– Nareszcie zjawił się siódmy członek „Mścicieli”?

Przez moment nie wiedziałam, co ma na myśli.

– Ach – uśmiechnęłam się. – Niezła była z nas paczka!

– Rzeczywiście – wtrącił Arnstein. – A jakie mieliśmy pomysły! Na samą myśl skóra mi cierpnie.

– Teraz znowu jesteśmy razem. Po siedmiu latach – dodała Inger.

– Wszyscy oprócz Grethe – poprawiłam. – Pamiętacie, jak Grethe uwielbiała toffi? W mieście z pewnością nie ma problemu z ich zakupem.

– Tak – dodali inni.

– Zabawne, zauważcie, że ja mam teraz mniej więcej tyle lat, co wtedy Grim. Ale za skarby nie zgodziłbym się dzisiaj przesiadywać w starym, walącym się szałasie w towarzystwie głupich szczeniaków. Dziwny z ciebie chłopak, Grim – powiedział Terje.

– No, no – Inger poklepała dorosłego kolegę po ramieniu. – Wiemy coś o tym, prawda?

Skrępowany Grim spuścił wzrok, ale zaraz Arnstein wziął go w obronę:

– Inger, nie bądź głupia. Daj mu spokój!

Dziewczyna momentalnie umilkła po tej reprymendzie. Wciąż jednak wydawało mi się, że jej buńczuczna postawa to tylko poza. Inger najwyraźniej zmagała się z jakimiś problemem, ale za nic nie chciała się z tym zdradzić.

Erik milczał. Tymczasem obok przeszedł Oskar i jego matka Molly, która nie powstrzymała się od kąśliwej uwagi skierowanej w naszą stronę:

– To niesłychane, żeby nieproszeni goście mieli czelność pchać się aż pod sam grób!

Inger nie pozostała jednak dłużna:

– Jeśli ma pani na myśli Kari i Grima, są dużo bliżsi zmarłemu niż niektóre żerujące wokół pasożyty!

– Hm – Molly zdobyła się jedynie na wzruszenie ramionami i czym prędzej się oddaliła.

– Szkoda strzępić język – skomentował Arnstein z niesmakiem. – Pewnie nawet nie wie, co to jest pasożyt.

– Nic nie szkodzi – odparła Inger. – Z pewnością zorientuje się, że to nie komplement. Niech to sobie tłumaczy, jak chce. No co, idziemy, chłopaki?

W tej chwili obok nas przeszła pani Moe, podtrzymywana przez Andreasa Olsena. Koledzy już także odeszli, tylko ja nadal stałam w tym samym miejscu.

Silniejszy powiew wiatru uniósł lekko woalkę wdowy tak, że na krótką chwilę odsłonił jej twarz. Jej spojrzenie skierowane było na Inger, ale to ja zauważyłam na jej ustach jadowity i triumfujący uśmiech. Teraz odkryłam coś jeszcze: w ciągu ostatnich dni ta kobieta z pewnością nie uroniła ani jednej łzy…

ROZDZIAŁ III

– Arnstein! Widziałeś jej spojrzenie?

– Tak.

Dotarliśmy do domu państwa Moe prawie jako ostatni spośród sunącego leniwie od strony kościoła pochodu. Wśród przybyłych wielu należało do grona wiejskich posiadaczy ziemskich, którzy nie darowaliby sobie, gdyby nie obejrzeli domu zacnego kapitana w całej okazałości.

– Więc jednak się myliłem – powiedział Arnstein. – Nieraz zastanawiałem się, czy wówczas, podburzeni przez Grethe, nie ocenialiśmy pani Moe gorzej, niż na to zasługuje. Dzieci zwykle mają tendencje do przesady i łatwo przychodzi im robić z igły widły.

Rozmowa z Arnsteinem wymagała cierpliwości. Chłopak cedził słowa, jakby ich wypowiadanie przychodziło mu z wielkim trudem.

– Też o tym myślałam – dodałam, usiłując przytrzymać na swoim miejscu targane porywami wiatru poły płaszcza. – Nie raz zachowywaliśmy się nieładnie w stosunku do pani Lilly.

– To prawda. Nie było jej z nami lekko. Czasem nawet myślałem, że to w ogóle wszystko nasza wina. Ale teraz, gdy ujrzałem to jej spojrzenie, nie mam wątpliwości. To zła i fałszywa kobieta.

Przytaknęłam.

Było zimno, więc Arnstein począł rozcierać dłońmi zaczerwienione, zmarznięte uszy.

– Swoją drogą, ona musi mieć stalowe nerwy. Wciąż napotykała opór i wrogość albo ze strony pasierbów, albo też ich przyjaciół.

– Ale czy to nie najlepszy dowód na to, że ona po prostu jest nieżyczliwa? W przeciwnym razie choć jedno z nas wzięłoby ją w obronę. A przecież dzisiaj jesteśmy już zupełnie dorosłymi ludźmi. Chyba potrafimy oceniać w miarę obiektywnie? Zauważ, że pani Moe w ogóle nie jest lubiana w Åsmoen!

– Masz rację, trudno się z nią zaprzyjaźnić, mimo że przecież podobno jest pielęgniarką. Wiesz, wydaje mi się, że znam tyle innych naprawdę miłych kobiet, które wniosłyby więcej ciepła do tego domu, mimo że wcale nie pokończyły szkół. A kapitan wybrał właśnie ją. Lilly nie pomogłyby nawet uniwersytety, jest po prostu zgorzkniała i ma kawałek lodu zamiast serca.

Arnstein zmarszczył czoło.

– Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego Inger okazuje tyle wrogości macosze Erika? Złość aż bije z jej oczu.

Domyślałam się powodu tej niechęci; Inger dręczyły najwyraźniej wyrzuty sumienia. To przecież ona przyczyniła się do rozpadu małżeństwa państwa Moe. Usprawiedliwiając siebie samą, obdarzyła antypatyczną rywalkę jeszcze większą nienawiścią.

Wróciłam do rozmowy, którą prowadziliśmy wcześniej.

– Arnstein, co wiesz o zażyłości pomiędzy Inger i kapitanem? Jak daleko zaszła ta znajomość?

Arnstein obdarzył mnie pełnym zdumienia spojrzeniem.

– Sądzę, Kari, że nie powinniśmy wtrącać się w ich prywatne sprawy. To zupełnie nie nasza rzecz.

– Tak mnie to jakoś ciekawiło. Nie miałam nic złego na myśli – powiedziałam, ukrywając zmieszanie.

– Inger twierdzi, że Werner Moe zamierzał w tym tygodniu spotkać się z adwokatem i złożyć w sądzie wniosek o rozwód.

– Ach, tak – bąknęłam.

Arnstein szybko zmienił temat rozmowy:

– Muszę przyznać, że długo przyglądałem się, zanim cię poznałem. Zmieniłaś się, wyrosła z ciebie piękna dziewczyna, Kari!

Uśmiechnęłam się.

– A ja chciałam właśnie powiedzieć, że wyprzystojniałeś.

– Dajcie spokój – wtrąciła Inger, która właśnie podeszła do nas. – Nie mogę słuchać takich ugłaskanych grzeczności

Odwróciłam się do niej ze zdziwieniem, ale nic nie odpowiedziałam. Przez chwilę wszyscy troje staliśmy w milczeniu. Aby zapomnieć o tej nieprzyjemnej reprymendzie, zajęłam się rozgrzewaniem zmarzniętych dłoni. Po jakimś czasie zapytałam:

– A gdzie podział się Grim?

– Nie miał ochoty spędzać nawet minuty w obecności Lilly, więc poszedł do domu.

– On też nie potrafi wybaczyć Lilly jej kąśliwego języka, choć minęło już tyle lat – zauważył Arnstein.

Ja jednak podejrzewałam co innego. To raczej zachowanie Erika sprawiło, że Grim zrezygnował z towarzyszenia nam.

Obszerny salon w domu państwa Moe wypełniał przytłumiony szmer rozmów. Niektórzy goście, już z talerzykami w dłoniach, przebiegali spojrzeniami po suto zastawionym stole z obawą w oczach, że nie zdążą spróbować wszystkich smakowitości. Było w czym wybierać, ale zaproszonym nie wypadało w takiej chwili jeść bez opamiętania. Wzdłuż ścian stały jednakowo ubrane dziewczęta, które pomagały w organizacji poczęstunku. Miałam nieodparte wrażenie, że przyglądają się zgłodniałej hordzie z wyraźnie pogardliwym uśmieszkiem. Żona sprzedawcy, przekonana, że nikt jej nie obserwuje, sprawdzała jakość materiału, z którego uszyto zasłony, unosząc skrawek tkaniny i miętosząc go długo w dłoni Dwóch starszych panów przyglądało się z zaciekawieniem zawieszonej na ścianie głowie łosia, zapewne żywo dyskutując, w jakich okolicznościach zwierzyna została ustrzelona.

W pewnej chwili podeszła do mnie okrąglutka, nieduża kobieta, którą znałam z widzenia. Była to żona jednego z miejscowych bogatych gospodarzy. Tego dnia sprawiała wrażenie szczególnie zadbanej, jak zresztą wszyscy. Zaczęła szczegółowo wypytywać o moją naukę, o wrażenia z pobytu w stolicy. Musiałam opuścić przyjaciół i przysiąść się do niej na dłuższą pogawędkę. Opowiadała żywo o tym i owym, głównie zaś raczyła mnie informacjami o okolicznościach śmierci swojego męża. Słuchając jednym uchem, wdychałam zapach naftaliny, którą przesiąknięte były ubrania gości, wyciągnięte na tę okazję z głębi szaf. Gdy wreszcie udało mi się podziękować za rozmowę, część obecnych zaczynała się już rozchodzić. W tym momencie podeszła do mnie moja mama.

– Kari, ja i ojciec już się zbieramy. Idziesz z nami, czy jeszcze zostaniesz?

Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kolegów.

– Chciałam jeszcze porozmawiać z Erikiem, ale teraz go nie widzę. Idźcie na razie sami, a ja niedługo do was dojdę.

Salon opustoszał i właściwie dopiero teraz można było podziwiać piękne, sosnowe stropy i stare rodzinne meble. W pokoju pojawiła się matka Oskara, Molly Olsen, po czym podeszła do mnie. Była ubrana na czarno, ale w kolorze tym nie było jej do twarzy. Miała zbyt jasną karnację, a do tego bardzo ciemne, kasztanowe włosy, których kolor pogłębiał bladość cery.

– Dzień dobry, Kari – przywitała mnie. – Słyszałam, że wróciłaś do domu na dobre. No i co zamierzasz teraz robić?

Zmierzyła mnie od stóp do głów, a jej wzrok ziębił tak samo jak chłodne spojrzenie siostry.

– Na razie nic. Po prostu odpoczywam – odparłam zgodnie z prawdą. – Prawdopodobnie za kilka tygodni rozejrzę się za jakąś pracą.

Molly zmrużyła oczy i odrzekła:

– Możesz mieć trudności. Åsmoen to maleńka miejscowość, nie za wiele tu możliwości dla młodych ludzi. A ty zdobyłaś przecież doskonałe wykształcenie – zaśmiała się, pokazując przy tym szarawe zęby. – Uważam, że źle zrobiłaś, wyjeżdżając z Oslo. Mogłabyś chodzić na koncerty, wystawy, spotykałabyś ciekawych ludzi…

To dlaczego pani sama się tam nie wyprowadzi? pomyślałam. Chyba nic nie stoi na przeszkodzie. Poza tym, że teraz żyje na cudzym garnuszku, bez kłopotów.

To już druga osoba, która okazuje niezadowolenie z powodu mojego powrotu. Ale Grim nie ma przecież nic wspólnego z panią Olsen. Dałam więc sobie spokój z dalszymi domysłami.

– Widzę, że wiele rzeczy zmieniło się w gospodarstwie od czasu mojej ostatniej wizyty. Pan kapitan wszystko odnowił!

– No, w zasadzie to zasługa Lilly. To ona walczyła o zmiany – odparła z emocją w głosie pani Olsen.

Nie mogłam powstrzymać się od uszczypliwego komentarza:

– O, nie wątpię, że potrafiła doskonale wszystkim pokierować.

