– Co to za pomysł, Julie?
– O co ci chodzi? – spytała z niewinną miną. Włączyła pilotem głos i ani na chwilę nie odrywała oczu od ekranu.
– Dlaczego to oglądasz?
– Co? – spytała z udaną obojętnością. Poczuła skurcz żołądka na widok dłoni Zacka wędrujących po ciele Glenn Close, ich ust spotykających się w namiętnym pocałunku podobnemu do tych, jakimi obsypywał ją ostatniej nocy, jego opalonego torsu ostro kontrastującego z białym prześcieradłem, ledwie zakrywającym mu biodra.
– Wiesz dokładnie, co mam na myśli. Najpierw zachowywałaś się, jakbyś nigdy nie widziała żadnego z moich filmów i nie zależało ci na ich oglądaniu, a jak już postanowiłaś któryś zobaczyć, od razu zaczynasz od sceny łóżkowej.
– Oglądałam wszystkie – zakomunikowała ze wzrokiem wciąż utkwionym w telewizorze. Nie popatrzyła na niego, nawet gdy usiadł obok. – Większość mam na kasetach. Akurat ten oglądałam z pół tuzina razy. – Ruchem głowy wskazała na ekran. – A co teraz myślisz o oświetleniu?
Zack oderwał wzrok od jej napiętej twarzy, popatrzył na ekran.
– Nie najgorsze.
– A gra aktorów?
– Niezła.
– No tak, ale czy twoim zdaniem ten pocałunek wyszedł ci wystarczająco dobrze? Czy nie mogłeś pocałować jej mocniej, namiętniej? Chyba nie – odpowiedziała sobie z goryczą. – Twój język już był w jej ustach.
Ze słów Julie bez trudu mógł wywnioskować, co ją gryzie i teraz żałował wszystkiego, co powiedział, czym doprowadził ją do takiego stanu. Nigdy by nie przypuszczał, że zdenerwuje ją oglądanie czegoś, co dla niego było tylko filmem, rutyną, grą w obecności przynajmniej tuzina osób.
– Co czułeś, gdy odwzajemniała twój pocałunek?
– Było mi gorąco. – Gdy żachnęła się na dźwięk słowa, jakiego użył, pośpiesznie wyjaśnił: – Światła grzały mocno. Było za jasno, niepokoiłem się tym.
– Och, jestem pewna, że w takiej chwili nie myślałeś o oświetleniu. – Wskazała głową na ekran, jakby nim zahipnotyzowana. – Nie z dłońmi na jej piersiach.
– Jak sobie przypominam, miałem ochotę udusić reżysera za zmuszanie nas do kolejnego powtarzania tego samego ujęcia.
Całkowicie zignorowała jego słowa, pod sarkazmem ukryła urazę:
– Zastanawiam się, o czym myślała Glenn Close, gdy całowałeś jej piersi.
– Też zamierzała zamordować reżysera, i to z tego samego powodu.
– Naprawdę? – nie kryła ironii. – A co czuła, gdy tak ją ugniatałeś?
Zack wyciągnął rękę, ujął Julie pod brodę i łagodnie zmusił do uniesienia wzroku.
– Wiem, o czym myślała. Modliła się, żebym zabrał łokieć z jej brzucha, nim łaskotki przyprawią ją o atak śmiechu, psujący całe ujęcie.
Julie, przywołana do porządku jego szczerością i spokojem, poczuła się nagle jak prowincjonalna gęś.
– Przepraszam, zachowuję się jak idiotka – powiedziała z westchnieniem.- Udawałam, że nie interesują mnie twoje filmy, bo bałam się oglądania scen takich jak ta. Wiem, to głupie, ale czuję się… – urwała, by nie przyznać się do zazdrości; nie miała do niej prawa.
– Zazdrosna? – podsunął słowo, które wypowiedziane na głos zabrzmiało okropnie.
– To uczucie destrukcyjne, oznaka emocjonalnej niedojrzałości -zaprotestowała.
