– Zack! – Głos Julie zabrzmiał nutą histerii, z całej siły wbiła palce w jego ramię. – Żebyś się nie ważył opuszczać tego łóżka! Jeżeli kiedykolwiek jeszcze ode mnie odejdziesz, nie dając możliwości wytłumaczenia się, nie wybaczę ci nigdy. Paul jest moim przyjacielem. Nie opuścił mnie, gdy byłam bardzo nieszczęśliwa i samotna.

Opuścił głowę na poduszkę i mocno objął Julie ramieniem, miejsce chłodu w głosie zajęły ironia i… ulga.

– Jest w tobie coś takiego, że kompletnie głupieję. Przez ciebie w Kolorado zachowywałem się jak zakochany uczniak, teraz znów się to powtarza.

Wrócił do poprzedniego tematu.

– Przyjechałem tu dlatego, bo dziś rano wpadł do mojego domu Richardson, pomachał odznaką i rzucił przede mną na biurko kopertę z dwoma kasetami wideo i listem. – Szarpiąca go nadal zazdrość o Richardsona sprawiła, że jego głos zadźwięczał sarkazmem: – W przerwie między kwestionowaniem mojego pochodzenia a próbą sprowokowania mnie do walki na pięści udało mu się przekazać, że w przeciwieństwie do tego, o czym chciał mnie przekonać Hadley w Mexico City, twój pomysł połączenia się ze mną nie miał na celu wciągnięcia mnie w pułapkę. Wytłumaczył mi także, że to wizyta u Margaret Stanhope, w połączeniu ze śmiercią Austina, podziałały tak na ciebie.

– Co takiego było na tych filmach i w liście?

– Na jednym konferencja prasowa, którą zwołałaś po powrocie z Kolorado. List, to przesłanie do rodziny, napisane, gdy zamierzałaś dołączyć do mnie. Druga kaseta pochodziła z archiwum FBI – my obydwoje na lotnisku w Mexico City, dokładnie widać, co się tam wydarzyło.

Julie, wtulona w jego ramiona, zadrżała na tamto wspomnienie.

– Tak mi przykro – wyszeptała, z twarzą wtuloną w pierś Zacka. – Tak mi przykro. Nie wiem, czy zdołamy zapomnieć. – Zack widział jej reakcję i już powziął decyzję, ale jeszcze na kilka minut powstrzymał się. Palcami ujął Julie pod brodę. – Co, na Boga, skłoniło cię do odwiedzenia Margaret Stanhope?

Rozległ się dzwonek do drzwi, ale zignorowali go.

– W liście napisałeś, że żałujesz, iż nie pogodziłeś się z nią już przed laty- wyjaśniła z westchnieniem. – I jeszcze wspomniałeś, bym oddała jej na wychowanie nasze dziecko. A przez telefon powiedziałeś, że pozostawianie za sobą tak wielu nieszczęść to prowokowanie klątwy. Więc zdecydowałam się zobaczyć z nią i wytłumaczyć, że ją kochałeś i zawsze żałowałeś rozstania.

– A ona roześmiała ci się w twarz.

– Gorzej. Jakoś wyłoniła się sprawa Justina i nim się obejrzałam, już mi mówiła, jak to zamordowałeś brata po kłótni o dziewczynę. Potem wręczyła mi teczkę pełną wycinków z gazet, z twoim przyznaniem się do zastrzelenia go. I wtedy – oddychała głęboko – uświadomiłam sobie, że nie powiedziałeś mi prawdy. Starałam się wmówić sobie, że okłamałeś ją, nie mnie, ale po śmierci Tony'ego Austina wyglądało, że troje ludzi, z którymi się pokłóciłeś, zginęło z twoich rąk. Pomyślałam… jak twoja babka zaczęłam wierzyć, że jesteś obłąkany. Zdradziłam cię… dla twojego dobra.

– Nie okłamałem cię co do Justina – rzekł Zack z głębokim westchnieniem. – Nie powiedziałem prawdy policji w Ridgemont.

– Ale dlaczego?