Molly nie dostrzegła złośliwości w moich słowach i ciągnęła:

– Trudno opisać, jak wiele pracy włożyła w remont! To niemal cud, że udało jej się przekonać męża do tych zmian. Lepiej nie mówić, co by się tu działo, gdyby nie Lilly. Ten dom wyglądał jak najgorsza chłopska chałupa!

Ale za to jaka przytulna!

– Kari, czy spotkałaś już Oskara? Wyrósł na wspaniałego mężczyznę, prawda? Inni chłopcy wyglądają przy nim jak dzieci.

– Owszem, widziałam go. Uważam, że Arnstein Magnussen także bardzo zmężniał i wyprzystojniał.

Tym razem matczyna duma wzięła górę.

– Magnussen? Ach, najstarszy syn dyrektora? No tak, ale to taki nieobyty chłopak. Oskar jest urodzonym światowcem.

Zrobiło mi się żal pani Olsen. Za wszelką cenę pragnęła pokazać, że członkowie jej rodziny przewyższają innych, ale robiła to nieudolnie. Miałam wrażenie, że coś ją trapi, że rozpaczliwie się przed czymś broni. Głośno zapytałam:

– Czy nie widziała pani przypadkiem Erika?

– Erika? Tak, możliwe, że gdzieś tu jest. A czego chcesz od niego? – zapytała dość ostro, lecz zaraz się zreflektowała. – Sądzę, że siedzi na górze razem z waszymi nadzwyczajnymi przyjaciółmi.

Pani Olsen nie lubiła koleżanek i kolegów Erika i nie starała się tego ukryć, ale bez wątpienia największą niechęcią pałała do Inger.

W tym momencie pojawił się Erik w towarzystwie najbliższych znajomych. Gdy Molly zobaczyła wkraczającą do pokoju Inger, szybko się wycofała. Nie mogło już być mowy o wzajemnej wrogości, teraz rozgorzała prawdziwa wojna.

Ponieważ dwie ostatnie godziny spędziłam na mało interesujących rozmowach, poczułam, że burczy mi w brzuchu. Poprosiłam Erika o coś do jedzenia, a on za moment przyniósł mi talerz pełen przeróżnych sałatek, po czym usiadł tuż koło mnie. Konsumowałam w milczeniu, gdy tymczasem chłopak wpatrywał się we mnie rozognionym wzrokiem. Siedzieliśmy nieco oddaleni od reszty przyjaciół.

– Kari, rozmawiałaś już z Grimem? – zapytał cicho Erik.

– Oczywiście, że tak. Nawet kilka razy.

Erik odwrócił wzrok w drugą stronę.

– I co powiedział?

Uśmiechnęłam się.

– Co powiedział? Mnóstwo rzeczy, dokładnie nie pamiętam. Rozmawialiśmy o tylu sprawach. A dlaczego pytasz?

– Nie, nic takiego.

– Grim sprawiał wrażenie, jakby nie był zachwycony moim powrotem do domu – westchnęłam, oczekując na zrozumienie i pocieszenie ze strony Erika. Na ustach Erika zagościł złośliwy uśmieszek, po czym rzekł stłumionym głosem:

– Nie dziwię się, że mu to nie na rękę. Nie powiem ci na razie nic więcej, Kari. Ale przyjdź do mnie dziś wieczorem, to wszystkiego się dowiesz. Mam wielkie plany, a co do Grima, dobrze ci radzę: trzymaj się od niego z daleka!

Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Ponieważ nie uznawałam obgadywania kogokolwiek za plecami, przeprosiłam Erika i ruszyłam do toalety. Okazało się, że na dole zrobiło się tłoczno. Erik zauważył, że czekam, i wskazał mi drogę do drugiej łazienki na pierwszym piętrze. Zanim mnie zostawił, raz jeszcze upewnił się, czy przyjdę do niego wieczorem. Dla świętego spokoju zgodziłam się. Zupełnie nie interesowały mnie wielkie plany Erika i wcale nie miałam ochoty zgłębiać tajemnic Grima, zwłaszcza pod jego nieobecność. Był przecież moim najserdeczniejszym przyjacielem.