– Chcesz mnie przestraszyć, żebym tu została, prawda?
– Nie. Po prostu mówię ci prawdę. Może będziemy szli po skale grubej jak całe to wzgórze, a może cienkiej jak jesienny lód na rzece – odparł bez ogródek. – Można się o tym przekonać, dopiero kiedy się na niej stanie. Albo się załamie, albo nie.
Nerwowo spojrzała na ziemię pod stopami. Była nie równa i wydawała się solidna.
– Może powinniśmy wstrzymać się z badaniami do czasu, kiedy wrócimy tu z linami i sprzętem?
– Zaczekaj na mnie przy wejściu. Tam nic nie grozi. – To była jedyna odpowiedź Cole'a.
– Nie.
– W takim razie idź za mną ślad w ślad. Jeśli podłoże nie zarwie się pode mną, utrzyma również ciebie.
Erin zdmuchnęła świecę i ruszyła za Cole'em, trzymając się trzy metry z tyłu. Korytarz szybko się obniżał i musieli teraz iść pochyleni. Żeby zapomnieć o ciemnościach i olbrzymiej masie wapienia, która odgradzała ją od słońca, Erin myślała o Szalonym Abe Windsorze.
– Ile lat miał Abe? – zapytała dysząc ciężko, zmęczona marszem w nienaturalnej pozycji.
– Tyle, ile powinien mieć dziadek. Dlaczego pytasz?
– Może surowa wątroba krokodyla ma jakieś zalety, o których nie wiem.
Roześmiał się i nagle zaklął, kiedy sklepienie opuściło się jeszcze niżej. Musiał teraz iść na czworaka. Woda spływała po wszystkich powierzchniach, a rozmiękły kamień był śliski. Ciemne poziome linie biegły wzdłuż obu gładkich ścian. W miarę jak korytarz schodził coraz niżej, ich wysokość się zwiększała.
– Coś z tą jaskinią jest nie tak – odezwała się Erin po chwili. – Jest mała, wąska i wilgotna. Jaskinie powinny być wielkie i wspaniałe.
– Takie są tylko te najsłynniejsze. Większość to wąskie, błotniste korytarze, w których nie ma żadnych ciekawostek.
– Dlaczego?
Cole zaklął, gdy ostry kamień zranił go w kolano.
– Warunki nie są odpowiednie – wymamrotał.
– Dlaczego?
– Bo ja tak mówię, i koniec – odparował.
Erin zrozumiała aluzję i o nic już nie pytała. Pełznąc wolno, odwracała głowę i oświetlała wąskie przejście. Rozsądnie tłumaczyła sobie, że jej strach nie ma sensu. Wzgórze Bridget z pewnością się nie zapadnie i nie zmiażdży jej. Po prawej mignęło jej kilka czarnych wejść do bocznych korytarzy. Odwróciła głowę, ale światło nie docierało do ich mrocznego wnętrza. Otwory były wystarczająco duże i mógł się w nich zmieścić człowiek. Gdzieś z ich czeluści wydobywał się szum spadającej wody.
Erin drżąc sunęła naprzód. Woda skapywała ze ścian i zbierała się w kręte strumyczki, popychana siłą ciążenia wpływała z wapiennej szczeliny. Była chłodna i tajemnicza, zalewała ciemne zagłębienia i niknęła w wąskich kanałach wzdłuż ścian tunelu. Ciemne linie na ścianach zniknęły. Na nierównej powierzchni zbierały się małe, płytkie kałuże. Faliste podłoże wyglądało jak wymyte przez wartki strumień wody.
Korytarz schodził niżej pod coraz ostrzejszym kątem. Erin przypomniała sobie o bocznych odnogach, które wyławiało światło jej latarki.
– Skąd wiemy, że to właściwy korytarz? – zapytała.
– Tu są strzałki.
Tunel szedł jeszcze stromiej w dół. Wapienny występ uderzył Erin w kolano, aż poczuła ostry ból w całej nodze.
– Ile już przeszliśmy?
