Choć Dom w Barwinkach był położony z dala od zgiełku świata, to od czasu do czasu docierały do niego świeże wiadomości, które Petronela przynosiła z targu albo które Florent zasłyszał w mieście. W ten właśnie sposób dowiedziano się, że 18 sierpnia Maria Burgundzka poślubiła Maksymiliana. Pewnego dnia zostanie cesarzową Niemiec i nie potrzebuje już Burgundii, którą zresztą niebezpieczne postępowanie zmarłego księcia prawie od niej oderwało.
Filip zginął za nic, za nic, nawet nie dla idei. Nie walczy się historią, ale on nie chciał tego wiedzieć: chciał natomiast zachować dla „swojej" księżniczki spuściznę przodków, a Fiora nie wiedziała teraz sama, kogo bardziej nienawidzi: tej Marii, która powiodła Filipa do zguby, czy komendanta Dijon - jak on się nazywał? sire de Craon? - który podpisał rozkaz egzekucji.
Jedyne chwile spokoju, kiedy opuszczał Fiorę wir myśli, zdarzały się wtedy, kiedy spędzała czas z synkiem. Niemowlę było wspaniałe. Pokarm Marceliny zdawał się doskonale mu służyć i zapowiadało się na duże, silne i być może zadowolone z życia: dużo gaworzyło, płakało mało, a nawet wcale, bo kiedy wpadało w złość, jego oczy o nieokreślonym jeszcze kolorze pozostawały suche. Przy nim Fiora nie czuła nic poza uwielbieniem, a kiedy trzymała je w ramionach i gładziła opuszkami palców brązowy meszek na jego główce, tonęła w takim morzu miłości, że przez chwilę zapominała o cierpieniu. Pozostawała więc na moment przy kołysce, kruchej łódce, w którą, niby osoba, która tonie, wczepiała się, żeby nie oszaleć. Kiedy tylko od niej odchodziła, wracały gorzkie rozmyślania.
Zbliżało się winobranie, kiedy nagle okolica się ożywiła. Zamek Le Plessis, który zdawał się drzemać pod nieobecność swego pana, obudził się. Rozpoczęto generalne porządki i uzupełniano zapasy w kuchni, a do zamku przybywali posłańcy z rozkazami i przyjeżdżały wozy z meblami: jednym słowem król Ludwik XI powracał.
To, że jest niedaleko, zapowiedział przyjazd wyposażenia jego kaplicy, z którym nigdy się nie rozstawał. Przebywał w Amboise z wizytą u królowej Szarloty, swej małżonki. Od siedziby w Plessis wolała ona znacznie bardziej swój piękny zamek wzniesiony na zboczu, u stóp którego płynęła Loara. Król jednak nigdy nie pozostawał tam dłużej i dwa dni po przybyciu kaplicy usłyszano dźwięk srebrnych trąbek zapowiadających jego powrót.
Tego dnia, po raz pierwszy od narodzin syna, Fiora przerwała milczenie i zamiast po kolacji wejść na górę do swojej sypialni, jak to miała ostatnio w zwyczaju, została w jadalni i poprosiła Leonardę, by dotrzymała jej towarzystwa. Wieczór był dosyć chłodny, więc Florent zapalił w kominku naręcze żywicznych sosnowych gałęzi, które wesoło trzaskały i rozlewały swą woń w przestronnej, cichej komnacie. Młoda kobieta marzyła przez chwilę, patrząc w ogień, po czym przeniosła na Leonardę zmęczone spojrzenie.
- Moja droga Leonardo, już teraz proszę cię o wybaczenie tego, co zamierzam zrobić. Wierz mi, że zanim podjęłam decyzję, długo się zastanawiałam. Nieobecność króla dała mi czas, ale skoro wrócił, nie mogę tego dłużej odkładać.
- Nie mam pojęcia, o czym chcesz mi powiedzieć, Fioro, ale wiedz, że jedyną rzeczą, jaka teraz się dla mnie liczy, jest to, żebyś ze mną w końcu porozmawiała. Ta długa cisza doprowadzała mnie do rozpaczy. Wydawało mi się... że nie liczę się już dla ciebie, ponieważ nie powierzasz mi już swych trosk i...
Głos załamał się i przeszedł w szloch, który stara panna dzielnie przełknęła, ale w jej niebieskich oczach, zdających się zachowywać wieczną młodość, błysnęła łza. Młoda kobieta położyła rękę na dłoni swej wiernej towarzyszki.
- Cóż mogłabym ci powiedzieć takiego, o czym już nie wiesz? Jestem ci natomiast wdzięczna, że pozostawiłaś mnie mojemu milczeniu. Nie mogłam słuchać żadnego głosu, poza głosem mojego bólu i wyrzutów sumienia.
Te słowa sprawiły, że Leonarda podskoczyła, a jej smutek zniknął w okamgnieniu.
- Wiedziałam, że o to chodzi! Wyrzuty sumienia? Dlaczego? Bo nie pozwoliłaś messire Filipowi zamknąć się w Selongey, gdzie zostałby tylko na krótko, bo tak mu się spieszyło do walki? Chcesz powiedzieć, że to zmieniłoby cokolwiek w okropnym następstwie wypadków i że byłabyś mniej nieszczęśliwa w jego zamku niż tutaj?
- Bez wątpienia nie, ale byłabym w Selongey, jak chciał, i to jest cała różnica. Leonardo, człowiek, który nakazał zgładzić mojego małżonka, jest komendantem Dijon „w imieniu króla", a ja uważam, że nie mam prawa wychowywać jego syna w domu podarowanym przez króla.
- Słodki Jezu! - jęknęła stara panna, która zbladła jak ściana. - Nie mów, że chcesz znowu wyruszyć w pościg za tą nie wiadomo jaką bezsensowną zemstą? Nie mów, że zacznie się od początku to wszystko, co przeżyłyśmy przez dwa straszne lata? Przysięgam przed Bogiem, który mnie słyszy, że nie mogłabym tego znieść. Nie, nie mogłabym!
Tym razem wybuchnęła płaczem i schowała twarz w drżących dłoniach. Niepocieszona z powodu tej rozpaczy, którą spowodowała, Fiora opadła przy niej na kolana, jak to robiła w dzieciństwie, kiedy coś przeskrobała i prosiła o wybaczenie. Potem otoczyła opiekunkę ramionami.
- Uspokój się, moja droga - powiedziała łagodnie. - Przysięgam na wszystko, co dla mnie najświętsze, że zamiar zemsty nawet nie przebiegł mi przez myśl i że całkiem go zarzuciłam. Wiem, co wycierpiałaś, i bardzo często miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Zresztą nie udało mi się zrealizować poprzedniego planu. Podobnie jak Demetriosowi! Młyny Pańskie mielą powoli, ale sprawiedliwie, a ziarnka piasku, którymi jesteśmy, okazywały zbyt wielkie mniemanie o sobie! Nigdy więcej zemsty, moja Leonardo, nigdy!
- Naprawdę?
- Nie masz do mnie zaufania? Tylko dlatego poprosiłam cię przed chwilą o to, byś z góry przebaczyła mi to, co zamierzam uczynić, bo wiem, jak szczęśliwa się tu czujesz, jak jesteś przywiązana do tego domu, podobnie zresztą jak ja. Trudno będzie go porzucić, ale musisz mnie zrozumieć: choć nie chowam urazy do króla z powodu tego wyroku śmierci, o którym zapewne nawet nie został poinformowany, to ten sire de Craon wydał go w jego imieniu. Pozostanie tutaj byłoby milczącą zgodą na to, co uczyniono. Mój syn kiedyś czyniłby mi z tego powodu wyrzuty.
Fiora wstała i przechadzała się powoli wzdłuż kominka, z dłońmi ukrytymi w szerokich rękawach. Leonarda śledziła ją wzrokiem z pewnym przygnębieniem. Później przeniosła wzrok na wnętrze, w którym przebywały, i czując, jak żal ściska jej serce, zrozumiała, jak drogie stało się jej to miejsce, w którym miała nadzieję dożyć końca swych dni. Wreszcie się odezwała:
- Czy to oznacza, że zamierzasz wychować to dziecko w wyłącznej miłości do Burgundii i nienawiści do Francji?
- Nie, oczywiście, że nie, ale...
- Kiedy będzie miał dwadzieścia lat, Burgundia pewnie już od dawna będzie francuską prowincją. Król Ludwik może już odejdzie z tego świata, ale panować będzie jego syn, a twój będzie jednym z jego poddanych. Czy chcesz już teraz umieścić go w szeregach wrogiego obozu, który zresztą niemal nie istnieje, jako że w przypadku dawnych poddanych księcia Karola chodzi o wybór między Francją i Niemcami? Trzeba myśleć o jego przyszłości. Jaka będzie twoim zdaniem ta przyszłość, jeśli obrazisz króla, zwracając mu prezent, który ci dał?
- Król jest mądrym człowiekiem, na pewno to zrozumie. Bardziej naturalne będzie, jeśli zabiorę syna do Selongey.
- Czy jesteś chociaż pewna, że zamek w Selongey jeszcze istnieje?
Fiora zatrzymała się i wbiła w Leonardę zdumiony wzrok.
- A dlaczego miałby nie istnieć?
- Bo we wszystkich krajach na świecie, kiedy człowiek zostaje skazany z powodu rebelii, jego dobra zostają przejęte przez Koronę, a fortyfikacje zburzone. Niewykluczone, że zamek został zrównany z ziemią. A jeśli nasz mały Filip nie ma już nic poza tym kasztelem, który chcesz zwrócić?
- Zapominasz, że Agnolo Nardi pomnaża tę część majątku, którą odziedziczyłam? Będzie miał chociaż to!
- Niewiele jak na wielkiego pana, którym ma prawo być. Dlaczego jutro, zamiast rzucać królowi Ludwikowi pod nogi tytuł własności, nie złożysz raczej skargi? Udowodnił, że możesz mieć do niego zaufanie i że żywi do ciebie szczerą przyjaźń. Poza tym, jak sama przed chwilą mówiłaś, to mądry człowiek... ale nie zapominaj, co powiedział messire de Commynes podczas swojej ostatniej wizyty: król się zmienił i robi teraz wrażenie, jakby ta wojna, której nienawidził, sprawiała mu przyjemność. Wygnał nawet swojego najrozsądniejszego doradcę...
- Do Poitiers? To żadne wielkie wygnanie.
- Niewątpliwie, ale sire d'Argenton myślał, że szybko z niego wróci, a wciąż go nie widzimy na dworze. Strzeż się, by nie urazić króla, Fioro! Głębia jego umysłu kryje być może niezgłębione otchłanie. Dokąd zamierzasz się udać po wyjeździe stąd, teraz, u progu zimy? Prosto do Selongey?
- Nie, nie od razu. Najpierw pojadę do Paryża, do naszych przyjaciół Nardich, którzy na pewno będą szczęśliwi mogąc nas gościć i którzy...
- .. .i którzy będą może nie całkiem szczęśliwi, jeśli przybędziemy do nich jako osoby niepożądane, może jako banici? Dokąd wtedy pojedziemy z kilkumiesięcznym dzieckiem na rękach? Ten dom należy do ciebie, Fioro, i nie masz już innego! Pomyśl o tym jutro, kiedy pójdziesz do króla!
- Jesteś straszliwie logiczna, Leonardo, i możliwe, że masz rację, ale wydaje mi się, że Filip, tam gdzie jest, wygania mnie stąd, krzyczy, że miejsce moje i jego syna nie znajduje się przy królu, którego nienawidził.
- Tam, gdzie jest? Cóż możesz wiedzieć o życzeniach tych, którzy opuścili ten padół? Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba pomyśleć o otrzymaniu rozgrzeszenia i przebaczenia wszystkich popełnionych błędów. Rób, jak uważasz, mój aniołku, chodzi o twoje życie i życie twojego dziecka, a ja jestem zawsze gotowa ruszyć z wami, dokąd uznasz za stosowne, bo najważniejsze, bym mogła być przy tobie. Ale jest jeszcze ta poczciwa Petronela i jej mąż. Zdążyli się przywiązać do małego Filipa. Złamiesz im serce.
