Tymczasem wybiła północ.

Magnussen zapukał po dziesięciu minutach. Tym razem nikogo ze sobą nie przyprowadził. Usiadł ciężko w fotelu naprzeciw mnie i rozpoczął przesłuchanie. Patrzył na mnie chłodno, ale bez wrogości. Zdawał się pytać: „Kari, Kari, czemu mi to zrobiłaś?”. Natomiast ton jego głosu nie pozostawiał cienia wątpliwości: pan Magnussen był najprawdopodobniej przekonany o mojej winie.

Przez ponad dwie godziny wprost zarzucał mnie pytaniami. W końcu oczami wyobraźni widziałam siebie w najbardziej niedorzecznych sytuacjach. W głowie dudniło mi i huczało.

– Kiedy po raz ostatni widziałaś Grethe? Kiedy z nią rozmawiałaś? Gdzie przebywałaś tego wieczoru, kiedy zmarł kapitan Moe?

Zeznałam, że w czwartek, na dzień przed przyjazdem do domu, byłam na wykładzie na uniwersytecie.

– A gdzie ostatnio mieszkałaś w Oslo?

I tak dalej, bez końca. Starałam się odpowiadać wyczerpująco na wszystkie pytania, wkrótce jednak odniosłam wrażenie, że lensmann powtarza się i każe mi opowiadać wciąż o tym samym.

– Dlaczego przyjechałaś z Oslo właśnie w ów piątek? Gzy nie dlatego, że po usłyszeniu wiadomości o śmierci kapitana spodziewałaś się przyjazdu Grethe?

– Ależ skąd! Nie miałam pojęcia, że kapitan nie żyje. Dowiedziałam się o tym na miejscu od Grima.

– A dlaczego wyszłaś na spacer zaraz po przyjeździe? Czy spotkałaś wtedy Grethe wracającą z dworca? Czy wcześniej zaplanowałaś atak?

– Nie, nie! To wszystko nieprawda! – łkałam bezsilnie.

– Jak to się stało, że przesiadywałaś o zmroku w lesie, skoro podobno panicznie boisz się ciemności? W jaki sposób zaciągnęłaś Grethe na bagniska?

Starałam się bronić, zaprzeczałam, ale nic to nie dało.

Według Magnussena skłamałam, opowiadając, że na bagnach widziałam dwie osoby. Pomysł z obdukcją ciała kapitana, na który rzekomo wpadłam w sobotę, był, zdaniem lensmanna, znakomitym wybiegiem. W ten sposób odwróciłam uwagę od siebie. Państwo Gressvik dzięki absolutnemu zbiegowi okoliczności zapewnili mi alibi. Po spotkaniu z nimi sprytnie ukryłam ciało Grethe w rowie który wcześniej wykopał Grim. A w szpitalu sama podrzuciłam kapsułkę z trucizną.

– Panie lensmannie, niech się pan zlituje! Skąd bym ją wzięła? – zapytałam kompletnie załamana.

Po raz pierwszy lensmann Magnussen się zawahał.

– Do tego też z czasem dojdziemy – stwierdził po chwili. Przeciwko mnie przemawiał również fakt, że trzy następne listy trafiły do adresatów po moim wyjściu ze szpitala, a więc wówczas, gdy sama mogłam je nadać. A kto uwierzyłby w rozsypane papierki po cukierkach, które rzekomo doprowadziły mnie na miejsce zbrodni?

Więcej już nie mogłam znieść. Uderzyłam dłonią w stół i poderwałam się, krzycząc.

– Ja tego nie zrobiłam! Nie zrobiłam i już!

W tej samej chwili drzwi otworzyły się z impetem i do mojego pokoju wkroczył Tor. Zanim lensmann zdążył cokolwiek powiedzieć, zagrzmiał:

– Pan chyba zupełnie postradał zmysły, panie Magnussen! Czy chce pan doprowadzić tę biedną dziewczynę do załamania nerwowego? Jest druga w nocy! Czy pan zapomniał, że ona przed dwoma dniami opuściła szpital po poważnym wstrząsie mózgu? Czy zapomniał pan, co przy pana wydatnej pomocy przeszła dzisiaj?

