Kiedy odzyskała przytomność, wciąż leżała na wilgotnej trawie, gorset miała nadal rozsznurowany, ale jej wybawca, klęcząc obok, zajęty był przykładaniem tamponu z płótna do jej rany. Uśmiechnął się, widząc, że otworzyła oczy.

- Miałaś szczęście. Ostrze ześlizgnęło się po obojczyku i nie dosięgło gardła. Ta rana wymaga jednak leczenia. Dokąd szłaś sama w środku nocy? - Do Florencji...

- Pieszo?

- Tak. Uciekłam właśnie z pałacu Borgii.

W kilku słowach opowiedziała temu dziwnemu nocnemu wędrowcowi to, co przeżyła, niczego nie próbując zataić, gdyż budził jej całkowite zaufanie. Miała nawet wrażenie, że jest on jedynym porządnym człowiekiem w całym mieście.

- Byłbym przysiągł, że tak się to skończy. Borgia to nawet nie byk, do którego lubi się przyrównywać, to cuchnący cap. Na zbyt wielkie ryzyko się narażał, pomagając ci uciec z San Sisto, by nie domagać się jedynej zapłaty, jaka go interesuje. Nie zatroszczyłby się o ciebie nawet po to, by przypodobać się królowi Francji, gdybyś była brzydka. Per Bacchol Nie mam tu nic, żeby zrobić opatrunek, a krew znów zacznie płynąć, jeśli tampon nie będzie przytrzymywany na miejscu. Czy dasz radę przycisnąć go ręką, jak zapnę suknię?

- Będę musiała... ale co ze mną zrobisz? Nie... nie czuję się zbyt dobrze...

Po zasznurowaniu gorsetu spróbowała się podnieść, ale poczuła zawrót głowy. Infessura zmełł w ustach przekleństwo.

- Ale przecież muszę cię stąd zabrać! Wyciągnąwszy z kaftana powlekaną srebrem buteleczkę, „republikański skryba" odkorkował ją, przytknął szyjkę do warg Fiory i wpuścił jej do ust kilka kropel nalewki tak mocnej, że miała wrażenie, iż połyka płynny ogień. Ciepło ogarnęło całe ciało kobiety i wydało jej się, że odzyskuje siły.

- Dziękuję - westchnęła. - Jest mi lepiej i jeżeli zechcesz mi pomóc stanąć na nogi, to chyba dam radę iść. Oczywiście nie do Florencji. Mój Boże! Byłam taka szczęśliwa na myśl, że tam wrócę, że niedługo zobaczę...

- Zostaw rozczulanie się na później! Musimy jakoś wydobyć cię z kłopotów. Najlepiej byłoby zabrać cię do mnie, ale to za daleko. Mieszkam w pobliżu Santa Maria Maggiore na Eskwilinie. Nie zdołasz tam dojść.

- To co zrobimy? Nie ma tu w pobliżu jakiegoś szpitala albo klasztoru?

- To by oznaczało wydanie cię. Wiem, co zrobimy. Zaprowadzę cię do przyjaciółki. Ona będzie umiała opatrzyć ci ranę, a w getcie nikt cię nie będzie szukać.

- W getcie?

Fiora poczuła, że podtrzymujące ją ramię sztywnieje, a jednocześnie ton głosu jej towarzysza stał się oschły i nieprzyjemny:

- Czy należysz do tych osób, które pogardzają Żydami?

- Co za pomysł! Zbyt wiele wycierpiałam z niechęci innych, by żywić pogardę dla kogokolwiek. Ale wiesz, kim jestem, prawda?

- Było o tobie dosyć głośno.

- A zatem wiesz także, że jestem poszukiwana przez policję papieską, a nie chciałabym kogokolwiek narażać na niebezpieczeństwo. Borgia miał środki, by się wybronić, gdyby mnie znaleziono u niego, ale ta żydowska kobieta...

- Anna też ma możnych protektorów. Poza tym w trakcie tych kilku tygodni, które spędziłaś u wicekanclerza, poszukiwania trochę się uspokoiły. Papież jest wściekły. Po czterokrotnym przeszukaniu pałacu d'Estouteville'a przyzwyczaił się do myśli, że zdołałaś opuścić Rzym. W każdym razie robi takie wrażenie.

Chodź, musimy ruszać w drogę.

- Daleko stąd do getta?

- Prawie tak daleko jak do mnie, ale jest sposób, by ułatwić ci drogę.

Mocno podtrzymywana przez Stefana, Fiora doszła powoli do Tybru, który przepływał na tyłach grobowca. Zeus niósł w pysku latarnię i oświetlał im drogę, dzięki czemu mogli omijać krzaki i kamienne rumowiska. Hera, węsząc, zamykała pochód. Dotarłszy do brzegu, na którym znajdowały się dwie czy trzy łodzie, Infessura ściągnął jedną na wodę i usadził w niej Fiorę, u stóp której zległy psy.

- Czy wiesz - szepnęła zaniepokojona Fiora - do kogo należy ta łódź?

- Tak. Bądź spokojna! Infessura nigdy nie zrobi krzywdy jednemu ze swych bliźnich. Odprowadzę ją, jak tylko będziesz bezpieczna. Zresztą Piętro zranił się dwa dni temu i chwilowo nie jest mu potrzebna.

Pogrzebawszy w sakiewce Juany, Fiora wyciągnęła jedną z pozostałych trzech monet i podała ją swemu przewodnikowi.

- W takim razie daj mu to. Jeśli nie może teraz pracować, będzie zadowolony, jak dostanie to złoto.

W otaczających ich ciemnościach - latarnia bowiem została zamaskowana - Fiora zobaczyła lśniące zęby swego przewodnika i usłyszała jego cichy śmiech.

- Wiedziałem - powiedział - że jesteś osobą, której warto pomóc. Od tej chwili jestem twoim przyjacielem.

Łódź sunęła po czarnej powierzchni wody. Stefano starał się utrzymywać ją po ciemniejszej stronie rzeki, co nie wymagało wielkiego wysiłku, gdyż pomagał mu prąd. Przebyli w ten sposób szeroki zakręt, w głębi którego znajdował się Watykan, jego wieże, straże i szpiedzy, ale mała łódka, prowadzona ręką mistrza, nie powodowała najmniejszego hałasu, oprócz, od czasu do czasu, leciutkiego plusku, który można by przypisać ptakowi łowiącemu ryby. Fiorze wydawało się, że podróż nie ma końca. Nocny chłód sprawił, że przemarzła do szpiku kości, a rana, którą cały czas przyciskała dłonią, wywoływała ostry ból szyi. Jednak nie czuła przygnębienia, a nawet przez chwilę rozbawiła ją myśl, że powtarza się sytuacja z chwili przybycia do pałacu Borgii - opuszczając go, znowu może złapać katar.

Infessura zatrzymał łódkę naprzeciwko wyspy Isola Tiberina i pomógł pasażerce wyjść na ląd.

- Jesteś zmęczona, prawda? - zapytał, zauważywszy, że mocniej wspiera się na jego ramieniu. - Ale pociesz się, że jesteśmy prawie na miejscu. To jest pałac Cenci - dodał, wskazując czarny niedostępny kształt wyglądający na fortecę dzięki nieobrobionym kamieniom tworzącym na parterze mur cyklopowy, pozbawiony otworów poza wąską, wysoką bramą wzmocnioną żelaznymi okuciami.

- Dom rabina Natana jest naprzeciwko, obok synagogi. Anna to jego córka.

Uliczka, którą szli ostrożnie w powodu odpadków, cuchnęła zjełczałą oliwą i zgnilizną. Położone przy niej domy były nieforemnymi budowlami z małych cegieł i gliny zmieszanej ze słomą, nad którymi wyniośle górowała szlachetna sylwetka pałacu. Wreszcie, po przecięciu jakiegoś placyku, Infessura zatrzymał się przed domostwem nieco większym i lepiej wyglądającym niż pozostałe. Wzniesiono je z porządnych kamieni podtrzymujących nadwieszone piętro nad półokrągłym sklepieniem bramy, zapewne prowadzącej na podwórko. W ramie drzwi znajdowała się mezuza - mały pojemnik zamknięty kratką z brązu, ukrywający zwitek pożółkłego pergaminu z napisanymi po hebrajsku fragmentami Tory. Wskazywała wszystkim, że dom należy do człowieka ważnego dla wspólnoty żydowskiej.

Stefano zapukał w drzwi w umówiony sposób i otworzyła je młoda kobieta ubrana w żółtą jedwabną suknię z szerokimi rękawami, o atramentowoczarnych włosach zaplecionych w wiele warkoczyków, w rodzaju misternego diademu i szafranowego welonu na głowie. W ręku trzymała świecę.

- To ja, Anno - powiedział Infessura. - Przyprowadziłem przyjaciółkę. Jest zmarznięta i została zraniona przez bandę Santa Croce, gdy uciekła z pałacu Borgii.

Dziewczyna uniosła w górę świecę, by lepiej oświetlić twarz nowo przybyłej.

- Aha!... Wejdźcie, oczywiście, ale proszę, żebyście chwilę poczekali, bo mam gościa. Usiądźcie sobie tutaj!

Odsunęła się, wpuszczając ich do środka. Drzwi prowadziły do niewielkiego pomieszczenia, wybrukowanego jak ulica i biednie umeblowanego: stół, trzy zydle, kufer i ławki biegnące wzdłuż ścian. To właśnie jedną z tych ławek, najbardziej oddaloną od drzwi, wskazała Żydówka. W głębi pomieszczenia zasłony w duży wzór zasłaniały schodki prowadzące do niżej położonego salonu. Nagle zasłony się rozchyliły i ukazała się niska, szczupła kobieta, elegancko ubrana w suknię z brązowego aksamitu i białego jedwabiu.

- Co ty tu robisz? - zapytała Anna z niezadowoleniem. - Mówiłam ci, żebyś na mnie poczekała. Jesteś zbyt ciekawa!

Ale młoda kobieta nie słuchała. Wyciągnąwszy ramiona, rzuciła się w stronę nowo przybyłych z okrzykiem radości.

- Moja pani! Moja droga pani!

Fiora, która tylko cudem i dzięki sile swego towarzysza trzymała się na nogach, podniosła oczy i pomyślała, że ma przywidzenia. To musiał być omam, bo skąd wzięłaby się tu Khatoun? Nogi odmówiły jej posłuszeństwa...

- Znowu mdleje - stwierdził Stefano. - Musisz szybko się nią zająć, Anno!

Rozdział dziewiąty

Trzy kobiety

To naprawdę była Khatoun. Fiora przekonała się o tym, kiedy po kilku chwilach doszła do siebie po omdleniu spowodowanym zmęczeniem i utratą krwi. Infessura musiał podać jej kolejną dawkę swojego cudownego kordiału, a potem pewnie wzmocnił jego działanie kilkoma klepnięciami w twarz, gdyż płonęły jej policzki, a w ustach znów poczuła palący korzenny smak. Odzyskała całkowitą jasność umysłu i z radością patrzyła na pochyloną nad nią, zalaną łzami trójkątną twarz i kocie oczy młodej Tatarki. Natychmiast otoczyła jej szyję ramieniem i wycisnęła na jej policzkach dwa siarczyste buziaki, świadczące o rozradowaniu.

- A co ty tu robisz? Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę...

- Ja też, pani. To wielkie szczęście dla Khatoun, chociaż widzi cię w opłakanym stanie.

- Już od dawna nie jestem twoją panią.

