Rozum krzyczał w niej, że Zachary Benedict to zbiegły więzień, który potwierdził swe winy, biorąc zakładniczkę, że powinna oddalić się stąd jak najprędzej, skoro pojawiła się szansa. Ale sumienie zawołało donośniej: jeżeli zostawi go i zabierze skuter, on zamarznie na śmierć. Bo próbował ją ratować!
Nagle ciemna głowa, a potem ramiona pojawiły się na powierzchni obok zatopionego drzewa. Niemal załkała z ulgą, gdy zobaczyła, że Zack wyczołguje się na lód. Zaskoczona siłą jego woli i mięśni, widziała, jak opiera na lodzie ręce, wyciąga się z wody, a potem chwiejnym krokiem podchodzi do leżącej na brzegu kurtki i opada na kolana na śnieżnym pagórku obok.
Wewnętrzna walka pomiędzy rozumem a sercem rozhulała się w Julie na dobre: nie utonął, na razie był bezpieczny, więc jeżeli chce uciec, musi zrobić to natychmiast, zanim on uniesie głowę.
Sparaliżowana niezdecydowaniem, patrzyła, jak Zack podnosi kurtkę. Chwila ulgi na myśl, że ją włoży, przemieniła się w horror, gdy zrobił coś zupełnie przeciwnego: odrzucił kurtkę na bok, potem zaczął odpinać guziki koszuli, wreszcie oparł głowę na pagórku i zamknął oczy. Płatki śniegu wirowały wokół, przylepiały się do jego mokrych włosów i ciała. Nagle zrozumiała: nie zamierzał wracać do domu! Najwyraźniej przekonany, że utonęła, uciekając przed nim, dobrowolnie wyznaczył sobie karę śmierci.
„Powiedz, że wierzysz w moją niewinność!” – domagał się wczoraj. W jednej chwili Julie opuściły wątpliwości – człowiek, który chce umrzeć, bo czuje się winnym jej śmierci, w sprawie zabójstwa jest niewinny!
Nieświadoma łez płynących po policzkach ani tego, że biegnie, pędziła w dół zbocza do miejsca, w którym siedział. Gdy zbliżyła się wystarczająco, by zobaczyć jego twarz, wyrzuty sumienia i czułość niemal rzuciły ją na kolana. Z głową odchyloną w tył, z zamkniętymi oczami wyglądał jak uosobienie rozpaczy.
Nie czuła zimna; uniosła kurtkę i wyciągnęła w kierunku Zacka.
– Wygrałeś, wracajmy do domu – wyszeptała błagalnie przez ściśnięte gardło:
Gdy nie reagował, uklękła obok i próbowała wepchnąć jego bezwładne ramiona w rękawy kurtki.
– Zack, obudź się! – zawołała. Z trudem powstrzymywała się od szlochu. Wzięła go w ramiona, przytuliła głowę do piersi, kołysała w przód i w tył. – Proszę! – wyszeptała bliska histerii. – Proszę, wstań! Nie dam rady cię podnieść, musisz mi pomóc, Zack. Proszę. Pamiętasz, jak mówiłeś, że chcesz, by ktoś uwierzył w twoją niewinność? Wtedy nie przekonałeś mnie, ale teraz przysięgam, już zrozumiałam: nikogo nie zabiłeś. Wierzę w każde twoje słowo. Wstawaj! No proszę, wstań! Zdawał się coraz cięższy, jak gdyby tracił przytomność. Julie wpadła w panikę.
– Zack, nie śpij – prawie krzyczała. Ujęła go za dłoń i zaczęła wciskać sztywne ramię w kurtkę, jednocześnie starając się chaotyczną paplaniną przywołać go do świadomości. – Idziemy do domu. A później razem do łóżka. Chciałam tego zeszłej nocy, ale się bałam. Pomóż mi dotrzeć tam z tobą, Zack – błagała. Wpychała jego drugie ramię w rękaw, mocowała się z zamkiem. – Będziemy się kochać przed kominkiem. Spodoba ci się!
