Nia natomiast najwyraźniej nie była pogrążona w żalu z powodu śmierci byłego chłopaka. Kiedy spostrzegła, że Montoya patrzy na pudła leżące na podłodze, uśmiechnęła się tylko i przyznała, że ma zamiar opuścić mieszkanie i wprowadzić się do Roya.
Piękna i Bestia. Co za para.
Tak wygląda wieczna miłość, pomyślał Montoya, wracając do samochodu. Znowu przypomniała mu się Martha… Z trudem przywołał w pamięci jej twarz, długie rzęsy i kręcone czarne włosy. Kiedy w końcu mu się to udało, twarz nagle rozpłynęła się, jakby rozmyta przez padający nadal deszcz. A później jej miejsce zajęła twarz innej kobiety.
Pięknej kobiety, o oczach koloru whisky, niesfornych złotorudych włosach i pełnych ustach. Abby Chastain. Była żona Nicka Giermana wciąż należała do kręgu podejrzanych. Cholera. Była ostatnią kobietą, którą powinien się zainteresować. I wiedział o tym. Abby Chastain jest poza zasięgiem. I koniec. Montoya spojrzał w lusterko, zawrócił i wyjechał na ciemną, mokrą od deszczu ulicę.
Cholerna brama nie chciała się otworzyć!
Jak to możliwe?
Charles Pomeroy wychylił się z okna jaguara i jeszcze raz wystukał elektroniczny kod, za pomocą którego otwierał bramy swojej posiadłości. Ale nic się nie stało poza tym, że deszcz zmoczył mu głowę i rękaw. Miał przy sobie telefon komórkowy, oczywiście, ale do kogo mógłby zadzwonić? Vanessa wyjechała na cały tydzień do matki, pokojówka wróciła już na noc do domu, ogrodnik mieszkał dwadzieścia minut drogi stąd. W dodatku Charles wypił zdecydowanie za dużo, by wezwać policję. Każdemu z jego przyjaciół dotarcie tu zajęłoby co najmniej czterdzieści minut. Wszyscy zresztą mieli porządnie w czubie po wieczorze spędzonym w klubie.
Był zdany tylko na siebie.
Co zazwyczaj nie stanowiło problemu. Charles był pomysłowy i skuteczny. Walczył w końcu w Wietnamie, a kiedy wrócił do kraju, zbudował własne imperium broni. Produkował i sprzedawał strzelby, granaty, bazooki, amunicję i wszelką broń, jaką można sobie wyobrazić.
Nie skapituluje przed jakąś niewiele wartą japońską technologią. Wsadził na głowę stetsona, wyjął latarkę ze schowka na rękawiczki, włożył na nos okulary do czytania, a potem wysiadł z samochodu. Pochylił się nad podświetloną tabliczką z przyciskami, kiedy uświadomił sobie nagle, że pies nie przybiegł go powitać. Geronimo zawsze podbiegał do ogrodzenia, gdy usłyszał nadjeżdżający samochód.
Co się z nim stało?
Z ronda kapelusza spływała woda, okulary zaparowały. Charles wytężył wzrok. Za bramą powinny błyskać światła ukrytego wśród drzew domu. Ale wszędzie panowała nieprzenikniona ciemność.
Zagwizdał przeciągle.
Nic.
Coś było nie tak, pomyślał zaniepokojony, i w tej samej chwili poczuł na plecach twardy i zimny dotyk. Chciał się odwrócić, ale było już późno.
Jego ciałem wstrząsnęło trzysta tysięcy wolt.
Kapelusz sfrunął mu z głowy na ziemię. Charles upadł na kolana. Dysząc ciężko, chciał sięgnąć po ukryty w kieszeni nóż, ale nie mógł się poruszyć.
I wtedy zobaczył wielkiego mężczyznę, który wyszedł z cienia i pochylił się nad nim.
Serce podeszło Charlesowi do gardła.