– Najwyżej sto pięćdziesiąt metrów.
Zaklęła pod nosem.
– To wcale nie to, kochanie. To jaskiniowy szlam. Bardzo długo musi się zbierać. Prawdę mówiąc… Nie ruszaj się!
Erin zamarła.
– Co się stało?
– Dziura w podłożu – oznajmił krótko.
Wolno wysunął głowę, obwodząc światłem nieregularny kolisty cień, który pojawił się na ziemi kilka metrów przednim. Cienkie strużki wody spadały migocząc i wijąc się z niewidocznego wylotu na sklepieniu i znikały w ziejącej poniżej dziurze. Cole położył się na brzuchu i ostrożnie posuwał się po śliskiej, nierównej powierzchni, żeby zajrzeć w dół pionowego tunelu.
Tańczące strumyki wody znikały w czerni. Sześć metrów niżej rozkołysana powierzchnia wody odbijała światło w chaotycznych błyskach. Cole zobaczył też coś, co wyglądało jak splątany łańcuch i wyraźniej niż woda odbijało światło. Stwierdził, że to ciężka, aluminiowa drabinka. Spuścił jeden jej koniec w otwór. Woda spływała i rozpryskiwała się o metalowe drążki. Górny koniec był przytwierdzony do ściany trzydzieści centymetrów poniżej krawędzi otworu.
Cole długo oglądał w świetle górniczej latami wielkie sworznie, które utrzymywały drabinkę w tunelu. Były trochę zużyte, ale nie za bardzo.
– Czy zejście jest bezpieczne? – zawołała Erin.
– Właśnie się nad tym zastanawiam.
Kiedy już straciła nadzieję, że Cole coś powie, odezwał się.
– Abe był dobrym górnikiem. Stemple we wszystkich jego kopalniach wciąż się mocno trzymają.
– No i co?
– Prawdopodobnie wystarczająco solidnie przymocował drabinkę; żeby wytrzymała mój ciężar, nie tylko jego. Poza tym, na tych sworzniach można by zawiesić Most Brooklyński.
– Tam jest drabina?
– Szczególnego rodzaju.
Cole stęknął, dźwignął się z ziemi i opuścił nogi w głąb szybu, podpierając się tylko ramionami. Z pozycji Erin wyglądało to tak, jakby był po szeroką pierś uwięziony w skale.
– Odwróć głowę. Świecisz mi prosto w oczy.
– Przepraszam. – Erin pośpiesznie się schyliła.
Cole odnalazł prawą stopą aluminiowy szczebel. Wolno przenosił ciężar ciała z ramion na nogę, nie zwracając uwagi na wodę, która ciekła mu po twarzy i ramionach. Nagle stopa się ześlizgnęła i musiał z całej siły zaprzeć się ramionami.
– Cole!
– Nic się nie stało. Szczeble są mokre.
Tym razem głębiej wsunął stopę, aż czubkiem buta dotykał skały. Metal wytrzymał jego napór nie uginając się. Sworznie ani drgnęły. Cole świadomie zmieniał nacisk na drabinkę, unosząc się w górę i opadając sprawdzał wytrzymałość zaczepu. Nic się nie poruszało.
– Ten stary drań nie był taki całkiem stuknięty – wymamrotał Cole. Spojrzał na Erin. W świetle latarki spadająca na niego woda migotała i błyszczała. – Wolałbym, żebyś nie musiała tego znosić, kochanie.
– W życiu każdego człowieka zdarzają się deszczowe dni.
– Na trochę deszczu bym się zgodził, ale przyszliśmy tu w niedobrej porze. – Podniósł głowę i spojrzał na czarny otwór, z którego spadały na niego cienkie strumyki. Stwierdził z całą pewnością, że przez ostatnie kilka minut tempo wypływania wody się zwiększyło. – To nam dobrze nie wróży.
Erin spojrzała w tym samym kierunku i jej lampka również oświetliła otwór. Mimo drżącego blasku, większe strużki nie były srebrne ani przezroczyste, tylko czarne.