– Bo poprosił mnie o to dziadek, bo samobójstwo pociąga za sobą dochodzenie, wyjaśnia się jego powody, a my chcieliśmy uchronić tę ziejącą jadem starą kobietę przed koniecznością przyjęcia do wiadomości homoseksualizmu Justina. Nie powinienem był tym się przejmować – dodał sztywno. – Trzeba było pozwolić jej nurzać się w tym, co uznałaby za hańbę. Justinowi nie wyrządziłbym już krzywdy.

– I wiedząc, co o tobie myśli, zamierzałeś pozwolić jej na sprawowanie opieki nad naszym dzieckiem?

Uniósł brwi i rozbawionym głosem zapytał:

– Jakie dziecko, Julie?

Zaraźliwy uśmiech, który w Kolorado rozjaśniał mu dni, pojawił się na twarzy dziewczyny, a jego atrakcyjność wzmagały jeszcze próby maskowania nim poczucia winy.

– Wymyślone, byś pozwolił mi do siebie przyjechać.

– Ach, o to dziecko chodzi.

– Czekam na odpowiedź! – Rozpięła górny guzik jego koszuli i ucałowała w szyję.

– Postępuj tak dalej, a doczekasz się prawdziwego dziecka, a nie odpowiedzi na pytanie.

Ze śmiechem oparła łokcie o jego pierś, ale jej oczy, przysłonięte powiekami, pozostały jak pogrążone we śnie.

– Jestem strasznie łapczywa, Zack, pragnę i ciebie, i jego. Z czułością ujął jej twarz w dłonie, głaskał policzki.

– Naprawdę, kochanie, chcesz mojego dziecka?

– Bardzo!

– Popracujemy nad tym dzisiaj, jeżeli tylko czujesz się na siłach.

– O ile sobie przypominam, chodzi raczej o twoją gotowość. – Zagryzła wargi, ramionami wstrząsał śmiech.

– Co takiego, masz wątpliwości? – Ta wymiana seksualnych aluzji sprawiała mu wielką przyjemność, podniecało go, typowe dla Julie, połączenie śmiechu i miłości.

Kiwnęła głową.

– Jestem w pełnej gotowości od samego rana, od przeczytania twojego listu. Dowód znajduje się w zasięgu ręki.

Ponownie rozległ się dzwonek u drzwi i znowu nie zareagowali. Ale dłoń Julie, którą zaczynała poszukiwać „dowodu”, cofnęła się.

– Odpowiesz wreszcie na moje pytanie? – domagała się zniecierpliwiona.

– Tak – westchnął. – Jak sobie przypominasz, zaznaczyłem w liście wyraźnie, że skontaktuję się z nią, zanim pojedziesz tam z dzieckiem. Zresztą naprzód napisałbym do Fostera, nie do niej.

– Fostera, tego starego kamerdynera?

Zack skinął głową.

– Dziadek i ja nakazaliśmy mu, by milczał jak grób. Był przecież w holu, kiedy u Justina padł strzał, potem widział, jak biegłem tam z mojego pokoju. Zwolniłbym Fostera z przysięgi i kazał opowiedzieć prawdę chlebodawczyni.

– Nie mów tak o niej, Zack, to twoja babka. Myślę, że kochała cię bardziej, niż przypuszczasz. Gdybyś ją teraz zobaczył, porozmawiał z nią, dostrzegłbyś, jak bardzo czas…

– Ona dla mnie umarła, Julie – przerwał ostro. – Od dzisiejszego wieczora nie chcę już słyszeć o tej kobiecie, nie chcę, byś ją kiedykolwiek wspominała.

Julie otworzyła usta, by zaprotestować, ale zaraz zmieniła decyzję i zamilkła.

– Nikomu nie dajesz szansy drugi raz, prawda? – powiedziała po chwili z uśmiechem.

– Zgadza się – odrzekł twardo.

– Poza mną.

– Poza tobą – przyznał. Musnął palcami jej gładki policzek.

– Ile dostanę szans?

– A ilu potrzebujesz?