Zapewne facet i jego kumple zaplanowali ten napad. Bardzo dokładnie.
Ogarnęło go przerażenie.
Napastnik miał na sobie czarny, przylegający do ciała kombinezon, a jego twarz zakrywała maska. Trzymał broń w taki sposób, by Charles mógł zobaczyć w świetle samochodowych lamp paralizator elektryczny, wyprodukowany przez jego firmę.
O co tu chodzi?
Nagle zrozumiał. Ten człowiek chce go porwać. A później zażąda ogromnego okupu. I postanowił dokonać tego, używając broni produkowanej przez Pomeroy Industries.
Charles spocił się ze strachu. Jeszcze raz spróbował sięgnąć po nóż, ale znowu mu się nie udało. Napastnik spokojnie przytknął mu paralizator do szyi i znów nacisnął spust.
Kolejne trzysta tysięcy wolt.
Charles krzyknął.
Wbrew temu, co głosiły reklamy, paralizator wywoływał nieznośny ból. Napastnik odpiął od paska rolkę szerokiej taśmy izolacyjnej, zwój wędkarskiej żyłki i nóż. Charles rozpoznał ten nóż natychmiast – reklamowany w ostatnim katalogu produktów Pomeroy Industries jako narzędzie przydatne do polowania na grubego zwierza.
Poczuł, jak krew ścina mu się z żyłach.
Zrozumiał.
Nie rób tego! Jestem bogaty! Zapłacę. Ile tylko chcesz! Krzyczał, ale z jego ust dobywały się tylko zduszone jęki. Nie był w stanie wyartykułować ani słowa.
Chciał walczyć, ale z trudem się ruszał. Był zupełnie bez sił.
Spojrzał w zakrytą maską twarz i mógłby przysiąc, że w oczach napastnika dostrzegł błysk satysfakcji. Ale to przecież niemożliwe… prawda? Jest ciemno…
Kim jest ten człowiek? Czego chce?
Jezu, pomóż mi, modlił się w duchu, patrząc, jak mężczyzna odcina kawałek taśmy i zakleja mu usta. Później skrępował mu ręce z tyłu tą samą taśmą i wzmocnił ją jeszcze wędkarską żyłką. Przecież taśma by wystarczyła… Ta żyłka miała być jakimś symbolem.
Napastnik skrępował mu taśmą nogi w kostkach, wciągnął na głowę worek i przewiązał go na szyi. W worku były otwory i Charles mógł oddychać, ale nic nie widział.
Jak w Wietnamie…
Na nogi postawiło go jedno silne szarpnięcie za kołnierz. Próbował uciekać, ale nie mógł. Słyszał, jak mężczyzna otwiera drzwi samochodu. Pchnął Charlesa i Pomeroy wylądował na czymś, co zapachem przypominało siedzenie jego jaguara. Potem drzwi się zatrzasnęły, a kilka sekund później napastnik usiadł za kierownicą, wycofał wóz i ruszył w stronę wyjazdu na autostradę.
Charles mógł mieć tylko nadzieję, że ktoś rozpozna jego samochód.
Ale było już bardzo późno.
A po tej drodze jeździło niewiele samochodów.
Teraz będzie musiał robić wszystko, co każe mu ten drań. Bez wątpienia chodzi o pieniądze. Porwał go dla okupu. Cóż, trudno. Charles miał dość pieniędzy, by zapłacić każdą sumę.
Może jednak stracić palec, zanim to się stanie.
Albo ucho.
Zadrżał, ale przypomniał sobie, że najważniejsze, to ujść z tego z życiem.
Vanessa chętnie zapłaci okup, prawda?
W zarządzie Pomeroy Industries zasiadają jego dzieci. One także na pewno nie będą żałować pieniędzy.
Czy nie pomagał zawsze swoim żonom i dzieciom, a nawet wnukom? Płacił za aparaty ortodontyczne, szkoły, wakacje… za wszystko, czego potrzebowali.
