Zaczęła krzyczeć przez knebel i wyrywać się gwałtownie, ale szaleniec trzymał ją mocno. Jednym ruchem zdjął jej opaskę z oczu i wyjął knebel z ust. Zwymiotowała.
Potem podniosła głowę i w słabym świetle jedynej lampy zobaczyła, co zrobiła. Jakiś mężczyzna, którego twarz mgliście wydała jej się znajoma, siedział na krześle, z poduszką przywiązaną do klatki piersiowej. Ręce miał związane z tyłu, nogi w kostkach przywiązane do nóg krzesła. Był pochylony do przodu, a przed nim, na podłodze, rosła powoli kałuża krwi. W powietrzu unosiły się białe pióra z rozdartej poduszki, powoli opadając na mokrą, czerwoną plamę.
Mary, w sukience zalanej wymiocinami, z twarzą zalaną łzami, patrzyła, jak umiera.
– Zabiłaś go. Mary – powiedział niemal czule oprawca, przyciskając ją do siebie. – A to jest grzech. Ale ty przecież dobrze o tym wiesz, prawda?
Nie odpowiedziała. Cokolwiek by powiedziała, nie miało to żadnego znaczenia. Wiedziała o tym.
– Właśnie zgrzeszyłaś, Mary – szepnął.
Mary przełknęła ślinę. Wiedziała, co się zaraz stanie.
Ojcze, wybacz mi…
– A wszyscy wiemy, że ceną grzechu jest śmierć.
Powoli odwrócił rewolwer w jej dłoni i przytknął lufę do jej skroni.
Rozdział 3
Może być o trzeciej – powiedziała Abby, przytrzymując słuchawkę ramieniem.
Od czasu, kiedy słuchała audycji Nicka, jadąc na spotkanie w sprawie ślubu, na którym miała robić zdjęcia, minęły dwa dni. Z torbą z zakupami w jednej ręce, a portfolio w drugiej wracała do domu. Prawie cały dzień spędziła w studiu, przeglądając rachunki i zdjęcia dyplomowe studentów college’u, później wstąpiła do sklepu i szybko wróciła.
Rzuciła torbę z zakupami na kuchenny blat. Ansel siedział koło okna i obserwował ptaki, nerwowo poruszając ogonem.
– Uciekaj stąd – powiedziała cicho do kota i wróciła do rozmowy z kobietą, która chciała zobaczyć dom.
Tabliczka z napisem na sprzedaż bez pośredników wisiała przed domem zaledwie od dwóch dni, a już zadzwoniło kilku potencjalnych nabywców. Ta kobieta była pierwszą klientką, która chciała „obejrzeć nieruchomość” po usłyszeniu ceny. Abby poszła do salonu, zostawiła portfolio i wróciła do kuchni.
– Może pani powtórzyć nazwisko? I numer telefonu? – poprosiła, wyciągając z torebki długopis. Zanotowała je szybko w leżącym obok telefonu notatniku. – Dziękuję, do zobaczenia o trzeciej.
Odłożyła słuchawkę i spojrzała na zegarek. Do trzeciej zostały niecałe dwie godziny.
Na szczęście w domu panował względny porządek – pomijając szarą kocią sierść, która zbierała się w kątach. Mimo wysiłków nie była w stanie odkurzać domu wystarczająco często, zwłaszcza kiedy Ansel przechodził linienie.
– Może powinnam kupić golarkę dla ciebie zamiast odkurzacza, co?
Kot podszedł do tylnych drzwi i zaczął miauczeć. Otworzyła je i wypuściła go na zewnątrz, a potem sama wyszła na ganek. Słońce z trudem przeświecało przez gęste chmury. Wydawało jej się przez chwilę, że zobaczyła na niebie blady łuk tęczy, która jednak szybko zniknęła.
– Chciałabyś – mruknęła do siebie i wróciła do środka.
Rozejrzała się dookoła i doszła do wniosku, że będzie musiała jednak trochę posprzątać, zanim zacznie kogokolwiek oprowadzać po domu.
W sypialni zrzuciła bluzkę i spodnie i przebrała się w „rzeczy do sprzątania”, ukochane stare dżinsy i poplamiony podkoszulek. Potem zebrała rozwichrzone loki w koński ogon i zabrała się do polerowania stołów, mycia okien i pastowania drewnianych podłóg.
Włączyła telewizor i jednym uchem wysłuchała ostrzeżeń przed tropikalną burzą, zbierającą się na Atlantyku. Po prognozie pogody zaczęły się reklamy, a potem nastąpił ciąg dalszy wiadomości.
Abby wycierała właśnie parapet, kiedy usłyszała coś, co przykuło jej uwagę.
– Nasza Pani od Cnót…
Podniosła głowę. I spojrzała na mały telewizor stojący na półce z książkami.
– …Szpital znajdował się w tej okolicy od prawie stu lat – mówiła dwudziestoparoletnia dziennikarka. – Budynek, który widzicie państwo za mną, przechodził w tym czasie wiele zmian i kryje w sobie ślady wielu, czasami sensacyjnych, historii.
O Boże, chyba nie wywloką teraz tego, co stało się z moją matką?
Abby zesztywniała, jakby w oczekiwaniu ciosu.
– Wybudowano go na sierociniec, po drugiej wojnie światowej w budynku urządzono szpital, prowadzony przez katolicki zakon żeński.
Teraz kamera objęła cały, niegdyś wspaniały budynek z czerwonej cegły.
– W ostatnich dziesięcioleciach mieścił się tu szpital psychiatryczny, lecz choć był własnością prywatną, także ucierpiał, kiedy skończyły się fundusze federalne. Po samobójstwie jednej z pacjentek, blisko osiemnaście lat temu został zamknięty…
Abby zacisnęła zęby i opuściła gąbkę. Widok na ekranie wydał jej się nagle i dziwnie nierealny.
Nad telewizorem, na górnej półce obok kominka, stało duże zdjęcie jej matki. Była na nim uśmiechnięta, ciemne włosy okalały miękko jej twarz, a złoto-brązowe oczy nie zdradzały cierpień, jakich musiała doświadczać jej dusza.
Abby podeszła do półki i wzięła fotografię do ręki.
– …szpital zostanie wyburzony, prawdopodobnie w przyszłym roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem…
Abby szybko spojrzała na ekran. Mają zamiar zburzyć stary szpital?
– W przyszłości powstanie tu dom opieki dla osób starszych wraz z przylegającym do niego ośrodkiem zdrowia.
– Dziękuję, Dario – powiedział spiker w studiu, podnosząc leżące przed nim kartki. – Po przerwie dalszy ciąg informacji na temat losów szpitala.
– Nie, dziękuję. – Abby wyłączyła telewizor i twarz spikera zniknęła.
Westchnęła głęboko i zaczęła myśleć o tym, co usłyszała. I co z tego, że szpital, w którym jej matka zakończyła życie, zostanie zburzony? Co z tego, i że nowy budynek zastąpi stary? Na tym właśnie polega postęp, prawda?
Postawiła zdjęcie matki na półce, poszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Nie było wody mineralnej.
– Do diabła.
Wzięła szklankę z kredensu i odkręciła kran. W starych rurach zabulgotało jękliwie. Oparła się biodrem o blat, napełniła szklankę wodą i przypomniała sobie wszystkie powody, dla których postanowiła wrócić do Luizjany.
Bo właściwie wcale nie miała ochoty tu wracać.
Uważała, że Seattle – ze względu na swój klimat, bliskość gór, interesującą historię, a przede wszystkim ponad trzy tysiące kilometrów dzielące je od Luizjany – to dla niej wymarzone miejsce.
Obiecała sobie jednak, że wróci tam, gdzie jej życie zmieniło się na zawsze po tragicznej śmierci matki. Bo doszła do wniosku, że aby raz na zawsze odciąć się od duchów przeszłości, musi odwiedzić ten stary szpital, zrobić zdjęcia i jeszcze raz spróbować odtworzyć tę noc, którą pamiętała tak mgliście.
Zadzwoniła komórka w torebce, którą zostawiła w jadalni obok portfolio. Podeszła do niej szybko i wyciągnęła telefon.
– Halo?
– Cześć, Abby, tu Maury – usłyszała, nieprzyjemne zaskoczona. – Maury Taylor. Pamiętasz? Pracuję z Nickiem.
– Tak, pamiętam cię, oczywiście – odparła chłodno. Maury idiota
– Słuchaj… nie miałaś przypadkiem ostatnio wiadomości od Nicka?
– Nie – powiedziała powoli, podejrzewając, że to może być pułapka. Jeden z głupich kawałów Nicka. Był znany z tego, że wystawiał ludzi na pośmiewisko w czasie programu, bawił się cudzym kosztem.
– Na pewno?
– Oczywiście. Po co miałabym się z nim kontaktować?
– Nie wiem. – Maury wydawał się zdenerwowany. – On… eee… nie przyszedł wczoraj do radia. Nie zrobił programu. Musieliśmy puścić z taśmy jakiś stary materiał z ubiegłego lata.
Abby nie bardzo chciało się w to wierzyć, a poza tym doszła do wniosku, że nic jej to nie obchodzi. Skończyła z Nickiem Giermanem raz na zawsze.
– Dlaczego sądzisz, że mogłabym wiedzieć, gdzie on jest?
– Nie wiem… Pomyślałem, że może słuchałaś jednego z jego programów w tym tygodniu, tego o byłych małżonkach.
Abby nie odpowiedziała, ale nagle zrobiło jej się gorąco. Drań, pomyślała, przypominając sobie wszystkie kłamstwa, które Nick tak gładko wypowiadał do mikrofonu. Zacisnęła palce na telefonie.
– Nick… cóż, pewnie i tak już o tym wiesz… nie zostawił na tobie suchej nitki.
– I dlatego miałabym się z nim spotykać? – spytała drwiąco. Jakoś udało jej się opanować gniew. Ciągle nie była pewna, czy to nie pułapka. – Uroczy pomysł. Nie, nie mam pojęcia, gdzie jest Nick. Żegnam.
– Nie, zaczekaj, Abby! – rzucił Maury gorączkowo, jakby się bał, że Abby odłoży słuchawkę. – Przepraszam. Ten program był… no wiesz, naprawdę ostry, ale słuchacze takie właśnie lubią…
– Do rzeczy, Maury.
– No więc… po tym programie Nick zniknął. Nie pojawił się w swoim klubie fitness, a wiesz, że zawsze po pracy chodzi na siłownię.
Tak, pamiętała. Nick miał obsesję na tym punkcie. Dbałość o kondycję fizyczną przybrała u niego formę manii.
– Nikt nie miał od niego wiadomości. Poszedłem nawet do niego do domu, ale nie otworzył. Dzwoniłem na telefon domowy i na komórkę, ale nie odbiera.
– Na pewno wkrótce się pojawi – powiedziała Abby lekko. Postanowiła, że nie da się w to wciągnąć.
– Ale…
– Nie widziałam się z nim. Jak zauważył ostatnio na antenie, jestem jego byłą żoną. – Była już naprawdę zła i z trudem panowała nad sobą. – Nie interesuje mnie, co robi. Dlaczego nie porozmawiasz z jego dziewczyną?
– Nia… tak, no cóż… Nick i Nia… – zaczął Maury, ale urwał.
– Co? – spytała niecierpliwie.
– Nia nie wie, gdzie może być.
Abby czuła, że Maury mógłby jeszcze coś dodać na ten temat, ale nie była zainteresowana.
– Może wie, tylko nie chce powiedzieć.
– Nie… To takie do niego niepodobne. – Maury był zaniepokojony. Poważnie zaniepokojony.
Świetnie. Niech sam się martwi o Nicka. Jej nie obchodzą chore zabawy byłego męża ani jego życie osobiste. Nie martwiła się o niego. Był znany z tego, że sfingowałby własną śmierć, gdyby mogło mu to przysporzyć popularności.
– Nie widziałam Nicka od ubiegłego weekendu, kiedy przyjechał po Hershey, psa, którym się wspólnie opiekujemy. Niestety, nie mogę ci pomóc. I lepiej, żeby Nick dobrze się opiekował moim psem.
– W porządku, w porządku… ale gdyby się z tobą skontaktował, powiedz mu, żeby natychmiast zadzwonił do radia. Producent jest naprawdę wściekły.
– To świetnie. – Właśnie to miała ochotę usłyszeć. Rozłączyła się i postanowiła, że nie będzie więcej o tym myśleć. To, co robi Nick, nie ma żadnego znaczenia. Są rozwiedzeni. Koniec i kropka.
A jego rzeczy zniknęły z garażu.
Poszła jednak do sypialni i otworzyła drugą szufladę nocnej szafki.
Jak zawsze od lat leżał tam rewolwer, należący kiedyś do ojca Nicka. Podniosła go i ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Okłamała Nicka. Ale poczucie winy szybko minęło.
Na razie go zatrzyma.
– W porządku… Co my tu mamy? – detektyw Reuben Montoya, w dżinsach, podkoszulku i czarnej skórzanej kurtce, ruszył powoli w stroną niewielkiej, rozsypującej się chaty na obrzeżach moczarów. Poranne słońce przeświecało przez gałęzie drzew. Czuł ostry zapach moczarów, zapach stojącej wody, gnijących roślin… i czegoś jeszcze… Po chwili zorientował się, że to odór rozkładającego się ciała.
Zrobiło mu się trochę niedobrze, ale opanował mdłości. Zazwyczaj potrafił wykonywać swoją pracę, nie zwracając ostatniego posiłku.
– Wygląda na morderstwo i samobójstwo – powiedział Don Spencer, niski mężczyzna o błękitnych oczach i krótko przyciętych rudawych włosach. – Ale nie wszystko pasuje. Ciągle pracujemy. Zespół jest tu od godziny.
Montoya kiwnął głową i rozejrzał się dookoła. Chata została już otoczona żółtą taśmą, przy której stało teraz kilku policjantów.
– Ty byłeś tu pierwszy? – spytał Montoya, podpisując stosowny dokument.
– Tak. Mieliśmy telefon od jednego z miejscowych… Wędkarz, przyznał się, że wszedł do chaty. Jechał nad rzekę, zauważył, że drzwi są otwarte, i wszedł do środka.
– Jest tu jeszcze?
Policjant kiwnął głową.
– Siedzi w swojej furgonetce, tam. – Spencer wskazał ruchem głowy starego czerwonego dodge’a, który zdążył już spłowieć w ostrym słońcu Luizjany. Z tyłu leżał mały kajak i sprzęt wędkarski. W samochodzie siedział czarny mężczyzna. – Nazywa się Ray Watson. Mieszka jakieś siedem kilometrów stąd w górę rzeki. Nienotowany.
– To jedyny świadek?
– Jak dotąd tak.
– Zatrzymaj go jeszcze trochę. Będę chciał mu zadać kilka pytań.
– Jasne.
"Dreszcze" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dreszcze". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dreszcze" друзьям в соцсетях.