- Panowie - powiedział zacierając długie, chude dłonie -mamy dla was wieści, które ucieszą serca wszystkich dobrych poddanych, jak ucieszyły nasze. Groźba wisząca nad naszym królestwem, a wynikająca z niepohamowanej ambicji naszego kuzyna z Burgundii, który przekonał Anglika, aby przybył i podbił nasz kraj, groźba ta oddaliła się. Między królem Edwardem a Karolem Zuchwałym doszło do gwałtownej kłótni. Nasz burgundzki kuzyn, który wrócił do Péronne, wyjechał wczoraj do Luksemburga, gdzie stacjonująjego wojska; nie zamierza powracać. Jutro złożymy dziękczynienie Bogu, naszemu Panu, i przenajświętszej Pannie, naszej opiekunce. Prosić ich będziemy, aby oszczędzili naszemu dobremu ludowi bólu i strapienia, gdyż wojna to niedobra rzecz.
Salę wypełniły pochwalne okrzyki. Fiora i Demetrios przyłączyli swoje głosy do innych, głównie po to, by nie zwracać na siebie uwagi. Młoda kobieta zrobiła to tym chętniej, że widziała w tym doskonałą okazję, by spróbować uzyskać łaskę dla Filipa, niegodziwie opuszczonego przez władcę, którego tak kochał i który najwyraźniej nie próbował nic zrobić, aby wyciągnąć go z więzienia.
Zamierzała właśnie podejść do tronu, gdy stojący w drzwiach sali strażnik trzykrotnie zastukał laską w podłogę i obwieścił donośnym głosem:
- Król raczy przyjąć Jego Wielebność prałata katedry i Jego Eminencję przeora klasztoru świętego Wincentego, którzy pragną mu przedstawić przybyłego z Rzymu świętego mnicha!
Na znak Ludwika XI drzwi otwarły się wpuszczając trzech zakonników.
Na widok hiszpańskiego mnicha Fiora poczuła dreszcz odrazy i przerażenia, jakby na jej drodze pojawiła się żmija. Nic się nie zmienił. Pełen pogardy i pychy szedł między dwoma dostojnikami z dłońmi schowanymi w rękawach, nie patrząc na nikogo poza królem, który wstał na powitanie ludzi Kościoła. Naga czaszka mnicha lśniła w nikłym świetle pochmurnego dnia i słysząc dobiegający z oddali pomruk grzmotu Fiora zadała sobie pytanie, czy sam Bóg nie próbuje ostrzec króla Francji przed idącą mu naprzeciw złą istotą.
W miarę jak mnich się zbliżał, Drogi Przyjaciel podnosił się. Porzucił elegancką pozę heraldycznego zwierzęcia. Pies wstał i zawarczał. Król szybko położył dłoń na jego złoconej obroży:
- Spokój, mój mały! Połóż się z powrotem!
Ale Fiora zauważyła, że oczy Ludwika XI dziwnie się zwęziły. Niechętnie, pokazując zęby, Drogi Przyjaciel usłuchał. Mnich nie zaszczycił go spojrzeniem, a nawet ledwie odpowiedział na pełen szacunku ukłon, który skierował do niego król.
- Ten człowiek musi być szalony - szepnął Demetrios -co za dziwny sposób przedstawiania się królowi! Słowo daję, on się chyba uważa za papieża.
- Nie jestem pewna, czy nawet nie za kogoś więcej, ale patrz!
Ludwik XI bowiem zwrócił się z miłym powitaniem do podróżnego i dodał:
- Wielka to zawsze radość dla chrześcijańskiego serca witać wysłannika naszego Ojca Świętego.
- Jednakże papież Sykstus wysłał mnie do ciebie, królu Francji, nie po to, by sprawić ci przyjemność. Jego serce jest ciężkie i pełne gniewu.
- Gniewu na nas?To niemożliwe. Nie przypominamy sobie, żebyśmy w czymkolwiek uchybili Jego Świątobliwości.
- Twoja pamięć, królu, jest krótka, a przede wszystkim pobłażliwa. Zbyt łatwo zapominasz, że od siedmiu lat przetrzymujesz w lochu jednego z książąt świętego Kościoła. Papież wysyła mnie z rozkazem, byś natychmiast uwolnił kardynała Balue!
Twarz Ludwika XI zasępiła się, a spod powiek wystrzeliła błyskawica:
- Jan Balue jest zdrajcą, który zasłużył na śmierć, gdyż nie zawahał się spiskować przeciwko nam z Burgundczyka-mi. Przeciwko nam, którzy z syna młynarza uczyniliśmy prałata obsypywanego bogactwami i zaszczytami, przeciwko nam, którzy ubiegaliśmy się i otrzymaliśmy dla niego kapelusz kardynalski.
Niech będzie zadowolony, że jeszcze żyje!
- Czy gnicie w klatce jak dzikie zwierzę nazywasz życiem? Nie miałeś żadnego prawa podnieść ręki na sługę bożego, podległego wyłącznie papieżowi.
- Mamy wszelkie prawa i dobrze o tym wie papież, który zgodził się trzy lata temu na konkordat. Jesteśmy zawsze gotowi wykonać gest mogący zdjąć ciężar z serca Jego Świątobliwości, pod warunkiem, że nie będzie on dotyczył spraw królestwa. Tu chodzi właśnie o sprawę królestwa.
- Odmawiasz zwolnienia kardynała?
- Dokładnie!
- Czy zgadzasz się jednak przeczytać list przysłany ci przez Sykstusa IV?
- List? Czemu od tego nie zacząłeś, czcigodny bracie?
Ignacio wyciągnął z rękawa cienki zwój pergaminu przewiązany białą wstęgą i zapieczętowany szeroką złoconą pieczęcią, który Ludwik XI przyjął z czcią i którego pieczęć nawet ucałował, zwróciwszy się następnie do swojego kanclerza, aby otworzył pismo.
Nagle Fiora odepchnęła Demetriosa i rzuciła się na mnicha. Straciwszy równowagę upadł ona na ziemię upuszczając długi nóż, który w jego dłoni zastąpił pergamin. Bystry wzrok młodej kobiety wbity w brata Ignacio dostrzegł bowiem u niego sztylet. Jej reakcja była natychmiastowa - rzuciła się przed siebie z jedną myślą: oddalić od króla groźbę śmierci. Chart zareagował z taką samą gwałtownością. Oparł się łapami na piersi mnicha i zbliżył do jego gardła groźnie wyszczerzone kły. Fiora tymczasem wstała, podniosła sztylet i przyklęknąwszy podała go Ludwikowi XI.
- Sire, ten człowiek chciał zabić króla!
Ten, nic nie mówiąc, wziął broń i obejrzałją niespiesznie, najwyraźniej nie uznając za najpilniejsze przywołanie psa, który wciąż warczał, co zresztą zdawało się niezbyt niepokoić brata Ignacio. Jeśli jego twarz stała się maską bezsilnej wściekłości, to stało się to wyłącznie dlatego, że rozpoznał Fiorę:
- Florentynka! - wyrzucił z siebie. - Przeklęta czarownica! Jest tutaj i usiłuje mi przypisać swoje zbrodnicze zamiary. To ona, to ona przyniosła ten sztylet, to ona chciała...
- Ona chciała nas zabić - zapytał spokojnie Ludwik XI. -Jestem przede wszystkim miłośnikiem logiki i prawdopodobieństwa. Jeśliby donna Fiora zamierzała pozbawić nas życia, bez trudu mogła to zrobić w opactwie Victoire. Długo wtedy rozmawialiśmy ze sobą sam na sam. Chcielibyśmy raczej dowiedzieć się, w jakich okolicznościach mogła poznać tak dziwnego sługę bożego.
Fiora przyklęknąwszy podniosła na króla duże, szare oczy, których przejrzystości nie mąciła żadna chmura.
- Jeśli Wasza Wysokość raczy mnie wysłuchać, powiem wszystko.
- Wysłuchamy tego z przyjemnością. Już jako dziecko niezwykle lubiliśmy historie o bandytach. Panie de Commynes, zechciej odprowadzić donnę Fiorę do naszej kaplicy, gdzie wkrótce również przyjdziemy i my. A teraz, Drogi Przyjacielu, wracaj na swoje miejsce. Dobrze się spisałeś i zostaniesz wynagrodzony.