– Sprawia, że osoba nim ogarnięta postępuje irracjonalnie, a wtedy trudno z nią wytrzymać – przyznał.
Julie odmówiła w duchu modlitwę dziękczynną za ustrzeżenie się od użycia feralnego słowa i skinęła głową.
– Tak, oglądanie cię w tych wszystkich scenach powoduje… że wolałabym inny film.
– Świetnie, wybierz aktora, którego chcesz. – Już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale usłyszała kategoryczne: – Byle nie Swayzego, Costnera, Cruise'a, Redforda, Newmana, McQueena, Forda, Douglasa ani Gere'a.
– A któż jeszcze pozostał? – Popatrzyła na niego zdumiona. Otoczył ją ramieniem, przyciągnął bliżej i wyszeptał we włosy:
– Mickey Mouse. Nie wiedziała, śmiać się czy zażądać wyjaśnień.
– Mickey Mouse! A to dlaczego?
– Bo – wyszeptał, przenosząc usta na jej skroń – chyba potrafiłbym znieść zachwyty nad Mickey i nie stałbym się „irracjonalnym” ani „niemożliwym” do zniesienia.
Próbując ukryć ogromną radość, jaką poczuła po tym wyznaniu, uniosła ku niemu twarz. Nie byłaby sobą, gdyby nie walczyła do końca.
– Jest jeszcze Sean Connery, wspaniały w „Polowaniu na Czerwony Październik”.
– W tej szafce jest jeszcze sześć moich filmów. – Zack zmarszczył brwi.
Teraz, po obróceniu w żart jego wyznania i wykręceniu się od przyznania do zazdrości, pożałowała swego tchórzostwa. Spoważniała. Spojrzała mu w oczy i drżącym głosem powiedziała:
– Oglądanie cię w objęciach Glenn Close było dla mnie ciężkim przeżyciem.
Poczuła na brodzie muśnięcie jego długich palców, a potem, na wargach, namiętny, zapierający dech pocałunek – nagrodę za pełną odwagi szczerość.
ROZDZIAŁ 37
Przez kuchenne okno podziwiała przez chwilę zachód słońca, potem odłożyła nóż do obierania jarzyn i weszła do salonu. Włączyła telewizor – dzisiejszych wiadomości jeszcze nie słyszała; antena satelitarna, ustawiona gdzieś wysoko w górach, pozwalała odbierać CNN.
Zack pracowicie spędził dzień, odśnieżając drogę w dół, aż do mostu, za pomocą olbrzymiego ciągnika wyprowadzonego z garażu. Śnieg wyrzucany z zamocowanej do pojazdu dmuchawy leciał wysokim na siedemdziesiąt stóp łukiem. Teraz Zack brał prysznic. Rano, gdy powiedział jej, co planuje, ogarnął ją obezwładniający strach, gdyż sądziła, że mają opuścić dom dzisiaj lub jutro. Jakby czytał w jej myślach, powiedział:
– Jak nadejdzie czas zbierania się stąd, dowiesz się dzień wcześniej. – Ale gdy usiłowała wyciągnąć z niego konkretną datę, wykręcił się od odpowiedzi, oświadczając, że jeszcze nie wie. Julie miała wrażenie, że Zack czeka, by coś się wydarzyło… albo by nawiązano z nim kontakt.
Miał rację – im mniej wiedziała, tym lepiej dla obojga – i absolutne prawo nalegać, by cieszyli się wspólnie spędzanymi chwilami, nie myśleli o tym, co nastąpi. Miał rację we wszystkim, ale co z tego, ona i tak nie potrafiła przestać martwić się o niego. Nie widziała sposobu na wykrycie przez Zacka, kto zabił jego żonę – gdziekolwiek się pokaże, zostanie natychmiast rozpoznany.
Wciąż się pocieszała: jest przecież aktorem i sztuka charakteryzacji nie ma przed nim tajemnic, z łatwością zmieni wygląd. To powinno zapewnić mu bezpieczeństwo, na to liczyła, ale równocześnie napawała ją przerażeniem myśl, że mu się nie uda.
Ekran telewizora zajaśniał. Julie, w drodze do kuchni, z roztargnieniem przysłuchiwała się psychologowi, gościowi programu CNN. Już prawie wyszła z salonu, gdy dotarło do niej, że to ona jest przedmiotem wypowiedzi eksperta. Natychmiast zawróciła. Podeszła do odbiornika i zogromniałymi z niedowierzania oczami wpatrywała się w ekran. Rozmówca, doktor William Everhardt, z olbrzymią pewnością siebie analizował poszczególne etapy zmian emocjonalnych, jakie przechodzi wzięta jako zakładniczka Julie Mathison.
„Przeprowadzono liczne badania z udziałem byłych zakładników. Jako współautor książki na ten temat mogę państwa zapewnić, że ta młoda dama przechodzi niesłychanie stresujące, przez naukę już dokładnie zdefiniowane, stadia udręki psychicznej”.
Julie przechyliła głowę na bok i zafascynowana słuchała, co przeżywa.
„Podczas pierwszego i drugiego dnia u ofiary dominuje strach – niemal paraliżujący. Zakładnik czuje się bezradny i jest zbyt przerażony, by myśleć o jakimkolwiek działaniu, ale wciąż nie traci nadziei, że zostanie uwolniony. Później, zazwyczaj od trzeciego dnia, daje się zaobserwować u niego napady wściekłości, bunt przeciwko niesprawiedliwości tego, co go spotyka i całkowitej zależności od napastnika”.
Z szyderczą miną Julie na palcach odliczała dni i porównywała własne przeżycia z głoszonymi przez „eksperta” mądrościami. Pierwszego dnia, po zaledwie kilku godzinach lęku, wpadła w gniew i zbuntowana próbowała zaalarmować sprzedawczynię w barze dla zmotoryzowanych. Drugiego, w czasie postoju, usiłowała uciec Zackowi – i niemal jej się udało. Trzeciego uciekła. Przez cały czas bała się trochę i była mocno zdenerwowana, ale nigdy nie ogarnęła jej apatia. Z niedowierzaniem słuchała ostatnich uwag doktora Everhardta.
„Obecnie panna Mathison osiągnęła zapewne stan, jaki nazywam syndromem wdzięczności i zależności. W porywaczu zaczyna widzieć swego obrońcę, niemal sojusznika – bo jej do tej pory nie zamordował. Jak sądzimy, Benedict nie ma żadnego powodu, by tak uczynić. Dziewczyna jest teraz wściekła na policję za brak pomocy. Przedstawicieli władz zaczyna uważać za niezdolnych do skutecznego działania. Porywacz, przechytrzający wszystkich, staje się obiektem jej niechętnego podziwu. Do tego dochodzi głębokie uczucie wdzięczności za – paradoksalne – niewyrządzenie jej krzywdy. Benedict to inteligentny mężczyzna, umiejący oczarować kobietę, co sprawia, że panna Mathison jest całkowicie na jego łasce”.
Julie jak zahipnotyzowana wpatrywała się w brodatą twarz na ekranie. Nie wiedziała, śmiać się czy oburzać na te pompatyczne ogólniki użyte do scharakteryzowania jej osoby. Wsparła ręce na biodrach i posłała ekspertowi radę:
– Masz szczęście, że to nie show Larry'ego Kinga! Nie darowano by ci takich komunałów! – Jedyne co do tej pory ze słów eksperta się zgadzało, to inteligencja i wdzięk Zacka. Everhardt chyba sam nie wierzy w to, co mówi! W końcu nie została porwana w obcym kraju, przez gotowych na wszystko fanatycznych terrorystów, by od razu dotknęły ją te „zdefiniowane przez naukę stany emocjonalne”.
„Aby po tych koszmarnych chwilach, jakie przeżywa, mogła całkowicie odzyskać równowagę psychiczną, będzie jej potrzebna intensywna pomoc psychologa; kuracja zapowiada się na długotrwałą, ale przy zaangażowaniu obydwu stron powinna się powieść”.
Julie nie wierzyła własnym uszom – ten bezczelny człowiek oznajmiał całemu światu, że będzie miała kłopoty psychiczne! Musi dopilnować, by Ted wniósł przeciw niemu sprawę do sądu!
„Oczywiście – wtrącił prowadzący – wszystkie nasze prognozy dotyczą sytuacji, jeżeli Julie rzeczywiście została wzięta jako zakładniczka i nie jest, jak przypuszczają niektórzy, wspólniczką Benedicta”.
Doktor Everhardt przez chwilę w zamyśleniu gładził brodę.
„Opierając się na tym, czego byłem w stanie dowiedzieć się o tej młodej kobiecie, nie przyłączyłbym się do zwolenników tej teorii”.
– Dziękuję – powiedziała na głos. – Ostatnia uwaga zaoszczędziła ci sprawy w sądzie.
Była tak pochłonięta tym, co usłyszała, że nie zarejestrowała szumu helikoptera, dopóki maszyna nie zawisła nad samym domem. Nawet jak już dotarł do niej ten dźwięk, zupełnie nie na miejscu w tej górskiej głuszy, nie czując strachu, zdziwiona wyjrzała przez okno – wtedy ogarnęło ją przerażenie.
– Zack! – krzyknęła. Odwróciła się i pobiegła w głąb domu. – Tam jest helikopter! Zszedł całkiem nisko… – krzyczała. Wybiegł z sypialni. Zderzyli się, niemal zbiła go z nóg. – Krąży! – Zamarła na widok broni.
– Wyjdź na dwór i ukryj się w lesie! – rozkazał. Popchnął ją korytarzem w stronę tylnych drzwi. Gdy przechodzili koło szafy, wyciągnął kurtkę i wcisnął jej w ręce. – Nie zbliżaj się do domu, dopóki cię nie zawołam. Albo razem ze mną odlecą! – Przeładował pistolet. Szedł obok niej korytarzem, lufę uniósł w górę z biegłością osoby, która zna się na broni i zamierza jej użyć. Zaczęła otwierać drzwi. Odepchnął ją i pierwszy wyszedł na zewnątrz; spojrzał w górę, chwilę nasłuchiwał, potem pchnął ją w stronę drzew. – Biegnij!
– Na miłość boską! – Zatrzymała się tuż za progiem. – Chyba nie zamierzasz zestrzelić tej maszyny! Musi być…
– Ruszaj się! – krzyknął wściekłym głosem.
Posłuchała, pobiegła wzdłuż ściany domu, nogi grzęzły w głębokim śniegu. Przystanęła dopiero przy drzewach – ze strachu i zmęczenia serce wyczyniało dziwne harce. Klucząc pomiędzy sosnami, przedostała się na drugą stronę domu. Teraz przez szyby w oknach od frontu widziała Zacka. Helikopter zatoczył koło i odleciał kawałek, potem zawrócił. Przez jedną przerażającą sekundę Julie zdawało się, że Zack unosi broń i mierzy do maszyny.
I wtedy poznała: trzyma w ręce lornetkę i patrzy, jak helikopter odlatuje i powoli znika w oddali. Kolana ugięły się pod nią, z westchnieniem ulgi osunęła się w śnieg – wciąż miała przed oczyma obraz Zacka z bronią przygotowaną do strzału. To nie była scena z pełnego przemocy filmu, ale rzeczywistość! Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, z całych sił starała się zatrzymać postępujący strach i… lunch.
– W porządku. – Zack zbliżał się do niej. Zauważyła pistolet zatknięty za pasek spodni. – To tylko rozbawieni narciarze, upili się i latali za nisko.
Uniosła głowę, ale nie miała sił się ruszyć.
– Podaj mi rękę – powiedział spokojnie.
Julie potrząsnęła głową. Starała się opanować paraliżujące uczucie przerażenia.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.