Nagle zdobiło jej się zimno, potarła dłońmi ramiona. W dodatku, kiedy Hershey zaczęła się kręcić pod drzwiami, zadzwonił telefon. Identyfikator wyświetlił numer „nieznany” i Abby nie podniosła słuchawki.
Ktokolwiek to był, nie zostawił wiadomości.
Pewnie telemarketer. Albo kolejny dziennikarz.
A jednak… Abby miała niejasne wrażenie, że ten telefon miał związek z czymś… niebezpiecznym. Wrogim. Zadrżała.
– Przestań – skarciła się półgłosem, ale spuściła rolety w oknach na tyłach domu. Potem nalała sobie kawy z dzbanka do filiżanki i wstawiła ją do mikrofalówki.
Jest nerwowa z powodu tego morderstwa. To wszystko. A zachowanie psa i poruszający drzewami wiatr tylko pogarszają sytuację. Powiedziała sobie, że jeśli nawet coś czai się na zewnątrz, jest to z pewnością jakieś dzikie zwierzę, na przykład opos albo skunks.
Mikrofalówka zadzwoniła krótko. Abby wyjęła filiżankę i ostrożnie upiła łyk kawy, tak gorącej, że omal nie poparzyła sobie ust.
Znowu zadzwonił telefon, Abby drgnęła gwałtownie, wylewając kawę na rękę.
– Cholera! – krzyknęła cicho i upuściła filiżankę, która spadła na podłogę i rozprysła się na dziesiątki błękitnych kawałków. Kawa zaczęła spływać w szpary desek.
Hershey podwinęła ogon pod siebie i zaskomlała cicho. Rozległ się kolejny dzwonek telefonu. Abby chwyciła słuchawkę, przeczytała numer na identyfikatorze i zebrała się na sobie.
– Cześć, tato – powiedziała, przytrzymując słuchawkę ramieniem i ścierając kawę z rękawa.
– Cześć, kochanie. – Głos Jacques’a Chastaina, niegdyś silny i głęboki, był teraz tylko chrypliwym szeptem. Abby natychmiast stanęły przed oczami plastykowe rurki doprowadzające tlen do jego nozdrzy. Rak i rozedma płuc zniszczyły jego ciało. Przeszedł operację, a potem także chemioterapię, która jeszcze bardziej nadwątliła jego siły. Teraz dochodził do siebie, ale już nigdy nie będzie tym silnym, pełnym życia mężczyzną, który uprawiał tenis, wspinał się po górach, brał udział w spływach kajakowych.
Już nigdy.
– Co słychać, tato? – spytała, starając się, by nie dosłyszał, jak ściska ją w gardle.
– Jeszcze żyję, więc chyba wszystko w porządku. A co u ciebie?
– Jakoś leci.
– Słyszałem o Nicku. Taka tragedia. Bardzo mi przykro.
– Mnie też.
– Wiem, że się między wami nie najlepiej układało, ale… ja go lubiłem.
– Ja też… kiedyś. – Abby poczuła się zdradzona. Dlaczego ojciec mówi takie rzeczy, przyznaje się do uczuć, które ją tylko ranią?
– Wiesz, kiedy będzie pogrzeb? Chciałbym przyjechać.
– Nie, nie wiem. Sądzę, że policja nie wydała jeszcze ciała rodzinie. Kiedy się czegoś dowiem, zaraz dam ci znać. – Oparzona ręka zaczęła ją piec, podeszła więc do zlewu, odkręciła kran i wsunęła nadgarstek pod strumień zimnej wody.
– Ta dziewczyna, którą przy nim znaleziono… znałaś ją?
– Nie.
Umilkł na chwilę, jakby się wahał. Abby wiedziała, o co zaraz spyta.
– Wolałbym cię o to nie pytać, ale… Czy był z nią jakoś związany?
– Nie wiem, tato.
– No tak, oczywiście.
Abby zebrała większe fragmenty filiżanki z podłogi i wrzuciła je do kubła na śmieci.
– To jednak było podwójne morderstwo, a nie morderstwo i samobójstwo, jak początkowo sądzono?
– Niczego nie mogę być pewna. – Wytarła kawę z podłogi.
– No cóż… – ciągnął Jacques. – A jak ty się czujesz? Musi ci być bardzo ciężko.
– Jeszcze żyję, więc chyba wszystko w porządku – powtórzyła jego słowa.
Ojciec zachichotał.
– A jak Charlene? – zapytała, choć nigdy nie była blisko z macochą, próżną kobietą, która dobiegała sześćdziesiątki, wyglądała na lat pięćdziesiąt, a twierdziła, że ma „nieco ponad czterdzieści”.
– W porządku. Bardzo zajęta. Jak tylko lekarze na to pozwolą, ma zamiar zabrać mnie do domu.
Abby nagle ścisnęło w gardle.
– Kiedy to będzie?
– O, myślę, że wkrótce.
Było to kłamstwo i oboje o tym wiedzieli.
– No cóż, chciałem tylko spytać, co u ciebie, kotku. Daj mi znać, gdybyś czegoś potrzebowała.