Kapitanie Kennedy!
Oficer dowodzący gwardią szkocką stanął obok mnicha, wciąż leżącego na posadzce i nie śmiejącego się podnieść w obawie przed kłami charta, który, choć posłuchał polecenia, nadal warczał.
- Rozkaz, Wasza Wysokość! Co każesz, sire?
- Niech Bóg broni żebyśmy splamili dłonie krwią tego mordercy. Tak więc chciałeś umrzeć dla kardynała Balue, nieszczęsny szaleńcze?
- Nawet go nie znam! To dla mojej królowej, Izabeli Kastyliskiej, gotów jestem zginąć. Twoi żołnierze maltretują i ciemiężą ziemie należące do niej.
- Od niedawna i to przez małżeństwo. Nie mówiąc już o tym, że wolna Katalonia nigdy do niej nie należała. To z Aragonią mieliśmy do czynienia! Czy nie byłoby dobrze, gdyby u braci wielkiego świętego Dominika uczono nieco historii i geografii? Ale nie wierzę ci. Prawda jest taka, że przysyła się papież Sykstus. Jest sprzymierzeńcem Zuchwałego i nic nic ucieszyłoby go tak, jak nasza śmierć.
Co uzyskałby, gdyby ci się udało?
- Skąd mogę wiedzieć? Jesteś Antychrystem, sługą Szatana! Wcześniej czy później poniesiesz karę za swoje zbrodnie, wcześniej czy później odczujesz ciężar klątwy. Za to, że podniosłeś na mnie rękę, zostaniesz ekskomunikowany, zostaniesz...
- Dlaczegóż by moje królestwo nie miało zostać obłożone interdyktem? - zapytał z ironią Ludwik XI. - Boże, jaki ten mnich jest męczący! Kennedy, mój przyjacielu, usuń go stąd zanim nas nie ogarnie gniew.
- Co mam z nim zrobić?
- Odprowadź go pod dobrą eskortą do zamku Loches. Jest tam, jeśli nas pamięć nie myli, cela obok tej, w której wzdycha za wolnością Jan Balue. Umieśćcie go w niej. Dzięki temu będą mogli zawrzeć znajomość, gdyż najwyraźniej ten wariat przyjechał prosić o łaskę dla człowieka, którego nigdy w życiu nie widział. Powinni się nawzajem rozumieć.
Wściekły, tryskający jadem i przekleństwami Ignacio został pojmany przez czterech rosłych Szkotów i raczej wyniesiony niż wyprowadzony. Jego stopy groteskowo wierzgały w powietrzu. Drogi Przyjaciel uspokoił się i położył z powrotem u stóp króla. Commynes podał Fiorze ramię:
- Chodź, pani - powiedział. - Myślę, że nie ma tu już nic do zobaczenia.
Szybko poszła za nim. Wrzaski wroga rozbrzmiewały w jej duszy jak anielskie pienia. Oto została uwolniona od mnicha, podążającego jej śladem jak przekleństwo, tego żywego przypomnienia piekła, do którego wtrącił ją ślepy szał. Nie wiedziała, gdzie znajduje się Loches, ale gdziekolwiek było, oddzieli ich przynajmniej grubość murów zamku, głębokość lochów i łańcuchy w celach.
- Ten człowiek musi być szalony - skomentował Commynes. - Zaatakować naszego króla w samym sercu jego państwa, w jednym z zamków, pośród strażników, sług i przyjaciół? W jaka sposób zamierzał ujść cało, gdyby mu się powiodło?
- Całkiem zwyczajnie, jak sądzę. Uważa się on za miecz czy grom boży. W każdym świeckim władcy widzi tyrana. Liczył na radosną wdzięczność wyzwolonych niewolników.
- Jeśli to jedyny poseł, jakiego papież znalazł, by do nas wysłać... Sądziłem, że jest zręczniejszym dyplomatą.
- Może jest nim bardziej, niż myślisz, panie? Gdyby zamach się powiódł, Sykstus IV pozbyłby się najpotężniejszego sprzymierzeńca Florencji, a więc swego groźnego wroga. Ponieważ jednak brat Ignacio poniósł klęskę, papież pozbył się tego kłopotliwego osobnika, z którym nie wiedział już co robić. Fanatycy mają swoje dobre strony, jeśli umieć się nimi posłużyć.
Commynes spojrzał na Fiorę ze szczerym zdumieniem, po czym wybuchnął śmiechem:
- Uważałem się za przenikliwego polityka, a tymczasem otrzymuję niezłą lekcję. Mistrzu Oliwierze, pozwól nam wejść do króla. Ta młoda dama ma go oczekiwać w kapliczce.
Ostatnie zdanie skierował do mężczyzny wychodzącego z królewskich apartamentów z małym kuferkiem pod pachą. Ubrany na czarno, o krótko obciętych, ciemnych włosach i chudej twarzy drewnianej figurki, miał wąskie wargi oraz nieruchome oczy o nieokreślonym kolorze bagna. Ukłonił się odrobinę za nisko i Fiora, której nie podobała się jego twarz, uznała go za służalca. Jego głos był zresztą nieco zbyt słodki:
- Jego Wysokość książę de Talmont nie potrzebuje, by skromny cyrulik wpuszczał go do swego pana. Po prostu sam wchodzi!
Fiorze wydało się, że dostrzegła w tych ostatnich słowach ślad żółci. Tymczasem mężczyzna otworzył drzwi z kolejnym uniżonym ukłonem.
- Nic podobnego! - zaprotestował Commynes z lekkim wzruszeniem ramion. - Przecież wiadomo, że nikt nie może tu wejść, jeśli ty postanowisz inaczej, mistrzu Oliwierze.
- Kto to jest? - zapytała Fiora, kiedy zamknęły się za nimi drzwi i znaleźli się w niewielkim przedsionku, którego wyposażenie stanowił jedynie kufer i piękny gobelin.
- Cyrulik naszego władcy. Nazywa się Oliwier la Daim i jest, tak jak ja, Flamandem, ale od prawie dwudziestu lat znajduje się tu w służbie. Król bardzo ceni jego zdolności organizatorskie. Jest odpowiedzialny za przygotowywanie podróży i przeprowadzek, dzięki niemu nasz pan, gdziekolwiek się uda, znajduje zawsze swoje rzeczy na tym samym miejscu. Ma wnikliwy umysł i nigdy nie opuszcza posterunku. Podobno tworzą nawet, wraz z piemonckim sekretarzem Alberto Magalottim, jakby wąską radę, której zdania nasz władca chętnie słucha.
- Czy jest aż tak ważny, mimo niepozornego wyglądu?
- Wygląd nic nie znaczy dla króla Ludwika. Nie sądzę, aby la Daim miał większą władzę, ale należy się go strzec. Niektórzy zwą go diabłem Oliwierem. Ale oto jesteśmy na miejscu.
Po przejściu bardzo skromnie urządzonej komnaty, której największą ozdobą były z pewnością śpiące na dywanie psy, Commynes wprowadził Fiorę do niewielkiej kapliczki. Przepych pomieszczenia uderzył młodą kobietę: cenne tkaniny obiciowe i malowane panneau - przenośne, gdyż zgodnie z panującym zwyczajem kapliczka króla, podobnie jak jego meble, była przewożona do poszczególnych rezydencji - otaczały pokryty brokatową draperią ołtarz, na którym wznosił się kamienny krzyż. Obok umieszczono złoty posążek Matki Boskiej z Clery, szczególnie czczonej przez króla, oraz drugi - srebrny - przedstawiający świętego Michała. Pod jego wezwaniem Ludwik XI założył w Amboise zakon rycerski. Ozdobny łańcuch tego zakonu spoczywał na cennym obrusie na ołtarzu, gdyż król zadowalał się zazwyczaj noszeniem medalionu na zwykłym łańcuchu. Na stojących pod ścianami niewielkich konsolach umieszczono wizerunki innych świętych. Wszystkie te przedmioty ożywiane były ciepłymi barwami witraży.
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.