Wróciłam do łóżka, ale tym razem sen nie przychodził. Przewracałam się z boku na bok, to wspomnienie dziwnego odgłosu nie dawało mi spokoju.

Co to mogło być? Zdaje się, że już kiedyś słyszałam podobny hałas. Przypominał jadący samochód ciężarowy albo koparkę przesypującą zwały piachu…

Na miłość boską, to niemożliwe!

„Związać, zakopać po szyję w piachu i powolutku całkiem zasypać”.

To przecież pomysł podsunięty przez Erika! W jednej sekundzie otrzeźwiałam i wyskoczyłam z łóżka. Na nocną koszulę narzuciłam płaszcz, bose stopy wsunęłam w pantofle. Gdy wymykałam się z domu, drzwi zaskrzypiały złowrogo.

Jeszcze pora, by uratować Erika. Żeby tylko starczyło mi sił!

W porannych promieniach wschodzącego słońca okolica wydawała mi się inna niż zwykle. Przez moment zatęskniłam za Grimem. Wiedziałam, że czułabym się dużo pewniej, gdyby teraz był przy mnie. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że to jego własny głos go zdradził, głos zabójcy.

Chlipnęłam cicho i pobiegłam w stronę głównej szosy. Nad całą okolicą wciąż zalegała złowróżbna cisza. Gdy przebiegałam przez drewniany mostek, moje kroki zadudniły tak głucho, że poczułam na grzbiecie gęsią skórkę. Za mostem skręciłam w stronę piaskowni. Minutę później stałam na skraju głębokiej piaszczystej czeluści.

Widok przeogromnej jamy przerażał i jednocześnie budził respekt. Wokół wznosiły się wysokie, wyciągnięte do nieba szyje dźwigów. Na samym dole, a także wzdłuż niektórych fragmentów ścian, ciągnęły się podłużne ślady, wskazujące, skąd ostatnio wybierano piach. Ale zaraz, tam na końcu… Czy to cień? Czy może…

Ostrożnie zaczęłam iść po sypkiej skarpie. Kierowałam się w stronę miejsca, które wydało mi się podejrzane. To nie cień, to wyraźnie ciemniejsze, wilgotne partie piachu, który najprawdopodobniej niedawno został tu zrzucony. Może to coś w rodzaju lawiny? Ale usypany w dole kopiec wydawał się na tyle duży, by z łatwością skryć ludzkie zwłoki…

Drżąc ze strachu, pokonywałam kolejne metry, brnąc po kostki w grząskim gruncie. Więc to nie żart, był ktoś, kto z zimną krwią wyrywał kolejne skrawki z listy i jeden po drugim wysyłał je do ich autorów!

Pozostały już tylko dwie karteczki.

Dlaczego jednak Grim nie dostał żadnej? Czy to kwestia czasu, czy może on sam…?

Byłam zrozpaczona, czułam spływające po policzkach łzy. Może powinnam najpierw wezwać Magnussena? Przecież sama nie dam sobie rady. Ale lensmann jest taki zmęczony i w dodatku mi nie ufa.

Czy Lilly i Olsenowie rzeczywiście mogli posunąć się do zabójstwa? Jeśli tak, to może mordercą jest Oskar? Dobrze wiedział, że razem ze swoją prawdziwą matką zostałby spadkobiercą fortuny po kapitanie Moe. Gdyby nie Grethe i Erik…

Nikt z nas nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy. Kto przypuszczał, że pani Moe ukrywa to, że ma syna?

Wszystkie ślady prowadziły zatem do Oskara.

Teraz jednak najważniejsze jest życie Erika.

Dotarłam wreszcie do miejsca, gdzie znajdował się ów podejrzany kopiec. Teraz nie miałam już wątpliwości: ktoś był tu całkiem niedawno, gdyż z ziemi nadal biła wilgoć.

Opadłam na kolana i zaczęłam rozgrzebywać piasek gołymi rękami. To dzwoniłam z przerażenia zębami, to znowu zaciskałam usta aż do bólu. Piasek był coraz cięższy i coraz bardziej wilgotny. Nie, nie zdążę! pomyślałam.

Ale właśnie wtedy dostrzegłam kawałek ciemnego materiału. Gdy odgarnęłam jeszcze kilka garści, na wierzchu pojawiła się szczupła dłoń.

Zaczęłam odgarniać piach jeszcze szybciej. Po twarzy spływały mi łzy i pot, a choć traciłam siły, wciąż odrzucałam kolejne garście. Może zdążę, może jakimś cudem uratuję Erikowi życie! Dlaczego byłam dla niego taka oschła i nieczuła? Przecież mogłam okazać mu trochę więcej serca! Szybciej, szybciej!

Gdy uwolniłam ramię, zorientowałam się, że chłopak leży twarzą do ziemi. Na wierzchu pojawiły się plecy i posklejane mokrym piachem włosy.

Na wargach poczułam smak krwi. Zrobiło mi się słabo, ale szybko pokonałam to uczucie. Jeszcze kilka ruchów i częściowo odkopałam głowę. Powoli ukazywał się profil leżącego u moich stóp mężczyzny.

Spojrzałam na jego włosy, regularne rysy, zdziwione oczy, trochę niekształtną, z tyłu nadmiernie spłaszczoną czaszkę, która teraz jeszcze bardziej się zapadła…

Kopałam z nadzieją na odratowanie Erika, tymczasem pod zwałami piachu odkryłam zwłoki Oskara.

Zbliżała się dziesiąta. Zgodnie z wcześniejszym zaleceniem Magnussena zgromadziliśmy się w domu zmarłego kapitana. Tego dnia miał zostać odczytany testament. Oboje z Grimem czuliśmy się mocno zakłopotani i nadal nie bardzo wiedzieliśmy, dlaczego nas również wezwano. Z drugiego pokoju dochodził donośny głos rozmawiającego przez telefon lensmanna.

– Pan rozumie, że musimy odwołać dzisiejsze spotkanie. Właściwie nawet nie ma na to czasu Tak, rzeczywiście, zdarzyło się coś jeszcze. Tak, no właśnie, trzecia ofiara… To bardzo przykre.

Lensmann zniżył głos prawie do szeptu.

– Kari, pewnie jesteś zmęczona – zauważył Grim, nie patrząc mi jednak w oczy.

– Rzeczywiście, padam z nóg. Ale nie ruszę się stąd, dopóki się nie dowiem, gdzie jest Erik.

– Nie martw się, na pewno się znajdzie. Cały szwadron policji go poszukuje.

Grim jednak nie bardzo wierzył w to, co sam mówi.

Stałam przy oknie, wpatrując się bezmyślnie w roztaczające się wokół przestrzenie pól. Po chwili zapytałam:

– Czy ostatnio pracowałeś przy wykopach?

– Niewiele, bo ciągle coś się działo. Właściwie mój sprzęt stoi od jakiegoś czasu bezczynnie i tylko rdzewieje.

– A skąd się dowiedziałeś o wypadku?

– Od Magnussena. To on kazał mi się tu zjawić. Adwokat kapitana odnalazł w szufladzie zmarłego list, który był zaadresowany do mnie. Oprócz tego na kopercie widniała adnotacja: „Otworzyć w dniu odczytania testamentu”. Lensmann uważa, że ten list został napisany niedługo przed śmiercią kapitana. Magnussen chce, żebym go dzisiaj przeczytał. W tej samej szufladzie adwokat znalazł jeszcze inne dokumenty, których wcześniej nie widział. Wszystkie zatrzymał.

– Grim, możesz mi powiedzieć, o co prosił cię kapitan przed śmiercią? A może to jakaś tajemnica? – zapytałam z wahaniem.

– Nie, wcale nie. Chciał, żebym pomógł Erikowi, gdy jego zabraknie. Mówił, że ma poważne kłopoty z sercem i obawia się o swoje zdrowie. Chciał mi nawet przekazać część swoich gruntów. Miało to być podziękowanie za dotychczasową opiekę nad Erikiem. Kategorycznie odmówiłem.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Chętnie odkupiłbym od niego to pole, ale za nic w świecie nie chciałem go za darmo. A poza tym i tak mam zamiar się stąd wyprowadzić.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Naprawdę chcesz się wyprowadzić?

Grim żachnął się:

– A ty myślisz, że będę się spokojnie przyglądał, jak wychodzisz za mąż za mojego pracodawcę? Przecież Erik oświadczył niedawno, że zamierzacie się pobrać. Czyżbyś się już rozmyśliła?

– Widzę, że za nic masz moje wyjaśnienia. Mówiłam już raz, że to wierutne kłamstwo, i nie mam zamiaru więcej tego powtarzać. Ale skoro moje słowa nie mają dla ciebie żadnego znaczenia, lepiej dajmy spokój tej sprawie

Po raz kolejny Grim sprawił mi ból. Było mi tak okropnie przykro, że omal się nie rozpłakałam.

Grim przez chwilę popatrzył na mnie uważnie, po czym odwrócił wzrok.

– Czy kapitan miał prawo przyznać ci część pola bez zgody żony? – zapytałam po chwili, żeby zmienić temat.

– Tak, ponieważ ta ziemia przypadła Erikowi po jego własnej matce. Sam Erik bardzo nalegał, żebym ją przyjął. Może jako zabezpieczenie, że tu zostanę i będę mu pomagał. Chociaż czasami mam wątpliwości co do jego intencji Wydaje mi się, że zrobił to celowo, na złość. Wiedział dobrze, że ja… że ty jesteś mi bliska.

– Niewiele z tego rozumiem. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej.

– A po co ci to? Jeśli nie Erik jest twoim wybrankiem, to z pewnością ten drugi, doktorzyna, jak mu tam…

– Wcale nie – powiedziałam cicho. – Ale faktycznie to już nie ma żadnego znaczenia. Nie chcę o tym więcej mówić.

– Jak sobie życzysz. Na szczęście dla Erika przynajmniej macocha nie wyrwie mu gospodarstwa.

– Nie? – spojrzałam zdziwiona na Grima.

– Kiedy kapitan ożenił się po raz pierwszy, małżonkowie zdecydowali, że ziemia i lasy zostaną przepisane na żonę. Chodziło im, zdaje się, o uzyskanie jakichś korzyści podatkowych. Po jej śmierci wszystko od razu przeszło na dzieci. Lilly Moe ma jedynie prawo do zakładu i części rodzinnych pamiątek.

– Ale ja słyszałam od lensmanna o bankructwie?

– Ja też, ale myślę, że niewiele w tym prawdy.

Nadal nie mogłam zrozumieć, jak i kiedy został zamordowany Oskar, zapytałam więc:

– Czy ty masz jakieś podejrzenia w sprawie zabójstwa Oskara? Wiele osób było narażonych na niebezpieczeństwo, ale on?

– Właśnie, zupełnie tego nie pojmuję i tym bardziej mnie to przeraża – powiedział półgłosem Grim, po czym niespodziewanie spytał: – Kari, dlaczego mi to zrobiłaś? Chciałem powiedzieć… dlaczego w samochodzie…?

Doszłam do wniosku, że muszę to z siebie wyrzucić, więc odparłam:

– Grim, nie wiesz, z jakim trudem przychodzi mi to mówić – szepnęłam. – Mam do ciebie żal, że mnie okłamałeś. Nie powiedziałeś mi, że wtedy, w kwietniu, rozmawiałeś z Grethe…

Grim zaniemówił. Może dlatego, że czuł się niewinny, a może przeciwnie, był zaskoczony tym, że go zdemaskowałam. Niczego mi nie wyjaśnił, bo do pokoju wszedł właśnie lensmann Magnussen. Wyglądał na zmęczonego.

– No, jak tam, Karlsen, może zajrzymy wreszcie do tego listu? Proszę, otwieraj i czytaj.

– Czy ja mogę już sobie pójść? – zapytałam ostrożnie.

– Kari, nie musisz nas opuszczać, zostań – odparł Magnussen i ponownie zwrócił się do Grima: – Słuchamy.

List od kapitana Moe do Grima był obszerny. Chłopak zaczął czytać na głos, po chwili jednak umilkł, jedynie po ruchu jego oczu poznaliśmy, że czyta dalej. Nagle zmarszczył czoło, wziął głęboki oddech, po czym zapytał:

– Mam czytać wszystko?

– Oczywiście, czytaj, o ile nie uznasz, że kapitan miałby coś przeciwko temu.

– Nie, nie, wręcz przeciwnie – odparł Grim. – Ale proszę, nie zdradźcie się z tym, co tu usłyszycie. Przynajmniej jedna osoba nie może się dowiedzieć o treści tego listu.

Zgodnie obiecaliśmy, a Grim od nowa rozpoczął czytanie.

Drogi Grimie!

Dziś wieczór, po zakończeniu naszej rozmowy, wydarzyło się coś, co skłania mnie do sięgnięcia po pióro i napisania do ciebie.

Tu Grim podniósł wzrok i rzekł:

– Widać z tego, że kapitan pisał ów list na krótko przed śmiercią.

Mógłbym wprawdzie zwrócić się do mojego adwokata albo do lensmanna Magnussena, ale jakoś nie mam dziś głowy do oficjalnego tonu. Ponieważ uważam cię za bliskiego przyjaciela rodziny, poza tym doskonale znasz wszystkich, o których chcę ci napisać, wolę, żebyś ty o wszystkim wiedział.

W czasie naszej rozmowy sam pewnie zauważyłeś, że jestem w kiepskiej formie. Nie muszę przed tobą udawać, że stosunki, jakie łączą mnie z moją żoną, są wyjątkowo napięte. Dzisiejsza awantura tak wyprowadziła mnie z równowagi, że boję się o swoje serce. Dlatego wezwałem cię do siebie, by porozmawiać o przyszłości mojego gospodarstwa. Ogromnie się ucieszyłem, że pomożesz Erikowi uprawiać rolę. Jemu jest bardzo potrzebne czyjeś wsparcie, zarówno w pracy, jak i w rodzinie. Obawiam się podstępu ze strony Olsenów, a szczególnie Oskara, bo Andreas i Molly raczej nie są w stanie mu zaszkodzić. Wiem, że to będzie dla ciebie zaskoczeniem, ale wiedz, że Oskar tak naprawdę jest nieślubnym synem Lilly. Andreas i Molly tylko go wychowywali. Pamiętaj, że Lilly i Oskar nie mają prawa tu pozostać! Nie dajcie się. Niech zabierają pieniądze, które im się należą, i niech się wynoszą gdzie pieprz rośnie. Możecie im nawet przekazać fabrykę, ale pod żadnym pozorem nie pozwólcie, aby tknęli spadek po mojej pierwszej żonie. On przypada tylko i wyłącznie Erikowi. Pamiętaj jednak, że oni zrobią wszystko, aby wyrwać, co się da! Ja ich dobrze znam.

Moją obecną żonę przejrzałem na wskroś. To intrygantka jakich mało. Dlatego ten list kieruję do ciebie, ona już dostatecznie mnie zraniła. Po naszej rozmowie spotkałem się z Inger, moją małą, biedną dziewczynką. Ta żywa, wrażliwa osóbka nie potrafi, niestety, niczego ukryć. Wiem o wszystkim. Wiem, że chciała mi powiedzieć o swoim uczuciu do Arnsteina. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę, choć przecież nie raz widywałem ich razem, nawet ostatnio byli u nas w domu. Próbowali się nawzajem unikać, ale nie bardzo im się to udawało. Inger przez cały dzisiejszy wieczór była smutna, choć starała się to przede mną ukryć. Gdy od niechcenia zadałem jej zwyczajne pytanie, które dotyczyło Arnsteina, tak się żachnęła, jakbym wytoczył przeciwko niej potężną armatę.

Wtedy ostatecznie zrozumiałem, że nie mam już na co liczyć. Chciałem jej oszczędzić nieprzyjemnej rozmowy. Ja już swoje przeżyłem, pozostało mi jedynie umęczone, zbolałe serce i samotność, a i to nie na długo.