- Znajdziesz mnie w kaplicy, mój synu - szepnął. - Będę się modlić, aby Pan odsunął od ciebie pułapki tego świata.

- Dziękuję ci za to, mój ojcze, ale mam nadzieję znaleźć w sobie dosyć sił, by z Bożą pomocą pokonać je samodzielnie!

- Bardzo to miłe! - zauważyła Fiora zgryźliwie. - Nie przypominam sobie, żebym zastawiła na ciebie jakąś pułapkę.

- Wiem, donno Fioro, i proszę cię o wybaczenie, jeśli cię zraniłem... ale nie przyzwyczaiłaś mnie także do kłamstw z twoich ust.

- Kłamstw? Kiedy kłamałam?

- Ależ... dosłownie przed chwilą. Czy nie powiedziałaś, że przybywasz z Rzymu? Ty w Rzymie? Cóż byś tam robiła?

- Będziesz musiał jeszcze raz przeprosić, Battisto! Nie jadę stamtąd bezpośrednio, przyznaję, ale jednak przebywałam tam, zresztą zupełnie wbrew mojej woli, przez kilka miesięcy. Inaczej gdzie mogłabym spotkać twoją kuzynkę Antonię?

Nagłe uderzenie krwi przywróciło na chwilę młodemu nowicjuszowi zdrowy wygląd z dawnych czasów, a jego czarne oczy zalśniły, trwało to jednak tylko chwilę...

- Antonia! - westchnął. - Zatem martwi się o mnie?

- Znacznie bardziej, niż sądzisz.

- Jakoś trudno mi uwierzyć w to stwierdzenie. Doszło do mnie, że ma zostać wydana za mąż.

- Te wiadomości są już nieaktualne. Antonia nosi obecnie imię siostry Serafiny, przebywa w klasztorze San Sisto i tam połączyła nas przyjaźń.

- Antonia zakonnicą? Ależ to nieprawdopodobne!

- Prawie tak, jak widok ciebie w tym zakonnym habicie. Dodam, że wstąpiła do klasztoru nie z własnej woli. Papież chciał ją zmusić do poślubienia jednego ze swoich bratanków, Leonarda, najmniej udanego z całej tej bandy. Wolała zostać mniszką. Nadto jej ojciec, aby uspokoić papieski gniew, musiał oddać większą część jej posagu. Dodam, że do dziś nie złożyła ślubów... i że od ciebie zależy, czy kiedykolwiek je złoży. To na jej prośbę przyjechałam.

Oddaliwszy się od Fiory, Battista oparł się plecami o ścianę, którą przecinał wielki krucyfiks, jakby chciał się pod nim schronić. Pobladł jeszcze bardziej i młoda kobieta poczuła, jak opanowuje ją ogromna litość.

- Kiedyś do niej pisywałeś, prawda? - powiedziała łagodnie. - Dlaczego przestałeś?

- Przestałem, kiedy dowiedziałam się, że wychodzi za mąż. Bardzo ją... lubiłem i wolałem zerwać wszystkie więzy między nami. Wydawało mi się, że tak będzie łatwiej, i rzeczywiście przez jakiś czas było. Przy księciu Karolu sprawy wyglądały inaczej, z nim wszystko było możliwe, nawet najpiękniejsze rycerskie sny. Takie życie mi odpowiadało, czułem się niemal szczęśliwy. A potem pojawiłaś się ty i przy tobie przeżyłem najpiękniejsze dni mego życia...

- Wtedy jeszcze do niej pisałeś, przecież nawet opowiedziałeś jej o mnie - powiedziała Fiora surowo.

- To prawda. Zaprzestałem pisania wkrótce po twoim przyjeździe. Nie miałem wiadomości od niej od pewnego czasu i myślałam, że jest już zamężna. Dlaczego nic mi nie powiedziała?

- Może dlatego, że ze zbyt wielkim entuzjazmem piałeś hymny pochwalne na moją cześć. To było wielkie głupstwo, przyjacielu!

- Ale ja wierzyłem w każde słowo, które pisałem. Rozpaliłaś moją wyobraźnię... a także moje serce. Troszeczkę.

- Antonia uznała, że bardzo, i na tym polega twoja głupota. Ona cię kocha, kocha cię całą duszą, a taka dusza jak jej nigdy się nie zmienia!

Bez fałszywego wstydu młodzieniec ukrył twarz w dłoniach. Po drżeniu ramion Fiora poznała, że płacze, i powoli podeszła do niego. Miała ochotę przytulić go do siebie, ukołysać jak nieszczęśliwe dziecko, którym w istocie był, ale nie śmiała: zmienił się i obawiała się, że go urazi.

- Jeśli dobrze rozumiem - szepnęła - do wstąpienia tutaj skłoniło cię straszliwe nieporozumienie. Ty także ją kochałeś?

- Sam już teraz nie wiem. Wiem tylko, że tego przeklętego styczniowego dnia zobaczyłem, jak ginie mój książę, podczas gdy ja pozostałem przy życiu... a później straciłem także ciebie. To było dla mnie za dużo i powrót do Rzymu mnie przerażał.

- Dlaczego nie chciałeś spotkać się z ojcem?

- Z tego samego powodu. Miałbym wrócić do tego okrytego hańbą miasta...

po co?

- Może po to, by walczyć u boku twoich bliskich - burknęła Fiora, która postanowiła przyprzeć go do muru. - Odwieczna wojna między rodami Colonnów i Orsinich wkracza w fazę tym niebezpieczniejszą, że ci ostatni mają całkowite poparcie papieża. Naraża się na niebezpieczeństwo utraty życia ten, kto zabija Orsiniego, ale niewiele ryzykuje zabijający Colonnę. Wasz pałac del Vaso całkowicie bezprawnie trafił w ręce jednego z bratanków Sykstusa IV. Słyszałam też, że papież chce się pozbyć twego wuja, protonotariusza, który pozwala sobie mieć własne zdanie...

- Mój Boże! Nie miałem o tym pojęcia.

- Dowiedziałbyś się wszystkiego, gdybyś zgodził się na spotkanie z ojcem. Czy kochasz Boga tak bardzo, by poświęcić Mu swoje życie i utknąć tutaj? Nie będziesz mógł opuścić klasztoru, jeśli złożysz śluby... a kiedyś będziesz musiał je złożyć. Skończą się wtedy romantyczne odwiedziny grobu księcia Karola.

Zresztą nie wiadomo, czy tutaj zostanie.

- Wiesz coś na ten temat? - wyjąkał pobladły Battista.

- Wiem tyle, ile mówią ludzie na ulicach i w zajazdach w Brugii, skąd przybywam. Księżna Maria pragnie gorąco, by książę Rene oddał jej ciało ojca, by mogła je pochować w kartuzji w Champmol w pobliżu Dijon*.

* Książę ostatecznie został pochowany w kościele Matki Boskiej w Brugii, gdzie nadal spoczywa obok swojej córki.

- Byłaś w Brugii? A więc dużo podróżujesz, donno Fioro?

- Więcej, niżbym chciała. Pojechałam do Brugii, gdyż spotkawszy Wielkiego Bastarda Antoniego, dowiedziałam się, że podczas Bożego Narodzenia widziano mego małżonka u księżnej. Od miesięcy szukam Filipa. Wcześniej byłam w pobliżu Awinionu, a teraz, nie wiedząc już, co robić, jadę do Selongey w nadziei, że może tam trafię na jakiś jego ślad... Ale zostawmy to! Nie jestem tu po to, by rozmawiać o sobie, lecz o tobie. Czy zrozumiałeś to, co ci powiedziałam? Colonnowie potrzebują pomocy wszystkich członków rodziny, a Antonia potrzebuje ciebie. Ona cię kocha, powtarzam raz jeszcze i będę powtarzać nadal.