Gdy wreszcie udało jej się go ubrać, wstała, chwyciła go za ręce i pociągnęła z całą siłą, na jaką było ją stać. Ale nie zdołała ruszyć z miejsca bezwładnego ciała, straciła równowagę i upadła obok. Podniosła się, pobiegła do skutera i przyprowadziła pojazd do miejsca, gdzie leżał Zack. Pochyliła się i potrząsała nim, a gdy i to nic nie dało, zamknęła oczy, by dodać sobie odwagi, zamachnęła się i mocno uderzyła go w twarz.
Otworzył oczy i zaraz z powrotem zamknął. Nie zwracała uwagi na ból, jaki od zmarzniętych palców przeszył jej ramię. Chwyciła go za ręce i szarpnęła. Szukała słów, którymi mogłaby jakoś go zmobilizować.
– Bez ciebie nie trafię do domu – skłamała. – Jeżeli mi nie pomożesz, umrę tu razem z tobą. Czy tego chcesz? Zack, proszę, pomóż mi. Nie pozwól mi umrzeć!
Zorientowała się, że nie jest już taki bezwładny jak przed chwilą, reaguje na jej słowa i stara się, choć osłabiony, pomóc jej.
– W porządku! – wysapała – wstawaj. Pomóż mi dojść do domu.
Jego ruchy były przeraźliwie wolne, gdy otworzył oczy, zdawał się jej nie widzieć, ale kierowany instynktem, próbował wstać. Chwilę trwało, zanim po kilku próbach Julie udało się wreszcie postawić Zacka na nogi, przez plecy przerzucić jego ramię i umieścić go na skuterze, ale zaraz gwałtownie pochylił się do przodu, na kierownicę.
– Staraj się zachować równowagę – powiedziała. Podtrzymując go ramieniem, szybko usiadła za nim na siodełku. Popatrzyła w górę, na ścieżkę, którą tu przyjechał. We dwójkę nie uda im się wspiąć z powrotem, oceniła, pojadą wzdłuż strumienia, dopóki nie natrafią na miejsce, w którym przedostaną się na most i drogę. Teraz już nie lękała się szybkości. Chwyciła kierownicę, obejmując Zacka ramionami, i całym pędem ruszyła przez śnieg. – Zack – szepnęła mu do ucha – wciąż jeszcze drżysz. Czujesz zimno – to dobrze, nie wyziębłeś tak bardzo. – Czyniła rozpaczliwe wysiłki, by nie popadł w kompletny bezwład, równocześnie bacznie obserwując drogę. Minęli zakręt. Julie wybrała ścieżkę, której sforsowanie wydało jej się możliwe.
ROZDZIAŁ 28
Dwa razy upadł w holu, zanim doprowadziła go do sypialni, gdzie, jak pamiętała, na kominku leżały przygotowane do podpalenia drwa. Zdyszana, z trudem dowlokła go do łóżka. Zaczęła ściągać z niego ubranie, sztywne, pokryte kryształkami lodu. Gdy była przy spodniach, odezwał się pierwszy raz, odkąd pośpieszyła mu z pomocą.
– Prysznic – wyszeptał cicho – gorący.
– Nie – sprzeciwiła się. Opanowując drżenie rąk, przystąpiła do zdzierania lodowatej w dotyku bielizny. – Jeszcze nie teraz. Osoby wyziębione należy rozgrzewać stopniowo, w żadnym wypadku nie stosować intensywnego źródła ciepła. – Tego nauczyła się w college'u, na kursie pierwszej pomocy. – I nie przejmuj się, że to ja cię rozbieram. Jestem teraz tylko nauczycielką, a ty moim małym uczniem – trochę minęła się z prawdą. – Nauczycielka to prawie pielęgniarka, nie wiedziałeś o tym? Słuchaj mojego głosu i staraj się nie zasnąć.- Ściągnęła szorty z muskularnych ud, spojrzała w dół i gorący rumieniec oblał jej policzki. Cudowne męskie ciało, leżące przed nią na łóżku, wyglądało jak zdjęcie w „Playgirl”, które oglądała w college'u. Tylko że to była prawdziwe – sine z zimna, wstrząsane dreszczem.
Pochwyciła koce i otuliła Zacka, równocześnie rozcierając mu skórę, potem poszła do szafy, wzięła następne i przykryła go dokładniej. Teraz podeszła do kominka w rogu pokoju i rozpaliła ogień. Dopiero gdy polana rozżarzyły się na palenisku, Julie pomyślała o pozbyciu się warstwy ubrań. Nie chciała zostawić go ani na chwilę samego. Stała w nogach łóżka, patrzyła na szeroką klatkę piersiową, unoszącą się szybkim, krótkim oddechem, i zdejmowała z siebie kombinezon.
– Zack, słyszysz mnie? – zapytała, i chociaż nie odpowiedział, zaczęła do niego mówić słowa bez żadnego związku. Chciała, by wreszcie odzyskał świadomość. Potrzebowała otuchy, pewności, że wszystko będzie w porządku.
– Jesteś bardzo silny, Zack. Zauważyłam to wtedy, jak zmieniałeś oponę przy moim samochodzie i potem, gdy wyczołgiwałeś się z potoku. I odważny. Do mojej klasy uczęszcza taki chłopczyk – Johnny Everett – chciałby być siłaczem, to jego największe marzenie. Jest kaleką i porusza się w fotelu na kółkach. Serce mi się kraje, jak na niego patrzę, ale on nigdy nie poddaje się. Pamiętasz, opowiadałam ci o nim wczoraj wieczorem. – Nie zdawała sobie sprawy z czułości rozbrzmiewającej w jej głosie. – Jest bardzo odważny, jak ty. U moich braci w pokoju wisiało twoje zdjęcie. Wspominałam o tym? Tyle chciałabym ci opowiedzieć, Zack. – Głos Julie załamał się. – I opowiem, jeżeli przeżyjesz i dasz mi szansę. Powiem o wszystkim, o czym chciałbyś wiedzieć.
Poczuła strach.
Może powinna zrobić coś jeszcze, by go rozgrzać, nie pozwolić zasnąć? A jeżeli on umrze, i to z powodu jej ignorancji? Wyciągnęła z szafy gruby szlafrok frotte, włożyła go, potem usiadła na łóżku przy biodrach Zacka i przyłożyła palce do tętnicy na jego szyi, odliczając sekundy na stojącym na komodzie zegarze. Uderzenia krwi były przerażająco słabe. Jej dłonie i głos drżały, gdy wygładzała koce wokół jego szerokich ramion.
– Co do zeszłej nocy, chcę, byś wiedział, że bardzo mi się podobało, jak mnie całowałeś. Nie chciałam, żebyś przestał, i właśnie tego się wystraszyłam. To nie miało nic wspólnego z twoim pobytem w więzieniu… po prostu traciłam nad sobą kontrolę, nigdy dotąd nic takiego mi się nie przytrafiło.
Wiedziała, że Zack nie usłyszał ani słowa i gdy następny atak silnych dreszczy wstrząsnął jego ciałem, zamilkła. Dobrze, że drży – pocieszała się. Gorączkowo rozmyślała, jak jeszcze mogłaby mu pomóc. Obraz psów św. Bernarda, jaki stanął jej przed oczyma, z maleńkimi baryłeczkami na szyi przeznaczonymi dla ludzi zasypanych lawiną, sprawił, że aż klasnęła w dłonie. Poderwała się na nogi. Za chwilę już stała przy łóżku ze szklanką brandy, rozpromieniona po usłyszeniu w radiu podtrzymującej na duchu wiadomości.
– Zack – powiedziała wesoło. Usiadła przy nim na łóżku i podłożyła pod jego głowę ramię, aby umożliwić uniesienie do ust szklanki. – Wypij trochę i spróbuj zrozumieć, co ci powiem: właśnie usłyszałam w radiu, że twój przyjaciel, Dominie Sandini, przebywa w szpitalu w Amarillo. Polepszyło mu się! Rozumiesz? On nie umarł, już jest przytomny. Uważa się, że ten ktoś ze szpitala więziennego, kto podał fałszywą informację albo się mylił, albo chciał podgrzać atmosferę buntu więźniów, i tak też się stało… Zack?
Po kilku minutach udało jej się wmusić w niego zaledwie łyżkę brandy. W końcu poddała się. Wiedziała, że mogłaby odnaleźć telefon, który Zack ukrył, i wezwać lekarza, ale ten po rozpoznaniu go natychmiast powiadomiłby policję. Zabraliby go i z powrotem wsadzili do więzienia. A przecież, jak mówił, wolałby umrzeć, niż tam wracać. Minuty mijały, w kącikach oczu Julie pojawiły się łzy spowodowane bezradnością i wyczerpaniem. Siedziała z rękami na kolanach, starając się wymyślić jakieś wyjście. Wreszcie zaczęła się modlić.
– Proszę, Boże, pomóż mi – szepnęła. – Zupełnie nie wiem, co robić. Nie wiem, dlaczego spowodowałeś, że trafiliśmy na siebie. Nie rozumiem, dlaczego sprawiasz, że czuję do niego to, co czuję i dlaczego chcesz, bym przy nim została, ale przecież wiem: to wszystko Twoje dzieło. Na pewno. Nie czułam tak mocno Twej bliskości od czasu, gdy byłam małą dziewczynką – wtedy dałeś mi Mathisonów.
Julie głęboko westchnęła, otarła łzę, ale poczuła się pewniej.
– Proszę, miej nas w swej opiece.
Popatrzyła na Zacka – jego ciałem dalej wstrząsały dreszcze, poruszył się niespokojnie – Zdała sobie sprawę, że jest pogrążony w głębokim śnie, a nie, jak się obawiała, nieprzytomny. Pochyliła się i delikatnie pocałowała go w czoło.
– Drżysz – szepnęła czule – to dobrze.
Nie zauważyła, jak bursztynowe oczy na moment otworzyły się i zaraz zamknęły. Wstała i poszła do łazienki, by wziąć prysznic.
ROZDZIAŁ 29
Owinęła się szlafrokiem. Teraz postanowiła odszukać telefon i zadzwonić do rodziców z wiadomością, że jest bezpieczna. Przystanęła przy łóżku, położyła Zackowi dłoń na czole i przyglądała się, jak oddycha. Miał już normalną temperaturę, oddech głębszy, spokojniejszy; wyczerpany drzemał. Poczuła przypływ wielkiej ulgi, a zaraz słabości. Aż się zachwiała, gdy przykucnęła, by dorzucić drew do ognia huczącego w kominku. Upewniwszy się, że Zack jest dobrze przykryty, zostawiła go, a sama wyruszyła na poszukiwanie telefonu. Najbardziej prawdopodobnym miejscem schowania aparatu wydawała się jego sypialnia. Otworzyła drzwi i stanęła zaskoczona widokiem nieprawdopodobnego przepychu. Sądziła wcześniej, że jej pokój, z kamiennym kominkiem, lustrami na drzwiach i obszerną, wyłożoną kafelkami łazienką, bije wszelkie rekordy komfortu, ale to pomieszczenie, cztery razy większe, było urządzone dziesięć razy bardziej luksusowo.
Całą ścianę po lewej zajmowały lustra, odbijało się w nich olbrzymie łoże oświetlone szeregiem lamp umieszczonych w suficie, przy prawej zbudowano okazały kominek. Trzecia ściana to rząd wysokich okien, tworzących półkolistą alkowę, w której, na szerokim postumencie, stało białe, marmurowe jacuzzi. Przed kominkiem ustawiono dwie przepastne kanapy, obite jedwabną materią w odcieniu kości słoniowej zmieszanej z różem, w pasy koloru morskiej zieleni. Na podwyższeniu, po obu stronach jacuzzi, stały dwa fotele, na każdym kilka poduszek i dwie identycznego koloru otomany obite materią w kwiaty, deseniem pasujące do kapy na łóżku.
Julie powoli weszła na dywan, jej stopy tonęły w puszystej, wełnianej zieleni. Po lewej, na dwu lustrzanych płytach dostrzegła mosiężne klamki, odważnie nacisnęła je i aż wstrzymała oddech na widok olbrzymiej, wyłożonej marmurem łazienki, do której światło wpadało przez świetliki w suficie. W dzielącej pomieszczenie na pół marmurowej ladzie znajdowały się dwie umywalki, odgrodzone od siebie lustrzaną półścianką. Każda z części łazienki miała oddzielną, ogromną kabinę prysznica z przejrzystego szkła i wannę z marmuru, z pozłacaną armaturą.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.