– Żadnego. Emily oparła dłonie na biurku.

– Dlaczego mówisz w ten sposób? To obłęd.

– Nigdy nie używaj przy mnie tego słowa! Tak właśnie powiedział on – kłamał! Boję się, nie potrafisz tego zrozumieć. – Jego głos przeszedł w skamlenie.

– Kto powiedział, że jesteś obłąkany, tatusiu? I dlaczego się boisz? – pytała cierpliwie, jakby zwracała się do zagubionego, otumanionego alkoholem osiemdziesięcioletniego staruszka.

– Austin, tej nocy, gdy go zabiłem.

– Tony'ego Austina pozbawił życia Zachary Benedict – rzekła stanowczo.- Wie to każdy.

Jego przerażone oczy nabrały dzikiego wyrazu. Wypił resztę ze szklanki.

– Nie każdy! – krzyknął. Uderzył szkłem o blat biurka. – Mężczyźni… prywatni detektywi… dwa razy nachodzili mnie od tamtej nocy. Chcą wiedzieć, gdzie wtedy byłem. Ktoś ich wynajął, ale nie mówią kto. Podejrzewają mnie, kochanie, nie rozumiesz? Domyślili się, że Austin mnie szantażował, wkrótce wykombinują dlaczego. A wtedy zrozumieją, że zabiłem i jego, i Rachel Evans.

Emily starała się, by jej głos brzmiał spokojnie, choć każdy mięsień ciała drżał z przerażenia.

– Dlaczego miałbyś zabijać Rachel?

Przeciągnął palcami po włosach.

– Nie udawaj głupiej, zamierzałem uśmiercić Austina! Chciałem, by zginął on, ale ten kretyn Benedict zmienił w scenariuszu kolejność strzałów.

Emily ciężko westchnęła.

– Dlaczego chciałeś śmierci Tony'ego?

– Dobrze wiesz! – Opadł na krzesło, z jego oczu popłynęły łzy. – Dawał mojemu maleństwu narkotyki, wpędził ją w ciążę. Myślałaś, że nie wiem, ale domyśliłem się wszystkiego. – Głos, jaki wydobywał się z niego, przypominał skrzek. – Miałaś poranne mdłości, zadzwoniłem więc do twojego lekarza w Dallas, by dowiedzieć się, co ci dolega. No i pielęgniarka powiedziała mi. Gdy się przedstawiłem, wzięła mnie za twojego męża. – Przetarł dłonią oczy i wykrztusił ze szlochem: – Miałaś zaledwie szesnaście lat, a on zrobił ci dziecko i zostawił z kłopotem samą; później dowiedziałem się o aborcji. I równocześnie miał romans z tą dziwką Rachel. Śmiali się za twoimi plecami. Po twoim ślubie Austin zagroził, że opowie Dickowi o ciąży… i reszcie.

Emily oderwała ręce od oparcia krzesła. Jej dłonie pozostawiły mokre ślady na skórzanym obiciu… Zanim wydobyła z siebie głos, musiała dwa razy odchrząknąć, a słowa, jakie padły z jej ust, nie miały nic wspólnego z szaleństwem myśli.

– Dick zawsze wiedział, co mi się przydarzyło. Kilka tygodni temu powiedziałam mu nawet, że chodziło o Tony'ego. Tobie nic nie mówiłam, bo nie chciałam cię zranić, spowodować, byś się mnie wstydził.

– Ktoś wie, co zrobiłem. – Ukrył twarz w dłoniach, jego plecami wstrząsał szloch. – Zabiję go, muszę tylko dowiedzieć się, kto to. – Uniósł głowę, wzrokiem podążył ku drzwiom, ręką sięgnął do szuflady biurka.

– Zacznij ode mnie – rozległ się od drzwi głos męża Emily. Do pokoju wszedł Dick. Szarpnięciem podniósł żonę z krzesła. – Bo teraz ja też wiem.

Zamiast zareagować przestrachem, George McDaniels spojrzał na córkę i konspiracyjnym szeptem powiedział:

– On ma rację, Emily, obawiam się, że będziemy musieli zabić twojego męża. – Wstał; w blasku światła ujrzała w dłoni ojca rewolwer.

– Nie! – Emily próbowała osłonić męża własnym ciałem, on starał się odsunąć ją na bok.

– Odsuń się, kochanie – rozległ się rozkazujący głos ojca. – Nie będzie go bolało, nic nie poczuje. Umrze, nim upadnie na podłogę.

– Tatusiu! – krzyknęła. Pchnęła Dicka do tyłu, w stronę drzwi, rozpostarła ramiona. – Naprzód będziesz musiał strzelić do mnie, a tego chyba nie chcesz.

Głos Dicka brzmiał dziwnie spokojnie, choć palce wbijały się w ramiona żony. Odsunął ją na bok.

– Odłóż broń, George! Jeżeli mnie zastrzelisz, będziesz musiał zabić Emily, by powstrzymać ją od pójścia na policję. A jej przecież nie chcesz skrzywdzisz, próbujesz chronić!

Mężczyzna zawahał się, a Dick łagodnym głosem mówił dalej:

– Odłóż broń. Pomożemy ci wytłumaczyć, że tylko chroniłeś córkę.

– Jestem zmęczony tym ciągłym strachem. – George jęknął. – Nie mogę spać.

Emily wymknęła się z pokoju i w sypialni chwyciła słuchawkę telefonu. Wystukała 911.

Doktor Grover powoli zbliżał się do uzbrojonego szaleńca. Wyciągnął rękę.

– Zostaw broń, lekarze dadzą ci pigułki, byś mógł zasnąć – uspokajał.

– Nabierasz mnie, ty draniu! – wrzasnął McDaniels. Dick skoczył i sięgnął po rewolwer akurat w momencie, gdy tamten mierzył mu prosto w pierś.

Z sypialni doszedł Emily stłumiony odgłos wystrzału, potem ciężkie uderzenie ciała o podłogę. Rzuciła słuchawkę, biegiem wróciła do gabinetu i wpadła w ramiona męża.

– Nie wchodź tam! – ostrzegł. Objął ją ramieniem i bezwolną powiódł z powrotem do sypialni. Sięgnął po telefon.

– Tatusiu! – krzyknęła rozpaczliwie.

– Nic mu nie będzie! – powiedział Dick. Starał się opanować histerię żony i równocześnie wezwać karetkę. – Uderzył głową w biurko i teraz krwawi jak zarzynane prosię!

ROZDZIAŁ 66

Trzech prawników niemal równocześnie wstało od stołu konferencyjnego. Ten stojący najbliżej Emily ujął jej wilgotną dłoń.

– Wiemy, przez co pani przeszła, panno McDaniels. W swoim i kolegów imieniu chciałbym przekazać, jak bardzo doceniamy trud, jaki zadała sobie pani dzisiaj rano, by ustalić, kto reprezentuje Zacka Benedicta, a potem bez zwłoki do nas przyjść.

– Trafiłam do was bez kłopotu – powiedziała pełnym bólu głosem. – Pamiętałam, która firma reprezentowała go w czasie procesu i gdy tylko do nich zadzwoniłam, skierowali mnie do panów.

– Po oskarżeniu pana Benedicta o zamordowanie Tony'ego Austina jego bliski przyjaciel uznał, że najlepiej będzie, jeżeli tym razem my zajmiemy się sprawą.

Emily uwolniła rękę z uścisku i złączyła dłonie.

– Czy możecie już dzisiaj wyciągnąć go z więzienia?

– Obawiam się, że to niemożliwe. Jednak jeżeli zechce pani pójść z nami na policję i tam powtórzyć swoje zeznanie, na pewno o wiele przyśpieszymy jego zwolnienie.

Emily skinęła głową. Dręczyło ją wspomnienie starego filmu, na którym prowadzili Zacka w kajdankach przed oblicze sędziego, i całkiem nowego, który oglądała w ostatnich tygodniach kilka razy, ze sceną pobicia Zacka w Meksyku… wszystko za zbrodnię, jakiej nie popełnił… do jakiej mimo woli się przyczyniła.

– Nie rozumiem, dlaczego nie mogą wypuścić go już dzisiaj. – Walczyła, by z poczucia winy i wstydu nie rozpłakać się. – Usiądziemy w poczekalni.

Gdy wraz z mężem wyszła, John Seiling popatrzył po swych uśmiechających się partnerach i sięgnął po telefon.

– Susan – rzucił sekretarce – połącz mnie z kapitanem Jorgenem, potem z Mattem Farrellem w Chicago i powiedz, że sprawa jest pilna. Następnie odszukaj Williama Wesleya z biura prokuratora w Amarillo, w Teksasie. A na koniec zarezerwuj dla nas trzech lot do Amarillo, na jutro rano.

Po pięciu minutach sekretarka przełączyła zamiejscową rozmowę do sali konferencyjnej.

– Kapitan Jorgen na linii.

– Dziękuję – odpowiedział Seiling. Rozpoczął rozmowę na linii numer jeden. – Kapitanie Jorgen – zaczął jowialnie – jakby się panu spodobała wiadomość znacząco zwiększająca pana szanse na stanowisko komisarza policji, przy równoczesnym wykreowaniu na bohatera mediów? – Twarz prawnika rozjaśnił szeroki uśmiech. – Wszystko, czego mi trzeba, to kogoś, kto przyjmie zeznanie dotyczące śmierci Tony'ego Austina i Rachel Evans i da słowo, że zachowa sprawę w tajemnicy, dopóki za dzień lub dwa nie zwolnię go z tego obowiązku. – Przez chwilę słuchał. – Wiedziałem, że zwracam się do właściwej osoby. Będziemy u pana za trzy kwadranse.

Gdy odkładał słuchawkę, dwa następne światełka jaśniały już na aparacie. Przez interkom rozległ się głos sekretarki:

– Pan Farrell czeka na drugiej linii, a William Wesley, prokurator z Amarillo, na trzeciej.

Seiling przełączył aparat na drugą linię.

– Panie Farrell – powiedział pełnym szacunku tonem – prosił pan, by go informować o poczynionych ustaleniach, dzwonię więc, by przekazać, że dziś rano w sprawie Zacharego Benedicta nastąpił niespodziewany zwrot.

W swym biurze w Chicago Matt odwrócił się plecami do siedzących wokół jego biurka dyrektorów.

– Jakiego rodzaju?

– Zeznania Emily McDaniels. Wczoraj wieczorem jej ojciec przyznał się do zamordowania Rachel Evans i Tony'ego Austina. McDaniels wylądował w miejscowym szpitalu i przechodzi badania psychiatryczne. Podtrzymuje swe wyjaśnienia, Emily też złożyła zeznanie w sprawie broni użytej przy zabójstwie Austina.

– Szczegóły poda mi pan później. Jak szybko możemy uzyskać zwolnienie Zacka?

– Jutro pójdziemy do prokuratora stanowego w Teksasie i przedstawimy mu zeznanie Emily McDaniels. Powołamy się na przepis mówiący o ochronie przed bezpodstawnym uwięzieniem i przekonamy go do bezzwłocznego przedstawienia sprawy sędziemu pierwszej instancji. Jeżeli będziemy mieć szczęście i nakaz zostanie podpisany szybko, wtedy udamy się do władz nadrzędnych w Austin, by zdobyć podpis sędziego sądu apelacyjnego. Pan Benedict zostanie zwolniony za kaucją.

– Za kaucją? – powtórzył Matt niskim, jadowitym tonem. – Z jakiego powodu?

Seiling drgnął na dźwięk głosu, który sprawiał, że przeciwnicy Farrella oblewali się zimnym potem.

