– Aż nadto. – Zack zmarszczył brwi.

Jim Mathison dostrzegł zmarszczkę na czole przyszłego zięcia i gwałtownie powiedział:

– Jeżeli to drobne wyrzeczenie się osobistej wygody i fizycznego zadowolenia to dla ciebie za dużo…

– Tego nie powiedziałem – przerwał Zack, z rezygnacją pomyślał, że Julie z pewnością chciałaby, by to jej ojciec udzielił im ślubu.

– A więc zrozumieliśmy się, Zack. – Po raz pierwszy ten starszy mężczyzna zwrócił się do niego po imieniu. Z uśmiechem, teraz serdecznym i ciepłym, Jim Mathison dodał: – No to wszystko postanowione.

Zack oderwał się od rozmyślań. Dostrzegł uśmiech pastora i od razu pojął, że został wmanewrowany w układ, na który absolutnie nie może przystać.

– Nie całkiem – zaprotestował pośpiesznie. – Zostanę w mieście, jak długo będę mógł, ale nie widzę powodu, byśmy poznawali się z Julie całymi tygodniami, zanim poproszę ją o rękę. Nie zamierzam też zbytnio odwlekać ślubu. Natychmiast poproszę ją, by za mnie wyszła. Jeżeli się zgodzi, to jakbyśmy byli zaręczeni.

– Będziesz narzeczonym dopiero po włożeniu pierścionka na jej palec. Tradycja i przestrzeganie form mają swoje uzasadnienie, młody człowieku. Tak jak i seksualna wstrzemięźliwość przed ślubem, przydają temu wydarzeniu specjalnej rangi.

– Wyśmienicie – powiedział Zack, nieco rozdrażniony.

– Kiedy chcesz się ożenić? – Mathison uśmiechnął się.

– Tak szybko, jak to możliwe, najdalej za kilka tygodni. Porozmawiam z Julie.

– Na pewno nie potrzebujesz, pomocy, mamusiu? – zawołała Julie. Patrzyła, jak matka kładzie tacę z ciasteczkami na stole w jadalni.

– Nie, kochanie. Wy, dzieci, zostańcie w salonie i porozmawiajcie sobie. Tak miło widzieć was szczęśliwych, całą trójkę.

Julie była niemal tak zdenerwowana jak szczęśliwa. Popatrzyła na zamknięte drzwi gabinetu ojca, potem na Teda i Katherine, którzy objęci siedzieli na kanapie i serdecznie docinali jej, nawiązując do przemowy Zacka w sali gimnastycznej.

– Co oni tam, u licha, robią? – zastanawiała się na głos.

Ted spojrzał na zegarek i wykrzywił twarz w uśmiechu.

– Przecież wiesz. Tato wygłasza przyszłemu panu młodemu to swoje słynne przedmałżeńskie kazanie.

– Właściwie Zack nie poprosił mnie ponownie, bym za niego wyszła.

– Po tych wszystkich wspaniałych słowach, wygłoszonych dzisiaj w obecności połowy miasta, nie masz chyba wątpliwości! – Katherine popatrzyła na szwagierkę z niedowierzaniem.

– No… nie. Ale tato coś go za długo trzyma.

– Staruszek odczuwa ojcowską potrzebę rozerwania go na strzępy, za porwanie cię i… – powiedział Ted, nie kryjąc zadowolenia.

– Zack wycierpiał aż nadto za to, co mi zrobił – rzekła Julie z przejęciem.

– Będzie cierpiał bardziej, jeżeli połknie haczyk i jak wszyscy przystanie na postawione mu warunki. – Katherine stłumiła chichot i pociągnęła łyk coca-coli.

– To znaczy? – Julie nie zrozumiała.

– No wiesz, takie tam: tradycja najważniejsza… najlepsze długie narzeczeństwo… Tato próbuje nabrać na to wszystkich narzeczonych.

– A, o to chodzi! – Julie roześmiała się. – Zack nigdy się nie zgodzi. Jest starszy, mądrzejszy i bardziej światowy od mężczyzn, z jakimi tatuś miał dotychczas do czynienia.

– Zgodzi się – powiedział Ted ze śmiechem – bo jaki ma wybór? Tato jest nie tylko mądrym duchownym, który udzieli wam ślubu, ale także twoim ojcem, a Zack dobrze wie, że zapracował u niego na grubą krechę. Dlatego przystanie na wszystko, dla ciebie i w imię rodzinnej harmonii.

– Mówisz tak, bo sam się zgodziłeś – wtrąciła Katherine.

– Przestań, zawstydzasz Julie. – Ted pochylił się i żartobliwie skubnął wargami jej ucho.

– Twoja siostra się śmieje, rumienisz się ty.

– Dlatego, moja ty gadatliwa żonko, bo pamiętam ten najdłuższy, najbardziej dotkliwy miesiąc w życiu, a także naszą noc poślubną, po miesiącu abstynencji.

Katherine popatrzyła na niego i na chwilę zapomniała o obecności Julie.

– Była cudowna – zaprotestowała. – Wyjątkowa, jak nasz pierwszy raz. Myślę, że to właśnie powód, dla którego twój ojciec prosi narzeczonych, by zaczekali do nocy poślubnej, nawet jeżeli wcześniej już ze sobą byli.

– Czy ktoś zauważył, że ja słyszę to wszystko? – Julie próbowała żartować drżącym głosem.

Drzwi gabinetu otworzyły się i wszyscy popatrzyli w tę stronę. Wielebny wyglądał na wielce z siebie zadowolonego, Zack na oszołomionego i rozdrażnionego. Ramionami Teda wstrząsnął śmiech.

– Dał się wziąć! – wykrztusił. – Ma tę samą ogłupiałą i rozzłoszczoną minę, jak oni wszyscy! Mój ekranowy bohater! – Kręcił z niedowierzaniem głową. – A ja trzymałem w pokoju plakaty z tym człowiekiem! W rękach tatusia okazał się zwykłym śmiertelnikiem, miękkim jak wosk, niczego nie podejrzewającym naiwniakiem. Więzienie go nie złamało, ale tatuś sobie poradził!

Zack rzucił zamyślone spojrzenie w stronę rozbawionej grupy i ruszył, by do nich dołączyć. Ale zatrzymała go matka Julie, zapraszając do jadalni na ciasteczka. Odwrócił się.

– Nie, dziękuję, pani Mathison – popatrzył na zegarek – jest późno. Muszę jeszcze znaleźć hotel.

Pytająco popatrzyła na męża, ten uśmiechnął się i skinął głową.

– Bardzo byśmy chcieli, by został pan u nas – powiedziała.

Zack pomyślał o licznych telefonach, jakie musi załatwić w czasie pobytu w Keaton, o zamieszaniu, jakie wprowadziłby do tego domu. Przecząco potrząsnął głową.

– Dziękuję, ale chyba będzie lepiej, jeżeli zatrzymam się w hotelu. Przywiozłem ze sobą całą masę pracy, a doślą mi jeszcze więcej papierzysk, przewiduję też zebrania w interesach – dorzucił na widok jej szczerze zmartwionej miny. – Myślę, że apartament hotelowy bardziej nada się do tych celów – tłumaczył.

Nie zauważył niespokojnego spojrzenia, jakie posłała mu Julie na wzmiankę o apartamencie. Z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy w hotelu zamówi szampana, a potem weźmie ją w ramiona i z pełną pompą oświadczy się.

– Odwieziesz mnie? – zapytał.

ROZDZIAŁ 81

Pół godziny później zajechali pod jedyny w Keaton motel.

– Nasz najlepszy – powiedziała Julie. – Wcześniej Ted i Katherine podrzucili ich do domu Julie, skąd Zack zabrał bagaże. Dalej pojechali jej samochodem.

Zack z niedowierzaniem patrzył na długą ruderę, straszącą rozmieszczonymi co dwanaście stóp czarnymi drzwiami, przypominającymi zepsute zęby, na pusty basen położony tuż obok szosy. Uniósł wzrok i na głos odczytał neon nad budynkiem:

– „Motel Zatrzymaj Się Na Chwilę”. Chyba znajdzie się w okolicy coś lepszego?

– Niestety – powiedziała, ledwie powstrzymując śmiech.

Stary mężczyzna, w stetsonie na głowie, z policzkami wydętymi przeżuwanym tytoniem, siedział na metalowym krześle przed drzwiami recepcji i rozkoszował się wieczornym, przesyconym żywicą powietrzem.

– Witaj, Julie – zawołał. Wystarczyło mu jedno spojrzenie rzucone spod ronda kapelusza, by ją rozpoznać.

Zack porzucił wszelką nadzieję na znalezienie godnego kochanków, anonimowego, romantycznego miejsca. Do biura wchodził w całkiem już podłym humorze.

– Mogę zatrzymać na pamiątkę? – zapytał właściciel, gdy Zack podsunął mu formularz z nazwiskiem.

– Oczywiście.

– Zack Benedict – odczytał tamten z szacunkiem, uniósł kartę i przyglądał się podpisowi.

– Zack Benedict w moim hotelu, kto by pomyślał, że to możliwe!

– Ja z pewnością nie – zauważył Zack chłodno. – Chyba nie macie apartamentu?

– Są pokoje dla nowożeńców.

– Żartujesz, człowieku! – Zack obejrzał się na szpetny budynek, potem zarejestrował obraz Julie, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, opartej o drzwi biura, i humor od razu mu się poprawił.

– Apartament nowożeńców jest wyposażony w kuchenkę – zachwalał właściciel.

– Jakie romantyczne, biorę – powiedział Zack. Za plecami usłyszał stłumiony śmiech Julie. Sam też się uśmiechnął.

– Chodźmy. – Poprowadził ją w stronę drzwi apartamentu, a człowiek z recepcji wyszedł na zewnątrz i patrzył za nimi. – Czy mi się wydaje – zapytał Zack, wpuszczając Julie do środka – że ten gość filuje, czy wejdziesz?

– Nie tylko, jeszcze czy zamkniemy drzwi i jak długo u ciebie zostanę. Jutro całe miasto będzie znało odpowiedź na każde z tych pytań.

Zack nacisnął kontakt na ścianie, spojrzał na pokój i natychmiast zgasił światło.

– Ile czasu możemy spędzić u ciebie w domu bez wywołania plotek?

Julie zawahała się. Pragnęła znów usłyszeć zapewnienia miłości, dowiedzieć się, jakie ma plany.

– Wszystko zależy od twoich intencji… – powiedziała niepewnie.

– Są uczciwe, ale usłyszysz o nich dopiero jutro. Nie powiem na ten temat słowa więcej w pokoju z łóżkiem w kształcie serca, pokrytym czerwonym pluszem, i krzesłami obitymi purpurowym materiałem.

Julie ogarnęła błoga ulga. Zack wziął ją w ramiona. W ciemnościach gładził jej twarz, całował; cichł, gdy odwzajemniała jego pocałunek.

– Kocham cię – wyszeptał. – Sprawiasz, że jestem szczęśliwy. Ukrywanie się w Kolorado zamieniłaś w dobrą zabawę. Dzięki tobie ten apartament z piekła rodem wygląda jak panieński buduar. W więzieniu, nawet wtedy, gdy cię nienawidziłem, śniłem, jak na wpół zamarzniętego ciągnęłaś mnie do domu, jak ze mną tańczyłaś i kochałaś się. Budziłem się ogarnięty pożądaniem.

Musnęła jego wargi opuszkami palców, policzkiem potarła o pierś.

– Kiedyś, niedługo, zabierzesz mnie na swoją łódź, do Ameryki Południowej. Śniłam o pobycie tam z tobą.

– Nie jest zbyt okazała, dawniej miałem duży jacht. Kupię dla ciebie nowy i popłyniemy w długi rejs.