– Teraz pada na tyle, żeby nas irytować – powiedział Cole. – Za kilka godzin będzie tu wodospad. Wszystko zależy od tego, jaką masę wody zbierze ten kanał odpływowy i jak długo woda z powierzchni będzie przeciekała przez wapień do kanału.
– Kiedy Abe ostrzegał, żeby nie zachłysnąć się czernią i nie utonąć, myślałam, że ma na myśli niebezpieczeństwo ataku klaustrofobii – oznajmiła Erin.
– Wątpię. Abe bardzo lubił kopalnie, im głębsze tym lepiej. Poza tym jego metafory bywają całkiem dosłowne. Jeśli mówił o utonięciu, to miał na myśli wodę.
– Czarną wodę.
– W jaskiniach nie ma innej. – Cole oparł lewą stopę na szczeblu. – Teraz jesteśmy już poniżej linii wysokiej wody.
– Co takiego?
– Mam na myśli te poziome kreski na ścianach, które mijaliśmy po drodze. To linie wysokiej wody.
– Bardzo mi to dodaje otuchy.
– Jeśli chcesz dodać sobie otuchy, wracaj do wejścia.
Erin wolno wciągnęła powietrze i nic nie powiedziała.
– Te faliste wgłębienia, po których się czołgaliśmy, dowodzą, że woda kiedyś płynęła przez ten tunel. To się może powtórzyć – wyjaśnił Cole.
– Może się powtórzyć czy na pewno się powtórzy?
– Kiedy wapień poniżej nas się nasyci, poziom wody będzie wzrastał aż do wysokości takich otworów, jak ten, którym tu weszliśmy. Jeśli odbędzie się to powoli, zdążymy wyjść. A może poniżej też są jakieś odpływy, wtedy będziemy bezpieczni.
– A jeśli nie?
– To się przekonamy, ile czarnej wody uda nam się wypić, zanim utoniemy.
Rozdział trzydziesty piąty
Cole wolno oparł prawą rękę na szczeblu ruchomej drabinki. Kamienna ściana była nierówna, więc niektóre szczeble odstawały od niej na kilkanaście centymetrów. Tam, gdzie ściana biegła pionowo, Abe wykuł zagłębienia na ręce i nogi.
– Cole, jesteś pewien, że nie powinniśmy zaczekać?
– Wkrótce będzie tutaj o wiele bardziej mokro. Poza tym szansa, że przeżyję wspinaczkę po tej drabince jest o wiele większa niż szansa ucieczki przed ConMinem, jeśli jako broń posłuży nam tylko przypuszczenie, że to jest właśnie ta kopalnia, której szukamy.
– Bądź ostrożny – wyszeptała.
Coś mruknął i oparł lewą rękę na szczeblu. Przez moment zamigotała rękojeść noża ukrytego w zabłoconej skórzanej pochwie na przedramieniu.
Metal wytrzymał ciężar Cole'a. Odetchnął głęboko i zaczął schodzić na niższy szczebel. Drabinka lekko się kołysała i skręcała, dopóki nie oparła się o skałę. Odnalazł następny stopień i opuścił się w głąb szybu. Plecak otarł się o skałę i zawisł na przewężeniu.
Cole zaklął i wrócił na wyższy szczebel. Zdjął plecak i przewiesił go przez prawe ramię. Jednak i teraz nie udało mu się go przecisnąć przez wąski otwór.
– Jesteś za duży – odezwała się Erin. – Ja zniosę plecak na dół.
– Miałem nadzieję, że nie zechcesz ze mną schodzić – wymamrotał, ale wspiął się wyżej i podał jej bagaż. – Włóż moją zapasową koszulę, zanim jeszcze bardziej zmarzniesz.
– Jak długo potrwa, zanim wapień nasyci się wodą? – zapytała spełniając polecenie Cole'a.
