– Nienawidzę cię! Postaw go w tej chwili! Nienawidzę cię za to, że uderzyłeś mojego tatę!
Wszystko stało się tak szybko, że Laura osłupiała. Dopiero po chwili udało jej się oderwać Josha od Rye'a i poprowadzić do wyjścia.
Rye poprawił sobie ciało Dana na ramieniu i zwrócił się do oszołomionych gospodarzy:
– Przepraszam za tę scenę, ale Dan miał dziś ciężki dzień. Wyrazy współczucia z powodu śmierci brata. – Potem rzucił do Laury, ignorując ciekawe spojrzenia: – Chodź, trzeba go położyć, i małego też.
Wyszli nie oglądając się. Zdawali sobie sprawę, że dali pozostałym wiele do myślenia. Rye pruł przed siebie tak szybko, że Laura ledwie mogła za nim nadążyć. Ciągnęła za rękę wciąż płaczącego Josha.
– Dlaczego on uderzył tatusia? – chlipnął. Rye szedł przodem, nie oglądając się.
– Tatuś wypił za dużo piwa – bąknęła Laura, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
– Ale on go uderzył!
– Cicho bądź, Joshua. Szli przez mrok, kierując się odgłosem kroków Rye'a. Laura z ciężkim sercem zdała sobie sprawę, że Josh jest za mały, by cokolwiek pojąć.
– I zakopał dziadziusia… – dodał malec z urazą.
– Josh, powiedziałam ci, żebyś był cicho! Szarpnęła go mocniej i oskarżenia przerodziły się w cichy pomruk, przerywany pociągnięciami nosem. Laura poczuła wyrzuty sumienia. Wzięła synka na ręce i niosła go przez resztę drogi, czując na szyi jego mokrą twarzyczkę.
Od rozwidlenia kierowali się chrzęstem muszel. Rye zatrzymał się dopiero pod drzwiami, wpuszczając ją pierwszą. Stał z ciężarem, który teraz mocno mu już doskwierał, czekając, aż Laura odnajdzie krzesiwo i zapali świece. Kiedy wokół zabłysło parę wątłych płomyków, Laura odnalazła wzrokiem Rye'a.
– Przebierz się w koszulkę, zaraz do ciebie przyjdę – poleciła synkowi, wzięła świecę i pierwsza weszła do sypialni. Rye zwalił bezwładne ciało Dana na łóżko. Prostując się, powiódł wzrokiem od uchylonych drzwi szafy, skąd widać było wiszącą odzież Laury i Dana, do komody, na której prócz miednicy i dzbanka leżał kościany grzebień. Gdy wreszcie spojrzał na Laurę, stojącą w progu z dłońmi przyciśniętymi do piersi, minę miał oficjalną i zimną.
– Lepiej go rozbierz – powiedział. Laura pokonała dławienie w gardle i weszła do izdebki. Było tu ciasno, i gdy zbliżyła się do łóżka, Rye usunął się na bok. Stanął w drzwiach, ona zaś pochyliła się nad Danem i zaczęła zdejmować mu buty.
Obserwował, jak podnosi najpierw jedną nogę, potem drugą, i cicho stawia buty obok łóżka. Rozluźniła krawat, wyjęła go spod kołnierzyka i położyła na komodzie. Rozpięła guzik pod brodą… Rye przypomniał sobie, jak niedawno Laura rozbierała go na łące. Zmarszczył brwi. Laura przysiadła na brzegu łóżka, usiłując ściągnąć z Dana surdut, ale bezwładne ciało stawiało opór, i w końcu Rye powiedział:
– Zostaw go mnie. Idź zajrzeć do chłopca. Kiedy wstała, zobaczył, że w oczach ma łzy, a wargi jej drżą. Minęła go w drzwiach, przytrzymując spódnice tak, by o niego nie zawadzić.
