorsze. – Cole wciągnął głęboko słonawe powietrze. – Kiedy w końcu nadchodzi pora deszczowa, cały kraj staje się nieprzejezdny. Przez całe miesiące można się przemieszczać tylko samolotem.

– A samochodem z napędem na cztery koła?

– Tylko jeśli może również pływać.

– Nie ma mostów?

– Są tylko na głównej drodze – odparł Cole. – Kiedy naprawdę się rozpada, mosty zwykle zalewa woda. Widzisz, tam buduje się niskie mosty, ze zdejmowanymi barierami, żeby nie wplątywały się w nie niesione przez nurt przedmioty i nie tworzyły tamy. Mimo to często porywa je prąd. – Spojrzał na Erin. – Właśnie dlatego ConMin proponuje, że obwiezie cię po całym świecie, żebyś mogła fotografować diamenty. Kartel wie, że jeśli w ciągu następnych paru tygodni nie dotrzesz na tereny Szalonego Abe'a, to pewnie nie uda ci się tam dostać aż do lata, kiedy teren wyschnie. Ja powinienem już teraz być na wyżynie Kimberley i prowadzić badania, zanim temperatura wzrośnie do pięćdziesięciu stopni i będzie zbyt wilgotno, żeby oddychać.

– W takim razie wcale nie powinniśmy jechać do Londynu.

– To uspokoi Faulkner i van Luika. Nie będą nam siedzieli na karku. Tymczasem Wing przygotuje wszystko, co trzeba.

– Kto to jest Wing?

– Mój wspólnik.

– Ach, prawda. BlackWing. Tata coś mi o tym mówił.

– Nie wątpię. – Cole popatrzył na dziewczynę. – Nie martw się, kochanie. Jeśli tę kopalnię w ogóle da się znaleźć, to ja ją dla ciebie znajdę.

– Wiem. Tata powiedział mi i to.

Cole szedł jakiś czas w milczeniu, a potem zatrzymał się i łagodnie przyciągnął Erin do siebie. Nie opierała się, więc pochylił głowę i lekko dotknął wargami jej ust.

– Nie jedź do Australii. Będziesz bezpieczniejsza przy swoim ojcu. Może już osiwiał, ale to nadal twardy sukinsyn.

Erin chciała zaprotestować, ale rozproszyła ją delikatna pieszczota języka Cole'a i ciepło jego oddechu.

– Ta ziemia i klimat zabiły już nie jednego silniejszego i bardziej doświadczonego od ciebie człowieka. Wyżyna Kimberley to nie miejsce dla białej kobiety.

– To samo mi mówiono o Arktyce – odparła w roztargnieniu Erin. Zaciekawiona dotknęła językiem jego szyi, tak jak kiedyś zielonego diamentu. Słona. Męska. Ciepła. Wspaniale smakujesz, Cole.

Oddychał urywanie. Nagle wziął twarz Erin w obie ręce.

– Lubisz ryzykować, co? – zapytał.

– Ryzykować? – Spojrzała na niego tajemniczymi, pociemniałymi w świetle księżyca oczami. – W jaki sposób?

– Mógłbym zatrzymać cię w hotelu i tak kusić pieszczotami, że nie wiedziałabyś, gdzie się ukryć.

Erin znieruchomiała, wypatrując gorącego, srebrnego błysku jego oczu. Westchnęła i uśmiechnęła się trochę smutno.

– Wczoraj mógłbyś to zrobić, wtedy jeszcze cię nie znałam. Ale nie dzisiaj. Teraz wiem, że jesteś silny, ale nie okrutny. Zupełnie inny niż Hans.

– Jest całe mnóstwo ludzi, którzy by się z tobą nie zgodzili – odparł stanowczo Cole.

– Ja do nich nie należę. Obezwładniłeś mnie i powaliłeś jak jagnię na rzeź, ale tylko głaskałeś mnie po włosach, żeby ukoić mój płacz, a potem całowałeś mnie tak czule, że znowu miałam ochotę się rozpłakać. Kiedyś byłam przekonana, że po przejściach z Hansem nigdy nie zaufam mężczyźnie. Myliłam się – Dotknęła palcami jego ust. – Już za późno. Nie boję się ciebie, Cole. Pojadę do Australii i nie odstąpię cię ani na krok.