A jednak…
Nie licz na nich, Pomeroy.
Nieraz już byłeś w opałach i zawsze mogłeś liczyć tylko na jedną osobę.
Na siebie.
Tak, miał i wrogów, wielu z nich to jego krewni. Kłamcy, chciwi oszuści, gotowi w każdej chwili wbić mu nóż w plecy. W ich żyłach płynęła jego krew.
Do tego dochodzą kochanki, większość wystawił do wiatru… Partnerzy w interesach, którzy udają, że go lubią tylko przez wzgląd na jego majątek…
Czy to któryś z tych sukinsynów go wystawił?
Ogarnęła go zimna furia. Teraz jest związany i bezbronny, ale to nie potrwa długo.
Ktokolwiek siedzi za kierownicą jaguara, dostanie za swoje. Kretyn nie przeszukał mu nawet kieszeni, nie wie, że Charles ma w kieszeni nóż. I użyje go, gdy tylko nadarzy się sposobność.
Od wielu lat nikogo nie zabił, ale był pewny, że potrafi wyeliminować faceta. Tym razem, wybierając ofiarę, porywacz popełnił poważny błąd.
Rozdział 14
Charles Pomeroy zaginął – powiedziała Lynn Zaroster, kiedy następnego popołudnia Montoya wszedł do małej policyjnej kuchni.
– Ten milioner?
– Multimilioner, jeśli wierzyć magazynowi „Forbes”.
– Czytasz takie rzeczy? – Montoya nalał kawę do papierowego kubka.
– Mój chłopak to czyta – przyznała Lynn.
– Zaraz, zaraz, czy on przypadkiem nie mieszka w Cambrai?
– Tak, ale z dala od centrum. Chyba gdzieś na skraju mokradeł.
Montoi nagle zaschło w ustach. Pamiętał, jak przejeżdżał obok rezydencji Pomeroya.
– Niedaleko Abby Chastain.
– Naprawdę? – Lynn wrzuciła mokrą torebkę herbaty do kosza na śmieci.
– Tak. Są sąsiadami.
– To dość dziwne, nie sądzisz?
– Owszem. – Montoi wcale się to nie podobało. – Co się z nim stało?
– Nie mam pojęcia. Wpadłam w toalecie na Verę z wydziału zaginięć i to ona powiedziała mi, że jego żony nie było przez parę dni w mieście, a kiedy wróciła do domu, jego tam nie było. Łóżko było posłane, a on chyba nigdy sam tego nie robi. Taki leń. W każdym razie pokojówka i ogrodnik nie mogli dostać się do domu, automatyczny zamek w bramie się zaciął czy coś w tym rodzaju. Facet z firmy, która ich chroni, twierdzi, że ktoś musiał zmienić kod. Pani Pomeroy zadzwoniła do męża na komórkę, ale nie odebrał. Zaczęła się martwić. Wtedy zadzwoniła do niej sekretarka Asy i powiedziała, że Charles nie pojawił się na bardzo ważnym spotkaniu. Żona obdzwoniła wszystkich członków rodziny, przyjaciół i znajomych, ale nikt nie ma pojęcia, gdzie on może być. W końcu zadzwoniła na policję… Nie minęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, ale nie wygląda to dobrze.
– Gdzie go widziano po raz ostatni?
Zaroster upiła łyk herbaty i pokręciła głową.
– Już mówiłam, że nic nie wiem. Na razie to tylko plotki. I nie nasza sprawa.
Na razie, pomyślał Montoya. Pomeroy mieszkał niepokojąco blisko Abby Chastain. Jej mąż został zamordowany, a niecały tydzień później zaginął jej najbliższy sąsiad.
– A tak przy okazji – dodała Zaroster. – Dzwoniłam do mojego wujka z College’u Wszystkich Świętych.
– Tak? I czego się dowiedziałaś? – spytał Brinkman, wchodząc do kuchni. Wylał resztę kawy do swojego kubka.
– Wujek powiedział mi, że w college’u jest trochę Gotów. Nic wielkiego, to po prostu dzieciaki, które noszą czarne ubrania, wysokie buty i używają czarnej szminki. To wszystko.
Brinkman prychnął.
– Niektórzy z nich traktują to trochę poważniej.
– Na przykład panna O, jak sądzę – powiedział Brinkman.
– Może. Plotkuje się o tym, oczywiście. Czarna magia, wampiry, picie krwi tak dalej. Jak to w szkole.
Montoya parsknął śmiechem.
– A nie mówiłem? – Brinkman powąchał kawę nieufnie. – Jeszcze trochę, a dowiemy się, że składają w ofierze dziewice. Ale teraz, kiedy Mary LaBelle nie żyje, nie będą w stanie znaleźć żadnej dziewicy. Pewnie była ostatnia w tym college’u.
– Mógłbyś się zdziwić – mruknęła Zaroster zirytowana.
– Jasne. – Brinkman upił kolejny łyk i skrzywił się, jakby to był sok z cytryny. – Ohyda.
– To zaparz sobie świeżej – poradziła mu Lynn. Chciała jeszcze coś dodać, ale zadzwoniła jej komórka. Odebrała i wyszła szybko z kuchni z kubkiem herbaty w ręce.
Montoya wrócił do biurka. Myślał o Charlesie Pomeroyu. Czy to możliwe, by zaginięcie multimilionera miało jakiś związek z morderstwem Giermana i Courtney LaBelle? Wydawało się to mało prawdopodobne. A może jednak? Z drugiej strony fakt, że facet nie pojawił się w pracy i nie spał w swoim łóżku, nie oznacza jeszcze, że ktoś go załatwił. Co z tego, że jego rezydencja znajduje się w pobliżu domu Abby Chastain? To pewnie tylko zbieg okoliczności. Nic poza tym.
Ale czytając e-maile i odsłuchując wiadomości pozostawione na automatycznej sekretarce, odczuwał dziwny niepokój. W końcu podniósł słuchawkę telefonu i zadzwonił do wydziału zaginięć. Nie zaszkodzi, jeśli dowie się więcej na temat Asy Pomeroya.
Na wszelki wypadek.
– …a pogrzeb będzie o jedenastej – mówił Lex, brat Nicka. – Pomyślałem, że będziesz chciała wiedzieć. U Świętego Michała. Nie będzie trumny. Nick chciał zostać skremowany. O Boże, nie mogę uwierzyć, że rozmawiamy o takich rzeczach. To wszystko jeszcze tak naprawdę do mnie nie dociera.
– Wiem.
– No to… może się tam spotkamy.
– Tak – odparła Abby. – Dziękuję za wiadomość. – Wyłączyła telefon komórkowy i westchnęła. Myśl o pogrzebie była przygnębiająca. Będzie musiała spotkać się z ludźmi, którzy znali Nicka, i patrzeć na ich smutek. Będzie musiała porozmawiać z jego rodzicami.
– Niewesoło – powiedziała do Hershey, wkładając telefon do kieszeni.
Całe popołudnie pracowała w swoim studiu, nie zrobiła sobie nawet przerwy na lunch. Teraz było już po ósmej, burczało jej w brzuchu, bolały ją plecy. Przeciągnęła się i potarła dłonią kark, czując, że zaczyna ją boleć głowa. Miała tylko nadzieję, że w zamrażalniku jest cokolwiek, co mogłaby podgrzać w mikrofalówce. Zastanawiała się właśnie, na co miałaby ochotę, kiedy Hershey, która leżała w kącie na kocyku, zerwała się nagle i cicho warcząc, podeszła na sztywnych łapach do drzwi.
– Co znowu? – mruknęła Abby.
"Dreszcze" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dreszcze". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dreszcze" друзьям в соцсетях.