Campobasso otrząsnął się, jakby wychodził z wody i zwrócił się ku Fiorze. Obawiał się, że była jedynie złudzeniem - ale nie, wciąż stała obok niego. Ramiona uniosła do góry, co uwypuklało jej piersi i wyciągała z włosów szpilki przytrzymujące bujne pukle:
- Mam zupełnie mokre włosy i woda spływa mi po szyi! -powiedziała ze śmiechem.
W jednej chwili czarna, lśniąca masa spłynęła jej na ramiona i wzdłuż ciała. Pożerający ją wzrokiem mężczyzna pomyślał, że w tej zielonej sukni, z długimi, mokrymi włosami podobna jest do syreny. Zapragnął jej jeszcze bardziej. Oparł się jednak opanowującej go chęci, by rzucić się na nią, rozerwać suknię i natychmiast posiąść na kamiennej posadzce. Jako prawdziwy' neapolitańczyk umiał docenić rozkoszne cierpienie oczekiwania, pod warunkiem, że nie trwa ono zbyt długo. Samcza duma podpowiadała mu, że ta oszałamiająca czarodziejka o oczach w kolorze chmur pojawiła się jedynie po to, by mu się ofiarować. Poza tym, czyż nie przybywała z Francji? Francji, w której - jak przyznała - miała wysoko postawionych przyjaciół?
Podniósł dłonie, by ponownie zaklaskać. Gdy drzwi się otworzyły, weszło kilku służących niosących drewniany kozioł, blat stołu i obrus. Towarzyszył im Virginio; jego ciemne oczy zatrzymały się z nienawiścią na Fiorze, suszącej włosy przy ogniu, później spojrzał na swego pana, niemym pytaniem budząc jego złośliwy uśmiech. Campobasso z okrucieństwem cieszył się z zazdrości; był świadom, że duszą pazia miotają wzburzone uczucia.
- Gdzie ona będzie spać? - spytał Virginio wskazując pogardliwym ruchem głowy na młodą kobietę.
- Donna Fiora - odpowiedział kondotier akcentując te słowa, będzie spać - rzecz jasna - w mojej sypialni. To jedyna przyzwoita komnata, nie licząc pokoju pana Galeotto. Dopilnujesz, aby zmieniono prześcieradła.
- A ty, panie? Gdzie będziesz spać?
- Chi lo sa?... Może w mojej sypialni? Czemu nie?
- A ja? - zapytał chłopak bezczelnie.
- Ty? Gdzie chcesz. Powiedzmy... z Salvestro, kiedy wróci od burmistrza.
Chłopak zbladł, w jego oczach pojawiły się błyskawice:
- Zabiję ją, słyszysz - wysyczał przez zęby. - Zabiję ją, jeśli jej dotkniesz.
Campobasso niedbale pogłaskał pokryty puszkiem policzek pazia. Uśmiechnął się szerzej ukazując mocne, białe zęby, prawdziwe zęby drapieżnika:
- W takim wypadku będę niestety musiał cię powiesić, mój mały Virginio - powiedział cicho. - To samo zrobię z tobą, jeśli przytrafi się jej jakiekolwiek inne nieszczęście. Przyznaj, że byłoby szkoda, gdyż moglibyśmy jeszcze spędzić razem piękne chwile. Pomyśl o tym!
- Ale kim jest ta kobieta, która nagle chce zajmować najlepsze miejsce?
- Jak to? Jeszcze nie wiesz? Ależ to moja... kuzynka, a ja zawsze byłem bardzo rodzinny. Jak wszyscy ludzie, którzy mają niewielu krewnych.
Ciepły i melodyjny głos Fiory rozległ się w przestronnym pomieszczeniu:
- Piękny kuzynie, co zamierzasz zrobić z moimi ludźmi? Mam nadzieję, że nie będziesz ich trzymać całą noc na odwachu? Podróż była dla nich równie mało przyjemna jak dla mnie.
