- Nie ruszaj się stąd pod żadnym pozorem - szepnął. -Zostawiam cię z Estebanem. Przyjdę po was...

- Dokąd idziesz?          

Zamiast odpowiedzi położył jej palec na ustach i rozpłynął się w mroku nie poruszywszy nawet gałązki. Nie słychać już było śpiewu ani dźwięku fletu, a jedynie westchnienia, jęki i trzask rozdzieranego materiału. Fiora nie śmiała nawet zwrócić oczu na Estebana; jego przyspieszony oddech czuła przy sobie. Nagle rozległ się wielki krzyk.

- Milicja! Ratuj się kto może!

Wybuchła panika. Zapominając o przygodnych towarzyszach, wszyscy myśleli jedynie o ucieczce. Wyklęty ksiądz wyrwał się z objęć Hieronimy i zniknął w mroku, podczas gdy jego pomocnik i dwie dziewczyny unosili diabła z malowanego drewna. Fiora zobaczyła, jak Hieronima, zdjąwszy duszącą ją maskę, próbuje wstać, ale nagle pojawiła się przed nią jakaś wysoka czarna postać w wyciągniętym ramieniem i trzema palcami wycelowanymi w jej przerażone oczy... Daremnie usiłowała walczyć z niewidzialną siłą i bez życia opadła z powrotem na ołtarz...

 Demetrios schylił się, podniósł zrzucone na ziemię ciałko złożonego w ofierze dziecka, położył je na splamionym już jego krwią ciele kobiety i oddalił się biegiem. Zbliżało się światło wielu pochodni i echo kroków...

W chwilę później Demetrios dołączył do Fiory i Estebana.

- Chodźcie! - rozkazał. - Chodźcie szybko! Mamy mało czasu na ucieczkę...

- Czy to naprawdę milicja tu idzie? - spytała Fiora.

- Tak. Dokładnie o godzinie, którą wyznaczyłem. Pan Lorenzo zastosował się do moich wskazówek.

- Kto go zaalarmował?

- Oczywiście ja. Nie chciałem jednak, by wszyscy ci nieszczęśnicy, szukający zadośćuczynienia za swoją nędzę, zostali skazani na więzienie, tortury i stos... Pani Hieronima spędzi resztę nocy w lochu, czekając na wydanie katu...

- Skąd wiedziałeś, że tu była tej nocy?

- Mówiłem ci już, że zawsze wiem, co potrzeba... A teraz pośpieszmy się trochę. Nie chcę, aby nas dogoniono...

 W godzinę później byli z powrotem w zameczku, gdzie Leonarda, wysławszy Sarnię do łóżka, czekała na nich. Nie wiedząc dokładnie, na czym polegała tajemnicza wyprawa, przyjęła ich bez słowa, ale od razu podała im gorące wino z cynamonem, gotujące się wolniutko w popiele kominka. Spojrzała na Fiorę, której blada twarz i ściągnięte rysy mówiły jasno, że dziewczyna przeżyła niezbyt przyjemne chwile. Młoda kobieta, otaczając lodowatymi palcami kubek napełniony wrzącym płynem, uśmiechnęła się do niej z czułością. Guwernantka urażona, że nie wprowadzono jej we wszystko, nie wytrzymała.

- Robisz wrażenie bardzo zmęczonej, skarbie, ale już od dawna nie widziałam twojego uśmiechu. Czy jesteś szczęśliwa?

- Tak... po raz pierwszy, od dawna! Śmierć ojca jest pomszczona, podobnie jak wszystko co przecierpiałam z powodu Hieronimy. Opowiem ci o wszystkim jutro, bo teraz umieram ze zmęczenia...

- Jeśli tak jest, to czy zostanie ci oddana sprawiedliwość i będziesz mogła wrócić do domu?

- Nie mam pojęcia... Być może, skoro moi wrogowie są pokonani...

- Nie wszyscy - powiedział surowo Demetrios, grzejąc przy rozpalonym ogniu białe dłonie. - Naprawdę tego pragniesz: wrócić do siebie, odzyskać majątek i o niczym już nie myśleć? Czy zapomniałaś, że...

- Że zawarliśmy przymierze? Pamiętam o tym, tym bardziej że pragnę odnaleźć mężczyznę, który porzucił mnie nazajutrz po ślubie, i zemścić się na tych, co zawiedli na szafot moich rodziców. Przyznam jednak, że chciałabym przez pewien czas zaznać spokoju w moim domu, zobaczyć Chiarę, móc jak niegdyś przejść się ulicami Florencji nie słysząc wrogich okrzyków i nie będąc obrzucaną kamieniami, zanieść kwiaty na grób tego, który zawsze będzie moim ojcem. Wolałabym pozbyć się przepełniającej mnie od tylu dni wściekłości, zazdrości, być znowu florentynką jak inne, i upewnić się, że po powrocie z podróży będę mogła wrócić do domu... Czy proszę o zbyt wiele?

 Demetrios odwrócił wzrok od jej oczu, błagających o odpowiedź, i wyszedł z kuchni. Jego kroki rozległy się na schodach wieży, na szczycie której lubił spędzać samotne godziny, obserwując gwiazdy i słuchając ich mowy. U schyłku nocy - wkrótce bowiem miał nadejść świt - odwrócił się do nieba, by patrzeć na uśpione miasto. Wiedział, że Florencja nie chciała już Fiory Beltrami, ale nie miał odwagi powiedzieć tego dziewczynie...

Rozdział JEDENASTY

„ZANIM OSIĄGNĘ UPRAGNIONY BRZEG..."

Wieść ta wzięła swój początek znad rzeki, gdzie krzątali się marynarze, przebiegła ulice i place, docierając najpierw do milicji, którą natychmiast wezwano, bargella i Signorii, a później ogarnęła resztę miasta, jak ogień pochodni rzuconej na snop słomy: jakiś rybak wyłowił z Arna ciało Pietra Pazziego, z raną od sztyletu między łopatkami...

 Esteban, przyjechawszy na targ na Mercato Vecchio, jak to robił trzy razy w tygodniu, usłyszał tę wiadomość kupując sery, a potem ponownie od sprzedawczyni drobiu. U rzeźnika poznał kolejne jej warianty, gdyż rozpoczęło się święto plotki. Każdy twierdził, że wie na ten temat więcej od sąsiada, pojawiły się najbardziej fantazyjne wersje...

Esteban nie lubił plotkarstwa. W Kastylii spowodowało śmierć jego matki, oskarżonej przez sąsiada o zatrucie wody w studni i sprowadzenie impotencji na jego syna. Starą kobietę, choć była dobrą chrześcijanką, skazano na stos, a zrozpaczony Esteban oddał katu wszystkie pieniądze, aby udusił nieszczęsną zanim ją dosięgną płomienie. Później zabił sąsiada i jego syna i podpalił ich farmę. Demetrios Lascaris, który właśnie przyjechał w tamte okolice, zabrał go ze sobą tuż przed aresztowaniem, ratując mu w ten sposób życie i zyskując w zamian dozgonną wdzięczność i poświęcenie...

Esteban nienawidził plotkarstwa prawie tak jak księży, którzy częściowo w zmowie z alcadem skazali jego matkę, ponieważ oskarżyciel był bogaty a ona biedna... Służba u greckiego lekarza, filozofa, astrologa i maga w pełni mu odpowiadała, gdyż mimo licznych codziennych zajęć znajdował w niej pewien rodzaj wolności. Demetrios nigdy nie wyrzucał mu, że lubi wino i dziewczęta, a on lubił je tak jak walkę, broń i wojnę, składające się na jego życie, odkąd skończył dwanaście lat...

 Postanowiwszy uzyskać możliwie jasne informacje, zostawił swego obładowanego muła w oberży „Croce di Malta". Skierował się do pałacu Signorii i jego dopełnienia, loggi dei Priori, gdzie zawsze można było zastać dwóch czy trzech pogrążonych w dyskusji notabli. Pozwoliło mu to ujrzeć przybycie starego Jacopa Pazziego, przebywającego dotychczas w swej florenckiej siedzibie, który wpadł jak burza do starego pałacu, szarżując niczym rozwścieczony byk. Wyszedł z niego w chwilę później w towarzystwie bargella i zastępu strażników. Przez plac przebiegł szmerek: czyżby patriarcha został aresztowany? Ale trwało to tylko chwilę. Grupa skierowała się w kierunku Ponte Vecchio. Esteban ruszył za nią z powstałym natychmiast tłumkiem. Pozwoliło mu to być świadkiem aresztowania Pippy i jej brata. Megiera broniła się tak energicznie, że potrzeba było pięciu mężczyzn, by ją pokonać. Wreszcie zaprowadzono ją do Stinche, miejskiego więzienia, wrzeszczącą i miotającą przekleństwa i obelgi. Zebrani nie omieszkali odpowiedzieć na wyzwiska, gdyż florentczycy, nawet gdy nie wiedzieli, o co chodzi, nigdy nie przepuszczali okazji, by się wypowiedzieć. Kiedy odprowadzano kogoś do więzienia, można było zawsze krzyczeć: „na śmierć!", na wszelki wypadek, mając tylko jedną możliwość na dwie, by być w błędzie.

Esteban, patrzący na wszystko bardziej chłodno, stwierdził, że nadszedł najwyższy czas, by powiadomić Demetriosa o tym, co się dzieje. Orszak odprowadzający Pippę powiększył się o jedną osobę: brata Ignacia, który dołączył do starego Pazziego i szedł z nim ramię w ramię, przemawiając doń potoczyście... Kastylijczyk instynktownie znienawidził swego rodaka, uznając go za fałszywego, okrutnego i perfidnego, w czym niewiele się pomylił. Zażyłość tych dwóch mężczyzn wydała mu się niezwykle niepokojąca...

 Przepychając się łokciami, wydostał się z tłumu, podszedł po swego muła, dorzucając do jego ładunku gliniany dzbanek oliwy z oliwek, wypił swój zwyczajowy łyk wina, by nie budzić ciekawości, i opuścił spiesznie miasto. Zauważył po drodze duże zbiegowisko przed pałacem Medyceuszy, czyniące okropny zgiełk, gdyż wszyscy mówili jednocześnie, gestykulując bez opamiętania.

Wróciwszy do Fiesole, zastał Demetriosa w gabinecie, zajętego troskliwym owijaniem jakichś książek w kawałki materiału i układaniem ich w postawionym na stołku kuferku. Na rogu stołu na kawałku irchy leżały rzędem w doskonałym porządku, lśniące od niedawnego czyszczenia, instrumenty chirurgiczne - lancety, skalpele, trepany, igły proste i zakrzywione, szczypce i inne przyrządy. Demetriosowi udało sieje zachować od wyjazdu z Bizancjum, mimo wszelkich przeciwności losu, w czasie długich wędrówek. Stara, skórzana torba lekarska leżała otwarta obok.

Esteban obrzucił szybkim spojrzeniem te przygotowania:

- Czy szykujesz się do odjazdu, panie?

- Trzeba być zawsze gotowym do odjazdu, mój chłopcze. Ale powiedz mi, dlaczego wróciłeś wcześniej niż zazwyczaj? Widzę po twojej minie, że masz coś do powiedzenia.

- To prawda, a także i to, że jestem zaniepokojony.

Kastylijczyk nie był wielkim gawędziarzem. W kilku zdaniach doniósł o wszystkim co widział i słyszał, śledząc jednocześnie efekt swych słów na twarzy Greka. Demetrios, skończywszy napełniać kuferek, zadowolił się zamknięciem bagażu i powiedzeniem:

- Aha!

 Po czym wytarł troskliwie narzędzia, jedno po drugim, i zawinął w irchę, wkładając następnie do torby. Esteban przyglądał się temu w milczeniu zgadując, że jego pan się zastanawia. Po chwili Demetrios podniósł na niego oczy.

- Przyprowadź do mnie donnę Fiorę! Karmi gołębie w ogrodzie...

Chwilę później pojawiła się szczupła, czarno-biała postać Fiory, ubranej konwencjonalnie i bez zarzutu. Nie była to już uciekinierka z klasztoru w białym habicie i sznurkowych sandałach, młoda Greczynka w purpurowej tunice ani paź w zielonym kaftanie, lecz młoda, gładko uczesana kobieta w żałobie. Demetrios z zaskoczeniem stwierdził, że żałuje metamorfozy. Bladoszare oczy Fiory były jednak wciąż takie same, mogły odbijać wszelkie błyskawice niebios, i lekarz wiedział, że elegancki i zrównoważony wygląd krył płomień gorącego serca oraz dumny i odważny charakter. Zupełnie jakby chodziło o towarzyską wizytę, Fiorze towarzyszyła Leonarda, która stanęła przy drzwiach z rękami splecionymi na łonie, jak przystało na osobę towarzyszącą szlachetnej damie. Demetrios poczuł pokusę, by poprosić guwernantkę o pozostawienie ich samych, ale pomyślał, że postępując w ten sposób wkroczy na teren konwenansów towarzyskich, które tak go drażniły. Poza tym Leonarda znajdowała się teraz na pokładzie smaganej wiatrem i wciąż zagrożonej galery jego uczennicy. Bezcelowe było ukrywanie przed nią czegokolwiek, tym bardziej że dowiedziałaby się o tym bardzo szybko. Za jej plecami stanął Kastylijczyk.

- Esteban przywiózł właśnie nowiny, które uznałem za niepokojące - rzekł Demetrios. - Musisz ich wysłuchać.

Wysłuchała i nie okazała z ich powodu szczególnego poruszenia. Jedynie wzmianka o hiszpańskim mnichu sprawiła, że zmarszczyła brwi.

- Znowu ten człowiek - westchnęła. - Dlaczego taką wagę przykłada do spraw Pazzich? Zdaje się, chce ich obronić za wszelką cenę...

 - Jeśli jest naprawdę tajnym wysłannikiem papieża, łatwo to wytłumaczyć, gdyż jest również pełnomocnikiem jego faworyta, Francesca Pazziego... Myślałem, że to zrozumiałaś?

- Oczywiście! Jest jednym z tych fanatycznych księży; ich obsesją jest diabeł, a wszędzie widzą czarowników. A przecież właśnie ostatniej nocy milicja zapewne znalazła Hieronimę w stanie, w jakim ją zostawiliśmy: nagą, leżącą na satanicznym ołtarzu, naznaczoną ofiarną krwią, z ciałem zabitego człowieka na brzuchu. Wydaje mi się, że to powinno zainteresować w najwyższym stopniu brata Ignacia. A tymczasem Esteban widział, jak rozmawiał on po przyjacielsku z Jacopem Pazzim!

- Całkiem po przyjacielsku! - potwierdził Esteban jak echo.

- Masz rację, to dziwne! - powiedział Demetrios zwracając się do służącego: - Właśnie, nie zdałeś do końca relacji z twojej misji. Czy ludzie w mieście mówili o Hieronimie? Milicja powinna była wtrącić ją do więzienia.

Kastylijczyk potrząsnął głową o zmierzwionych włosach:

- Nie. Nic nie słyszałem. Na targu dowiedziałem się, że wyciągnięto z wody ciało jej syna. Wszyscy mówili tylko o tym...

 - Dziwne! Miasto byłoby tym wstrząśnięte. Zaś mnich za podobną sprawę powinien domagać się głów całej rodziny... a on rozmawia przyjaźnie z jej patriarchą? Trudno to zrozumieć!... Ale trzeba się wszystkiego dowiedzieć! Osiodłaj muła, Estebanie!