Cole powtarzał sobie, jaka to szkoda, że nie może już zastraszyć Erin, że dziewczyna jest taka ufna w jego ramionach, tuli się do niego, a jej ciepły oddech owiewa mu skórę. Powtarzał to sobie, ale nie wierzył w ani jedno słowo.

Przez długą chwilę po prostu trzymał Erin w objęciach, słuchając szumu fal i żałując, że nie wyolbrzymił trudności, jakie czekają ich w Kimberley. Ale już przepadło. Pora przejściowa to niszczycielski czas, szarpie ludzkie nerwy, doprowadza do gwałtownych czynów. Pora deszczowa wcale nie jest lepsza. Kiedy zaczyna padać, woda zmienia Kimberley w krainę z epoki kamiennej, gdzie najprostsze rzeczy okazują się trudne, nawet przetrwanie.

Zwłaszcza przetrwanie.

Rozdział dwunasty

– Ostatnio brałem udział w dwóch pogrzebach. – Głos Chena Winga brzmiał głucho nie tylko z powodu satelitarnego łącza, po którym biegł do Cole'a. – Takie ceremonie wytrącają mnie z równowagi.

Cole uśmiechnął się ponuro.

– Nie liczyłeś chyba na to, że wojna z ConMinem obędzie się bez ofiar?

Wing przez chwilę milczał.

– Dokonałeś jakiegoś postępu? – zapytał zmieniając temat.

– Jeśli chodzi o samą sprawę, nie.

Wing zaklął pod nosem po kantońsku.

– Uspokój się – upomniał go Cole. – Na tym etapie to jest najlepsza wiadomość, na jaką możesz liczyć. Ostatnie trzy dni spędziłem na studiowaniu map ze zbiorów BlackWing.

– I?

– I nic. To dobra wiadomość. Gdybym znalazł skarbiec Windsora po kilku godzinach przeglądania istniejących map, to samo mogliby zrobić inni geolodzy, włącznie z tymi, których zatrudniasz. Powiedziałeś mi, że nic nie znaleźli, zgadza się?

– Owszem.

– Teraz mogę cię uspokoić, że najprawdopodobniej nie kłamali. Z map niczego się nie dowiedzieli. Istnieje też możliwość, że mapy przemówiły, ale twoi geolodzy zatrzymali dla siebie tę wiadomość, żeby ją sprzedać komuś innemu. Jeśli tak było, nie wiem, jaka to była wiadomość.

– Jeśli ty nic nie znalazłeś, to oni też. Byłeś i jesteś najlepszy. Masz szczęście w kopalni, ale nie masz w miłości.

– Po pierwsze, to powiedzenie brzmi inaczej. A po drugie, moje życie prywatne to nie twój cholerny interes.

Nastąpiła krótka cisza, a po niej westchnienie Winga.

– Przepraszam – odezwał się Chińczyk łagodnie, niemal szeptem. – Pogrzeby źle wpływają na mój zdrowy rozsądek. Na jednym z tych pogrzebów pochowaliśmy mojego dalekiego kuzyna i szwagra, Chena Zeong-Li.

Cole ujrzał oczyma duszy obraz namiętnej czarnookiej kobiety, siostry Winga, która, jak się w końcu okazało, bardziej kochała rodzinę i władzę niż jakiegokolwiek mężczyznę, włącznie z Cole'em Blackburnem.

– Zeong to był przyzwoity człowiek – powiedział wreszcie geolog. – Przykro mi, że nie żyje.

– Doprawdy? Pamiętam czasy, kiedy z przyjemnością byś go zabił i zatańczył na jego grobie.

Cole nic nie odpowiedział.

– Jeśli zechcesz odnowić swój związek z Chen Lai – ciągnął Wing – tym razem rodzina Chen nie będzie się wtrącać.

Tym razem.

Słowa odbijały się echem w głowie Cole'a, przypominając mu o sprawach, które wolałby zapomnieć. Krótko po tym, jak podpisał pierwszą umowę z BlackWing, Lai porzuciła go, ponieważ rodzina nie zgadzała się, żeby poślubiła cudzoziemca. Tolerowano go jako sekretnego kochanka, kiedy Cole był im potrzebny do rozwijania interesów firmy, ale gdy tylko przyszło do małżeństwa i dzieci, dla Chenów okazało się ważniejsze umacnianie pozycji i związków rodzinnych w Kowloon.

Teraz Zeong-Li nie żył, Lai została wdową, a rodzina Chen proponowała Cole'owi tę samą kobietę, którą kiedyś mu odebrała.