- Wybacz mi, pani! Zapomniałem. Przyprowadź ich Virginio, żebym zobaczył, co to za jedni - dodał.
W chwilę później Kastylijczyk i Szkot wkraczali do komnaty, która dzięki rozstawionemu do posiłku stołowi, dodatkowym świecom i zapalonym pochodniom utraciła surowy wygląd. W powietrzu rozeszła się woń pieczonych mięs.
- Oto Esteban - przedstawiła Fiora. - Jest jednocześnie moim stajennym, sekretarzem, doradcą i obrońcą. A to Denis Mercier, który zechciał służyć mi jako przewodnik od samego Paryża.
Kondotier z zainteresowaniem przyjrzał się obu mężczyznom. Esteban ze swą kanciastą głową, złamanym nosem, gęstymi włosami i krępą sylwetką był przykładem walecznego żołnierza; jednym z takich, jakich lubił werbować. Nie wyglądał na sekretarza. Drugi zaś, o barach jak pirat i pyszałkowatym wyglądzie, jeszcze bardziej sprawiał wrażenie żołnierza niż Kastylijczyk.
- Czy pochodzisz z tych stron, że tak dobrze znasz tutejsze drogi? - zapytał Mortimera, który nie troszcząc się o przesadne formułki grzecznościowe, odpowiedział spokojnie:
- Nie, pochodzę z Berry. Wiele jednak podróżowałem.
- Aż tyle? Dobry przewodnik może być bardzo cenny. Mógłbym cię przyjąć na służbę. Chyba że wolisz wrócić do siebie. Komu służysz?
- Nikomu. Ale mam swój dom i przyzwyczajenia, a skoro wykonałem zadanie...
Niech mnie diabli - pomyślał Campobasso - jeśli ten olbrzym nie należy do słynnej Gwardii Szkockiej króla Ludwika. W takim razie moja piękna kuzynka mogłaby być... jego wysłanniczką? Ponieważ weszli służący z miskami, dzbanami i ręcznikami. Powrócił również Galeotto. Kondotier rzekł:
- Chodźmy umyć ręce, piękna kuzynko, a potem siadajmy do stołu!
- Mógłbyś mnie przedstawić! - burknął Galeotto, którego dokładnie ogolona twarz była pozacinana w kilku miejscach.
- Masz rację. Donno Fioro, oto pan Jacopo Galeotto z Mediolanu, dowodzący wraz ze mną korpusem Lombard-czyków jego wysokości księcia Burgundii.
Donna Fiora Beltrami z Florencji.
- Ach, Florencja! - westchnął kapitan z uczuciem -odwiedziłem ją, kiedy książę Galeazzo-Maria Sforza i księżna Bona pojechali z wizytą do Medyceuszy! Cóż to było za święto! Jakie piękne turnieje, wina, kobiety... To było w roku...
- 1471, cztery lata temu - powiedziała Fiora z uśmiechem. Zauważyła, że w efekcie wypowiedzi potwierdzającej fakt, że jest florentynką, zatroskana przez chwilę twarz Campobasso rozjaśnia się. - Wasza księżna Bona była bardzo piękna! Mój ojciec miał zaszczyt zatańczyć z nią.
Zajęto miejsca przy stole. Omawiano świetność Wspaniałego, co sprawiło przyjemność Fiorze, szczęśliwej, że może porozmawiać o ukochanym mieście, którego obraz i wspomnienie nigdy nie opuszczą jej serca.
W dwie godziny później Fiora stała w niszy wąskiego okna sypialni, do której ją zaprowadzono. Oczekiwała Campobasso. Wiedziała, że przyjdzie, gdyż nietrudno było zrozumieć znaczące spojrzenie, jakie jej posłał w chwili, gdy całował jej dłoń z obłudnym dobranoc. Pogodziła się z tym, gdyż Commynes, na rozkaz króla Ludwika, nakreślił jej niezwykle wierny portret neapolitańskiego kondotiera. Wiedziała, że jej własna sytuacja jest dwuznaczna, że ma do czynienia z człowiekiem porywczym i niecierpliwym. Gdyby mu się opierała po tym, jak mu zawróciła w głowie, ryzykowała, że weźmie ją siłą. Lepiej było postępować tak, by uwierzył, że ją oczarował - w ten sposób będzie miała nad nim większą władzę.