Potrząsnęła głową.

– Wolałabym, byśmy znaleźli się na tamtej łodzi, jak planowaliśmy, choćby tylko przez tydzień.

– Zrobimy jedno i drugie.

Niechętnie wypuścił ją z objęć i odprowadził przed drzwi.

– W Kalifornii jest o dwie godziny wcześniej i muszę załatwić przez telefon kilka spraw. Kiedy się znów zobaczymy?

– Jutro?

– Oczywiście, o której najwcześniej?

– Jak tylko chcesz. Od jutra hrabstwo zaczyna świętować. Będzie wielka parada, wesołe miasteczko, piknik, najrozmaitsze pokazy -wszystko z okazji dwusetlecia. I tak przez cały tydzień.

– Brzmi zachęcająco – powiedział i sam był zdziwiony, bo naprawdę tak pomyślał. – Przyjedź po mnie o dziewiątej, zafunduję ci śniadanie.

– Znam takie miejsce. Dają tam najlepsze jedzenie w mieście.

– Naprawdę, gdzie?

– McDonalds – zażartowała. Roześmiała się na widok jego przerażonej miny. Pocałowała go w policzek, wsiadła do auta i odjechała.

Wciąż uśmiechnięty, zamknął drzwi i włączył światło, podszedł do łóżka i, przełamując niechęć, położył na nim torby. Wyjął telefon komórkowy. Zadzwonił do Farrellów, którzy, jak wiedział, niecierpliwie czekali na informację o wyniku jego podróży. Chwilę czekał, aż Joe O'Hara odszukał Matta i Meredith wśród gości.

– No i? – zabrzmiał pełen oczekiwania głos Matta. – Meredith stoi przy mnie, też cię słyszy. Jak się ma Julie?

– Jest cudowna.

– Już po ślubie?

– Nie. – Zack z irytacją pomyślał o obietnicy danej ojcu Julie. – Nie śpieszymy się.

– Co takiego? – wyrwało się Meredith. – Myślałam, że o tej porze dotrzecie już do Tahoe.

– Wciąż jestem w Keaton.

– Och!

– W motelu „Zatrzymaj Się Na Chwilę”. Tym razem Meredith nie wytrzymała, usłyszał tłumiony chichot.

– W apartamencie dla nowożeńców. Teraz śmiech zabrzmiał głośniej.

– Jest tu nawet kuchenka. Meredith aż zapiszczała z radości.

– Wasz pilot też tu utknął, biedaczek, muszę zaprosić go na pokera.

– Uważaj – ostrzegł Matt – oskubie cię.

– Nie będzie nawet w stanie dostrzec, co ma w kartach, bo oślepi go czerwone, pluszowe łóżko w kształcie serca i purpurowe krzesła. Jak przyjęcie?

– Poinformowałem zebranych, że zostałeś wezwany w pilnej sprawie. Meredith zajęła się służbą i udaje gospodynię. O nic się nie martw, radzimy sobie.

Zack zawahał się, pomyślał o zaręczynowym pierścionku, jaki niezwłocznie potrzebował, i od razu stanęły mu przed oczami wspaniałe klejnoty z ekskluzywnych butików Bancroft & Company.

– Meredith, czy mogę prosić cię o przysługę?

– Co tylko zechcesz – zapewniła.

– Potrzebny mi natychmiast zaręczynowy pierścionek, jeżeli to możliwe, na jutro rano. Tego, czego szukam, nie znajdę w okolicy. A w Dallas nie mogę się pokazać – zaraz mnie rozpoznają. Chcę, jak długo się da, trzymać dziennikarzy z dala od Keaton.

Zrozumiała od razu.

– Powiedz, o co ci chodzi. Jutro rano, jak tylko w Dallas otworzą sklepy, zadzwonię do kierowniczki działu biżuterii i każę jej wybrać kilka pierścionków. Steve może zabrać je już o dziesiątej piętnaście i ci podrzucić.

– Jesteś aniołem. Oto, czego chcę…

ROZDZIAŁ 82