– Katherine – odezwała się Julie roztrzęsionym głosem. Z napięcia malującego się na twarzy przyjaciółki, z gorączkowego sposobu, w jaki szukała kanału, domyśliła się, że chodzi o Zacka. – Powiedz wreszcie, co się stało! Coś z Zackiem, prawda? Czy wydarzyło się coś niedobrego?

Katherine zaprzeczyła ruchem głowy i odsłoniła ekran.

– Mówią o tym we wszystkich programach. Przerywają regularne audycje, by ogłosić tę rewelację. NBC podała, że jest w posiadaniu taśmy wideo, którą wyemituje o czwartej trzydzieści. – Spojrzała na zegarek. – To już.

– O co chodzi? – wybuchnęła Julie.

– Dobra wiadomość – powiedziała Katherine z bolesnym uśmiechem – albo zła, zależy jak na nią spojrzeć. Julie, on jest… – Wskazała na telewizor, skąd dobiegał głos spikera informującego o przerwaniu programu z powodu wiadomości z ostatniej chwili. Na ekranie ukazała się twarz Toma Brokawa.

„Dobry wieczór, panie i panowie. Przed godziną więzienie stanowe w Amarillo w Teksasie opuścił Zachary Benedict, odbywający karę czterdziestu pięciu lat więzienia za zabicie żony, Rachel Evans. Prawnicy Benedicta uzyskali jego zwolnienie w wyniku zeznania złożonego przez Emily McDaniels, znanej między innymi z roli w «Przeznaczeniu», w którym to filmie występowała obok Benedicta, Evans i Tony'ego Austina”.

Nie zdając sobie z tego sprawy, Julie sięgnęła po dłoń Katherine i ścisnęła mocno. A Brokaw mówił dalej: „NBC dowiedziała się, że zaprzysiężone zeznanie panny McDaniels zawiera oświadczenie, iż dwa dni temu jej ojciec, George McDaniels, przyznał się do zamordowania Rachel Evans, a także Tony'ego Austina, którego zwłoki odkryto w domu w Los Angeles dwa miesiące temu”.

Z piersi Julie wyrwał się jęk radości, przygaszonej dręczącym poczuciem winy. Obiema rękami przytrzymywała się oparcia krzesła i patrzyła, jak na ekranie ukazuje się brama więzienia w Amarillo, a w niej Zack, ubrany w ciemny garnitur, w krawacie, w otoczeniu adwokatów zmierzający w deszczu w stronę oczekującej go limuzyny.

Tymczasem Brokaw mówił: „Benedict opuścił więzienie jako wolny człowiek, w towarzystwie swych kalifornijskich prawników. W limuzynie czekał na niego wieloletni przyjaciel, przemysłowiec Matt Farrell, którego niezachwiana wiara w niewinność Benedicta nie była tajemnicą dla prasy ani władz. Z boku stała też młoda kobieta, o twarzy znajomej, choć w tym momencie nie było widać w jej policzkach sławnych dołeczków; najwyraźniej nie chciała rzucać się w oczy, a przyszła, by asystować przy zwolnieniu Benedicta”. Julie patrzyła, jak Zack idzie do samochodu, zatrzymuje się i spogląda w stronę, gdzie Emily McDaniels, z twarzą zamienioną w maskę smutku, przystanęła wraz z mężem pod parasolem, a potem wolno do niej podchodzi.

Łzy płynęły po policzkach Julie, gdy patrzyła, jak Zack bierze Emily w ramiona, potem oddaje ją mężowi i znika w limuzynie, a ta natychmiast odjeżdża. Głos zabrał Brokaw.

„Po uzyskaniu wiadomości o zwolnieniu Benedicta reporterzy z Amarillo pośpieszyli na lotnisko w nadziei na oświadczenie. Rozczarowali się, bo aktor nie zatrzymał się ani na chwilę, tylko opuścił miasto prywatnym odrzutowcem Farrella. NBC dowiedziała się, że samolot obrał kurs na Los Angeles, gdzie przemysłowiec ma dom, ostatnio wynajęty wprawdzie gwiazdorowi filmowemu Paulowi Restermanowi i jego żonie”.