- Zawsze nią dla mnie będziesz, nawet jeśli musiałabym być posłuszna komuś innemu. Jak zapomnieć o dawnych, szczęśliwych dniach?

- Później będziecie się całować - powiedział ktoś surowym tonem. - Chciałabym móc kontynuować badanie.

Fiora zobaczyła wówczas, że położono ją na stole, z głową uniesioną na poduszce. Anna odsunęła delikatnie Khatoun, zdjęła tampon z płótna przyłożony przez Stefana i trzymała go w ręce. Był przesiąknięty krwią, co świadczyło o tym, że rana bardzo krwawiła. Anna wyrzuciła go, odwróciła się, żeby coś wziąć, a potem zawinęła wysoko na szczupłych, złocistych ramionach szerokie rękawy sukni. Trzymała w ręku rodzaj złotej igły z zaokrąglonym czubkiem, którą uniosła do góry.

- Trzymajcie jej ramiona - poleciła. - Muszę zbadać ranę, nie może się wtedy poruszyć.

- Nie poruszę się - stwierdziła ranna, co wywołało krótki uśmiech na pełnych wargach Żydówki.

- To obietnica, której mało kto dotrzymuje. Wolę, żebyś była unieruchomiona. To będzie trochę bolało, ale jeśli choćby drgniesz, może zaboleć znacznie bardziej.

Dłonie Khatoun i Stefana jednocześnie przytrzymały ramiona Fiory, która zobaczyła pochylającą się nad nią uważną, pociągłą, śniadą twarz swojego dziwnego lekarza. Mimo zbyt dużych ust Anna była urodziwa dzięki najpiękniejszym czarnym oczom, jakie Fiora kiedykolwiek widziała. Wygięcie jej orlego nosa świadczyło o dumie, a pachniała w sposób nieoczekiwany w tej piwnicy - majerankiem. Pomieszczenie, do którego zaniesiono Fiorę, w istocie bowiem wyglądało na piwnicę. Sklepienie z poczerniałych kamieni, które musiało powstać w czasach cesarzy rzymskich, wznosiło się półkoliście nad stołem, lecz odwracając nieco głowę, Fiora mogła dostrzec, że znikało za ciągiem grubych półek, na których ustawiono masę słoiczków, buteleczek, pudelek, woreczków z ziołami i dziwnych szklanych naczyń oraz grube księgi o zniszczonych okładkach: wyposażenie, które przywiodło jej na myśl gabinet Demetriosa w Fiesole i sprawiło, że zapomniała o sondowaniu rany, rzeczywiście bardzo nieprzyjemnym.

- Nie lubię ran zadanych przez sztylet - powiedziała Anna, prostując się. - Są często głębsze od powstałych w wyniku ciosu nożem o szerszym ostrzu. Ta jest płytsza, niż się obawiałam, ale wygląda na to, że powstała w miejscu dawnej blizny. Zostałaś już kiedyś zraniona w ramię? - zapytała Fiorę.

- Tak. Otrzymałam cios mieczem ponad dwa lata temu.

- Kto cię wtedy leczył? Dobra robota.

- Nie sądzę, żebyś go znała, choć to Włoch. Nazywał się Matteo de Clerici i był lekarzem ostatniego księcia Burgundii...

Przerwał jej śmiech Infessury. Dźwięczny, radosny śmiech, który tak nie pasował do jego osobowości nocnego ptaka.

- Widząc cię, nikt nie powiedziałby, że jesteś starym wojownikiem, donno Fioro! Tak więc znałaś Zuchwałego, tego legendarnego księcia?

- Przebywałam w jego otoczeniu aż do jego śmierci - powiedziała Fiora z bladym uśmiechem. - Ale czyżbyś przestał być republikaninem, że tak się interesujesz jakimś księciem?

- Ten książę nie żyje i to wszystko zmienia. Jego historia interesuje mnie tak, jak historia w ogóle. Musisz mi o nim opowiedzieć, donno Fioro!

Po czym, zwracając się do Anny, dodał: