Ze zdjęć jasno wynikało, że wyżyna Kimberley nie jest miejscem gościnnym. Żyje tam chuderlawe bydło krótkorogiej rasy Kimberley i egzotyczna fauna, w skład której wchodzą kangury, drapieżne kanie o długich ogonach i niezwykle jadowite węże mulga. Erin z przyjemnością zauważyła, że nie ma tam cywilizacji.
Podobało się jej to, szczególnie teraz, kiedy miała się poświęcić długotrwałej pracy nad zleceniami w Europie.
Jednak informacje Rosena były bardzo pobieżne. Kiedy znudziły go jej pytania, oznajmił, że Cole Blackbum, kurier, który dostarczy jej testament Abelarda Windsora, rozwieje wszystkie wątpliwości.
Erin znów bezwiednie zaczęła obserwować tłum. Zastanawiała się, jak wygląda Blackbum. Rosen niewiele o nim wiedział, oprócz tego, że jest geologiem reprezentującym firmę prawniczą, zajmującą się nadzorem nad posiadłościami Windsora, która posiada biura w Australii i Hongkongu. Naciskany przyznał, że ta sytuacja jest niezwykła, ale nie ma powodu do niepokoju. Ta firma ma doskonałą opinię.
Mimo to Erin specjalnie wybrała dobry punkt obserwacyjny, oddzielony od tłumu w holu tak, że mogła rozpoznać Cole'a, zanim on ją dostrzeże. Ta decyzja nie została podjęta w pełni świadomie. Erin zawsze starała się tak aranżować spotkania z nieznajomymi mężczyznami, żeby nie mogli jej zaskoczyć. Wynikało to częściowo z wrodzonej powściągliwości, a częściowo z ostrożności, której nauczyła się kosztem wielkiego cierpienia.
W holu roiło się od podróżnych z bagażami i ludzi biznesu, niosących skórzane aktówki. Wielu mężczyzn było opalonych i wyglądało zamożnie, ale żaden z nich nie patrzył badawczo na twarze przechodzących, jak ktoś, kto ma tutaj spotkanie z nieznajomą. Przez chwilę Erin zdawało się, że sportowo ubrany blondyn z dużym skórzanym plecakiem może być Blackbumem. Długowłosy i ogorzały, przypominał jej geologów z Alaski spędzających większość dnia pod gołym niebem. Był przystojny, miał subtelne rysy twarzy i łagodny uśmiech. Wyglądał na nowoczesnego mężczyznę, który nie obnosi się ostentacyjnie ze swoją męskością. W towarzystwie takich mężczyzn najczęściej przebywała, kiedy znajdowała się w Nowym Jorku czy w Europie.
Młody człowiek przez kilka minut stał przy recepcji i wyraźnie wypatrywał kogoś w tłumie. Erin już miała opuścić swoje schronienie i mu się przedstawić, kiedy jakaś oszałamiająca kobieta w średnim wieku, ubrana w wieczorową suknię, rzuciła się w ramiona młodzieńca. Erin rzadko oglądała telewizję na Alasce, ale natychmiast rozpoznała w nowo przybyłej gwiazdę najpopularniejszego cotygodniowego serialu, która grała w nim czarny charakter. Z bliska wyglądała na co najmniej dziesięć lat starszą niż jej towarzysz.
Para gawędziła przez chwilę, a potem ramię w ramię poszła do baru, gdzie już trwało przyjęcie. Erin wydało się, że aktorka trzyma młodzieńca pod ramię w wyjątkowo władczy sposób, jakby się nim chwaliła niczym małym rasowym pieskiem. Nawet jeśli chłopakowi to nie odpowiadało, nie dawał tego po sobie poznać.
Ale przecież pieski kanapowe rzadko pokazują kły. Krytyczne myśli Erin nie odzwierciedlały się na jej twarzy.
Kiedy para ją mijała, zauważyła, że opalenizna młodego człowieka jest zbyt równa i musi pochodzić z salonu kosmetycznego, a na jego gładkiej twarzy nie ma ani jednej mimicznej zmarszczki. Skórzany plecak również był tylko częścią stroju, obliczoną na efekt; drogiej skóry nie znaczyła żadna wypukłość ani zadrapanie. Młodzieniec szedł krokiem człowieka, który podróżuje głównie taksówkami.
Kiedy tylko para zniknęła, wzrok Erin przyciągnęła ciemna plama na tle jaskrawo ubranego tłumu. Był to kruczowłosy mężczyzna w czarnej jedwabnej marynarce i białej rozpiętej pod szyją koszuli. Jego skóra nabrała brązowego odcienia raczej od słońca i wiatru niż od wylegiwania się w solarium. Szedł z nieświadomym wdziękiem dzikiego zwierzęcia. Do nadgarstka miał przypiętą czarną skórzaną teczkę.
Spoglądał prosto na nią.
Przez chwilę Erin reagowała na jego widok przyśpieszonym biciem serca, w typowo kobiecy sposób. Potem instynktowna reakcja ustąpiła irytacji i złości zabarwionej odcieniem strachu. Ten swobodnie kroczący w jej stronę nieznajomy o przenikliwym spojrzeniu i potężnej sylwetce należał do typu mężczyzn, którym nie ufała. Był drapieżnikiem, jak jej ojciec i brat.
Jak Hans.
Erin starała się, żeby nie spostrzegł, jakie uczucia w niej budzi, ponieważ wiedziała, że są irracjonalne. Spotyka się z nim wyłącznie w interesach, on jest tylko kurierem, chłopcem na posyłki.
Szedł w ten kąt holu, gdzie skryła się za zielonymi liśćmi przed gwarem tłumu. Jednak przed nim nie zdołała się ukryć.
Bez wahania podszedł do niej, kiedy wstała, żeby go powitać. Już w drzwiach bez trudu wyłowił ją z tłumu. Jej naturalne kasztanowe włosy lśniły jak płomień ogniska wśród bladych świec na tle farbowanych i tlenionych fryzur eleganckich dam z towarzystwa. Miała na sobie czarną bawełnianą bluzkę i spodnie, które wyglądały jak przed chwilą wyjęte z walizki. Kontrast między ciemnym strojem, rudawymi włosami i jasną, gładką skórą przykuwał uwagę, ale Cole podejrzewał, że ubranie dziewczyny zostało wybrane przez wzgląd na wygodę w podróży, a nie dla efektu.
Erin zrobiła krok do przodu i skinęła głową, jakby potwierdzając, że jest właśnie tą osobą, z którą Cole ma się spotkać. Kiedy się poruszyła, sklął się w duchu. Miał wrażenie, że wpadł w zasadzkę. Martwa fotografia oddawała tylko niewielką część prawdy.
W ruchach dziewczyny było coś, co pobudziło zmysły Cole'a. Nie czuł nic podobnego od czasu, kiedy spotkał Chen Lai, z jej czarnymi oczami, złotą skórą i tajemniczym uśmiechem. Chen Lai, słodka pułapka, z której cudem uszedł z życiem, ponieważ dał tej dziewczynie z siebie więcej, niż powinien. Pomylił zwykłe pożądanie ze skomplikowanym uczuciem miłości. Popełnił błąd, ale nigdy więcej go nie powtórzy.
Zbliżając się do Erin, Cole uważnie się jej przyglądał, sprawdzając, czy dziewczyna jest świadoma zmysłowej gracji, kryjącej się w jej ruchach. Jeśli nawet tak było, nie zdradzała się z tym. Nie zerkała na boki, żeby się upewnić, czy mężczyźni wokół reagują na jej widok. Nie dostrzegł na jej twarzy śladu makijażu ani czerwonego lakieru na paznokciach. Nie odrzucała kokieteryjnie włosów, a wszystkie guziki bluzki były zapięte. Zmysłowość Lai była starannie wypracowana. U Erin była całkiem naturalna, co jeszcze dodawało jej powabu.
W dodatku jej oczy miały ten sam niewiarygodny odcień zieleni, co diament, za który dwoje ludzi oddało już życie i bez wątpienia w przyszłości jeszcze się to powtórzy.
Na tę myśl Cole uśmiechnął się krzywo. Widział, jak ludzie umierają za rzeczy o wiele mniej konkretne niż diament o barwie kwintesencji lata. Ideologia, teologia, polityka… żadnego z tych pojęć nie dało się pociąć, oszlifować i położyć na dłoni człowieka, żeby tam połyskiwał zielonkawo i pobudzał do marzeń.
– Erin Windsor? Jestem Cole Blackbum.
Oczy Erin rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy geolog stanął tuż przed nią. Nie spodziewała się, że jest aż tak potężnie zbudowany. Cole nie był zaskoczony taką reakcją. Czekał z wyciągniętą dłonią, aż dziewczyna się ocknie.
– Witam, panie Blackbum – powiedziała i natychmiast wypuściła jego dłoń. – Spodziewałam się… że będzie pan wyglądał inaczej. James Rosen, mój prawnik, powiedział mi, że jest pan kurierem.
– Nazywano mnie już gorzej. Czy możemy gdzieś porozmawiać na osobności?
– Czy to konieczne?
Wzruszył ramionami.
– Nie dla mnie. Pomyślałem sobie jednak, że wolałaby pani być sama, kiedy będę pani wręczał ponad milion dolarów w diamentach.
– Pan żartuje – odparła zaskoczona.
– Czy wyglądam na komika? – Cole podniósł rękę, w której trzymał teczkę, i pokazał zabezpieczające ją kajdanki. – Jeśli pani chce, mogę pokazać te diamenty tutaj, ale doradzałbym bardziej ustronne miejsce.
Erin szybko podjęła decyzję, kierując się instynktem przetrwania, który mocno się w niej wyrobił w Arktyce. Zaproszenie Cole'a B1ackbuma do hotelowego pokoju wydawało się mniej ryzykowne, niż przejmowanie milionowej fortuny w diamentach w tłocznym holu.
– Mój pokój jest na dziewiątym piętrze – oznajmiła i ruszyła do wind.
Cole podążył za nią. Powtarzał sobie, że dawno wyrósł już z wieku, w którym widok czegoś tak trywialnego jak linia kobiecych bioder może wywołać podniecenie. Jego ciało przeczyło temu dyskretnie, ale stanowczo. Drzwi zamknęły się z cichym szmerem i odcięły ich od stłumionego gwaru głosów. Erin nacisnęła guzik. Winda natychmiast ruszyła.
– Co powiedział pani prawnik? – zapytał Cole.
– Zawiadomił mnie, że skontaktuje się ze mną znana międzynarodowa firma prawnicza, od której dowiedział się że jestem jedyną spadkobierczynią nie znanego mi stryjecznego dziadka. Dowiedziałam się, że niejaki Cole Blackbum przyjdzie o siedemnastej do holu hotelu Beverly Wilshire i dostarczy mi odpowiedzi na wszystkie moje pytania oraz testament.
– Pani prawnik miał rację tylko w połowie.
– To znaczy?
– Oddam pani testament, ale na pewno nie znam odpowiedzi na wszystkie pani pytania.
– Skąd pan wie?
– Kobieta, która jest autorką zdjęć takich jak „Niepewna wiosna”, na pewno zadaje pytania, na które nie ma odpowiedzi.
W zielonych oczach wyraźnie widać było zaskoczenie.
– Zwrócił się pan do mnie nazwiskiem Windsor. Skąd pan wiedział, że nazywam się Erin Shane?
– Widziałem fotografię na okładce „Arktycznej Odysei”.
Winda się zatrzymała i drzwi się rozsunęły. Erin spojrzała czujnie na Cole'a, jakby chciała zmienić decyzję i nie wpuszczać go do pokoju.
– W pierwszym odruchu doszła pani do słusznego wniosku – odezwał się spokojnie geolog. – Nie dotknę pani, chyba że sama mnie pani o to wyraźnie poprosi. – Drzwi windy zaczęły się automatycznie zamykać. Cole chwycił je wielką dłonią i przytrzymał. Patrząc Erin prosto w oczy dodał: – A pani z reguły nie prosi o takie rzeczy, prawda?
– Nie – potwierdziła bez emocji. – A czy pan zawsze jest taki bezpośredni?
– To oszczędza czas. Ma pani cztery sekundy, zanim drzwi znowu się zamkną. Pani pokój, moja limuzyna czy jakieś inne neutralne miejsce?
Erin spojrzała na mężczyznę, którego szare oczy były czyste jak lód, ale o wiele cieplejsze. Miała wrażenie, że musi podjąć decyzję, chociaż jej skutków nie jest w stanie przewidzieć. Kilka lat temu nie wybrałaby żadnej z propozycji, tylko wróciłaby do znajomych niebezpieczeństw czekających na Alasce.
Ale wtedy nie doznawała tego niepokoju, nie miała wrażenia, że w jej życiu brakuje czegoś bardzo ważnego. Rok temu człowiek taki jak Cole przeraziłby ją. Teraz się go nie bała, przynajmniej nie bardzo. Kiedy sobie to uświadomiła, poczuła się, jakby wypuszczono ją z klatki, w której się sama zamknęła. Podobnych emocji doznawała patrząc na świt po długiej arktycznej nocy.
– Mój pokój – zadecydowała i minęła Cole'a.
Kiedy weszli do środka, zamknęła drzwi i rzuciła torebkę na krzesło. Cole patrzył na nią przez chwilę, a potem pochylił się i odpowiednio ustawiał zamek szyfrowy teczki, aż udało mu się ją otworzyć. Kluczykiem, który spoczywał wewnątrz, otworzył kajdanki. Chwilę później wydobył blaszane pudełko, wyjął z niego woreczek, a resztę podał Erin.
– Abe spisał testament własnoręcznie – powiedział. – To ta kartka na samym wierzchu. Stryjeczny dziadek zostawił pani. wszystko. Reszta kartek to nieudolne rymy.
Erin zamrugała powiekami.
– Poezja?
– Ja bym tego tak nie nazwał.
Ton jego głosu wywołał uśmiech na twarzy Erin.
– Niezbyt dobra, co?
– Nie chcę pani do niej źle nastawiać. Może się pani spodoba. W końcu niektórym ludziom smakuje goanna pieczona w całości w ognisku.
– Goanna?
– Taka jaszczurka.
Erin uśmiechnęła się cierpko na wspomnienie niektórych potraw, które jadła na Alasce. Wzięła testament i zaczęła czytać, marszcząc brwi nad pajęczym, wyblakłym pismem.
Ja, Abelard Jackson Windsor, będąc zdrowym na ciele i umyśle, niniejszym zapisuję wszystkie swoje dobra doczesne Erin Shane Windsor, córce Matthew McQueen Windsora, który według prawa jest synem mojego brata, Nathana Josepha Windsora.
Z wyjątkiem trzynastu diamentów i papierów w tym pudełku, wszystkie moje dobra i dzierżawy mają zostać po mojej śmierci przekazane Erin Shane Windsor pod warunkiem, że
1. będzie fizycznie obecna na mojej stacji przez co najmniej jedenaście miesięcy w roku przez kolejne pięć lat,
albo 2. znajdzie kopalnię, z której pochodzą te diamenty.
Jeśli żaden z tych warunków nie zostanie spełniony, moje dobra zostaną przekazane na cele dobroczynne (z wyjątkiem trzynastu diamentów, które w każdych okolicznościach przechodzą na Erin Windsor), a dzierżawy przepadają.
Podpisano:
Abelard Jackson Windsor
"Diamentowy tygrys" отзывы
Отзывы читателей о книге "Diamentowy tygrys". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Diamentowy tygrys" друзьям в соцсетях.