– Obawiam się, że całe mnóstwo – rzekła z takim głębokim westchnieniem, że wybuchnął serdecznym śmiechem i pochwycił ją w ramiona. Gdy zwolnił uścisk, cienki, srebrny łańcuszek zabłysnął nad kołnierzykiem, na szyi dziewczyny. – Co tam masz? – zaciekawił się.

– Zostaw, proszę.

Zack zmrużył oczy na widok jej niepokoju, znów poczuł wzmagające się uczucie zazdrości.

– Co to? – Starał się, by jego głos brzmiał spokojnie. – Dowód sympatii od ostatniego wielbiciela?

– Można tak powiedzieć, teraz przestanę go nosić.

– No to zobaczmy… – Wyciągnął rękę.

– Nie pozwalam.

– Mężczyzna ma prawo co nieco wiedzieć o guście poprzedników.

– Miał bardzo dobry gust, spodobałby ci się jego wybór. A teraz przestań!

– Jesteś okropną kłamczucha, Julie! Co tam jeszcze dołączyłaś? – Nie zwracając uwagi na protesty, odsunął jej ręce i sięgnął po łańcuszek.

Platynowa obrączka błysnęła w dłoni, brylanty zamigotały w mroku.

– Dlaczego nie chciałaś, bym ją zobaczył? – Ogarnęła go fala czułości, przyciągnął Julie do piersi.

– Bałam się wszystkiego, co mogło przypomnieć ci Mexico City. Nie sądzę, bym kiedykolwiek potrafiła zapomnieć twoje spojrzenie, zanim uświadomiłeś sobie, że nie przez przypadek sprowadziłam na ciebie policję – mówiła drżącym głosem – ani wyrazu twojej twarzy, gdy dotarło do ciebie, że cię zdradziłam. Nigdy nie zdołam. Zawsze będę się bała, że znów napotkam to spojrzenie.

Zack z żalem odsunął ją od siebie. Podniósł się z łóżka.

– No to załatwmy tę sprawę raz na zawsze.

– Co takiego? – Wpadła w panikę. – Dokąd idziesz?

– Czy masz w domu magnetowid? Jej strach przeszedł w zaskoczenie.

– W salonie.

ROZDZIAŁ 79

– Co chcesz zrobić? – zapytała, gdy Zack usiadł obok niej i włączył magnetowid. – Mam nadzieję, że to „Dirty Dancing”, a nie jakaś ociekająca seksem scena z któregoś z twoich filmów – zażartowała nerwowo. Objął ją ramieniem i cicho powiedział:

– To film, który oglądałem dzisiaj wiele razy, skonfiskowany przez FBI. Pokazuje nas w Meks…

Gwałtownie kręciła głową, starała się odebrać mu pilota.

– Nie chcę więcej tego widzieć! Nie dzisiaj, nigdy!

– Obejrzymy to razem, Julie, ty i ja. Potem już nic nie zdoła nas rozdzielić ani sprawić nam bólu, już nigdy więcej nie będziesz musiała się bać.

– Nie każ mi tego oglądać! – krzyknęła. Drżała. Głosy z wideo, dźwiękowa ilustracja scen na lotnisku, wypełniły pokój. – Nie zniosę tego!

– Patrz na ekran. – Był nieubłagany. – Byliśmy tam razem, ale ja aż do dzisiaj nie wiedziałem, jak się zachowywałaś, gdy mnie aresztowano, a przypuszczam, że i ty dobrze nie pamiętasz.

– Mylisz się! Pamiętam dokładnie, co z tobą wyprawiali! I o tym, że się do tego przyczyniłam!

Dłonią zwrócił jej twarz w stronę ekranu.

– Zwróć uwagę na siebie, nie na mnie. Patrz, a zobaczysz to samo, co ja – kobietę, która cierpi bardziej ode mnie. – Julie z trudem zmuszała się do patrzenia w telewizor, przez łzy oglądała scenę, którą na zawsze chciałaby wyrzucić z pamięci. Widziała siebie, krzyczącą, by nie robili mu krzywdy, Paula, odciągającego ją, wołającego, że już po wszystkim. Potem Hadleya, podchodzącego do niej i ze złośliwą miną rzucającego pierścionek w jej dłoń. Na koniec widziała siebie, jak z płaczem ściska obrączkę.