Rye zdjął z Dana surdut, spodnie i koszulę, udało mu się też wepchnąć go pod pierzynę. Nieprzytomna, chrapiąca kopa siana. Przyjrzał mu się przez chwilę i tym razem bez pośpiechu rozejrzał się po pokoju. Podszedł do komody, podniósł grzebień Laury i pociągnął kciukiem po jego zębach. Musnął dłonią ręcznik wiszący obok lustra na ścianie. Potem jednym palcem powoli otworzył mahoniowe drzwi szafy. Rozchyliły się bezgłośnie. Rye cofnął palec i wsadził go do kamizelki, oglądając tymczasem sukienki Laury, przemieszane z garderobą Dana. Dotknął rękawa żółtej sukni, w której widział ją na targu, dwoma palcami zmiął materiał, po czym ze znużeniem opuścił dłoń i westchnął. Cicho zamknął drzwi szafy, zerknął na śpiącego na łóżku mężczyznę i zdmuchnął świecę.
Laura siedziała przy dziecku, tuląc je do snu. Rye nie miał zamiaru się zbliżać, lecz pokusa okazała się zbyt wielka. Powoli podszedł i przez ramię Laury zerknął na twarz chłopca, wciąż opuchniętą i czerwoną od płaczu.
– Dobranoc, kochanie – Laura nachyliła się, by ucałować synka. Ale wargi Josha wciąż drżały, a oskarżycielski wzrok utkwił w mężczyźnie, którego postać majaczyła za plecami matki. Rye postąpił krok bliżej, opierając się lekko o plecy Laury. Sięgnął ponad jej ramieniem i stwardniałą dłonią dotknął jasnych, miękkich włosów chłopca. W oczach Josha malowała się czujność, obawa i gniew.
– Przepraszam, że uderzyłem twojego tatusia.
– Mówiłeś, że jesteś jego przyjacielem.
– Bo jestem.
– Nie wierzę ci! – Bródka dziecka zatrzęsła się. – I… i zakopałeś w ziemi skrzynkę, w której był mój dziadziuś.
– To twój dziadziuś nauczył mnie łowić ryby, kiedy byłem niewiele starszy od ciebie. Ja też go kochałem, ale teraz nie żyje. Dlatego pochowaliśmy go na cmentarzu.
– I już nigdy więcej go nie zobaczę? Rye ze smutkiem potrząsnął głową. Po raz pierwszy doświadczył, że ojcostwo ma także i swoje bolesne strony. Josh spuścił wzrok i dźgnął palcem w koc.
– Tak myślałem, ale nikt nie chciał mi powiedzieć na pewno. Rye poczuł, że Laura drży, i lekko oparł jej dłoń na ramieniu.
– Nie chcieli cię martwić. Myśleli, że nie rozumiesz, skoro masz dopiero cztery latka.
– Niedługo skończę pięć.
– Tak, wiem. Jesteś więc dość duży, by zrozumieć, że twój… tatuś będzie bardzo tęsknił za swoim tatusiem. Trzeba go pocieszyć. – Rye zerknął na pochyloną głowę Laury. – I twoją mamę też – dodał tkliwie.
Niezdolna dłużej wstrzymać cisnących się do oczu łez, Laura ponownie ucałowała Josha.
– Śpij, kochanie. Będę tu, w pokoju. Malec obrócił się do ściany i zwinął w kłębek. Kiedy jednak poczuł, że matka wstaje, odwrócił się prosząco:
– Nie zamykaj drzwi, mamusiu.
– Dobrze, synku. Zostawiła alkówkę szeroko otwartą, ocierając łzy z oczu. Panowała cisza, tylko z sypialni dochodziło miarowe pochrapywanie Dana. Rye stanął za nią wpatrując się w misternie upięty węzeł włosów na karku, w fakturę czarnej żałobnej sukni, okrywającej pochylone ramiona. Położył na nich ręce, Laura zaś ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się cicho.
– Oj, kochanie… – szepnął, tuląc ją do piersi. Wyjął z kieszeni chusteczkę do nosa i podał jej, sam bliski łez.
– Rye, tak mi wstyd, że bolałam nad nami nie mniej niż nad Zacharym!
Obrócił ją twarzą do siebie i objął, zakołysał lekko jak dziecko.