– Jasne, tato. Ty też.
– I odezwij się, kiedy dowiesz się czegoś o pogrzebie.
– Tym zajmie się pewnie rodzina Nicka.
– Ale chyba cię poinformują.
– Chyba tak.
– To dobrze. Trzymaj się, kochanie.
– Ty też, tato, i dbaj o siebie. – Odłożyła słuchawkę przygnębiona. Przez chwilę zastanawiała się nad swoją małą rodziną, której członkowie coraz bardziej się od siebie oddalali.
Cóż, mogło być gorzej, pomyślała i spojrzała na kominek. Na palenisku leżały jeszcze spopielone resztki fotografii.
Zdjęcia Nicka.
To straszne, że tak zginął, co nie zmienia faktu, że był kiepskim mężem. Teraz, po śmierci, stawał się miejscowym bohaterem, ale ona była do tego nader sceptycznie nastawiona.
Za dobrze go znała.
Rozdział 8
Posłuchaj tego – powiedziała Lynn Zaroster.
Siedziała przy swoim biurku w dużej sali, gdzie inni detektywi i policjanci w mundurach stukali w klawisze komputerów, rozmawiali i przeglądali akta. Lynn, wysportowana dwudziestopięciolatka o krótkich, ciemnych, kręconych włosach, włączyła stojący na biurku magnetofon.
– …moja była – rozległ się głos Nicka Giermana – twierdzi, że pozbyła się wszystkiego, nawet rewolweru, który był pamiątką rodzinną…
Montoya oparł się biodrem o biurko i nadstawił uszu.
– Powiedziała, że oddała to na cele dobroczynne.
– Na cele dobroczynne? – spytał męski głos, z nutą niedowierzania.
– To jego współpracownik, czasem razem prowadzili program – wyjaśniła Zaroster. – Maury Taylor.
– Jakoś nie mogę uwierzyć, żeby jakakolwiek organizacja dobroczynna przyjmowała broń palną. Jestem pewien, że to kłamstwo. Ale rozumiesz chyba jak się czuję, wiedząc, że moja nie całkiem zdrowa na umyśle była żona ma rewolwer…
Nie całkiem zdrowa na umyśle. Interesujące określenie.
– Lepiej zmień adres – zasugerował Maury Taylor.
Zaroster wyłączyła magnetofon i spojrzała na Montoyę.
– Co za dupek – zezłościła się. – Gdybym ja była tą byłą żoną, chyba bym go zabiła, i to na antenie. O jednego wrednego sukinsyna mniej. Jakbyś się czuł, gdyby ktoś w taki sposób wywlókł na światło dzienne twoje prywatne sprawy?
– Może właśnie dlatego ona chce się stąd wyprowadzić.
– Jego była żona?
– Tak.
Za plecami Montoi rozległy się kroki.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedział Brinkman. – Właśnie przejrzałem dokumenty Giermana, znalazłem testament i polisy ubezpieczeniowe. Zgadnijcie, kto jest jedynym spadkobiercą?
Montoya zesztywniał. Sposób, w jaki Brinkman zadał to pytanie, nie wróżył nic dobrego.
– Jego była żona.
Lynn Zaroster zmrużyła niebieskie oczy.
– Bingo! – Brinkman uśmiechnął się szeroko. – Widziałeś wstępny raport, prawda? – zwrócił się do Montoi. – Wygląda na to, że w chacie była jeszcze jedna osoba poza Giermanem i LaBelle. Z pomiarów wynika, że ktoś trzymał dziewczynę za rękę, w chwili, gdy pociągała za spust. Na jej nogach, rękach i ustach znaleziono ślady jakiejś klejącej substancji. Rozkład sińców na ciele także wskazuje na to, że mogła być przez pewien czas skrępowana. Ktoś to wszystko upozorował.
– Ale po co Abby Chastain miałaby sobie zadawać tyle trudu i zabijać drugą osobę? Dlaczego nie poprzestała na swoim byłym? – spytał Montoya.
– Żeby nas zdezorientować. – Brinkman spojrzał na niego z politowaniem. – Nie mogło jej się to udać, w końcu to amatorka, nie ma pojęcia o metodach dochodzenia ani medycynie sądowej.
– Każdy, kto ma w domu telewizor, wie na ten temat sporo – zauważył Montoya.
– Nie mówię o tych bzdurach z telewizji. Mówię o tym, jak to naprawdę ogląda.
– Ona nie nosi męskich butów w rozmiarze dwanaście.
– Skąd wiesz? – spytał Brinkman zirytowany. – Powiedzmy, że wiedziała, że jej były odwiedził ten college, i dowiedziała się, kto był na jego wykładzie. Może sądziła, że Gierman posuwał tę dziewczynę.
– Dziewicę Mary? – spytał Montoya. – Autopsja wykazała, że jej błona dziewicza była nietknięta.
– Ale ona mogła o tym nie wiedzieć, prawda?
– To nie wygląda na zbrodnię popełnioną przez kobietę – stwierdziła Zaroster. – Te rekwizyty… Nie. Mój wujek pracuje w tym college’u. Uczy religii Może znał ofiarę albo kogoś z jej przyjaciół.
– Już tam byliśmy – odparł Brinkman. – Ta dziewczyna nie miała przyjaciół. Tylko współlokatorkę. Stracisz tylko czas.
– To mój czas, prawda? – odpaliła Lynn. – Moim zdaniem to nie wygląda na robotę kobiety.
– Ale nie mówimy o jakiejś tam kobiecie, tylko o wściekłej byłej żonie, która może sporo zyskać na śmierci męża. – Brinkman uśmiechnął się przebiegle. – Chyba czas zamienić parę słów z naszą spadkobierczynią.
A więc w końcu do tego doszło. Oficjalne przesłuchanie. Abby siedziała sztywno wyprostowana przy stole w swojej jadalni, patrząc na Montoyę i tego drugiego detektywa. Za pierwszym razem Montoya przyjechał sam, żeby powiedzieć jej o śmierci Nicka, za drugim przywiózł psa. Zadał jej parę pytań, ale nie naciskał. Była przecież w szoku.
Teraz wrócił i Abby czuła, że tym razem zdjął białe rękawiczki.
Brinkman, łysiejący facet, który z nim przyjechał, nawet nie starał się być miły. Zachowywał się uprzejmie, ale chłodno, przyglądał jej się podejrzliwie, a wyraz jego twarzy świadczył o tym, że wiedział o Abby więcej niż ona sama.
To wszystko bardzo ją niepokoiło.
Brinkman stanął przy oszklonych drzwiach, a Montoya usiadł po drugiej stronie stołu.
Abby zaproponowała im kawę i teraz na stole stały trzy prawie nietknięte filiżanki. Jeszcze raz usłyszała te same pytania, które już kiedyś zadał jej Montoya, później jednak policjanci przeszli do innych kwestii. Powiedziała sobie, że to rutynowa procedura, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest podejrzana. Starała się nie wiercić, ale była zdenerwowana i trochę onieśmielona obecnością dyktafonu i faktem, że przesłuchiwało ją dwóch policjantów. Kiedy wydawało jej się już, że przesłuchanie dobiegło końca, Brinkman popatrzył na nią uważnie.
– Czy wie pani, że nadal jest pani beneficjentem polisy ubezpieczeniowej byłego męża? Polisy na życie?
– Co takiego? – Abby nie wierzyła własnym uszom. – Polisy na życie?
– A tak. Polisy na pół miliona dolarów. – Brinkman uśmiechnął się fałszywie. – To kupa pieniędzy.
– To z pewnością jakieś nieporozumienie.
– Nie. Znalazłem tę polisę w dokumentach pani byłego męża i sprawdziłem w firmie ubezpieczeniowej.
– Nie mogę w to uwierzyć.
Nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, że kiedykolwiek dostanie od Nicka choćby pięć centów.
– Wygląda na to, że nie zmienił dyspozycji.
– Nie wiedziałam nawet, że miał taką polisę – odparła szczerze. – Owszem, kiedy się pobraliśmy, założyliśmy sobie polisy na niewielkie kwoty. Polisy terminowe.
– Czy on jest nadal pani beneficjentem?
– Nie. – Abby pokręciła głową. – Polisa wygasła i zmieniłam testament.
– Jak już mówiłem, to dużo pieniędzy. – Brinkman pocierał kark dłonią, jakby się nad czymś namyślał. – Pół miliona. A jest jeszcze spora suma na jego koncie i fundusz emerytalny… Dom należy do pani, ale cała reszta jest warta nieco ponad sześćset tysięcy.
– To niemożliwe. – Abby spojrzała na Montoyę, który siedział, milcząc z łokciami opartymi na stole. – Nick ma rodzinę. Rodziców i braci.
– Sprawdziłem wszystko u jego prawnika. – Brinkman wzruszył ramionami. – Jeśli pani były mąż nie spisał z pomocą nowego prawnika nowego testamentu, o którym nikt nic nie wie, ten podpisany pięć lat temu jest nadal w mocy. Co oznacza, że jest pani bogatą kobietą. – Przekrzywił lekko głowę. – Ale pani nie wiedziała o tym testamencie? To chce nam pani powiedzieć?
– Zakładałam, że go zmienił, a o polisie nie miałam pojęcia. Przysięgam. – Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć, patrzyła więc tylko bezradnie na obu policjantów.
– Wygląda na to, że wygrała pani los na loterii.
– Nie tak się czuję.
– Skoro pani tak mówi…
– Mam już dość tych insynuacji. – Przeniosła wzrok na Montoyę, który od dłuższej chwili się nie odzywał. – Macie jeszcze jakieś pytania, panowie?
– Nie, to właściwie wszystko – powiedział Montoya.
– To dobrze. Bo zaczynałam już myśleć, że potrzebuję prawnika.
– Ależ dlaczego? – Brinkman uśmiechnął się rozbrajająco.
Abby zwróciła się do Montoi.
– Jeszcze coś?
"Dreszcze" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dreszcze". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dreszcze" друзьям в соцсетях.