Nie chciała się położyć; oczekiwała go stojąc. Rozesłane łoże z czerwonymi kotarami, pochodzące z ubiegłego stulecia i tak obszerne, że mogło pomieścić kilka osób, pozostanie puste tak długo, jak ona będzie chciała. Duma nie pozwalała jej wspominać strasznych przeżyć z burdelu w Santo Spirito*.15
Wokół ramion, drżących wbrew jej woli, jakby było bardzo zimno, zaciskała szal. A przecież nie bała się. Campobasso miał być trzecim, po Filipie i wstrętnym Pietro mężczyzną, który posiądzie jej ciało. Pierwszy przyniósł jej olśnienie miłosnym spełnieniem, drugi obrzydzenie związane z sadystycznym gwałtem. Między tymi dwoma przeciwieństwami Campobasso nie miał szansy pozostawić jakiegokolwiek śladu. Oczekiwała go z obojętnością, z jaką robiłaby to zapewne kurtyzana, gdyż tę rolę zgodziła się zagrać. Jej ciało było jedynie pułapką mającą doprowadzić do zguby księcia. Musiała schwytać kondotiera tak mocno, by całkiem oderwać go od Zuchwałego. Jednakże na szczęście - Fiora musiała to przyznać - Campobasso nie był pozbawiony uroku.
We Florencji, dawno temu, Demetrios obiecał, że uzbroi ją do przyszłych walk i słowa dotrzymał. Pewnego wieczora na statku unoszącym ich ku Francji narysował jej ciało mężczyzny i wskazał na nim strefy erotogenne. Zrobił to chłodno i obojętnie, jak profesor anatomii tłumaczący coś uczennicy; ona podobnie przyjęła jego nauki.
- W niektórych krajach Afryki i Wschodu dziewczęta od najmłodszych lat kształcone są w celu dawania rozkoszy mężczyźnie - powiedział jej wówczas - i nie jest to takie złe, gdyż zwiększa władzę kobiet. Nawet istota tak piękna jak ty może potrzebować wtajemniczenia. Dzięki temu będziesz bardziej niebezpieczna.
- Kobiety w haremie używają go, by pobudzić zmysły swego pana i władcy, ale - dorzucił Demetrios z satysfakcją wynalazcy - wniosłem do niego pewne udoskonalenia.
Grek także sporządził dla niej specjalne pachnidło, polecając, by posługiwała się nim z umiarkowaniem i tylko w określonych okolicznościach.
Tego wieczora Fiora użyła go po raz pierwszy. Wzięła tylko odrobinę płynu, końcem palca umieściła jedną kroplę za uchem i jedną między piersiami. Mimo to miała wrażenie, że rozsiewa wokół siebie niezwykłą woń. Dodawało jej to pewności siebie, lecz zarazem budziło dziwne uczucie zmiany osobowości, jakby rozdwojenia. Jej dusza oddalała się nieco od ciała, którego reakcje i zachowanie mogła trzeźwo kontrolować.
Na zewnątrz gasł gwar nieznanego miejsca. Ognie kładące się czerwonawym blaskiem na sklepieniu sypialni należały do posterunków straży rozstawionych na murach obronnych i wzdłuż Mozeli. Wartownicy pokrzykiwali do siebie w dialekcie lombardzkim, tak bliskim toskańskiemu, że nie mogła powstrzymać się od nastawienia z przyjemnością ucha. Luksemburskie miasto, nieme i coraz ciemniejsze, ginęło w mroku nocy. Wojska okupacyjne narzucały mu własny styl życia.
Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem. Mimo odwagi, Fiora poczuła, że lodowaty dreszcz przebiegł jej plecy. Nadeszła trudna chwila. Musiała bardziej niż kiedykolwiek panować nad sobą.
Ze strefy cienia wyłoniła się postać wyrazista i mroczna, ledwie muśnięta odległym blaskiem nocnej lampki:
- Nie położyłaś się jeszcze, pani? - zapytał Campobasso. - Czy nie oczekiwałaś mnie?
- Ależ tak... ale nigdy się nie kładę oczekując na wizytę. Stawiałabym się wtedy w gorszej sytuacji.
- Wizyta wizycie nierówna. Nie wydaje mi się, by za zwykłą wizytę można było uznać moją obecność w tym pokoju. Miałem nadzieję...
Odwróciła się do niego gwałtownie z oczami ciskającymi błyskawice.
- Na co? Że zastaniesz mnie w tym łóżku, nagą i z rozsuniętymi nogami, czekającą tylko by spełnić twoje zachcianki?
- Na San Gennaro! Skąd ten gwałtowny gniew? Czy nie moglibyśmy podjąć naszej rozmowy w punkcie, w którym ją przerwaliśmy? Przypomnij sobie! Miałem cię wziąć w ramiona.
Spodziewała się gwałtowności ale było inaczej. Jego głos był łagodny, błagalny. Mężczyzna stał tak blisko niej, że Fiora mogła usłyszeć jego przyspieszony oddech. Powstrzymała tryumfalny uśmiech: czy to możliwe, żeby zniewoliła go tak szybko, choć nie otrzymał nic poza prawem do ucałowaniajej dłoni? Czyżby już ujarzmiła tego drapieżnika? Poczuła pokusę, by to sprawdzić odprawiając go z wyższością, ale przypomniała sobie stwierdzenie Platona: Dawaj, a będzie ci dane.
- A więc na co czekasz, panie? - zapytała z prowokacyjnym uśmiechem. Chyba że... wolisz mnie najpierw rozebrać?
Poczuła drżenie dłoni, które objęły ją w talii. Później powędrowały wyżej, musnęły przelotnie piersi, chwyciły dekolt sukni i szarpnęły. Materia rozdarła się aż do talii, ale Campobasso już przyciskał Fiore do siebie, zanurzał twarz w czarnej masie jej rozplecionych włosów, obsypywał szyję żarłocznymi pocałunkami, wpijał się w jej usta, a później przeniósł ją na łóżko, gdzie do końca podarł w strzępy suknię i rzucił się na obnażone ciało Fiory jak spragnione wody zwierzę.
Kiedy minął pierwszy wybuch gwałtowności, uniesiona przez nawałnicę pieszczot i pocałunków Fiora przekonała się, że ten drapieżny kot mógł być namiętnym kochankiem, umiejącym z wirtuozerią grać na ciele kobiety. Spodziewała się żołdaka, odkryła czułego kochanka. Sądziła, że zdoła zachować trzeźwość umysłu, ale zdradziły ją zmysły i wiele razy musiała pozwolić porwać się gorącej fali rozkoszy. I noc zbliżała się ku końcowi, gdy pokonał ją z kolei sen przynosząc zapomnienie o tym, że jeśli ona również odniosła jakieś zwycięstwo, to bardzo przypominało ono zwycięstwo pyrrusowe.
Virginio uchem przywarł do drzwi, wbijał zęby w zaciśniętą pięść, niemal mdlał z bezsilnego gniewu, liczył wszystkie westchnienia, jęki i rzężenia, które gorące igraszki miłosne wydobywały z pary kochanków.
rviedy odezwały się bębny na pobudkę dla żołnierzy, Campobasso, zbyt zahar-
towany w miłosnych bojach, by jedna noc w ramionach kobiety pogrążyła go we śnie tak głębokim, żeby nic nie słyszał, wyśliznął się z łóżka starając się nie obudzić Fiory, wciągnął koszulę i pludry, i poszedł do głównej komnaty, gdzie czekał na niego Salvestro, jego koniuszy.
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.