- Istotnie, nie byłoby ci łatwo uzyskać pozwolenia na audiencję. No cóż, jeśli zechcesz mi towarzyszyć, sądzę, że zdołam ci pomóc, ale...
- Jest jeszcze jakieś ale?
- Bardzo niewielkie, uwierz mi! Czy zgodziłabyś wstawić się za mną u dostojnego pana Lorenza? Zdaje się, że ma mi okropnie za złe moje zachowanie w ciągu tych ostatnich wojen. A poza tym... jest jeszcze ta nieszczęsna sprawa Sądu Ostatecznego, z powodu której naraziłem się na jego gniew, choć jestem niewinny.
- Sądu Ostatecznego? A o co chodzi?
- O tryptyk wielkiego flamandzkiego malarza Hugo van der Goesa, który mój poprzednik, Angelo Tani, kupił, by przekazać w darze kościołowi San Lorenzo we Florencji. To było sześć lat temu, i to ja miałem zapakować i wysłać ten obraz... który nigdy nie dotarł na miejsce.
- A co się stało?
- Statek został zaatakowany wkrótce po wypłynięciu z portu przez dwóch korsarzy Hanzy i Sąd Ostateczny zdobi teraz wnętrze kościoła Matki Boskiej w Gdańsku*.
* W rzeczywistości w Gdańsku znajduje się Sąd Ostateczny innego flamandzkiego malarza z tej epoki Hansa Memlinga, którego van der Goes byt mistrzem {przyp. red.).
Uznano, że to ja jestem za to odpowiedzialny...
- Zasugerowano, że... atak był zaplanowany i że to ty sprzedałeś tryptyk?
- Zgadłaś. Jak stawić czoło takiemu oskarżeniu? Dlatego bardzo potrzebny mi jest ktoś, kto stanie w mojej obronie, w przeciwnym razie obawiam się, że nie będę mógł już nigdy wrócić do Florencji. A ta myśl jest dla mnie nie do zniesienia.
- Rozumiem cię lepiej, niż myślisz. Oczywiście nic nie mogę zrobić w kwestii tego skradzionego obrazu, ale mogę powiadomić pana Lorenza, że udzieliłeś mi cennej pomocy. Zresztą będzie to szczera prawda.
- O nic więcej nie proszę. Będziesz miała swoją suknię... Mam nadzieję, że pozwolisz, by była ona prezentem ode mnie?
Fiora zmarszczyła brwi. Zdanie to było co najmniej niezręczne. Nie mogąc w żaden sposób sprawdzić, czy Portinari jest uczciwym i po prostu oddanym Zuchwałemu człowiekiem, czy łajdakiem, który wierząc w zwycięstwo Wielkiego Księcia Zachodu, opowiedział się po niewłaściwej stronie wbrew polityce swego kraju, nie zamierzała przyjmować od niego żadnych prezentów. Napisze do Lorenza, ale najpierw porozmawia z Agnolem Nardim.
- Z pewnością nie! - powiedziała oschle. - Jeśli chcesz, bym udzieliła ci pomocy, w żadnym wypadku nie mogę mieć względem ciebie zobowiązań. W każdym razie nie tego rodzaju.
- Będzie, jak sobie życzysz.
Nazajutrz rano dwie młode kobiety, przysłane przez najlepszą krawcową w Brugii, przyniosły do Jeżynowej Korony to, czego potrzebowała Fiora, by godnie wyglądać przed księżną Marią, podczas gdy Florent biegał po mieście, by zdobyć stosowny strój dla siebie. Około południa Fiora, odziana w śliwkowy aksamit zdobiony srebrem i białym jedwabiem, w białym jedwabnym heninie okrytym usztywnionym muślinem, wyruszyła konno wraz ze swoim młodym towarzyszem w kierunku pałacu kobiety, którą uważała za rywalkę. Czuła zdecydowanie i pewność siebie. Obraz, jaki ujrzała przed chwilą w zwierciadle i naiwny podziw widoczny w oczach dwóch młodych szwaczek, kiedy pomagały jej się ubierać, dodały jej odwagi. Fiora mogła wytrzymać porównanie z każdą inną kobietą, choćby ta nosiła koronę, a gdyby przypadkiem Filip znalazł się na jej drodze, dysponowała wszystkimi swymi atutami. A to było najważniejsze...
Podczas drogi pozwoliła sobie na podziwianie Brugii. Miasto było piękne, z brukowanymi ulicami i mnóstwem ogrodów, z których większość wychodziła na któryś z kanałów i poprzez kilka kamiennych schodków docierała aż do wody, w której przeglądały się srebrzyste liście wierzb, wiotkie pnie brzóz lub gęste kępy roślin o liściach zbyt jeszcze młodych, by je zidentyfikować. Spod mostów tak niskich, iż zdawało się, że może pod nimi przepłynąć tylko człowiek, wyłaniały się wielkie barki, przecinając czarną wodę i zielonkawą kipiel piany. Te kanały, tworzące labirynt zdający się nie mieć wyjścia, fascynowały florentynkę. Wyglądały jak migotliwe refleksy na poszarzałej fasadzie jakiegoś pałacu czy śnieżnych murach nowego kościoła. Jeden pluskał u stóp murka, na którym spał kot, inny unosił niestarannie przywiązaną łódź, jeszcze inny przepływał przez kępę trzcin, gdzie buszował sum. Wszystko tu tchnęło spokojem i sielskością, a przecież Brugia, zbudowana dla czystej przyjemności, była miastem burzliwym, które samej Florencji potrafiło pokazać, co potrafi...
Prinzenhof - Dwór Księcia - był szerokim czworobokiem, w który wpisywał się pałac, kaplica z wysoką dzwonnicą, ogrody i oczywiście budynki gospodarcze. Po przekroczeniu dyskretnej bramy, nad którą górował posąg Najświętszej Panny w otoczeniu aniołów, wjeżdżało się na paradny dziedziniec otoczony krużgankami, na który wychodził bezpośrednio książęcy pałac zbudowany z czerwonej cegły ze wzmocnieniami z białych kamieni, tak jak dwór w Rabaudiere.
To podobieństwo ośmieliło Fiorę. Dotarłszy do posterunku gwardzistów, zatrzymała się, a jeden z żołnierzy, najwyraźniej pod wpływem wyglądu gościa, przebiegł dziedziniec co sił w nogach, by powiadomić szambelana. Czekała cierpliwie, obserwując to, co dzieje się na dziedzińcu. Gromadziły się na nim powozy, masztalerze prowadzili konie w kosztownej uprzęży, panowie i kilka dam w strojach myśliwskich nadciągali zewsząd, a sokolnicy nieśli na dłoniach w grubych, skórzanych rękawicach sokoły, sępy i krogulce w kapturkach z aksamitu wyszywanego złotem lub srebrem. Wszyscy nawoływali się wesoło, witali, śmiali i rozmawiali, a obszerny plac napełniał się wrzawą i radością.
- Przyjechaliśmy w niewłaściwej chwili - szepnął Florent. - Książę chyba szykuje się do wyjazdu na polowanie.
- Zapewne, ale to nie z księciem chcę się spotkać, a z księżną.
- A może ona też poluje?
- To bardzo możliwe.
Gwardzista wrócił w eskorcie bardzo podekscytowanego szambelana, który dysząc, spiesznie ukłonił się gościowi.
- Czy ten człowiek dobrze zrozumiał? Jesteś hrabiną de Selongey, pani?
- Tak. Czy to tak niezwykłe?
- No cóż, przede wszystkim nieoczekiwane. Księżna pani właśnie ma ruszać na polowanie i...
- I nie może mnie przyjąć. Przekaż jej, proszę, moje przeprosiny i wyrazy ubolewania, ale nie sądzę, bym bardzo opóźniła jej wyjazd. Pragnę tylko krótkiego spotkania.
- Czy nie można by... odłożyć tego na później?