Połykając łzy, Julie popatrzyła na Katherine.

– Matt Farrell nigdy nie przestał wierzyć w Zacka – powiedziała ochrypłym głosem. – Chociaż jeden przyjaciel go nie zawiódł.

– Nie zaczynaj na nowo się zadręczać – rzuciła Katherine, ale jej głosu, przepełnionego wzruszeniem, Julie i tak nie usłyszała. Wpatrzona w ekran telewizora, słuchała słów Brokawa: „William Wesley, prokurator z Amarillo, zaraz złoży oświadczenie…”

Kamera skierowała się na podest schodów przed sądem. Zza drzwi wyłonił się ciemnowłosy mężczyzna około trzydziestki i zwrócił do tłumu reporterów, ze wszystkich stron wyciągających mikrofony.

„Proszę powstrzymać się od pytań – uprzedził, wkładając okulary -dopóki nie złożę oświadczenia, potem postaram się wyjaśnić wątpliwości”. Gdy wrzawa przycichła, uniósł kartkę papieru i zaczął czytać: „Wczoraj kalifornijscy adwokaci Zacharego Benedicta zjawili się w moim biurze w Amarillo. Dostarczyli mi zaprzysiężone zeznanie panny Emily McDaniels, stwierdzające, że jej ojciec, George Anderson McDaniels, przyznał się do zamordowania Rachel Evans i Anthony'ego Austina. Panna McDaniels złożyła zeznanie przed kapitanem policji Johnem Jorgenem w Orange County w Kalifornii oraz dostarczyła rewolwer kaliber 45, własność jej ojca. Wstępne badania balistyczne, wykonane dzisiaj rano, potwierdziły, że pociski, które zabiły pana Austina, zostały wystrzelone z tej właśnie broni. Natychmiast po spotkaniu prawnicy Benedicta powołali się w tutejszym sądzie na habeas corpus, domagając się zwolnienia ich klienta z więzienia stanowego w Amarillo. Nakaz podpisał, bez sprzeciwu ze strony mojego biura, sędzia Wolcott i przedłożył, w celu zatwierdzenia, sędziemu sądu apelacyjnego w Austin. Podpis został złożony dzisiaj rano i Zachary Benedict mógł opuścić więzienie. Istnieją jeszcze pewne wątpliwości, co uczynić, od strony prawnej, ze sprawą jego ucieczki, niewątpliwie naruszającej prawo stanu Teksas. Jednak w opinii biura prokuratora pan Benedict, nad wyraz brutalnie potraktowany przez meksykańską policję, zapłacił wysoką cenę za swoją krótkotrwałą, acz nielegalną wolność, nie wspominając o pięciu latach spędzonych w więzieniu za przestępstwo, którego, jak się wydaje, nie popełnił. Jakieś pytania?” Było całe mnóstwo, ale jedno przebiło się przez ogólną wrzawę:

„A co z porwaniem Julie Mathison? Czy Benedict stanie za to przed sądem?”

„Wszystko zależy od tego, czy panna Mathison zechce złożyć przeciwko niemu oskarżenie w sądzie kryminalnym lub wytoczyć sprawę w sądzie cywilnym. W naszym biurze takie postępowanie się nie toczy”.

Stojący w drzwiach Willie oderwał wzrok od zrozpaczonej twarzy swej nauczycielki i powrócił do kolegów siedzących przy stole w jadalni, którzy nie mogli słyszeć ani widzieć programu telewizyjnego.

– To ten świr, Benedict – szepnął gniewnie. – Wyszedł z więzienia, a ona znów przez niego płacze. – Zebrał książki i zaczął upychać do torby. – Możemy całkiem spokojnie spakować się i wynosić. Panna Mathison nie będzie chciała, byśmy widzieli ją płaczącą, a sądząc ze szlochu, nie zanosi się, by wnet doszła do siebie.

Chłopcy pośpiesznie postąpili zgodnie z sugestią przywódcy. Johnny Everett chciał zrozumieć więcej. Uniósł piegowatą, zmartwioną twarz i spojrzał na Williego.

– Dlaczego oglądanie Benedicta w telewizji przyprawia ją o łzy?

Willie pochwycił torbę i wziął się za popychanie wózka Tima.

– Moja mama mówi, że złamał jej serce i że całe miasto aż o tym huczy.

– To świr – przyznał Tim.

– Wielki świr – zgodził się Johnny. Odjechał wózkiem od stołu. Kierował się w stronę kuchni, skąd specjalnie skonstruowana rampa prowadziła do podjazdu.

Na chodniku przed domem chłopcy zatrzymali się i przez odsłonięte okna patrzyli na swoją nauczycielkę, wycierającą nos, i na pannę Cahill, pocieszająco poklepującą ją po ramieniu. Katherine uniosła wzrok i dostrzegła ich. Uśmiechnęła się, pomachała im ręką i kiwnięciem głowy pochwaliła ich decyzję.

Skonsternowani, bezradnie spoglądali przed siebie.

– Nienawidzę Zacharego Benedicta – oświadczył Johnny.

– Ja też – zadeklarował Tim.

– I ja – zabrzmiał głos Williego, idącego obok swego roweru. Troskliwym, pełnym rozsądku głosem dodał: – Johnny, ty i ja pójdziemy jutro do szkoły wcześnie rano. Uprzedzimy dzieciaki z naszej klasy, by przez jakiś czas miały względy dla panny Mathison. Żadnego plucia gumą, żadnych wagarów, niczego podobnego. Ty, Tim, nie musisz przejmować się swoją klasą, bo panna Mathison u was nie uczy. Twoim zadaniem jest rozpuszczenie wieści wśród chłopaków w drużynach, z którymi trenuje. Powiedz wszystkim, żeby zachowywali się przyzwoicie.

– Będą chcieli wiedzieć, dlaczego – powiedział Tim, zgrabnie objeżdżając wózkiem suchą gałąź, zajmującą prawie całą szerokość chodnika.

– Powiedz im, że Benedict znów złamał serce pannie Julie, przyprawił ją o łzy. To żaden sekret, jeżeli dorośli w całym mieście o tym gadają.

ROZDZIAŁ 68

– Witamy w domu, panie Benedict! – rozległ się wesoły głos menedżera Beverly Hills Hotel. – Dałem panu najlepszy domek, a cały personel jest do pana dyspozycji, panie Farrell – zwrócił się do Matta, który podpisywał się obok nazwiska Zacka. – Pańska sekretarka anonsowała, że zostanie pan tylko na dzisiejszą noc. Proszę dać mi znać, gdybym ja lub mój personel mógł służyć pomocą.

Zgromadzeni w saloniku goście zaczynali zwracać na nich uwagę. Z szumu głosów, przypominającego poruszane przez wiatr liście, Zack łowił swe imię.

– Proszę mi przysłać dużą butelkę szampana – polecił recepcjoniście, w uniżonym geście podsuwającemu książkę gości. – A o ósmej kolację dla dwóch osób. Jeżeli ktoś do mnie zadzwoni, proszę powiedzieć, że tu nie mieszkam.

– Tak jest, panie Benedict.

Zack lekko skinął głową, odwrócił się i niemal wpadł na piękną blondynkę i towarzyszącą jej oszałamiającej urody brunetkę, które już wyciągały w jego stronę kartki i długopisy.

– Panie Benedict – powiedziała blondynka radośnie – możemy prosić o autograf?

Z anemicznym uśmiechem, który nie sięgał oczu, Zack spełnił prośbę. Gdy przyszła kolej brunetki, w rogu karteluszka zobaczył napisany numer pokoju, a w dłoni poczuł nie dający się z niczym pomylić kształt klucza. Złożył na kartce zamaszysty podpis i wręczył ją dziewczynie.

Kącikiem oka Matt obserwował powtarzającą się w przeszłości setki razy scenę.

– Rozumiem – powiedział z przekąsem – że dzisiejszą kolację zjem sam. – Ruszyli za kierownikiem hotelu w stronę rozmieszczonych wokół recepcji domków.

Zack spojrzał na klucz trzymany w dłoni i rzucił go w kępę krzaków. Popatrzył na zegarek.

– Jest czwarta. Daj mi ze dwie godziny na kilka telefonów, potem na całego zaczniemy świętować.

Dwie godziny później Matt wchodził do domku przyjaciela. Zack przebierał się właśnie w nową koszulę i spodnie, ledwie przed chwilą dostarczone przez osobistego krawca. Mistrz igły opuścił domek ze łzami w wyblakłych oczach, mając w kieszeni zamówienie na dwa tuziny garniturów, wiele koszul, spodni i ubrań sportowych. Miejscowy dealer rolls royce'a także ucieszył się z powrotu Zacka: natychmiast kazał dostarczyć na hotelowy parking trzy samochody do wyboru. O siódmej, gdy Zack wreszcie odwiesił słuchawkę po długiej rozmowie, w trakcie której udało mu się przekonać wynajmujących jego dom w Pacific Palisades do zwolnienia go w zamian za solidną odprawę, głos zabrał Matt.

– Zbytnio nie wierzę, byś dał się namówić, ale spróbuję przekonać cię do spędzenia kilku dni w szpitalu, gdzie gruntownie by cię przebadano. Moja żona upiera się, że powinieneś tak postąpić.

– Masz rację, nic z tego – uciął Zack chłodno. Podszedł do barku przygotować drinki. Popatrzył na baterię butelek i z uśmiechem zapytał: – Szampan czy coś mocniejszego?

– Wolę mocniejszy trunek.

Zack skinął głową, włożył kostki lodu do dwóch kryształowych szklanek, nalał szkockiej, dodał wody i jedną podał Mattowi. Po raz pierwszy od chwili zwolnienia poczuł się całkowicie odprężony. W milczeniu patrzył na przyjaciela. Wreszcie dotarła do niego świadomość wolności i tego, jak wiele zawdzięcza Mattowi.

– Powiedz mi… – zaczął poważnym tonem.

– A co chciałbyś wiedzieć?

– Ponieważ nie widzę sposobu odwdzięczenia się za twoją lojalność i przyjaźń, chciałbym usłyszeć, co mógłbym ci ofiarować na spóźniony prezent ślubny – żartem próbował maskować wzruszenie.

Przyjaciele popatrzyli na siebie; obydwaj rozumieli wagę chwili. Jako mężczyźni szybko uznali jednak rozczulanie się za przejaw słabości. Matt pociągnął spory łyk alkoholu i zmarszczył brwi, jakby poważnie rozważał tę kwestię.

– Biorąc pod uwagę kłopoty, jakie przez ciebie miałem, myślę, że ładna wyspa na Morzu Egejskim byłaby w sam raz…

– Już masz tam jedną – przypomniał Zack.

– Racja. W takim razie po powrocie do domu muszę naradzić się z Meredith.

Zack widział, jak przy imieniu żony twarz przyjaciela łagodnieje, słyszał, jak przy słowie „dom” głos lekko drży. Matt popatrzył w szkło i wypił następny łyk. I jakby odgadł myśli Zacka.

– Ona bardzo chce cię poznać.

– Ja także nie mogę się doczekać. W więzieniu śledziłem wszystkie aktualności związane z… dramatycznymi wydarzeniami towarzyszącymi twoim zalotom do własnej żony. – Zack spoważniał. – Nigdy nie wspominałeś o ślubie z nią przed piętnastu laty.

– Opowiem ci prawdziwą historię… tę, której nie udało się wyniuchać prasie… ale kiedy indziej. Jak już nacieszysz się wolnością, przywiozę tu Meredith i Marissę i razem spędzimy trochę czasu.