– Winny czy nie, ucieczką z więzienia w Teksasie złamał prawo. Formalnie popełnił przestępstwo przeciwko społeczeństwu. Musimy mieć szczęście i być bardzo przekonujący, bo prokurator w Amarillo może, i prawdopodobnie tak postąpi, zażądać czasu na zapoznanie się ze sprawą. Podkreślimy, że to dotkliwe pobicie w Mexico City, o którym trąbiły media, jest wystarczającą karą. Zależnie od humoru prokurator może się zgodzić z naszą argumentacją i zasugerować sędziemu wyznaczenie kaucji bądź uprzeć się przy innym rozwiązaniu.

– No to wprawmy go w dobry humor albo przygotujmy środki perswazji.

– Oczywiście – zgodził się Seiling.

– Jeżeli nie dojdziemy do natychmiastowego porozumienia z władzami, chcę, by media dowiedziały się o wszystkim. Bez chwili wahania rzucą się na sprawę.

– Zgadzam się. Moi partnerzy i ja jedziemy do Amarillo jutro z samego rana.

– Dzisiaj wieczorem – powiedział Matt nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Spotkamy się na miejscu. – Rozłączył się, zanim Seiling zdążył zaprotestować. Wcisnął klawisz interkomu. – Eleonor, odwołaj wszystkie moje spotkania przewidziane na najbliższe dwa dni.

W Los Angeles Seiling odłożył słuchawkę. Uniósł brwi i zwrócił się do dwóch pozostałych mężczyzn.

– Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, co Benedict i Farrell mają ze sobą wspólnego, odpowiedź brzmi: to dwa zimne skurczybyki.

– Ale świetnie płacą – przypomniał z uśmiechem jeden z prawników.

Seiling skinął głową.

– No to bierzmy się do zarabiania, panowie. – Teraz połączył się z kolejnym rozmówcą. – Panie Wesley – powiedział, starając się, by jego głos brzmiał stanowczo i zarazem uprzejmie – wiem, że to pana poprzednik, Alton Peterson, oskarżał przed pięcioma laty w sprawie Zacka Benedicta, więc nie dostrzegam żadnej pańskiej winy. Ale doszło do poważnej pomyłki sądowej. Potrzebuję pomocy biura prokuratora, by naprawić ją możliwie szybko. Media z pewnością potrafią docenić energię, z jaką pan podejmie działania. Niezależnie od decyzji, Zachary Benedict wyjdzie ze sprawy jako męczennik i bohater. Opinia publiczna zapragnie krwi za wyrządzoną mu niesprawiedliwość, a nie chciałbym, by utoczono pańskiej. – Przerwał i słuchał. – O tym właśnie mówię! O szczegółach porozmawiamy przy kolacji o siódmej.

ROZDZIAŁ 67

Katherine nacisnęła hamulec. Jej wóz z piskiem opon zatrzymał się przed domem Julie. Na widok stojącego w ogródku roweru ze zniecierpliwieniem westchnęła, bo oznaczało to, że przyjaciółka znów ma lekcję. Zostawiła torebkę w samochodzie, podbiegła kawałek chodnikiem i bez pukania weszła frontowymi drzwiami. W jadalni, przy stole, siedziała Julie z trzema uczniami.

– Muszę z tobą porozmawiać – wydyszała Katherine bez tchu – w salonie.

Julie odłożyła książkę i uśmiechnęła się do chłopców.

– Zaraz wracam. Willie, czytaj dalej.

Wyczuwając, że dzieje się coś niezwykłego, Willie Jenkins czytał, dopóki nauczycielka mogła go słyszeć, potem mrugnął do kolegów.

– Coś się kroi – zniżył głos do szeptu. Przechylił się na krześle, by lepiej widzieć, co dzieje się w salonie.

Johnny Everett popatrzył przez ramię. Ustawił swój fotel na kółkach bokiem, by bez przeszkód oglądać, co też robi ich pani. Tim Wimple, z nogą amputowaną na wysokości kolana, obrócił swój wózek i skinął głową.

– Coś ważnego, założę się.

Willie wziął na siebie funkcję sprawozdawcy. Na palcach podszedł do drzwi.

– Panna Cahill włącza telewizor… – relacjonował przez ramię kolegom. Ponownie zwrócił twarz w stronę salonu.