Battista podniósł na Fiorę oczy, w których lśniło coś, co przywróciło młodej kobiecie nadzieję, zwłaszcza kiedy zapytał:

- Czy ona... czy ona nadal śpiewa?

- Tylko na chwalę Pana. Jej głos budzi zachwyt w San Sisto, ale myślę, że tysiąc razy wolałaby nucić kołysanki waszym dzieciom!

Tym razem nowicjusz oblał się pąsem i odwrócił wzrok.

- Dziękuję, że zadałaś sobie trud przywiezienia mi tych wieści, donno Fioro. Czy zechciałabyś teraz zostawić mnie samego? Chciałbym... pomodlić się, zastanowić.

- To oczywiste i ja też będę prosić Boga, by cię oświecił i poprowadził najlepszą drogą. Możliwe, że więcej się nie zobaczymy... Bardzo cię lubię, Battisto Colonna!

- Zaczynam w to wierzyć. Ach, byłbym zapomniał! Gdzie się zatrzymałaś?

- Tam, gdzie poprzednio: w domu Jerzego Marqueiza. Zamierzam zostać jeszcze dwa lub trzy dni.

- To dobrze...

Nic więcej nie mówiąc, ukląkł u stóp wielkiego krucyfiksu i ukrywszy twarz w dłoniach, pogrążył się w głębokiej modlitwie. Fiora przyglądała mu się przez chwilę, po czym na palcach opuściła ponure pomieszczenie.

Wieczorem, kiedy mieszkańcy domu ławnika Marqueiza mieli zasiąść do stołu, służący przyniósł liścik do Fiory.

Byłaś dziś na porannej mszy w kolegiacie - pisał Battista. - Czy mogłabyś jutro zrobić to samo i spotkać się ze mną w tym samym miejscu ? Byłbym Ci nieskończenie wdzięczny...

Nie napisał nic więcej, ale tej nocy Fiora zupełnie nie mogła zasnąć - tak bardzo obawiała się spóźnić na spotkanie wyznaczone przez młodego przyjaciela. Ledwie noc zaczęła jaśnieć na wschodzie, gdy eskortowana przez Florenta, niegodzącego się, by sama biegała po ciemnych ulicach, weszła po schodach do kościoła Świętego Jerzego. Powietrze było zimne, a drobny, nieustający deszcz skapywał z dachów. Mokry bruk lśnił w żółtawym świetle bladej latarni. Musiała nawet poczekać chwilę, aż nie całkiem rozbudzony zakrystianin otworzy stare wrota, podczas gdy z okolicznych wsi dobiegały zachrypnięte pienia nowego pokolenia kogutów, jako że wszystkie poprzednie skończyły tragicznie w rosole.

Wszedłszy do kościoła, Fiora poszukała wzrokiem grobu. Pomiędzy zgaszonymi świecami zdawał się on drzemać w wyniosłej samotności, nad którą czuwała nigdy niegasnąca lampka oliwna.

- Co teraz robimy? - szepnął Florent mimo woli poruszony majestatem miejsca.

- Weźmiemy udział w mszy - powiedziała Fiora tym samym tonem - a ty nie ruszysz się z miejsca, dopóki cię nie zawołam. Zrozumiałeś?

- To dosyć jasne - westchnął z rezygnacją. - Nie ruszam się, jeśli mnie nie zawołasz...

Wysoki głos srebrnego dzwoneczka zapowiedział wejście księdza, który podszedł do słabo oświetlonego ołtarza, osłaniając Przenajświętszy Sakrament zieloną stułą ozdobioną złotą taśmą. Fiora i Florent uklęknęli jednocześnie na posadzce i nabożeństwo się rozpoczęło.

Po Podniesieniu młoda kobieta poczuła za sobą czyjąś obecność. Odwróciwszy się lekko, zauważyła Battistę, którego z trudem rozpoznała, gdyż biały habit zniknął, a wraz z nim wygląd nowicjusza. Młodzieniec stojący za nią, skromnie ubrany w podniszczoną tunikę z szarego sukna, ściśniętą w talii skórzanym pasem, wydał jej się, mimo tego ubogiego stroju, wspanialszy niż książę z bajki – księciem był bowiem z urodzenia. Musiała przywołać całe swoje opanowanie, by nie rzucić mu się na szyję. Udało jej się! Battista opuszczał klasztor i może za kilka miesięcy bramy San Sisto otworzą się przed małą Antonią, zaróżowioną z radości. To szczęście będzie dziełem jej, Fiory, która nigdy nie była zdolna zbudować własnego. Z sercem pełnym radości i wdzięczności przyjęła ciało Chrystusa.

Po zakończeniu mszy podeszła do młodzieńca i naturalnym gestem wzięła go pod ramię, aby razem z nim ruszyć do wyjścia.

- Sprawiasz mi wielką radość, Battisto... ale uważam, że jesteś niewystarczająco przygotowany do długiej drogi. Mam nadzieję, że pozwolisz, by twoja starsza siostra się tym zajęła? Odbędziemy część podróży razem... może chociaż do Burgundii?

- Chętnie przyjmę pomoc, gdyż jestem bez grosza, ale nie sądzę, żebyś dotarła aż do Burgundii, donno Fioro.

- A to dlaczego?

- Zaraz ci powiem. A na razie, czy moglibyśmy ostatni raz pomodlić się przy grobie księcia Karola?

Wyraziła zgodę uśmiechem i oboje, a za nimi Florent, skierowali się ku kaplicy. Świece zostały znów zapalone, lampka lśniła nowym blaskiem, a inny przyszły mnich stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym Fiora poprzedniego dnia zobaczyła Battistę. Ten jednak wydawał się znacznie wyższy, a ramiona okryte zgrzebną białą tkaniną były szerokie i silne. Krótkie brązowe włosy i nieco arogancki sposób trzymania głowy sprawiły, że serce Fiory zabiło szybciej, choć sama nie wiedziała dlaczego. Później wypadki potoczyły się szybko.

Puściwszy jej ramię, Battista podszedł do swego dawnego towarzysza, nic nie powiedział, ale dotknął jego ramienia. Wówczas ten powoli się odwrócił, a Fiora na oślep oparła się drążącą dłonią o jeden z filarów. Tym mnichem był

Filip...

Wyprostowany, w tej szacie, która czyniła go jeszcze wyższym i podkreślała dumne rysy jego twarzy, tak ogorzałej, że nie zdołała zblednąć mimo mroku klasztoru, patrzył na nią, ale w jego orzechowych, złociście lśniących w blasku świec oczach, Fiora nie znalazła żadnego śladu dawnej namiętności. A kiedy zapominając o miejscu, w którym się znajduje, porwana miłością, chciała paść mu w ramiona, wyciągnął ręce, by utrzymać ją na dystans.

- Nie, Fioro. Nie możesz się do mnie zbliżyć. Została na miejscu jak rażona piorunem, z wrażeniem, że jej serce rozpada się na kawałki, a jej życie rozsypuje się w popiół.

- Ale dlaczego?... dlaczego? - zapytała głosem, w którym już słychać było łzy.

Wzruszył ramionami i ze spokojem wsunął dłonie w szerokie rękawy.

- Wydaje mi się, że to oczywiste. Ani to miejsce, ani strój nie pozwalają na wylewność.

- Nie zawsze tak uważałeś. Zapomniałeś o kościele Santa Trinita? Mało się przejmowałeś świętością miejsca tego ranka, kiedy pokazałeś mi, czym jest pocałunek.

- Nie, nie zapomniałem, ale nie nosiłem wówczas habitu, a kościół był po prostu kościołem. Ta kaplica jest uświęcona obecnością tego, który tu spoczywa...

- Czy musi tak być, by do końca świata Zuchwały stał między nami? - szepnęła Fiora z goryczą. - On nie żyje, Filipie, a ten przedziwny kult, którym uparcie go otaczasz, nie przywróci mu życia.