– Skąd przyszło ci do głowy, że moje uczucia wobec niej różniły się od tych, jakimi darzyli ją Elizabeth i Alex? – Zmarszczył czoło.

– Wyczuwam, że tak właśnie było. – Nie zmieszała się ani trochę.

Zaskoczony jej przenikliwością, w milczeniu skinął głową.

– Tak naprawdę, to podziwiałem ją. Prezentowała, jak na nas, przerażająco surowe normy moralne, ale przynajmniej je miała. Przy niej chciało się próbować stać się kimś lepszym. Oczywiście niemożliwe było spełnienie jej wymagań. Tylko Justinowi się udawało.

– Opowiedziałeś, co czuła do twoich braci i siostry. A jaka była wobec ciebie?

– Uważała, że jestem odbiciem dziadka.

– Tylko z wyglądu – od razu poprawiła Julie.

– A co za różnica? – zapytał ostro.

Julie miała wrażenie, że wdziera się na terytorium, na które nikt nie ma wstępu, ale nie potrafiła się powstrzymać.

– Chyba znasz różnicę, nawet jeżeli ona jej nie dostrzegała. Może wyglądałeś jak dziadek, ale ani trochę nie byłeś jak on. Byłeś podobny do niej. Justin przypominał ją wyglądem, poza tym niczym. To ty przejąłeś jej cechy charakteru.

Nachmurzoną miną nie udało mu się odwieść jej od wyrażenia do końca opinii, więc tylko, ironicznie skrzywiony, zauważył:

– Jak na dwudziestosześcioletnie dziecko jesteś zaskakująco pewna swojego zdania.

– Czego ty nie próbujesz! – Dostosowała się do jego tonu. – Jak nie udaje ci się mnie nabrać, obracasz wszystko w żart.

– Punkt dla ciebie – powiedział cicho. Pochylił się, by ją pocałować.

– A jeżeli – ciągnęła, trzymając głowę w taki sposób, żeby mógł sięgnąć jedynie policzka, a usta pozostawały nieosiągalne – wyśmiewanie się ze mnie nie daje spodziewanego efektu, starasz się mnie rozbawić.

Zduszonym śmiechem przyznał jej rację. Potem ujął ją za brodę i stanowczym ruchem przybliżył jej usta do swoich.

– Wiesz – rzekł z uśmiechem – jesteś niezwykle dociekliwa.

– Och, daj spokój, uciekanie się do komplementów nic ci nie pomoże! – Roześmiała się, udaremniając pocałunek. – Wiesz, że jestem całkiem bezradna, jak słyszę z twoich ust takie słowa. Dlaczego właściwie opuściłeś dom?

Objął wargami jej roześmiane usta.

– Cwaniara pierwszej klasy! – zdążyła jeszcze usłyszeć.

Poddała się. Dłońmi sięgnęła do jego ramion, uległa natarczywej perswazji pocałunku; włożyła weń całą duszę, czując, że obojętnie jak dużo mu daje, on dawał więcej.

Gdy wypuścił ją z objęć, myślała, że zaproponuje pójście do łóżka. Powiedział jednak:

– Nie mogę cię przechytrzyć, uznałem więc, że należą ci się te informacje. Potem chciałbym zostawić temat mojego pochodzenia i przeszłości. Teraz spróbuję zaspokoić twą ciekawość.

Julie nie wydawało się, by kiedykolwiek mogła dowiedzieć się o nim wystarczająco dużo, ale rozumiała niechęć Zacka do wspominania przeszłości. Skinęła głową, a on rozpoczął opowieść:

– Dziadek umarł, gdy byłem na pierwszym roku college'u i babce przypadła całkowita kontrola nad majątkiem. Pewnego dnia zażyczyła sobie naszej obecności: Alexa, wtedy szesnastoletniego, Elizabeth która miała siedemnaście lat i mojej – akurat przebywałem w domu w czasie letnich wakacji – i na tarasie urządziła rodzinne spotkanie we czworo. Nie będę rozwodził się nad tym, co się wydarzyło, w każdym razie mojemu rodzeństwu zakomunikowała, że koniec z nauką w prywatnej szkole. Mieli się uczyć na miejscu, z niewielkim kieszonkowym. Zapowiedziała jeszcze, że jeżeli złamią którykolwiek z warunków: żadnych narkotyków, żadnego alkoholu, żadnej rozpusty, natychmiast wyrzuci ich z domu, i to bez grosza. Żeby w pełni zrozumieć wagę tych gróźb, musisz wiedzieć, że do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do korzystania z pieniędzy bez ograniczeń. Wszyscy rozbijaliśmy się drogimi, sportowymi samochodami, kupowaliśmy ubrania, jakich zapragnęliśmy. – Potrząsnął głową, na wargach błąkał się niewyraźny uśmiech. – Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Alexa ani Elizabeth tamtego dnia.

– A więc pogodzili się z losem?

– Oczywiście. Bo jaki mieli wybór? Bardzo lubili mieć i wydawać pieniądze, ale nie potrafiliby samodzielnie zarobić centa, o czym doskonale wiedzieli.

– A ty nie zamierzałeś się podporządkować i dlatego opuściłeś dom – próbowała odgadnąć.

Twarz Zacka upodobniła się do pozbawionej wyrazu, całkowicie obojętnej maski. Julie czuła się nieswojo za każdym razem, gdy tak wyglądał.

– To nie mnie zaproponowała takie warunki. – Po przeciągającej się chwili milczenia, dodał: – Kazała mi się wynosić i nigdy nie wracać. Bratu i siostrze zagroziła, że jeżeli kiedykolwiek spróbują się ze mną skontaktować albo dopuszczą, niby przypadkiem, do naszego spotkania, też ich wyrzuci. W jednej chwili straciłem rodzinę, dom. No więc oddałem kluczyki od samochodu – na jej żądanie – i podjazdem zszedłem ze wzgórza na szosę. Miałem około pięćdziesięciu dolarów na koncie w banku i ubranie, które nosiłem tamtego dnia. Kilka godzin później złapałem okazję – ciężarówkę, jak się okazało załadowaną rekwizytami przeznaczonymi dla „Empire Studio”, i tak wylądowałem w Los Angeles. Kierowca okazał się równym gościem. Zaprotegował mnie w firmie. Dostałem pracę przy załadunku i zdrowo się nauwijałem, dopóki reżyser, jakiś kretyn, w ostatniej chwili nie przypomniał sobie, że potrzebuje kilku dodatkowych statystów do sceny rozgrywającej się na podmiejskim podwórku. Tak wyglądał mój filmowy debiut. Potem wróciłem do college'u, a po dyplomie dalej kręciłem filmy. Koniec historii.

– Ale dlaczego babka potraktowała cię o wiele surowiej niż brata i siostrę? – Julie starała się nie zdradzić, jak bardzo jest przejęta.

– Musiała mieć swoje powody. – Wzruszył ramionami. – Pewnie przypominałem jej męża i całe zło, jakiego od niego doświadczyła.

– I nigdy potem… nigdy nie miałeś żadnej wiadomości od brata i siostry? Nie starałeś się po kryjomu porozumieć z nimi, a oni z tobą?

Czuła, że ze wszystkiego, o czym jej opowiedział, sprawa rodzeństwa doskwierała mu najmocniej.

– Przed ukazaniem się mojego pierwszego filmu posłałem do każdego z nich list zaopatrzony w adres zwrotny. Miałem nadzieję, że…

Będą dumni, dopowiedziała sobie Julie w myślach, będą się cieszyć. Odpiszą…

Zimny, zmartwiały wyraz jego twarzy był najlepszą odpowiedzią. Ale musiała się upewnić. Z każdą minutą lepiej go rozumiała.

– Odpowiedzieli?

– Nie. I nigdy więcej nie próbowałem się z nimi skontaktować.

– A jeżeli twoja babka przejęła ich korespondencję i nie otrzymali listów od ciebie?

– Dostali je. Wtedy już mieszkali osobno, w wynajętym mieszkaniu. Chodzili do miejscowej szkoły.

– Ależ Zack! Byli tacy młodzi, a sam wspominałeś o słabości ich charakteru. Byłeś starszy i o wiele mądrzejszy. Dlaczego nie zaczekałeś, aż dorosną, nie dałeś im drugiej szansy?

Sugestia Julie zdawała się wyczerpać jego cierpliwość, bo zimnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem powiedział:

– Nikt nie otrzymuje ode mnie szansy po raz drugi, Julie. Nie ma mowy!

– Ale…

– Dla mnie umarli.

– To idiotyczne! Tracisz tyle, ile oni. Nie możesz iść przez życie, paląc za sobą mosty, zamiast budować nowe. To samo destrukcyjna postawa i, w ostatecznym rozrachunku, uderzy w ciebie.

– Na dzisiaj wystarczy! – Wyglądał na solidnie rozeźlonego. W jego głosie zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale Julie nie dała się zastraszyć.

– Na pewno jesteś o wiele bardziej podobny do babki, niż ci się wydaje!

– Moja cierpliwość się wyczerpuje, panienko.

Słysząc cierpki ton jego głosu, poddała się. Bez słowa wstała, zebrała puste szklanki i zaniosła do kuchni. Przeraził ją tą nowo ujawnioną cechą gwałtownej ostateczności, jaka pozwalała mu, bez spoglądania wstecz, wykreślać bliźnich ze swego życia. I nie tyle wstrząsnęły nią słowa, ile sposób, w jaki z zaciętym wyrazem twarzy je wypowiadał.

Po jej uprowadzeniu kierował się potrzebą osiągnięcia wyznaczonych celów, mimo to nigdy nie okazał brutalności. Aż do usłyszenia w jego głosie groźby, podkreślonej jeszcze mimiką, nie potrafiła zrozumieć, jak ktokolwiek mógł uznać Zacharego Benedicta za pozbawionego skrupułów mordercę. Teraz potrafiła sobie wyobrazić, dlaczego takim go widziano. Z całą wyrazistością uświadomiła sobie, że choć w łóżku łączyła ich intymna bliskość, w sumie pozostali sobie obcy. Poszła do swojego pokoju po coś do spania. Zapaliła górne światło i przebrała się. Była tak wytrącona z równowagi, że zamiast natychmiast wrócić do Zacka, pogrążona w myślach opadła na łóżko.

Na dźwięk jego głosu, pobrzmiewającego ostrzeżeniem, aż podskoczyła i gwałtownie odwróciła głowę.

– To bardzo nierozsądna decyzja, Julie, radziłbym ci dobrze się zastanowić.

Stał w drzwiach, oparty o futrynę; ręce skrzyżował na piersi, jego twarz nie wyrażała nic. Julie nie miała pojęcia, o jaką decyzję mu chodzi, i chociaż nadal sprawiał wrażenie kogoś odległego duchem, daleko mu było do pełnego grozy wyglądu sprzed chwili. Zastanawiała się nawet, czy tamto wrażenie nie było tylko wytworem jej wyobraźni, wzmocnionym jeszcze refleksami światła z kominka.

Wstała i powoli do niego podeszła. Niepewna, pytająco spoglądała mu w oczy.

– Czy według ciebie tak mają wyglądać przeprosiny?

– Nie wydaje mi się, bym miał za co. Arogancja była dla niego tak typowa, że Julie z trudem zachowała powagę.

– Powtarzaj słowo „szorstki” i zastanów się, kogo ci przypomina.

– Byłem szorstki? Nie miałem takiego zamiaru. Uprzedzałem, że ta rozmowa będzie dla mnie wyjątkowo nieprzyjemna. Ale ty się uparłaś.

Wyglądał na dotkniętego niesłuszną, jego zdaniem, krytyką, ale Julie nie myślała dać za wygraną.