- Przykro mi, że nalegam, ale przyjechałam do Brugii tylko na kilka godzin, a przybywam z daleka.
Szambelan robił wrażenie bardzo nieszczęśliwego. Być może jeszcze przez chwilę próbowałby ją przekonywać, gdyby nie pojawiła się z kolei jakaś dama w średnim wieku ubrana z przepychem, unosząca oburącz spódnicę z mięsistej, ciemnozielonej tafty w szaro-złoty wzór liści, co pozwalało jej iść szybciej. Jej przybycie wyraźnie sprawiło wielką ulgę szambelanowi.
- Ach! Pani d'Hallwyn! Czy to Jego Wysokość cię przysyła?
- Naturalnie! Uznał, iż jest rzeczą niestosowną kazać czekać, jak byle modystce, damie tej rangi... jeśli nie zaszła pomyłka!
- A co ty o tym sądzisz? - powiedziała Fiora z wyniosłością, która wywołała lekki uśmiech na ustach damy dworu. Jej niebieskie oczy już oceniły urodę nowo przybyłej, jej elegancję i pełną dumy postawę, która świadczyła o szlachetnym pochodzeniu.
- Że nie ma żadnych wątpliwości. Tylko kobieta tak piękna, jak ty, mogła skłonić pana Filipa do małżeństwa. Zechcesz pójść ze mną? Księżna pani cię oczekuje.
Podążając za swoją przewodniczką, Fiora straciła orientację. Wchodziły po schodach, przemierzały krużganki i wielkie komnaty obite najpiękniejszymi tapiseriami, jakie kiedykolwiek widziała. Zeszły do ogrodu, w którym cyprysy górowały nad krzakami róż. Przeszły obok wielkich wolier i w końcu dotarły do odrębnego, otoczonego murem budynku, którego spadziste dachy i wieżyczki kryte były zielonymi dachówkami. Nad nimi powiewały proporce w jaskrawych barwach. Mrowie służących wypełniało dziedzińce, ogrody i wnętrza.
- Ten pałac jest ogromny! - zauważyła Fiora. - Znacznie obszerniejszy, niż na pierwszy rzut oka się wydawał!
- To z powodu bramy, która jest niepozorna, ale zmarły książę Filip uważał, że tak jak wejście do raju, wejście do jego pałacu musi być wąskie dla większego bezpieczeństwa. Jesteśmy na miejscu: to Zielony Dom, nazwany tak z powodu koloru swoich dachów. Pani Maria uważa, że pałac jest zbyt duży i woli nieco bardziej intymną siedzibę...
Była może intymna, lecz urządzona z równym przepychem, jak reszta pałacu. Choć wojny Karola Zuchwałego zrujnowały jego rodzinę i Burgundie, nie było tego widać po tym budynku wyposażonym z ogromnym luksusem.
Pani d'Hallwyn najwyraźniej rozkoszowała się zaskoczeniem swej towarzyszki. - Szkoda, że nie będziesz miała okazji podziwiać łaźni. To coś wyjątkowego - oprócz pokojów kąpielowych są tam sauny parowe i niezwykle komfortowe komnaty do wypoczynku. Ale jesteśmy na miejscu.
Chwilę później, w galerii jasno oświetlonej przez wysokie ostrołukowe okna o różnobarwnych witrażach, Fiora skłaniała się głęboko przed młodą, dosyć wysoką kobietą, która zapewne była mniej więcej w jej wieku. Musiała przyznać, choć nie sprawiało jej to najmniejszej przyjemności, że Maria Burgundzka była urocza: szczupła i wdzięczna, miała olśniewająco białą cerę, mały nosek, piękne, żywe, jasnoorzechowe oczy i bujne włosy w zachwycającym kolorze złocistego kasztanu, które ledwie ujarzmiało nakrycie głowy z zielonego aksamitu i białego muślinu. Najwidoczniej musiała być podobna do swojej matki, Izabeli Burbońskiej, którą utraciła, gdy była dzieckiem, i która była największą i jedyną miłością Karola Zuchwałego. Po nim odziedziczyła pełne usta z opuszczonymi kącikami znamionującymi upór i zaokrąglony podbródek nadający jej twarzy kształt zbliżony do serca.
Przez chwilę przyglądała się młodej kobiecie trwającej w głębokim ukłonie z ciekawością, której nawet nie próbowała ukryć.
- Często się zastanawiałam, czy pewnego dnia cię ujrzę, pani - powiedziała jasnym głosem. - Tak więc to ty jesteś tą Fiorą de Selongey, która tak długo była przyjaciółką mego ojca?
- Bardziej właściwe byłoby określenie „zakładniczka", Wasza Wysokość. Nie z własnej woli znalazłam się w obozie księcia Karola!
- Wstań! Mówiono mi o tym, istotnie... jednakże miałaś szczęście przebywać w jego otoczeniu... aż do końca.
- Wasza Wysokość może powiedzieć, że aż do ostatniej chwili. Widziałam księcia rankiem w Nancy, jak dosiadał swego konia Moro i oddalał się we mgle ku ostatniej bitwie. Miałam także zaszczyt brać udział w jego pogrzebie...
W miarę jak mówiła, nieruchoma dotąd twarz Marii ożywiała się i nabierała blasku.
- Dlaczego nie przyjechałaś wcześniej? Mój Boże! Jest tyle pytań, które chciałabym ci zadać, tyle rzeczy, które chciałabym ci powiedzieć. Wiem, że mój ojciec szanował twoją odwagę...
- Mój małżonek nigdy nie wyraził chęci przedstawienia mnie Waszej Wysokości, a nie ukrywam, że między nami powstało poważne nieporozumienie. Ale teraz nie ma to wielkiego znaczenia, a jako że nie chcę bardziej opóźniać polowania...
- Mój Boże, prawda, polowanie! Pani d'Hallwyn, proszę powiedzieć mojemu panu małżonkowi, by ruszał beze mnie. Nie będę dziś polować.
- Ależ - przerwała Fiora - nie ma potrzeby, by Wasza Wysokość rezygnowała...
- Polować mogę każdego dnia, jeśli mi przyjdzie ochota. Dziś wolę porozmawiać z tobą... chyba że zechciałabyś zatrzymać się tu, w pałacu, na kilka dni?
- Nie, Wasza Wysokość. Przyjmij wyrazy wdzięczności, ale jeśli mego małżonka nie ma w Brugii, jutro stąd wyjeżdżam.
Maria Burgundzka ponownie uważnie spojrzała na swego gościa, szukając być może na jego twarzy śladu emocji, lecz go nie znalazła.
- Chodź ze mną! Naprawdę musimy porozmawiać.
Podążając za księżną, Fiora przemierzyła wielką, umeblowaną z przepychem komnatę, gdzie dwie damy wysokiego rodu - które na ich widok natychmiast głęboko się skłoniły - krzątały się, porządkując suknie i czepce. Później weszła do małego pokoju obitego czerwonym aksamitem ze złotymi frędzlami, przypominającego jej, choć był oczywiście mniejszy, wielki paradny namiot Zuchwałego, w którym po raz pierwszy ujrzała księcia. Na jego wyposażenie składały się głównie książki, biurko i ustawiona przed kominkiem ławeczka wymoszczona poduszkami, na której Maria usiadła, wskazując Fiorze miejsce obok siebie.
- Filip de Selongey jest człowiekiem niezbyt rozmownym - westchnęła - i niewiele zrozumiałam z twojej i jego historii, ale ponieważ nie chcę zmuszać cię do zwierzeń, powiedz mi tylko, od jak dawna nie widziałaś swego męża?
- Od dwóch lat, Wasza Wysokość. Życie z upodobaniem nieustannie nas rozdziela, a ja bardzo z tego powodu cierpię. Dlatego tak bardzo chciałabym go odnaleźć.
"Fiora i król Francji" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i król Francji". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i król Francji" друзьям в соцсетях.