– Ale ten list… – stropił się lensmann.

– Cóż mnie obchodzi jakiś list! Gdyby nawet posądzono ją o najgorsze zbrodnie świata, nie ma pan prawa tak jej traktować! Koniec przesłuchania! Kari idzie natychmiast do łóżka! Jako lekarz zalecam jej absolutny spokój.

Rad nierad, lensmann Magnussen musiał się w końcu poddać. Wstał i skierował się do wyjścia.

– Pani Land, tę noc spędzi pani w tym samym pokoju co córka. Odpowiada pani za nią. Niech nie rusza się stąd na krok. Wrócę tu jutro z samego rana.

Tor nadal upierał się przy swoim.

– Oczywiście, że Kari musi być pod nadzorem, ale nie jako zabójczym, tylko jako osoba, która nadal wymaga troskliwej opieki. Proszę nie spuszczać jej z oczu ani na minutę.

Matka, która wyglądała na przestraszoną, zapewniła, że będzie nade mną czuwała.

Tor wydal mi się w tym momencie najwspanialszym człowiekiem pod słońcem. Po chwili zwrócił się do mnie.

– Spij dobrze, Karinko – powiedział ciepło. – Zabieram lensmanna. Chcę z nim zamienić kilka słów. Nic się nie martw, na pewno wszystko się wyjaśni.

Tata zdecydował, że zamieszka tymczasem w moim pokoju, a ja, razem z mamą, przeniosłam się do ich sypialni.

Po raz pierwszy od czasu, gdy jako kilkuletnia dziewczynka z upodobaniem wskakiwałam do łóżka rodziców, mogłam się wygodnie rozciągnąć w ich szerokim małżeńskim łożu. Ale chociaż mama już dawno zgasiła światło, wciąż nie mogłam zasnąć i wpatrywałam się uporczywie w okno, przez które do pokoju wkradały się pierwsze oznaki poranka.

– Mamo, śpisz?

– Nie, dziecinko.

– Jak to się stało, że Tor pojawił się właśnie wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam?

Mama przez chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się delikatnie.

– Zadzwoniłam po niego.

Podniosłam się ze zdumienia.

– Naprawdę?

– Tak. Oboje z tatą uznaliśmy, że pan Magnussen przesadza. Ale cóż mogliśmy na to poradzić? Byłam pewna, że nie zwróci uwagi na nasze prośby, ale lekarza z pewnością usłucha. Zadzwoniłam do szpitala i, wyobraź sobie, zastałam tam Tora. Mieszka w przyszpitalnym hotelu. Opowiedziałam mu o najściu lensmanna, a on zjawił się w okamgnieniu. Muszę przyznać, że doskonale się spisał.

– Mamo, jesteś aniołem. Ale powiedz mi… czy wy… czy ty i ojciec myślicie, że mogłabym…?

– Ależ, Kari! Co też ci przychodzi do głowy? Jesteś naszą córką, znamy cię na wylot! To jakieś straszne nieporozumienie, wierzę, że szybko zostanie wyjaśnione. Wiemy, że nie miałaś z tą zbrodnią nic wspólnego.

Niezłomna wiara rodziców w moją niewinność była dla mnie w tym momencie ogromnym pocieszeniem.

– Dziękuję, mamo – powiedziałam uspokojona. – Doprawdy, nie wiem, jak Grethe mogła napisać o mnie coś tak okropnego?

– Sama tego nie pojmuję. Ale nad tym będziemy zastanawiać się później. Teraz musisz przede wszystkim dobrze wypocząć.

W pokoju na chwilę zapadła cisza.

– Mamo?

– Tak, kochanie?

– Czy miałaś wielu adoratorów, gdy byłaś w moim wieku?

Mama uśmiechnęła się leciutko.

– No, pewnie podobałam się kilku chłopcom.

– A skąd wiedziałaś, który z nich…

– Który z nich to właśnie ten jedyny? Hm, po prostu to czułam – odparła.

Westchnęłam.

– Miałaś szczęście…

– A ty nie wiesz?

– W zasadzie wiem. Czasem jednak boję się, że on jest taki… taki doskonały. Przystojny, pełen uroku, z poczuciem humoru. Inteligentny, a do tego taki praktyczny zawód. Ale skąd mam wiedzieć, że to naprawdę ten jedyny? A może to tylko chwilowe zauroczenie?

Mama wciąż milczała.

Tymczasem ja ciągnęłam:

– Erik coś sobie uroił, że się pobierzemy, ale ja nic a nic do niego nie czuję. Wiele przeszedł, to prawda. Jest samotny i potrzebuje kogoś bliskiego. Tak się złożyło, że ja bylam najbliżej. Oskar Olsen też się do mnie zaleca, ale jego zamiary nie są chyba szczere. Wprawdzie krąży wokół mnie, jest szarmancki, ale to wszystko. Za to Tor… Mamo żebyś wiedziała co to za uczucie! Już sam jego widok sprawia, że całkiem tracę głowę…

– Córeczko, sama nie wiesz, czego chcesz. Najlepiej będzie, jak na razie pomyślisz nad uwolnieniem się od tego niedorzecznego oskarżenia. Potem zajmiesz się uczuciami. Kochają, to poczekają. Żebyś tylko tymczasem nie zrobiła jakiegoś głupstwa. A teraz zaśnij.

– Dobrze, mamo. Mamo?

– Co jeszcze, kochanie?

– Odnoszę wrażenie, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Tak mi z tobą dobrze.

– To prawda. I dlatego bardzo się o ciebie niepokoję.

– Będę ostrożna.

– Oj, Kari, tak ci się tylko wydaje. Wciąż pakujesz się w jakieś kłopoty i jeszcze nie raz trzeba cię będzie ratować z opresji. No, ale tymczasem śpij już.

ROZDZIAŁ XI

W czwartek pogoda się popsuła. Niebo przykryły chmury i wiał silny wiatr. Gałęzie bzu ciężko uderzały o kuchenny parapet, a płatki kwiatów jabłoni pokryły trawę białą pierzynką. Około południa zjawił się Tor ubrany w ciepły sweter i wojskowe spodnie. Ucieszyłam się, że przyszedł, zwłaszcza że przynosił wiadomości od samego lensmanna. Obdukcja ciała kapitana Moe rozpoczęła się dzień wcześniej. Wprawdzie nie przeprowadzono jeszcze wszystkich analiz, ale w części przebadanych próbek wykryto znaczne ilości środka usypiającego. Wszystko wskazywało na to, że kapitan Moe został otruty.

– To chyba jakieś nieporozumienie? – spytałam zaszokowana.

– Rzeczywiście, aż trudno w to uwierzyć. Ale podobno pan Magnussen zdążył już przepytać wdowę. Okazało się, że kapitan często używał tabletek nasennych. Stały na półce, w łazience, więc każdy z domowników miał do nich swobodny dostęp. Mogę cię też pocieszyć: lensmann sprawdził, że w dniu, w którym zmarł kapitan, byłaś na wykładzie na uczelni. Potwierdzili to twoi koledzy i koleżanki ze studiów. Lensmann wyraźnie odetchnął z ulgą, gdy się o tym dowiedział.

– Ach, tak, więc jestem wolna od podejrzeń? – zawołałam uszczęśliwiona. – Tak się cieszę!

Chciałam rzucić się Torowi na szyję, ale w ostatniej chwili się opanowałam. Najgorsze było chyba za mną: to niesprawiedliwe oskarżenie ogromnie mnie przygnębiało.

– Ale dlaczego w liście od Grethe pojawiło się moje imię?

– Tego nadal nie potrafimy wyjaśnić. Może Grethe miała jakieś powody, żeby cię podejrzewać?

Próbowałam sobie przypomnieć nasze rozmowy i spotkania sprzed lat.

– Nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Chyba że wyimaginowała sobie, iż taki powód istnieje…

Tor wyraźnie się ożywił:

– Tak właśnie powiedziałem Magnussenowi. Zawsze twierdziliście, że Grethe to dziwna osoba. Być może obawiała się, że ty i Erik zechcecie się pobrać, a tym samym pozbyć się jej i przejąć cały majątek.

– Przecież to absurd! Nigdy, przenigdy nie miałam zamiaru wychodzić za mąż za Erika!

– No dobrze, ale czy Grethe o tym wiedziała?

– Z całą pewnością nie. Nie kontaktowałyśmy się już od kilku lat.

– Pamiętaj jednak, że Erik dość długo do niej pisał. Kto wie, może w korespondencji wspominał coś o swoich planach małżeńskich?

– W tym czasie Erik nie był we mnie wcale zakochany.

– Erik w ogóle nie jest w tobie zakochany – oznajmił bez ogródek Tor. – Lgnie do ciebie dlatego, że jesteś dla niego miła, serdeczna. Podejrzewam, że podświadomie chce się tobą posłużyć, by raz na zawsze pozbyć się z domu Olsenów. Na swoje nieszczęście Erik nie mógł trafić gorzej; spośród znanych mi osób najmniej nadajesz się do realizacji jego planów. Nie umiesz samodzielnie podejmować decyzji, przypominasz raczej małą bezbronną dziewczynkę, która sama szuka oparcia w silnym, zdecydowanym mężczyźnie.

– Kogo masz na myśli?

– Naturalnie Grima. Przecież widzę, jakim on jest dla ciebie autorytetem. Wystarczy, że w czymś go skrytykuję, a ty od razu czerwienisz się i mobilizujesz wszystkie siły, stając w jego obronie.

– Proszę cię, nie mieszaj go do tych spraw. Nie mam ochoty teraz o nim myśleć.

– No, dobrze, już nie będę.

Tor przyciągnął mnie lekko do siebie i czule pocałował. Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, już mnie puścił.

– Nasza rozmowa zboczyła na inne tory – powiedział z uśmiechem. – Wróćmy do Olsenów. Czy Molly to skrót od imienia?

– Nie umiem powiedzieć, ale można to sprawdzić. Wybiorę się jutro do urzędu i poszperam w dziale ewidencji ludności. A może to ona naprawdę nazywa się Kari?

– Wiesz co? Chciałbym przyjrzeć się bliżej tym Olsenom. Co powiesz na krótką wizytę u Erika? Chyba się nie pogniewa?

– Sądzę, że raczej powinien się ucieszyć. To dobry pomysł. Chodźmy,

Pogoda była coraz gorsza, wiatr wzmagał się z godziny na godzinę. Szliśmy szybkim krokiem w kierunku domu Erika. Tymczasem ja, zamiast zadręczać się morderstwem w Åsmoen, wolałam wrócić myślami do zdarzenia sprzed kilku minut. Przez tyle dni marzyłam o tym, żeby Tor mnie pocałował, a tymczasem kiedy to już się stało, właściwie nic szczególnego nie odczułam! Przed oczami zamiast jego twarzy wciąż widziałam wesołą, szczerą twarz Grima. Dlaczego na wspomnienie o nim wszystko traci dla mnie znaczenie?

Nieoczekiwanie kilkadziesiąt metrów przed nami dostrzegliśmy postawnego mężczyznę, który kierował się w tę samą stronę co my.

– Czy to nie Grim? – spytałam.

– A jakżeby inaczej? Twój wierny przyjaciel. Pewnie spieszy się do swoich krówek.

– Jak to? Przecież on mieszka zupełnie gdzie indziej. Pewnie też wybiera się do Erika. Chodź, dogonimy go.

Tor zagwizdał na palcach. Grim przystanął i wyraźnie ucieszył się ze spotkania. Bardzo lubiłam, gdy się uśmiecha, jego oczy nabierały wówczas niezwykłego blasku.

– Cześć, Grim! – zawołałam. – Idziesz do Erika?