– Aha, więc wszystko to moja wina. – Zatrzymała się tuż przed nim.

– Z pewnością. Cokolwiek to „to” ma znaczyć.

– Nie wiesz, o co chodzi, czy tak? Najwyraźniej nie zdajesz sobie sprawy, że przed chwilą mówiłeś do mnie tonem… – szukała właściwego słowa, ale w natłoku myśli nie wybrała najszczęśliwiej -…zimnym, niedelikatnym i nie w porę surowym.

Wzruszył ramionami z obojętnością, jak Julie podejrzewała, udawaną.

– Nie jesteś pierwszą, która zarzuca mi chłód. I jeszcze wiele innych niemiłych cech. Jestem skłonny zgodzić się z tobą – zimny, nieczuły, i… co jeszcze?

– Szorstki – dokończyła Julie, starając się powstrzymać uśmiech. Cała ta kłótnia wydawała jej się groteskowa. Zack ryzykował życie, by ją uratować, a gdy sądził, że mu się nie udało, chciał umrzeć. Tamte kobiety się myliły. Poczuła wyrzuty sumienia za to, co powiedziała, co powiedzieli sobie nawzajem.

A Zack zastanawiał się, czy Julie chce mścić się na nim za jakąś wyimaginowaną obrazę, śpiąc sama – co właśnie tak go rozzłościło -i wypróbowuje na nim idiotyczne kobiece sztuczki.

– Szorstki – powtórzył dobitnie. Marzył, by uniosła głowę i mógł zobaczyć jej minę teraz, od razu.

– Zack? – rozległo się gdzieś na poziomie jego brody. – Następnym razem, gdy jakaś kobieta zarzuci ci posiadanie którejś z tych cech, powiedz jej, by ci się lepiej przyjrzała. – Uniosła wzrok, ich oczy spotkały się. – Jeżeli to zrobi, zauważy, że charakteryzuje cię rzadko spotykana szlachetność i niezwykła delikatność.

Zupełnie zaskoczony, wolno rozprostowywał ramiona. Czuł, że serce w nim zamiera. Czy musi patrzeć na mnie w taki sposób? – pomyślał.

– Ale uważam cię także za apodyktycznego, władczego, aroganckiego, chyba rozumiesz… – Nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

– A ty i tak mnie lubisz… – przekomarzał się -…pomimo wszystko. – Grzbietem dłoni musnął jej policzek. Poczuł ogromną ulgę.

– Dopiszę jeszcze do mojej listy: próżny – zażartowała. W odpowiedzi przytulił ją do siebie.

– Julie – wyszeptał, pochylił głowę i pocałował ją w usta. – Idziemy!

– I do tego lubisz komenderować! – wydyszała mu w usta.

Wybuchnął śmiechem. Była jedyną kobietą, po której całowaniu ogarniała go trudna do pohamowania radość.

– Przypomnij mi, żebym nigdy więcej nie zbliżał się do dziewczyny mającej takie jak ty słownictwo! – Pocałował ją w ucho, jako że tej części ciała Julie nie mogła ukryć przed jego wargami. Językiem powędrował wokół konchy. Zadrżała, przywarła doń mocno i z trudem łapiąc oddech, wyszeptała:

– To jest niesamowicie seksowne… i bardzo, bardzo…

– A jednak nie istnieje nic wspanialszego od inteligentnej i spostrzegawczej kobiety – przyznał z uśmiechem.

ROZDZIAŁ 36

Z miską prażonej kukurydzy w rękach wróciła do salonu, gdzie oglądali film na wideo. Ranek i popołudnie spędzili na rozmowie na wszystkie tematy poza tym jednym, nad wyraz dla Julie interesującym: jakie Zack zamierza podjąć działania, by ustalić, kto zamordował jego żonę i tym samym siebie oczyścić z podejrzeń. Gdy po raz pierwszy o to spytała, powtórzył słowa o niechęci do bezsensownego psucia ich teraźniejszości martwieniem się o jutro.