– No i czego się dowiedziałaś?

– Magnussen potwierdził, że z majątku Moe niewiele pozostało. Adwokat dopatrzył się wielu nieprawidłowości w prowadzeniu ksiąg. Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, kto przede wszystkim jest winien tej niegospodarności, ale wszystko wskazuje na Andreasa, bo to on był dyrektorem zakładu. Tamtego wieczoru Werner powiedział mi jeszcze, że ma za sobą ważną rozmowę i jest zmęczony. „Ale nie martw się, wszystko się jakoś ułoży, i to po mojej myśli”, twierdził. Nie dałam niczego po sobie poznać, więc i on nie mógł się domyślać. Widziałam, że wychodzi ode mnie uspokojony i uśmiechnięty. Cieszę się, że nic mu nie powiedziałam. Odszedł, wierząc, iż wkrótce będziemy razem.

– Może rzeczywiście dobrze się stało – rzekłam w zamyśleniu.

Ta ważna rozmowa, o której wspominała Inger, na pewno dotyczyła Grima. Tylko o czym oni obaj mogli ze sobą dyskutować? Skierowałam rozmowę na inne tory.

– Jak sądzisz, dlaczego Grethe podejrzewała mnie o takie niecne zamiary? Jakoś nie mogę przestać o tym myśleć.

– Na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć. Sama przez moment zastanawiałam się, czy to możliwe, żebyś posunęła się do takiego kroku, ale stwierdziłam, że to absurd. – Inger sięgnęła po papierosa. – Chciałabym cię jednak ostrzec. Lensmann nadal ma na ciebie oko, więc dobrze się zastanów, zanim coś zrobisz.

Opadłam ciężko na fotel i rozejrzałam się po lokalu w obawie, że ktoś mnie śledzi. Inger pokręciła głową i posłała mi uśmiech.

– Skąd masz takie informacje? – zapytałam przygnębiona.

– Może każdy z nas powinien mieć się na baczności w twoim towarzystwie? Już ja dobrze pilnowałam swojej kawy…

– Ależ, Inger! – zawołałam bliska płaczu. – Jak możesz tak sobie żartować!

Dziewczyna pochyliła się nad stolikiem i cicho spytała:

– A może ja wcale nie żartuję, Kari? Ja się po prostu boję i nie mam już zaufania do nikogo, nawet do ciebie.

– Co mogłoby ci zagrażać z mojej strony?

– Z listy, którą sporządziliśmy przed laty, zostały trzy kawałki. Nie chcę stać się kolejną ofiarą.

Energicznym ruchem zgasiła papierosa. Wstałyśmy i jednocześnie skierowałyśmy się w stronę drzwi. Inger objęła mnie po przyjacielsku.

– Niepewność nakazuje mi mieć się na baczności, ale tak naprawdę wierzę, że jesteś niewinna. No, nie martw się już, Kari. Zauważ, że w momencie, gdy sprawa twojego wypadku została wyjaśniona, Olsenowie stracili alibi.

– Rzeczywiście! – zawołałam uradowana. – Inger, w takim razie to na pewno ktoś z nich! Któż inny miałby powód, żeby pozbyć się obojga, i Grethe, i kapitana Moe?

W tej samej chwili spojrzałam przerażona na przyjaciółkę.

– Na miłość boską, Erik jest w niebezpieczeństwie! – wykrztusiła Inger, która jakby czytała w moich myślach. – Skoro Lilly i Olsenowie mają chrapkę na cały majątek kapitana, tylko on staje im teraz na drodze!

ROZDZIAŁ XIII

– Szybko, wskakuj! Pojedziemy moim samochodem! – ponaglała Inger.

– Dokąd chcesz jechać?

– Jak to dokąd? Po Erika. Mam zamiar go porwać.

Po tym zaskakującym wyjaśnieniu Inger puściła się biegiem w stronę pobliskiego parkingu, gdzie zostawiła auto. Pobiegłam za nią i zanim dotarłam na miejsce, Inger już zapalała silnik. Dziwiłam się, jak to możliwe, że Inger ma już własny samochód. Strasznie mnie korciło, żeby o to zapytać. W końcu nie wytrzymałam:

– Widzę, że nieźle ci się powodzi.

– Och, Kari, od dawna marzyłam o takim samochodzie – odparła szczerze. – Nie ukrywam, że to marzenie spełniło się dzięki Wernerowi. Wprawdzie nie zdobyłby się na tak kosztowny prezent, to nie w jego stylu. Ale zgodził się podżyrować mi pożyczkę. Umówiliśmy się, że resztę kredytu spłaci już po naszym ślubie. Wiesz, on nie chciał, żebym była narażona na złośliwe komentarze, i bardzo nalegał na szybkie zalegalizowanie tego związku. A propos, czy Erik już coś ci proponował?

– Chyba żartujesz! On tylko tak gada bez sensu.

Jazda samochodem sprawiła mi dużą przyjemność. Na chwilę oderwałam się od przygnębiających myśli, poczułam orzeźwiający powiew wiatru na policzkach, a rozkoszny zapach kwitnących łąk poprawił mi nastrój.

– Wygląda na to, że Erik zupełnie nie liczy się z moim zdaniem. Ani myśli zaprzątać sobie głowę tym, czy ja go chcę, czy nie – westchnęłam.

Inger umiejętnie wyminęła wkraczającą na jezdnię owieczkę, która odłączyła się od stada.

– Problem w tym, że on w ogóle nie potrafi zrozumieć, co czują inni, on skupia się tylko na sobie samym – podsumowała Inger.

– Pewnie masz rację. Na miłość boską, nie szalej tak! Przecież zaraz wylądujemy na jakimś drzewie! Ciekawa jestem, ile kur zdążyłaś dotąd rozjechać?

– Ani jednej. Wszystkie, na szczęście, uciekają w popłochu, gdy zbliża się jakiś pojazd – odparła lekko urażona dziewczyna. – Słuchaj, jutro o dziesiątej w kancelarii adwokackiej zostanie otwarty testament kapitana. Jeśli Lilly i Olsenowie chcą się pozbyć Erika, muszą go unieszkodliwić wcześniej. Dlatego uważam, że trzeba go ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu.

– Mówisz tak, jakbyś znała treść testamentu.

– Wcale nie. Nie mam pojęcia, co w nim jest, ale nie zaszkodzi zabezpieczyć się na wszelki wypadek.

– Zastanawiałaś się już, gdzie ukryjemy Erika? – zapytałam.

– U Grima – odparła krótko Inger.

– Ależ to wykluczone! – rzuciłam spontanicznie.

– A dlaczego nie?

– Bo mam wrażenie, że oni się ostatnio nie lubią. Nie wiem, z jakiego powodu, ale Erik z pewnością się na to nie zgodzi. A poza tym czy warto tak ryzykować? Przecież Grim jest jednym z podejrzanych. Jeśli ma coś wspólnego z morderstwem, biada Erikowi – zakończyłam przekornie.

– Co ty, Kari. Powiemy mu, że bierze całkowitą odpowiedzialność za kolegę. Jeśli coś złego przytrafi się Erikowi, to on będzie wszystkiemu winien.

– Czy to aby nie za ostro?

– Owszem, ale nie mamy innego wyjścia. I żebyś nie zdradziła nikomu, gdzie znajduje się Erik. Takie informacje lotem błyskawicy docierają do niepowołanych osób. Patrz, o wilku mowa! Dam sobie głowę uciąć, że te wystające spod ciężarówki stopy należą do Grima. W każdym razie to jego auto. Sprawdź, czy to on! Ty się z nim potrafisz dogadać.

– Nie jestem tego taka pewna – wymamrotałam pod nosem, ale wysiadłam i podeszłam do starej, nieco już podrdzewiałej półciężarówki. Schyliłam się i zawołałam: – Hej, Grim, jesteś tu?

Spod podwozia powoli wysunęła się dobrze znana mi sylwetka. Na końcu ujrzałam wybrudzoną smarem twarz.

– Kari, skąd się tu wzięłaś? – zawołał uradowany, pokazując bielsze niż zwykle zęby, kontrastujące z umorusanymi policzkami. – Mam wyjątkowego pecha. Zjawiasz się zawsze wtedy, gdy wychodzę z obory albo z warsztatu, brudny i niechlujny.

– No, jeśli mam być szczera, to kiedy parę dni temu stałeś nade mną i podtrzymywałeś mi głowę, z pewnością nie wyglądałam lepiej. Ale nie o tym mowa. Nie mam teraz czasu na pogaduszki. Inger i ja wpadłyśmy na pomysł, żeby ukryć u ciebie Erika aż do jutrzejszej wizyty u adwokata. Jeśli to Lilly albo ktoś z rodziny Olsenów zamordował Grethe lub kapitana, z pewnością kolejną ofiarą może być właśnie Erik. No jak, co ty na to?

Grim przyglądał mi się w zamyśleniu.

– Hm, coś w tym jest – stwierdził na koniec. – Erik może z powodzeniem u mnie zamieszkać. Będę go pilnował.

Podczas gdy Grim wycierał ręce, przyglądałam mu się ukradkiem. Ten, kto chciałby zrobić coś złego Erikowi, miałby nie lada problem. Grim był wyjątkowo silnym mężczyzną.

Tymczasem Grim także zerkał na mnie spod oka.

– A nie boicie się zostawić go ze mną?

Uśmiechnęłam się.

– Raczej nie. Skoro decydujesz się roztoczyć nad nim opiekę, odpowiadasz za niego, nawet jeśli coś by mu się przytrafiło. Tak twierdzi Inger. Jeśli zaś o mnie chodzi, mam do ciebie pełne zaufanie.

Grim wyraźnie poweselał.

Po chwili uznałam, że powinnam mu powiedzieć o oskarżeniach, jakie na mnie ciążą.

– Słyszałeś pewnie o ostatnim liście Grethe? Wskazała mnie jako potencjalną sprawczynię zabójstwa. Znalazłam się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Grim machnął jedynie ręką, pokazując tym samym, że nie wierzy w takie niedorzeczne teorie.

Bardzo mnie to uspokoiło i podniosło na duchu. Nagle, kiedy tak późnym wiosennym popołudniem patrzyłam na rozwiewaną wiatrem gęstą czuprynę przyjaciela i jego uśmiechniętą, życzliwą twarz, doznałam prawdziwego olśnienia. Oto zdałam sobie sprawę, że gdybym związała się z Torem, oznaczałoby to koniec wieloletniej przyjaźni z Grimem. Dopiero w tej chwili, po raz pierwszy w życiu, dotarło do mnie, jak wiele znaczy dla mnie Grim, ten silny chłopak o włosach w kolorze żyta. Ogarnęło mnie przerażenie, że jestem na najlepszej drodze, by go utracić. Ta świadomość była dla mnie nie do zniesienia.

– Grim… – zaczęłam niepewnie.

– Tak?

Naraz jego twarz spochmurniała, wokół ust pojawił się cień goryczy, a z oczu powiało chłodem. W jednej chwili zapomniałam, co chciałam powiedzieć. Zapytałam bez ogródek:

– Grim, powiedz, dlaczego już mnie nie lubisz? Chciałabym, żebyś był moim przyjacielem, tak jak dawniej.

– A dlaczego miałbym nim być? – zapytał oschle.

Jego słowa odebrałam jak cios sztyletem prosto w serce. Z trudem powstrzymywałam łzy. W tej samej chwili powietrze przeciął ostry dźwięk klaksonu, to Inger najwyraźniej się zniecierpliwiła. Bez słowa obróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę auta.

– Co się z tobą dzieje? Miałaś mu tylko zadać jedno proste pytanie! – warknęła Inger, przekręcając kluczyk w stacyjce. – No i co, weźmie go do siebie?

– Tak – odparłam krótko.

Samochód Inger bez trudu przejechał bramę prowadzącą na posesję państwa Moe, mimo że tylko jedno jej skrzydło było otwarte. Zaparkowałyśmy na tyłach domu, od strony ogrodu. Wysiadłyśmy i od razu podeszłyśmy pod okno pokoju Erika. Inger zagwizdała na palcach, najpierw raz, potem drugi i trzeci.

W całym domu i wokół posesji panowała niczym niezmącona cisza, tylko w dwóch pomieszczeniach paliło się światło.

– Wygląda, że nikogo nie ma. Ale na wszelki wypadek sprawdźmy.

Zawróciłyśmy do drzwi frontowych. Zapukałam kilka razy, po czym nacisnęłam klamkę.

– Zobacz, nie są zamknięte – zauważyłam zdziwiona. Weszłyśmy do środka i znalazłyśmy się w przestronnym hallu.

– Ciekawa jestem, co się stało z pokojówką?

– Pewnie ma dzisiaj wolne – odparła przyciszonym głosem Inger. – Poczekaj tu, a ja skoczę na górę. Pewnie zasnął.

Podczas gdy Inger długimi susami pokonywała schody, ja z duszą na ramieniu czekałam na dole. Słyszałam, jak najpierw puka do pokoju Erika, potem niezbyt głośno go nawołuje, wreszcie wchodzi do środka.

Poczułam, że dłonie mam mokre od potu. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, choć od momentu, gdy zostałam na dole sama, upłynęło zaledwie kilka chwil. Wreszcie ujrzałam przyjaciółkę zbiegającą po schodach.

– Nie ma go – oznajmiła zaniepokojona.

– Ale… ale co się z nim stało? – zawołałam i rozłożyłam bezradnie ramiona.

W tym momencie spostrzegłam, że Inger wpatruje się we mnie z rosnącym przerażeniem. Podążyłam za jej wzrokiem i zdrętwiałam.

Po wewnętrznej stronie moich dłoni widniały wyraźne czerwone plamy. Inger pisnęła, a potem jak automat zaczęła powtarzać:

– Krew, krew…

Nogi ugięły się pode mną, tak że aż musiałam przytrzymać się balustrady.

– O Boże, nie! – jęknęłam.

Inger w jednej chwili opanowała się i z impetem wpadła do gabinetu, chwytając za słuchawkę. Po chwili usłyszałam jej głos.

– Czy mówię z lensmannem Magnussenem? Tu Inger. Dzwonię od państwa Moe. Erik gdzieś zniknął, natomiast Kari stoi przy mnie z rękami we krwi. Czy może pan do nas natychmiast przyjechać? Świetnie, czekamy!

Krótkie sprawozdanie Inger zabrzmiało naprawdę bardzo dramatycznie.

– Inger, muszę to zmyć. A ty poszukaj jakichś śladów. Dotykałam tylko klamki, krew jest chyba całkiem świeża. Poza tym trzeba znaleźć Erika. Nie może być daleko.

Najpierw uważnie obejrzałyśmy klamkę. Rzeczywiście, była ubrudzona krwią. Kilka czerwonych kropelek znalazłyśmy także na schodach, prowadzących na ganek oraz na żwirowej ścieżce. Dalej ślady się urywały.

Wreszcie na podwórze zajechały trzy policyjne auta i wyskoczyli z nich funkcjonariusze wraz z lensmannem. W okamgnieniu znaleźli się przy mnie.

Ze słów Inger lensmann najwidoczniej wywnioskował, że to właśnie ja zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Gdy Inger zdała sobie z tego sprawę, zaczęła czym prędzej wyjaśniać nieporozumienie. Tłumaczyła, że ja jedynie dotknęłam klamki, zaś krew musiał zostawić tam ktoś inny.

Lensmann wydał dyspozycje i policjanci zaczęli przeczesywać ogród.

Nagle jeden z aspirantów krzyknął:

– Przed domem znalazłem ślady opon.

– Spróbuj ustalić, dokąd prowadzą – polecił Magnussen.