Dotychczas pełen napięcia głos Zacka zabrzmiał czułością.

– Julie – szepnął, tuląc ją mocno – patrz na siebie, a zobaczysz to, co ja. Zwyczajny pierścionek, kawałek metalu, z kilkoma kamykami, a tak wiele dla ciebie znaczył.

– To ślubna obrączka, o którą się dla mnie wystarałeś – powiedziała gwałtownie – dlatego płakałam.

– Naprawdę? – zażartował. – A ja myślałem, że płakałaś z powodu mizernej wielkości kamyków.

Z jej ust wyrwał się histeryczny chichot, mruganiem odpędzała łzy napływające jej do oczu.

– Patrz teraz. – Uśmiechnął się i objął ją ciaśniej ramieniem. – To mój ulubiony fragment. Nie na mnie – powiedział szybko na widok uniesionych pałek Federales – ale na to, co robisz z Hadleyem, o tam, w prawym rogu ekranu. Masz fantastyczny prawy sierpowy, moja pani – dodał z podziwem.

Julie zaskoczyła przyjemność, z jaką oglądała siebie, atakującą tę kreaturę.

– Zupełnie tego nie pamiętam – szepnęła.

– Założę się, że Hadley dobrze zapamiętał to, co nastąpiło potem. Richardson cię odciągał, więc nie mogłaś dosięgnąć Hadleya pazurami ani ręką…

– Kopnęłam go! – wykrzyknęła Julie, zachwycona tym, co zobaczyła.

– I to dokładnie tam, gdzie należało – powiedział Zack z dumą i roześmiał się na widok trzymającego się za krocze Hadleya, z trudem łapiącego powietrze.- Nawet nie wiesz, jak wielu mężczyzn chciałoby zrobić to samo!

Julie tylko potrząsała głową i patrzyła na zakończenie filmu. Nastąpiła scena finałowa: lekarz wbijał igłę w jej ramię, a Paul podtrzymywał ją. Zack nie przerywał filmu i taśma bezgłośnie przesuwała się w kasecie.

– Dopilnuję, by Hadley otrzymał wszystko, co mu się należy. – Z powagą spojrzał na Julie. – Za dwa tygodnie mam wyznaczone spotkanie z Teksańską Radą Penitencjarną. Gdy z nim skończę, dołączy do swych podopiecznych.

– To diabeł.

– A ty – powiedział Zack, ujmując ją pod brodę – jesteś aniołem. Wiesz, co czułem za każdym razem, gdy patrzyłem na ten film?

Potrząsnęła głową.

– Że jestem kochany. Niewiarygodnie, całkowicie, bezwarunkowo. Nawet wtedy, gdy uważałaś mnie za obłąkanego mordercę, współczułaś mi, walczyłaś o mnie. – Zbliżył usta do jej warg i szepnął: – Nigdy nie znałem kobiety tak odważnej jak ty… – Pocałował kącik jej oka, potem powędrował do ust. -I mającej tak wiele miłości do ofiarowania. – Dłońmi wślizgiwał się pod jej bluzę, potem niżej, za pasek dżinsów. – Daj mi siebie, kochanie… – szepnął -…teraz. – Wargami rozchylał wargi, językiem powoli wchodził w usta, dłońmi gładził delikatną, nagą skórę; ona drżącymi palcami rozpinała mu koszulę, rozsuwała na boki, a wtedy z jego piersi wyrwał się cichy jęk.

Ale nad wszystkim górował dochodzący od drzwi dzwonek, a uderzenia, jakie rozbrzmiewały w jego głowie, okazały się stukaniem do drzwi. Zaklął. Podniósł się, by zaprowadzić Julie do sypialni. Wyciągnął w jej stronę dłoń…

– Julie! – Głosowi Teda towarzyszył akompaniament łomotania w drzwi.

– To mój brat!

– Nie możesz mu powiedzieć, żeby sobie poszedł i wrócił jutro?

Już miała skinięciem głowy zgodzić się z kochankiem, gdy zza drzwi zabrzmiał rozbawiony głos Teda: