– Skończ już wreszcie, draniu!
Odpowiedź padła zimna jak jego serce:
– A to czemu? Abyś mogła nazwać mnie gwałcicielem, jak przedtem mordercą i tchórzem? Nie ma mowy. – Jego palce sięgnęły głębiej, poruszały się, wargi zacisnęły się na jej sutce, język krążył wokół. Z trudem zdławiła krzyk gniewnego protestu. Cofnęła biodra, ale on tylko roześmiał się cicho i wsunął palce głębiej – nie wytrzymała, naparła na nie. Zamarła, wytężając każdy mięsień ciała, by odeprzeć to, co z nią robił; on w milczeniu zmuszał jej zdradzieckie ciało do kapitulacji i ani na chwilę nie odrywał wzroku od twarzy.
– Jesteś całkiem wilgotna – powiedział, ale jego cynizm nie był w stanie powstrzymać przeszywających ciało spazmów pożądania. – Chcesz mnie, Julie?
Czekała na niego – w sobie – na szczytowanie, które mógł jej dać, pragnęła go tak bardzo – teraz, zaraz, natychmiast, umierała z pożądania.
– Niech cię piekło pochłonie! – wydyszała.
– Już tam jestem – szepnął. Naparł ciałem i dopiero wtedy pocałował ją w usta, zmuszając do rozchylenia warg. Nagle pocałunek stał się łagodniejszy; powoli przyciągał jej biodra do sztywnego członka. – Powiedz, że mnie pragniesz – nalegał.
W pułapce obietnicy rozkoszy składanej przez jego podniecone ciało i natarczywość pocałunków, ogarnięta gorączką pożądania, drżała.
– Chcę cię… – wyrwało się z jej ust.
Czekał na te słowa; od razu wszedł w nią i mocno przyciskając biodrami, w kilka sekund doprowadził do szczytów orgazmu. Wycofał się równie gwałtownie, choć jej ciałem wciąż wstrząsały spazmy rozkoszy. Uwolnił się z jej ramion i wstał.
– Wystarczyły trzy minuty.
Drzwi zatrzasnęły się za nim z ostatecznością śmierci.
Leżała bez ruchu, zmrożona ogarniającym ją szokiem. Duszę, całe ciało, przejmował chłód. Podły, podły, podły… Czy w ten sposób musiał dowodzić swych racji? Emocjonalnie do cna wyczerpana, powoli przesunęła się w górę łóżka, podniosła z podłogi pled i okryła się nim. Zamknęła oczy. Ale spod jej powiek nie wydobyły się łzy – nigdy więcej z powodu Zacka ich nie uroni.
Siedział w swojej sypialni, w fotelu obok kominka, otoczony ciemnościami. Pochylił się do przodu, dłońmi objął głowę. O niczym nie myśleć, niczego nie czuć! Zrobił to, co zaplanował, a nawet więcej: dowiódł sobie i jej, że nie jest mu potrzebna, nawet w łóżku. Przekonał ją, by o nim zapomniała, o tym, że nie zasługuje na jej miłość.
Zrealizował swój cel perfekcyjnie, z brutalnością, w sposób ostateczny.
Nigdy nie czuł się bardziej zrozpaczony i zawstydzony.
Po dzisiejszej nocy nie będzie sobie już więcej wyobrażać, że się w nim zakochała, tego był pewny. Znienawidzi go. Ale nie tak bardzo jak on siebie. Pogardzał sobą za to, co jej zrobił. I za tę niezwyczajną mu słabość, która sprawiała, że wręcz umierał z pragnienia pójścia do niej i błagania o wybaczenie. Wyprostował się w fotelu. Patrzył na łóżko, które niedawno dzielili, i wiedział, że nie zaśnie, gdy ona leży za ścianą, pełna nienawiści.
ROZDZIAŁ 39
Wstała o świcie; w całym domu panowała niesamowita cisza. Kluczyki od blazera leżały na toaletce. Psychicznie obolała, ubierała się jak w półśnie. Musi jak najprędzej oddalić się z tego miejsca, nie wracać tu nawet w myślach. Raz na zawsze zapomnieć o tym, że go spotkała i była tak głupia, by pokochać. Jeżeli miłość to przede wszystkim wystawianie się na bolesne razy, nigdy więcej nie pokocha. Nikogo. Wyjęła z szafy torbę podróżną, wrzuciła do środka przybory toaletowe, zasunęła zamek i zarzuciła ją na ramię.
Przy drzwiach sypialni przystanęła i rozejrzała się. Po upewnieniu się, że wszystko zabrała, zgasiła światło. Delikatnie nacisnęła klamkę i wkroczyła w mrok salonu; stanęła jak wryta, serce z przerażenia biło gwałtownie. W wodnistym świetle świtu przy oknie po drugiej stronie pokoju zobaczyła, niewyraźnie, postać Zacka. Stał odwrócony do niej plecami, lewą rękę trzymał w kieszeni spodni. Z trudem oderwała od niego wzrok i cicho, jak najciszej, ruszyła w stronę holu. Ale nim zrobiła krok, usłyszała:
– Lista wszystkich obecnych na planie w dniu morderstwa leży na stoliku.
Poczuła nagły ucisk w piersiach. Zrozumiała, że w końcu się poddał. Zmusiła się, by iść dalej.
– Nie odchodź! – powiedział ochryple. – Proszę.
W jego głosie brzmiała rozpacz… i zaraz poczuła w sercu znajomy ból. Zraniona duma głośno krzyczała, że tylko idiotka, bez honoru, do tego całkowicie pozbawiona rozsądku pozwoliłaby mu zbliżyć się do siebie po ostatniej nocy. Szła dalej. Sięgnęła do klamki drzwi wyjściowych, a wtedy pełen emocji głos rozległ się tuż za jej plecami:
– Julie, proszę, nie!
Ręka zatrzymała się w pół drogi, ramionami wstrząsnął cichy szloch.
Oparła o drzwi czoło. Torba zsunęła się z ramienia, po policzkach płynęły łzy. Płakała ze wstydu za brak woli, z żalu nad sobą, nad trudną miłością. Nie broniła się, gdy brał ją w ramiona i tulił do piersi.
– Przepraszam – szepnął rozedrganym głosem. Bezradnie starał się ją pocieszać, gładził po plecach i ramionach, przygarnął do siebie. – Wybacz mi!
– Jak mogłeś mi to zrobić, jak mogłeś! – łkała.
Przybliżył jej mokrą twarz ku swojej. Nie będzie się więcej krył za zasłoną mroku.
– Bo nazwałaś mnie mordercą i tchórzem, nie mogłem tego znieść, nie od ciebie, bo jestem zimnym draniem, dokładnie takim, jak powiedziałaś.
– Żebyś wiedział! – dławiła się łzami. – A najgorsze jest to, że i tak cię kocham!
Objął ją mocno. Z całych sił powstrzymywał cisnące się na usta słowa, które, jak wiedział, chciała usłyszeć, a których on nie miał prawa wypowiedzieć. Tulił ją coraz mocniej, całował czoło, policzki. Potem oparł brodę na jej pachnących włosach i rozkoszował się słodyczą jej wyznania.
W wieku trzydziestu pięciu lat wreszcie odkrył, co znaczy być kochanym tylko dla siebie samego… gdy nie może ofiarować jej ani bogactw, ani sławy, ani choćby zapewnić powszechnego szacunku… bezwarunkowo, przez kobietę tak niezwykłej odwagi i lojalności. Teraz z całą pewnością wiedział, że jeżeli wyzna, co do niej czuje, przymioty charakteru każą jej czekać na niego… długo. Nie mógł pozwolić, by słodkie wyznanie umknęło bez echa. Potarł policzkiem jej włosy i z czułością powiedział:
– Nie zasługuję na twoje uczucie, kochanie.
– Wiem, że nie… – niezdarnie próbowała zażartować, nie przyjmowała do wiadomości braku deklaracji, że też ją kocha. Przecież usłyszała w jego głosie ból i rozpacz, gdy sądził, że odchodzi. Przecież gdy wyznawała mu miłość, poczuła drgnienie obejmujących ją ramion, gwałtowniejsze uderzenia jego serca. To jej wystarczyło. Musiało. Zamknęła oczy; ręka Zacka wśliznęła się pod włosy na karku Julie, długie palce gładziły pieszczotliwie szyję. Jego głos zabrzmiał śmiertelnym znużeniem:
– Nie zechciałabyś na kilka godzin wrócić ze mną do łóżka, a naszą rozmowę o morderstwie odłożyć, dopóki trochę się nie prześpię? Nie zmrużyłem oka przez całą noc.
Skinęła głową. Weszli do pokoju, którego, czego jeszcze przed chwilą była pewna, nie miała więcej oglądać.
Objął ją ramionami i z policzkiem przy jej piersi zasnął.
Julie obserwowała jego twarz, palcami bawiła się miękkimi włosami na skroniach. Sen nie złagodził napiętych rysów – czyżby nie przyniósł ukojenia? Patrzyła na brwi Zacka, ciemne i gęste, na atramentowo czarne rzęsy. By było mu wygodniej, przesunęła się nieco, ale on natychmiast przytrzymał ją mocniej. Ten nieświadomy gest – płynący z dziecięcego instynktu posiadania, wywołał na jej wargi uśmiech – nie miała najmniejszego zamiaru po raz kolejny się wymykać.
Przed laty natrafiła na cytat z Szekspira: życie to scena, na której każdy musi odegrać swą rolę. Od ukończenia college'u czuła się, jakby za kulisami z niecierpliwością czekała na kogoś, kto da jej sygnał do odegrania roli, do której została wyznaczona. Westchnęła głęboko i uśmiechnęła się smutno – nareszcie otrzymała ten znak. Teraz już wiedziała, na co czekała przez te wszystkie lata, po co została stworzona, komu przeznaczona. Pomimo usilnych starań, by zasłużyć na powszechny szacunek, gdy przyszedł czas miłości, postąpiła zgodnie ze swą kobiecą naturą: bez oglądania się na konsekwencje pokochała renegata, czarną owcę; zuchwałego, cynicznego, nie przejmującego się przyszłością społecznego wyrzutka – pewnie dlatego, że przypominał tamtych chłopaków z ulic Chicago. Kochała go: z gwałtownie rozbudzoną opiekuńczością, sprawiającą, że czuła się mocna, mądra, macierzyńska; z zapamiętaniem czyniącym ją bezsilną, wątłą, całkowicie od niego zależną.
I nie żałowała żadnej z tych burzliwych emocji.
Przyszłość była niewiadomą, jeżyła się niebezpieczeństwami, zapowiadała potępienie. Ale Julie ogarnęło uczucie spokoju, harmonii z całym światem.
Położyła mu dłoń na policzku, potem opiekuńczo przygarnęła do piersi, wargami musnęła ciemną czuprynę.
– Kocham cię – wyszeptała – kocham…
ROZDZIAŁ 40
Siedziała na podłodze, nogi podwinęła pod siebie. Przed nią, na stoliku, leżał ołówek i plik znalezionych w biurku karteluszków. Patrzyła na sporządzoną przez Zacka listę osób obecnych na planie „Przeznaczenia” w dniu zabójstwa jego żony. Obok nazwisk odnotował pełnioną w ekipie funkcję. Julie zapisywała każde na oddzielnej kartce, by potem, jak Zack zacznie opowiadać, robić stosowne zapiski.
Siedział tuż obok na kanapie i obserwował jej daremne – o czym był przekonany – wysiłki. No bo jak tu się nie roześmiać? Julie ma się powieść tam, gdzie nie dał rady zespół doświadczonych, nieprawdopodobnie drogich prawników i zawodowych detektywów? Ubrana w wiśniowe, wełniane spodnie i dobrany kolorem, obszerny, robiony na drutach sweter, z włosami zebranymi na karku i związanymi jaskrawą, czerwono-żółtą wstążką, bardziej przypominała pełną wdzięku uczennicę szkoły średniej niż nauczycielkę, tym bardziej nie detektywa, ani prawdziwego, ani wziętego z książki czy filmu. Przez szybę za jej plecami wpadały promienie słońca, dodając połyskującym włosom barwy rdzy i złota, rozświetlały lśniącą cerę i żywe kolory policzków. Zack nie potrafił się powstrzymać od podziwiania jej profilu. Ale nie dała mu wiele czasu. Uniosła swe szafirowe oczy i odezwała się zaskoczona:
– Widziałam „Przeznaczenie” – ostatnią scenę nakręcili z dublerami. Sądziłam, że przy takim filmie jak ten musi pracować o wiele więcej osób, niż podałeś.
– Masz rację, ale wtedy nie było ich w Dallas – przyznał Zack. Z niechęcią wracał do tamtej sprawy. – Gdy kręci się na wielu obiektach, bardziej opłaca się podzielić ekipę na kilka mniejszych zespołów, z każdym pracować w jednym miejscu. W ten sposób miejsce już czeka na aktorów i stałą ekipę. Osoby z tej listy należały do grupy przypisanej do Dallas. Pozostałych, gdy zrobili swoje, odesłałem do domu.
– Dlaczego tak postąpiłeś?
– Bo film przekroczył budżet o miliony dolarów i starałem się oszczędzać, na czym się dało. Zdjęcia dobiegały końca i nie przewidywałem, bym jeszcze kogoś potrzebował, więc zatrzymałem tylko stałą ekipę.
Na widok zafascynowania na twarzy Julie uśmiechnął się.
– Jeszcze jakieś wprowadzające pytania, zanim opowiem, co wydarzyło się tamtego dnia?
– Kilka – odparła trochę zdezorientowana. Patrzyła na funkcje podane przy każdym nazwisku. – Kto to taki „Best boy”? Zawsze się nad tym zastanawiałam, czytając czołówkę filmu.
– Pierwszy pomocnik mistrza oświetlenia.
Puściła do niego oko. Próbowała sprawić, by się rozluźnił, uczynić łatwiejszą rozmowę o morderstwie, jak wiedziała, wyjątkowo dla niego nieprzyjemną. Musi pytać o wszystko, pomyślała, o każdy szczegół, nawet pozornie nieistotny.
– Bardzo pouczająca rozmowa, panie Benedict. A mistrz oświetlenia?
Sztuczka podziałała, roześmiał się na widok jej miny.
– Mistrz oświetlenia to prawa ręka operatora obrazu, i to we wszystkim. Kieruje pracą elektryków na planie, dyryguje ustawianiem świateł, od niego zależy soczystość barw.
– A dyżurni planu?
– Ci zajmują się rekwizytami i każdą zmianą w dekoracji. Główny dyżurny jest zarazem pierwszym pomocnikiem mistrza oświetlenia.
– Chyba mi nie powiesz, że główny dyżurny jest odpowiedzialny za przenoszenie kluczy *?
Zack uśmiechnął się. Widok subtelnego rysunku jej ust, uroczo unoszących się w kącikach, wysiłki, zresztą udane, utrzymania lekkiego tonu rozmowy, choć na chwilę pozwalały zapomnieć, w jakiej znajduje się sytuacji.
– Główny pomocnik kieruje innymi.
– A czym zajmuje się asystent kierownika produkcji?
– To przede wszystkim goniec, wykonuje różne polecenia. Podlega asystentom reżysera.
Skinęła ze zrozumieniem głową.
– A producent?
– To prawdziwy wrzód na tyłku.
Jej perlisty śmiech zabrzmiał niczym dzwoneczki. Przy następnym pytaniu z trudem zachował powagę.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.