– Rozumiem – skłamał Montoya. Nic z tego nie rozumiał. W dzisiejszych czasach osiemnastolatki nie uciekają do klasztorów. Piękne dziewczyny, które mają powodzenie, spotykają się z chłopakami. Chyba że są lesbijkami. Wtedy spotykają się z innymi dziewczynami. Ale jeśli Courtney LaBelle miała takie skłonności, co robiła z Nickiem Giermanem? Wygląda na to, że nie mieli ze sobą nic wspólnego.

Rozległ się dzwonek do drzwi, pani LaBelle wstała, żeby otworzyć, i po chwili do domu wszedł ksiądz. Był to człowiek koło siedemdziesiątki, w okularach, o siwych włosach i ogorzałej twarzy. Na jego widok Virginia straciła panowanie nad sobą i zaczęła rozpaczliwie szlochać.

Montoya z ulgą opuścił ten idealny dom, tę bezpieczną przystań, do której córka właścicieli miała już nigdy nie wrócić. Wsiadł do samochodu, wziął komórkę, wystukał numer i po chwili połączył się z Lynn Zaroster, młodą policjantką, która odbierała telefony.

– Cześć, tu Montoya. Możesz sprawdzić, czy Courtney LaBelle, ta dziewczyna znaleziona dziś rano z Giermanem, miała jakąś biżuterię? I dowiedz się przy okazji, czy Gierman nosił jakieś ozdoby.

– Zdaje się, że niewiele miał na sobie.

– Tak, mnie też się tak wydaje. – Montoya wycofał wóz i wcisnął gaz. – Niczego takiego nie zauważyłem, ale sprawdź to jeszcze i zadzwoń do mnie, dobrze? Ponoć ta dziewczyna nosiła zawsze pierścionek przyrzeczenia.

– W porządku.

– U Giermana ktoś jeszcze jest?

– Brinkman i śledczy.

– Zadzwoń i powiedz im, żeby przygotowali psa. Przyjadę po niego.

– Po psa?

– Tak. Była żona Giermana chce psa z powrotem. Chyba straciła go przy rozwodzie.

– Psa? – powtórzyła Zaroster.

– Przecież mówię wyraźnie.

Zaroster mruknęła coś o zwariowanych miłośnikach psów, a potem dodała głośno:

– Pewnie słyszałeś, kto dzwonił wtedy do tego radia?

Montoya skręcił i zmienił pas.

– Nie. Kto?

– No wiesz, w dniu audycji o mściwych byłych małżonkach.

Montoya zacisnął palce na kierownicy.

– No i?

– Zachowują numery wszystkich osób, które dzwonią.

– I kto dzwonił?

– Mnóstwo ludzi. Świrów i takich, którzy chcieli opowiedzieć swoje historie. Jedna z tych osób rozłączyła się, nie mówiąc nic.

Montoya przeczuwał już, co zaraz usłyszy.

– To jego była żona. Abby Chastain. Nic nie powiedziała, pewnie zrozumiała, że nie byłby to najlepszy pomysł. Właśnie przesłuchałam nagranie. Nie zostawił na niej suchej nitki. Gdybym ja usłyszała, że mój były mąż opowiada o mnie takie rzeczy na antenie, chyba bym go zabiła.

– Chcesz powiedzieć, że Abby Chastain mogła załatwić byłego męża i Courtney LaBelle?

Nie, to nie jest prawdopodobne. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę suknię ślubną i odciski butów w rozmiarze dwanaście.

– Nie wiem, czy dziewczynę, ale ten Gierman… Cóż, dostarczył byłej żonie motywu. Tylko tyle chcę powiedzieć.

– Zachowaj taśmę, chciałbym ją przesłuchać.

– Mam ją tutaj.

– Znaleźli już jego samochód?

– Nic mi o tym nie wiadomo.

– Daj mi znać, jak go namierzą. – Montoya rozłączył się i pojechał w stronę domu Nicka Giermana, który mieścił się w Dzielnicy Francuskiej.