Fiora nie zmrużyła tej nocy oka. Rozważała bez końca słowa Leonardy, ale nie udało jej się znaleźć rozwiązania.
Oczywiście Leonarda miała rację w wielu punktach, ale do Fiory wracała ta sama obsesyjna myśl: pozostanie tutaj oznaczałoby zdradę pamięci Filipa, a ona czyniła sobie już zbyt wiele wyrzutów, żeby dokładać nowe. Jednakże, obiecała sobie, użyje wszystkich zdolności dyplomatycznych, żeby nie zmienić przyjaznego Ludwika XI w rozgniewanego wroga.
Postanowiła udać się do Plessis z samego rana, w okolicach godziny, o której król wychodził z mszy. Jednak w chwili, gdy zamierzała wyruszyć w drogę, usłyszała szczekanie psów i trąbki zapowiadające wyjazd na polowanie. Najwyraźniej, ledwie wróciwszy do zamku, władca natychmiast oddał się swojej ulubionej rozrywce, która w jego przypadku była prawdziwą pasją. Lepiej było nie opóźniać jego odjazdu, to mogłoby go wprawić w zły humor.
Tak więc dopiero późnym popołudniem Fiora, w czarnej aksamitnej sukni i wysokim przybraniu głowy ze srebrzystej tkaniny podtrzymującym żałobny welon, dosiadła muła. Wraz z Florentem ubranym w najlepsze odzienie skierowała się do zamku i wjechała na drogę wyłożoną dużymi kamieniami, która łączyła miasto Tours z siedzibą władcy. Jeśli polowanie było owocne, miała duże szanse, że zostanie przyjęta uprzejmie. Tak czy inaczej było rzeczą naturalną, że przybywa pokłonić się królowi i pogratulować mu szczęśliwego powrotu. I Fiora wyruszyła, nie oglądając się za siebie, by nie widzieć patrzących na jej odjazd Leonardy i Petroneli z niemowlęciem na ręku. Zaczerwienione oczy Petroneli, niewątpliwie poinformowanej przez Leonardę o wszystkim, budziły w niej bolesne uczucia i prześladowały ją do tego stopnia, że dotarłszy do pierwszego ogrodzenia Plessis-lez-Tours, omal nie zawróciła muła, zastanawiając się, jakim prawem zamierza sprawić tyle bólu tak poczciwym ludziom. Jednakże w jej naturze leżało realizowanie podjętych decyzji do końca, więc po krótkim postoju ruszyła w stronę bramy otoczonej z boków przez dwie ząbkowane wieże strzeżone przez łuczników z gwardii szkockiej.
Przyjaźń z dawna łącząca Fiorę z sierżantem Douglasem Mortimerem była wszystkim znana i żołnierze nie tylko nie zabronili jej wejścia, ale skłonili się z uśmiechem, który każdy normalny mężczyzna przeznacza dla ładnej kobiety. Na podwórzu panowało zamieszanie związane z przeprowadzką. Z jednej strony znajdowały się kwatery gwardii, gdzie słudzy robili porządki, podczas gdy posługaczki zbierały bieliznę, by zanieść ją do pralni. Bardziej na zachód, w pobliżu malutkiej kapliczki poświęconej Notre-Dame de Clery, którą król najbardziej sobie upodobał, żołnierze odpowiedzialni za pilnowanie wielkiej czworobocznej wieży wznoszącej się z dala od murów, wygrzewali się w przedwieczornym słońcu lub grali w kości. Z drugiej strony znajdował się drugi kościół, poświęcony świętemu Maciejowi, służący jako parafia dla mieszkańców zamku i jako kaplica dla małego klasztoru zamkniętego w jego murach. Można by się tu poczuć jak na rynku małego miasteczka, ale miasteczko to kończyło się szerokimi i głębokimi fosami, nad którymi przerzucono wielki most zwodzony prowadzący do reprezentacyjnego dziedzińca, centralnego punktu właściwego zamku.
"Fiora i Papież" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Papież". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Papież" друзьям в соцсетях.