Josh usłyszał szloch matki. Spuścił nogi z łóżka i stanął niezdecydowanie za skrzydłem drzwi, patrząc na szerokie plecy mężczyzny, który ją obejmował. Mama zarzuciła mu ręce na szyję, a on ją tulił, dokładnie tak samo, jak mama czasami tuliła jego, kiedy płakał. Przyglądał się w milczeniu; nie był pewien, czy powinien mieć pretensje do Rye'a za to, że uderzył tatę. Zdawać by się mogło, że mama będzie zła, ale tak nie było. To właśnie u niego szukała pociechy – tak, jak Josh u niej, gdy niosła go do domu. Przypominał sobie, iż Rye sam powiedział, że mama teraz tego potrzebuje. Josh wspiął się z powrotem na posłanie, ze zdumieniem dochodząc do wniosku, że widocznie mamusie też czasem chcą, żeby je przytulić.
Laura płakała gorzko, wylewając z siebie całą żałość, nagromadzoną w ciągu minionych trzech dni.
– Lauro… – Rye dotknął ustami jej włosów.
– Przytul mnie, Rye, och, przytul mnie… Mój kochany, ile ty musiałeś ostatnio wycierpieć!
– Sza, miła, sza… – szepnął miękko, ale Laura nie dała się uciszyć.
– Serce omal mi nie pękło, kiedy zobaczyłam cię z Danem na nabrzeżu. A potem, kiedy szukaliście Zacha… Och, Rye, tak bardzo chciałam ci powiedzieć, że kocham cię za to, co robisz dla niego. On… on tak bardzo cię wtedy potrzebował. Czasami myślę, że to przeznaczenie ciągle od nowa splata nasze losy, wiedząc, że potrzebujemy się wszyscy troje.
– Do diabła z przeznaczeniem! Mam go już powyżej uszu! – głos Rye'a zadrżał. Trzymał ją w objęciach i głaskał po głowie.
– Rye, tak mi przykro z powodu zachowania Josha. Nie martw się, przejdzie mu to, zapomni o pretensjach.
Rye gwałtownie oderwał się od niej i ujął w dłonie jej głowę.
– Przestań myśleć tylko o nich. Ja też cię potrzebuję! – Potrząsnął nią, jakby chciał ją otrzeźwić i zajrzał jej głęboko w oczy. Potem znów szorstko przygarnął ją do siebie, wdychając zapach jej skóry i włosów. – Dlaczego musiało się to nam przytrafić? – wyszeptał z rozpaczą. – Dlaczego właśnie teraz?
– Może to kara za nasze grzechy.
– Nie zgrzeszyliśmy! Padliśmy ofiarą zbiegu okoliczności, tak jak wszyscy inni. Ale to my musimy cierpieć męki rozstania, chociaż żadne z nas nie zawiniło. Należymy do siebie, Lauro, my dwoje, a nie ty i Dan.
Z oczu Laury od nowa popłynęły łzy.
– Wiem. Ale… nie mogę odejść od niego teraz, czy nie rozumiesz? Jak mogę go porzucić w najcięższych chwilach, zwłaszcza, że ja takie chwile przetrwałam dzięki niemu? Co powiedzieliby o tym ludzie?
– Nic mnie nie obchodzi, co powiedzą ludzie. Chcę, żebyś wróciła do mnie razem z Joshem.
– Wiesz, że to niemożliwe, przynajmniej nie w tej chwili…
– Kiedy? – zapytał krótko. W jego błękitnych oczach błysnął gniew.
– Najpierw musi upłynąć okres żałoby.
– Do diabła z żałobą! Zach Morgan nie żyje, ale czy musimy udawać, że umarliśmy wraz z nim? Żyjemy i zmarnowaliśmy już całe pięć lat!
– Rye, proszę cię, zrozum… Chcę być z tobą. Ja… tak bardzo cię kocham…
Wzburzenie Rye'a nagle opadło. Przyglądał się jej długo w blasku świecy.
– Ale jego też kochasz, prawda? Laura spuściła wzrok. Przez długą chwilę nie odpowiadała i nie patrzyła na niego, więc w końcu zmusił ją, by podniosła głowę.
– Oczywiście – rzekł z bólem. – Ja także. I to jest najgorsze, prawda?
– Wiem, że ty też cierpisz, kiedy Dan jest taki… – Obejrzała się w stronę sypialni, skąd dochodziło głośne chrapanie Dana.
– Często się tak upija?
– Coraz częściej. Wie i pije… żeby zapomnieć.
– I wzbudzić w tobie wyrzuty sumienia. Nie oszukuj się, Lauro, cokolwiek zrobisz i tak będzie źle. Jeśli zostaniesz, będzie się upijał, bo wie, że chcesz odejść. Jeśli odjedziesz, będzie pił dlatego, że z nim nie zostałaś.
– Och, Rye, jaki z ciebie cynik. Dan nie jest taki twardy jak ty. Czy nie mógłbyś mieć dla niego odrobiny litości?
– Nie proś mnie o litość dla Dana, Lauro. Wystarczy, że wciąż żywię dla niego przyjaźń, Bóg mi świadkiem. Ale nie mam zamiaru się nad nim litować, skoro posługuje się swoją słabością, żeby cię zatrzymać.
– Nie chodzi tylko o to, Rye. To mała wyspa. Widziałeś, jak dzisiaj patrzyła na nas Ruth?
– Ruth! – wykrzyknął Rye z irytacją. – Ruth powinna wreszcie stracić dziewictwo, wtedy wiedziałaby, przez jakie piekło przechodzisz!
– Rye, na litość boską…
Złapał ją za głowę i wycisnął na jej wargach dziki pocałunek. Dopiero po chwili poczuł, że Laura stara się uwolnić. Przytulił ją ze skruchą.
– Przepraszam cię, Lauro. Po prostu nie mogę znieść tego, że wyjdę stąd i znowu będę sobie wyobrażał, że leżysz z nim w tym samym łóżku, które kiedyś my dzieliliśmy ze sobą.
– Pół roku – przerwała mu. – Nie wytrzymasz sześciu miesięcy?
– Sześć miesięcy? – powtórzył zimno. – Dlaczego nie prosisz mnie o sześć lat?
– Mnie też nie jest lekko, Rye, chyba o tym wiesz. Ujął ją pod brodę delikatnie, czule.
– Powiedz, czy mogłaś zajść teraz ze mną w ciążę? Bo jeśli to możliwe, za żadne skarby świata nie pozwolę ci z nim zostać!
– Nie, Rye. To nie ten czas.
Rye wbił udręczony wzrok w jej twarz.
– Będziesz mu się oddawać? Wyrwała mu się i odwróciła tyłem.
– Rye, dlaczego sam siebie dręczysz…
– Dlaczego? – Chwycił ją za ramię i obrócił do siebie. Oczy mu pałały. – Musisz doprawdy bardzo go kochać, inaczej ta myśl dla ciebie też byłaby torturą!
Laura złapała go za ręce.
– Żal mi go. Zdradziłam go i przez to mam wobec niego dług.
– A jeśli spłacając ten dług poczniesz jego dziecko? Co wtedy? Znów będziesz mnie prosić o czas na decyzję, którego ze szczęśliwych ojców następnym razem obdarzysz względami?
Wymierzyła mu policzek, ale uchylił się, nim cios doszedł celu. Zawstydzona, dotknęła jego piersi.
– Przepraszam… Czy nie widzisz, że w istocie nie złościmy się na siebie, lecz na to, do czego zmusza nas życie? Wyżywamy się na sobie, bo nie potrafimy usunąć przyczyny naszych kłopotów.
– Prawdziwą przyczyną kłopotów jest twój upór, a usunąć ją możesz jednym słowem – „tak!” Wolisz jednak tego nie robić. – Rye ruszył w stronę drzwi.
– Rye, dokąd idziesz? Obrócił się i zniżył głos:
– Zostawiam cię z twoim pijanym mężem, który nie jest ciebie wart, ale jakimś cudem zachowuje twoją lojalność, chrapiąc tam sobie w pijackim śnie. Prosisz o pół roku? Dobrze. Dam ci pół roku. Ale w tym czasie trzymaj się z dala ode mnie, kobieto, bo postaram się, żebyś znów zdradziła męża i nie sprawi mi różnicy gdzie, kiedy, ani kto będzie o tym wiedział. Jak dla mnie może się temu przyglądać cała wyspa. Ruth Morgan i jej podobne będą miały o czym myśleć w długie bezsenne noce!
"Dwie Miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dwie Miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dwie Miłości" друзьям в соцсетях.