- No to, pani de Selongey, powiedz mi co nieco o tym, co się dzieje w Rzymie i co tam robiłaś.
- Obawiam się, że niewiele, Sire. Starałam się przede wszystkim pozostać przy życiu.
- Niewątpliwie, niewątpliwie! Chciałbym jednak, żebyś opowiedziała mi o papieżu. Ty, w przeciwieństwie do mnie, widziałaś go z bliska. Przedstaw mi jego najdokładniejszy portret.
Fiora zrobiła, co mogła, starając się zachować obiektywizm, co nie było łatwe. Jako że znała gorące uczucia religijne Ludwika, nie chciała źle go usposobić, ujawniając, jak bardzo nie cierpi papieża. Niemożliwe było przemilczenie korupcji, brutalności i nienasyconej chciwości Sykstusa IV, kiedy jednak poczuła, że ponosi ją uraza, przerwała, odwracając nawet wzrok, by uniknąć przenikliwego spojrzenia króla.
- Nie wiem, co więcej mogłabym powiedzieć Waszej Wysokości - zakończyła, schylając się, by zerwać listek mięty, który zaczęła żuć.
Ludwik XI pozwolił, by na chwilę zapadła między nimi cisza. Słychać było jedynie ptaki...
- Mortimer był bardziej rozmowny od ciebie, moja droga - powiedział król z westchnieniem. - Dlaczego nic nie mówisz o tym zadziwiającym małżeństwie, do którego cię zmuszono?
- Pan de Commynes poinformował mnie, że jest ono nieważne. Ale właściwie zawsze takie było, prawda, Sire.
- Jak to?
- Sam to przed chwilą powiedziałeś: zostałam do niego zmuszona groźbą. Poza tym nie zostało ono skonsumowane.
- Nie wierz w to! Wiele małżeństw przetrwało mimo podobnych okoliczności. To, co je unieważnia... i o tym Commynes miał powiadomić papieża, to fakt, że nie jesteś wdową. W każdym razie nie tak, jak myślisz.
Fiora poczuła, że blednie, a jej dłonie stają się zimne. Spojrzała z przestrachem na swego towarzysza, który jednak patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jeśli mogę zapytać... co Wasza Wysokość ma na myśli?
- Że moje rozkazy zostały wykonane. Zresztą pan de Craon nie pozwoliłby sobie na ich zlekceważenie. Poleciłem, by dano odczuć temu upartemu Burgundczykowi udręki śmierci, lecz oszczędzić go w chwili, gdy położy głowę na pniu.
- Och, Sirel Co za okrucieństwo!
- Tak uważasz? Czy zapominasz, moja droga, że na twoją prośbę już raz go ułaskawiłem? Ten człowiek zdaje się niezdolny do usiedzenia na miejscu.
- Czy można mu czynić wyrzuty, że pragnął pozostać wierny swej rycerskiej przysiędze?
- Śmierć Zuchwałego uczyniła ją nieważną i miałem nadzieję, że skłoni go to do poważniejszego potraktowania przysięgi małżeńskiej, którą ci złożył.
- To nie tylko jego wina, Sire. Może gdybym była cierpliwsza... mniej popędliwa...
Powiedziawszy tyle, Fiora musiała opowiedzieć królowi o tym, co zdarzyło się w Nancy. Oczekiwała surowej reprymendy, tymczasem Ludwik po prostu wybuchnął śmiechem, co ją uraziło.
- Och, Sirel Czy to takie zabawne?
- Owszem. Twoja koncepcja małżeństwa jest tak oryginalna, że aż rozbrajająca. Musisz jednak wiedzieć, że mężczyzna godny tego miana nie pozwoli się tak prowadzić na pasku. Mimo to nie żałuj! Nawet gdybyś okazała cnotę małżeńskiego posłuszeństwa, niczego byś nie zmieniła. Messire Filip równie szybko popędziłby wypełnić swoją powinność, a jako że zbiry papieża znalazłyby cię równie łatwo w Selongey jak tutaj, nie bardzo widzę, jak mógłby ci pomóc. Niczego zatem nie żałuj! Zresztą... nie należy nigdy niczego żałować, gdyż to najprostszy sposób na osłabienie największego nawet hartu ducha. Co zamierzasz teraz zrobić?
- Ależ... chcę dołączyć do mojego małżonka, jeśli tylko Wasza Wysokość zechce mi powiedzieć, gdzie on jest.
Ludwik XI wstał, kilka razy z lekkim trzaskiem ugiął nogi w kolanach, by je rozruszać, i zaczął chodzić tam i z powrotem, założywszy ręce za plecami.
- Z radością bym to zrobił... gdybym tylko wiedział!
- Gdybyś... Wybacz, Sire, ale pan de Commynes powiedział, że po opuszczeniu szafotu Filip został odwieziony do więzienia w Dijon, a potem został przeniesiony... gdzie indziej.
- Do Lyonu, a dokładnie do zamku Pierre-Scize, porządnej fortecy, ściśle chronionej i wyposażonej w doskonałe więzienie. Tylko że długo tam nie pozostał.
- Ale... dlaczego?
- Z prostego powodu: uciekł.
- Uciekł? I nie został odnaleziony?
- No nie!
- Ależ, Sire, masz najlepszą w Europie policję, najlepszy system posłańców, najpotężniejszą armię...
- Istotnie, mam to wszystko, lecz także komendantów więzień posiadających córki na tyle głupie, żeby pomóc w ucieczce przystojnemu więźniowi. Twój małżonek, moja droga, zbiegł, posługując się pilnikiem i liną dostarczonymi mu w koszu z serem i owocami. I tyle! Wiesz wszystko!
Fiora przez chwilę milczała. W jej duszy starły się ze sobą najbardziej sprzeczne uczucia. Rzecz jasna poczuła wielką radość na wieść, że Filip jest wolny, lecz jako kobieta nie odczuwała szczególnej przyjemności, słysząc o epizodzie z córką komendanta, choć jej własne sumienie, mimo spowiedzi we Fiesole, nie było zupełnie czyste.
- Nie szukano go? - zapytała wreszcie.
- Oczywiście, że szukano. Ponieważ zamek zbudowany jest na skale wznoszącej się nad Rodanem, początkowo myśleliśmy, że mógł utonąć, ale zauważyliśmy, że skradziono jedną z rybackich łodzi. Później nakazałem nadzorowanie okolic Selongey, sądząc, że może wpadnie na pomysł, żeby tam wrócić. Bez rezultatu, zresztą podobnie było w Brugii, u księżnej Marii! Utrzymuję tam, rzecz jasna, pewne... układy - powiedział król uczciwie - ale zdaje się, że nikt go nie widział.
- Mój Boże!... A jeśli coś mu się stało? Jest sam, bez broni, może ktoś go napadł, zabił?
- Och! Nie zaczynaj znów płakać! Pomyślawszy o takiej ewentualności, kazałem rozpowszechnić jego rysopis na wszystkich rozdrożach królestwa, obiecując znaczną nagrodę temu, kto doprowadzi go żywego, i drugą... dużo niższą dla tego, kto dostarczy go martwego! I nic. Zrobiłem jeszcze coś: jego stajenny, Mateusz de... Prame, czy tak?
- Tak. Ostatnim razem, gdy go widziałam, znajdował się niedaleko stąd w okratowanym wozie wiozącym go do zamku Loches - powiedziała Fiora z przyganą.
- Właśnie. No więc został zwolniony, po czym dyskretnie go śledzono. Pognał prosto do Brugii... i więcej o nim nie słyszałem... zresztą o dwóch ludziach, którzy mieli go pilnować, również nie, ale wiadomo, że u pani Marii i jej małżonka Francuzi nie są szczególnie mile widziani. W każdym razie nikt nie zgłosił się po nagrodę, lecz mimo to twój małżonek, moje drogie dziecko, dużo kosztuje mój skarb...
- Przykro mi, Sire, ale jeśliby dostarczono ci Filipa, jaki byłby jego los? Czy... czy zostałby...
- Stracony? Uważasz mnie za durnia? Nie zmieniam tak łatwo zdania! Ponownie kazałbym go uwięzić, ale tym razem w klatce i to tutaj, w lochach mojego zamku, do czasu, aż zostaniesz odnaleziona. A teraz chodź! Czuję potrzebę spaceru!
Fiora nawet nie drgnęła. Stała z wzrokiem wbitym w czubki butów wystających spod rąbka jej sukni i z mocno splecionymi dłońmi, jak zwykle, gdy ogarniały ją silne emocje.
- Co się dzieje? - zniecierpliwił się król. - Co robisz? Podniosła na niego wielkie, pełne rozpaczy oczy.
- A... jeśliby schronił się tutaj?
- Kto? Selongey? Taka myśl przyszła mi do głowy. Jednak, gdyby tak się stało, to ktoś z twoich domowników by go zobaczył i powiedział ci chyba o tym? No już, odwagi! Jestem pewny, że żyje.
- Zatem zapewne jest daleko... może zbyt daleko! Wiem, że rozważał oddanie swego miecza w służbę Wenecji, aby walczyć z Turkami. Jeśli tak się stało, to nigdy nie wróci i niczego się o nim nie dowiem.
- Wenecja, mówisz? Możemy chociaż dowiedzieć się, czy tam pojechał! Napiszę do doży zaraz po kolacji. Jest to, jak może wiesz, najlepiej strzeżone miasto świata i żaden cudzoziemiec nie może do niego wjechać, nie zwracając uwagi zbirów Rady Dziesięciu. Szybko otrzymamy jakieś wieści, a teraz rozchmurz się i wracajmy. Wkrótce podadzą do stołu.
Rozmawiając nie więcej, niż kiedy szli w przeciwnym kierunku, król i jego młoda towarzyszka dotarli na główny dziedziniec, gdzie teraz tłoczyła się służba, konie i pojazdy zaprzęgowe. Z zaskoczeniem nie wolnym od niepokoju Fiora zauważyła duży purpurowy powóz o drzwiczkach ozdobionych herbem zwieńczonym kardynalskim kapeluszem, który wydał jej się jakby znajomy. Ośmieliła się położyć dłoń na ramieniu władcy, by go zatrzymać.
- Sirel Proszę mi wybaczyć, lecz jeśli Jego Wysokość przyjmuje dziś wieczór jednego z książąt Kościoła, lepiej będzie, jak wrócę do domu. - A to dlaczego, jeśli wolno spytać?
- Szczerze mówiąc, Sire, jestem trochę... zmęczona kardynałami i obawiam się, że będę się czuła skrępowana. Poza tym mój strój...
- Co ty opowiadasz? Wyglądasz wspaniale, a skrępowana nie możesz być, gdyż specjalnie zaprosiłem cię dzisiaj, by kardynał delia Rovere zobaczył, jak się z tobą liczę.
Czując na sobie błyszczące z zadowolenia oczy Ludwika XI, Fiora poczuła, że blednie.
- Kardynał... delia Rovere? - szepnęła z przerażeniem.
- Czy on jest...
- Krewnym papieża? Oczywiście, i na pewno przynajmniej słyszałaś o nim w Rzymie. Jest jednym z jego bratanków, zdecydowanie najinteligentniejszym. I w związku z tym również najbardziej niebezpiecznym. Powinien ci się spodobać! A teraz cię opuszczę: muszę się przebrać. Widzę tu panią de Linieres, która zaprowadzi cię do księżniczki Joanny, mojej córki. Znasz ją.
Cieszy się bardzo, że cię zobaczy.
Wśród kłaniających się aż do ziemi zgromadzonych na dziedzińcu ludzi, król poprowadził Fiorę ku dostojnej damie oczekującej u stóp schodów i zgiętej w niskim ukłonie. Widząc zbliżającego się króla, skłoniła ona z szacunkiem głowę, co sprawiło, że Ludwik nieomal wpadł na wysoki, spiczasty hennin, który miała na głowie. Władca odsunął przeszkodę, niemal powodując upadek konstrukcji.
- Za wysoki, pani de Linieres, zdecydowanie za wysoki! - zawołał na wpół żartem, na wpół gniewnie. - Co za wariactwo ogarnia kobiety, że chcą wyglądać jak dzwonnice kościołów? Dziwi mnie, że w królestwie nie rośnie liczba jednookich.
- Proszę Waszą Wysokość o wybaczenie - odpowiedziała dama ze spokojem, a nawet z uśmiechem, dowodzącym, że zupełnie się nie przejęła. - Zawsze uważałam, że zaszczyt towarzyszenia księżnej Orleanu wymaga pewnej wytworności w stroju. To wyraz szacunku.
- Proszę zatem nosić mniej spiczasty szacunek.
I pogwizdując wesoło jakąś melodię, Ludwik XI zniknął na spiralnych schodach pozostawiając dwie kobiety tete-a-tete.
- Chodź, pani - powiedziała dama dworu, wyciągając rękę do Fiory, która nie mogła powstrzymać śmiechu. - Księżnej spieszno, by cię zobaczyć, a przed kolacją będziesz mogła się odświeżyć.
Przyzwyczajona do tego, że Ludwik XI prowadzi bardzo niewyszukane życie, Fiora była zaskoczona przepychem, z jakim przygotowano tę kolację, oraz wspaniałością sali, w której się odbywała. To wielkie pomieszczenie stanowiło część królewskich apartamentów na pierwszym piętrze, otwieranych jedynie na przybycie znamienitych cudzoziemców i w niektórych innych okolicznościach. Wychodziło się z niego na taras oparty na krytym krużganku parteru. Jego prawdziwie królewska wytworność różniła się od uderzającego przepychu otaczającego ostatnich książąt Burgundii. Obite aksamitem meble i wielkie tapiserie nadawały całości nieco surowy charakter, podkreślony przez kolorowe witraże w wysokich oknach utrzymujące wewnątrz jakby półcień. Złoto kasetonowego sufitu i boazerii było z tego powodu nieco przyćmione, chyba że, jak tego wieczora, oświetlały je pełne świec wielkie świeczniki.
Rozstawiono trzy stoły: stół króla, zajmujący właściwą jadalnię, stół rycerzy i wysokich urzędników domu królewskiego, przy którym zasiadali ważni goście, wreszcie stół jałmużników i stajennych. Czwarty stół, znajdujący się poza apartamentami królewskimi, gromadził niższych rangą dworzan i pielgrzymów oraz przypadkowych podróżnych, którzy prosili o gościnę. Przy stole króla, najpiękniej nakrytym i najlepiej obsługiwanym, kobiety zasiadały rzadko, chyba że królowa, Szarlota Sabaudzka, składała wizytę swemu małżonkowi. Tym razem były dwie i Fiora z odrobiną dumy zajęła miejsce po lewej stronie władcy. Księżniczka Joanna, urocza mimo choroby zniekształcającej ciało, w wysokim, bladoniebieskim i złoto nakrapianym nakryciu głowy dopasowanym do sukni, siedziała obok honorowego gościa, który zajmował miejsce po prawej ręce króla.
W wieku trzydziestu siedmiu lat Giuliano delia Rovere byl niewątpliwie najbardziej udanym z bratanków Sykstusa IV. Wysoki i dobrze zbudowany, wyglądał raczej jak kondotier niż jak duchowny - miał mocno zarysowaną żuchwę, a głęboko osadzone oczy łowcy często mrużył, aby wyostrzyć wzrok. Purpura dobrze komponowała się z jego ciemną karnacją i czarnymi włosami, krótko ostrzyżonymi zgodnie z zarysem zwieńczającej je piuski. Dokładnie wygolona, koścista twarz była surowa, ale potrafiła uśmiechać się z nutką ironii, niepozbawionej wdzięku, a władczy profil zdawał się stworzony do tego, by go wybijać na medalach*.
"Fiora i król Francji" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i król Francji". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i król Francji" друзьям в соцсетях.