Mieszkanie zajmowało całe dwa piętra starej kamienicy z czerwonej cegły. Wejście zostało już zagrodzone policyjną taśmą.

Montoya pchnął drzwi i wszedł do środka. Jedna z podwładnych Bonity, Inez Santiago, zbierała właśnie narzędzia.

– No, no, kogo tu przyniosło. – Błysnęła w uśmiechu białymi zębami. Była piękna, skóra w kolorze kawy z mlekiem, długie ciemne włosy, zebrane w kok, inteligentne zielone oczy.

– Skończyłaś już?

– Tak…

– Znalazłaś coś?

– Trochę odcisków palców, ale nie wiem, do kogo należą. Poszukamy w bazie danych i zobaczymy. Brinkman zabrał trochę rzeczy osobistych, komputer, automatyczną sekretarkę i tak dalej. Nie ruszaj niczego, dopóki Washington nie da mi znać.

Wszystko było pokryte białym proszkiem, wysunięto kilka szuflad, poza tym jednak w mieszkaniu panował porządek.

– Przyjechałem po psa.

– Czy pies o tym wie? Bo może mu się to nie spodobać.

– Oho, dokąd to się dzisiaj wybierasz?

– Chciałbyś wiedzieć. – Dziewczyna mrugnęła do niego łobuzersko, zamknęła torbę i wskazała głową kuchnię. – Pies jest tam. Próbowałam go wcisnąć i Brinkmanowi, ale nie chciał o tym słyszeć; zdaje się, że nie przepada za zwierzętami.

– Pojechał już?

– Jakieś piętnaście minut temu. Chce pojechać z tobą do Baton Rouge obejrzeć pokój tej dziewczyny w akademiku.

Montoya z trudem wytrzymywał towarzystwo Brinkmana, ale nie miał wyboru, dopóki Bentz nie wróci do pracy. Rock Bentz był jego partnerem i choć miał już swoje lata, był znacznie lepszy od zarozumialca Brinkmana.

Santiago przeszła przez kuchnię do małego pomieszczenia, gdzie obok pralki siedział w zagrodzie duży brązowy labrador.

– Czeka na spacer – powiedziała Santiago.

– Nie wątpię – mruknął Montoya. – Jak się masz, mała? – spytał, a pies szybko podniósł głowę. – Chyba chce wyjść. – Otworzył zagrodę. Labrador wyskoczył z niej szybko, dysząc z nadzieją, i przewrócił miskę z wodą.

– Dobrze, że już skończyłam z tym pomieszczeniem – mruknęła Santiago.

Montoya wziął wiszącą na ścianie smycz i przypiął ją do obroży.

– No, spokój, spokój! Chyba ją wyprowadzę.

– Dobry pomysł. – Santiago uśmiechnęła się ironicznie. – Doskonały. Przy okazji, do psa mówi się „siad” albo „leżeć”.

– A tam znaleźliście coś ciekawego? – spytał, wychodząc na niewielki dziedziniec przed domem.

– Niewiele. Byłeś tam już. Żadnych śladów walki.

– I ciągle nie ma jego samochodu.

To nie było pytanie. Garaż stał pusty, Montoya już zdążył to sprawdzić.

– Tak.

– A rzeczy osobiste? Ubrania. Biżuteria.

– Wygląda na to, że nikt tu nie grzebał. Mieszkanie jest… eleganckie. Urządzone z klasą. Słuchałam parę razy audycji Giermana i uznałam, że to jakiś obsceniczny homofob i mizogin, zwariowany na punkcie broni, w tym ostatni coś może być. Chcesz, żebym odwiozła psa?

– Dam sobie radę. – Otworzył samochód i labrador niechętnie wszedł do środka.

– O? – Santiago wydawała się zaskoczona, ale zaraz spojrzała na niego znacząco. – Nic nie mów. Była żona Giermana jest sama i dobrze wygląda? Jezu Montoya, kiedy ty się nauczysz?

– Czego? – spytał, ale ona tylko się roześmiała.

– Świetnie. Odwieź psa! – Otworzyła drzwi swojego samochodu, a Montoya wrócił do mieszkania, żeby jeszcze raz się rozejrzeć.

Miała rację. Mieszkanie było czyste, uporządkowane. Lśniące drewniane podłogi, nowoczesne meble, abstrakcyjne obrazy na ścianach.

W sypialni na górze ubrania wisiały porządnie na wieszakach, w kasetce na biżuterię leżało kilka par spinek do mankietów, parę pierścionków i spinki do krawata. Na toaletce stały zdjęcia Giermana w stroju narciarskim, na tle gór, i na żaglówkach.

W łazience obok było czysto, mimo że pomieszczenie zostało przeszukane przez ekipę śledczą. Wanna, umywalka i baterie lśniły, jakby niedawno dokładnie wyszorowała je jego dziewczyna albo sprzątaczka, chyba że Gierman sam zajmował się sprzątaniem.

Co wydawało się mało prawdopodobne.

Montoya otworzył szafkę. Żadnych męskich magazynów w stylu „Playboya”. Tylko kilka katalogów firm produkujących ekskluzywne meble i galerii sztuki, kwartalnik poświęcony narciarstwu, „Golf Digest” i egzemplarz „Men’s Health”.

Wyglądało na to, że publiczny wizerunek Giermana był tylko maską. Albo był on bardzo złożonym człowiekiem.

Druga sypialnia służyła mu za pokój do ćwiczeń i gabinet w jednym. Nie było tam łóżka ani nawet rozkładanej kanapy, tylko biurko, komputer, telewizor z DVD i sprzęt muzyczny. Pod ścianą leżały ciężarki i ławeczka, na półkach stały płyty kompaktowe, głównie jazz, rock i muzyka klasyczna.

Teraz komputer został wybebeszony, a z segregatorów na biurku wyjęto zawartość, która zapewne czekała już na biurku Montoi.

Brinkman był dupkiem, ale bardzo dokładnym.


Poruszał się bezszelestnie, zostawiając zapalone lampy tam, gdzie korytarze się krzyżowały. Mdłe światło ukazywało fragmenty lśniących niegdyś, czystych ścian, pociemniałych teraz i zaplamionych. Na kaflach, którymi wyłożono tę część szpitalnych piwnic, od lat zbierał się kurz i brud. Pomieszczenia te zawsze były zamknięte na klucz, nigdy nie docierało tu światło dnia i niewiele osób wiedziało, co się tu dzieje. A ci, którzy o tym wiedzieli, trzymali język za zębami i mieli nadzieję, że zło, którego się tu dopuszczano, zostanie zapomniane.

O, bardzo się mylili.

Nic nie zostało zapomniane.

Ani wybaczone.

To matka udzieliła mu tej cennej lekcji.

Zapalił kolejną lampę i skręcił. Otworzył drzwi kluczem i wszedł do pokoju bez okien. Stał tam mały, otwarty sekretarzyk, składający się z blatu i mnóstwa niewielkich półeczek i szufladek, w których przechowywał swoje skarby.

Wyjął z kieszeni pierścionek, mały złoty krążek z czerwonym kamieniem. Przez chwilę trzymał go w palcach, wspominając dziewczynę, która go kiedyś nosiła. Oblizał wargi. Była idealna… niczego nieświadoma. Zauważył na pierścionku krew. Tym lepiej.

Przypomniał sobie, jak wkładał rewolwer w jej dłoń. Przycisnął brzuch do jej gładkich pleców… nacisnął spust… dziewczyna osunęła się na ziemię.

Teraz, myśląc o jej młodym, drżącym ciele, znowu ogarnęła go paląca żądza.

Ale wiedział, że ten ból jest ceną, jaką sam musi zapłacić.

Powoli wypuścił powietrze z płuc i zauważył, że ściskał pierścionek tak mocno, iż metalowe kółko wbiło mu się w palce. Skarcił się w duchu. Jeszcze nie czas. Jeszcze nie.

Zły z powodu własnej słabości włożył pierścionek do szufladki, a potem wyjął z kieszeni zegarek i położył go obok.

Idealnie, pomyślał. Zrobił pierwszy krok, choć czeka go jeszcze daleka droga. To, co zamierza, wymaga czasu; tak wielu jest tych, którzy muszą zapłacić za swoje czyny.

Z górnej półki zdjął czarny album i zaczął przerzucać strony wypełnione zdjęciami, wycinkami z gazet i artykułami.

Uśmiechnął się, spoglądając na fotografie, ale uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy dotarł do portretu Faith Chastain. Delikatnie dotknął zdjęcia palcem i zacisnął zęby, przypominając sobie, jaka była, kiedy żyła. I kiedy umarła.

Zamknął album ze złością i wsunął go na miejsce, a później zatrzasnął też sekretarzyk. Nie ma teraz na to czasu. Czeka go wiele pracy.

Dopiero rozpoczął swoje dzieło.

Rozdział 6

Wszyscy tutaj, w WSLJ, jesteśmy głęboko wstrząśnięci – mówił dyskdżokej. – I wszystkim nam będzie bardzo brakować Nicka Giermana. Ten człowiek jeszcze za życia stał się legendą…

Bez przesady, pomyślała Abby i wyłączyła radio.

– Teraz rozpocznie się proces kanonizacji – mruknęła do Anselma, który siedział na oparciu kanapy i wpatrywał się w kolibra, posilającego się w karmniku. – Niewiarygodne.

Za oknem rozległ się chrzęst opon na podjeździe. Ansel stracił zainteresowanie kolibrem, zeskoczył z kanapy i ruszył do drzwi.

– Co? – Abby spojrzała w okno.

Przyjechał detektyw Montoya. Z Hershey. Serce Abby zabiło mocniej. Naprawdę tęskniła za tym psem. Otworzyła drzwi, wpuszczając do domu powiew rozgrzanego, październikowego powietrza.

Hershey parła do przodu, szeleszcząc opadłymi liśćmi. Detektyw Montoya biegł truchtem za nią, trzymając naprężoną smycz w wyciągniętej ręce. Podniósł wzrok, zauważył Abby i uśmiechnął się do niej.

Był to szczery, chłopięcy uśmiech, który zupełnie zaskoczył Abby.

– Chyba za panią tęskniła – powiedział, gdy Hershey wskoczyła na ganek. Skakała, popiskiwała i machała ogonem, domagając się całej uwagi swojej pani.

– Tak, grzeczna dziewczynka, bardzo grzeczna. – Abby poklepała ją po grzbiecie i przyklękła obok psa, który natychmiast zaczął ją lizać po twarzy. – Ja też bardzo się za tobą stęskniłam. Dziękuję za to, że ją pan przywiózł – powiedziała, chwytając za smycz.

– Nic takiego.

Uniosła ze zdziwieniem brew.

– No cóż, nie mieszkam obok komisariatu. Może przynajmniej napije się pan czegoś, piwa albo coli… ale mam tylko dietetyczną…

– Naprawdę dziękuję.

Abby odpięła smycz i Hershey natychmiast rzuciła się za Anselem do domu.

– To ich ulubiona zabawa – uśmiechnęła się Abby.

– Pani były mąż często zostawiał tu psa?

– Mniej więcej w każdy weekend. W trakcie rozwodu walczył o Hershey jak lew, ale pies nie bardzo pasował do jego stylu życia. Nick rzadko bywał w domu. Dużo pracował i miał wiele pasji. Jeśli nie pływał albo nie jeździł na nartach czy coś w tym rodzaju, spędzał wiele godzin w siłowni. Ale nie narzekam, jak mówiłam, brakowało mi Hersh. – Westchnęła. – Śmierć Nicka… nie byliśmy w najlepszych stosunkach i nasza ostatnia rozmowa… bardzo źle się z tym czuję… była okropna… a następnego dnia obsmarował mnie w tej audycji…