– Nie wiem. Być może woda nie dochodziła do tego poziomu przez ostatnie dziesięć tysięcy lat. Może w ogóle tu nie dojdzie. – Spojrzał do góry i spostrzegł zielony błysk oczu Erin. – Ale coś ci powiem. Myślę, że to jest nasza ostatnia szansa przed nadejściem kolejnej pory suchej.
Erin zagryzła dolną wargę, kiedy Cole znowu zniknął w otworze. Usłyszała suchy szelest kamienia ocierającego się o ubranie i skórę, a potem Cole'a przeklinającego rozmiary własnego ciała, chociaż to właśnie dzięki jego sprawności dotarli tak daleko.
– Przeciśniesz się? – zapytała.
– Z trudnością. – Stęknął i jeszcze raz zaklął. – Abe był węższy w ramionach.
Stopniowo znikał w głębi szybu. Woda z sykiem uderzała w szkło lampki na jego kasku.
– Czy kiedyś już schodziłaś po takiej łańcuchowej drabince? – zapytał, zanim całkiem zniknął poniżej krawędzi.
– Za każdym razem, kiedy schodziłam z pokładu statku towarowego do bazy. Zwykle przy pięciostopniowym wietrze.
– W takim razie to będzie dla ciebie kaszka z mlekiem.
Ściana jest na tyle nachylona, że znajdziesz miejsce na ręce i nogi, ale nie tak bardzo, żeby się kołysała przy podmuchach.
Kiedy Cole zawołał do niej z dołu, Erin założyła plecak, wzięła głęboki oddech i jeszcze raz powtórzyła sobie, że kiedyś coś takiego robiła, i to w trudniejszych warunkach.
Ale nie w ciemnościach.
Cole w milczeniu patrzył, jak Erin opuszcza się po stopniach. Woda ciekła i rozpryskiwała się wokół niej. Strużki zmieniły się w grube na palec strumyki i spadały z coraz większą siłą. U stóp drabinki kałuża wody sięgała kostek. Było tam tylko tyle miejsca, że dwoje ludzi mogło stanąć tuż obok siebie. Prawie całkiem okrągły otwór prowadził do odchodzącego pod kątem korytarza. Nowy tunel był wąski i miał gładkie ściany.
– Uważaj – powiedział Cole i chwycił Erin, kiedy nie znalazła pod stopą ostatniego szczebla. – Szyb jest ponad pół metra dłuższy niż drabinka.
Gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy poczuła na kostkach chłodną wodę.
– Mam nadzieję, że nie zejdziemy już wiele głębiej.
– Ja też mam taką nadzieję.
Cole opuścił głowę i omiótł światłem latarki całe widoczne podłoże. W miejscu, na które podczas pory deszczowej spadała kaskada wody, w wapieniu została wymyta nieregularna misa. Zaścielały ją małe kamienie, wygładzone przez strumień.
– Możesz na chwilę wejść na drabinkę? – zapytał. Erin wspięła się kilka szczebli wyżej.
– Wystarczy?
– Jeszcze jeden.
Nie zważając na zimne strumienie wody, Cole przysiadł na piętach w miejscu, które zwolniła Erin. Wybierał kamienie garściami i przeszukiwał dno zagłębienia. Kiedy sięgnął po raz ósmy, coś do niego zamrugało i błysnęło w świetle, jakby nagle ożyło.
– Mam cię – wyszeptał Cole.
– Co masz?
Nie odpowiadając wstał i wyciągnął rękę, tak że padał na nią promień światła latarki. W palcach trzymał wygładzony kryształ, wielkości niedużej kulki do gry.
– Diament? – zapytała Erin nie wierząc własnym oczom.
– Najprawdziwszy. Trzymaj. Sprawdzę, czy Abe nie przegapił innych.
– Nie przegapił?
– To jest pierwszy kocioł, jaki spotykamy w tej jaskini. Abe na pewno przeszukał go nie raz wchodząc do jaskini i wracając na powierzchnię.
"Diamentowy tygrys" отзывы
Отзывы читателей о книге "Diamentowy tygrys". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Diamentowy tygrys" друзьям в соцсетях.