W godzinę później, wyciągnięta na poduszkach nieco już starej lecz solidnej lektyki ze szczelnie zasuniętymi, skórzanymi zasłonami, Fiora opuszczała Thionville, którego nawet nie zdążyła zobaczyć. Salvestro, jak zwykle obojętny, jechał tuż przy niej, a dziesięciu eskortujących, podzielonych na dwie grupy, znajdowało się przed i za zaprzęgiem. Dla ostrożności żołnierze zamiast burgundzkich płaszczy z białym krzyżem świętego Andrzeja założyli tuniki z po-
Zbudowany sto lat wcześniej przez Piotra de dwójnym krzyżem Lotaryngii. Bar zamek Pierrefort, nazwany tak od imienia Szybko skierowali się na południe. Musieli pokonać w ciągu dnia około dwudziestu mil dzielących luksemburskie miasto od lotaryńskiego zamku Campobasso.
się nad wysokimi brzegami wąwozu stanowiącego naturalną drogę między Barrois i Mozelą. Powstał na planie pię-cioboku o powierzchni około dwudziestu tysięcy metrów kwadratowych. Chroniły go cztery wieże, z których każda stanowiła odrębny przykład ówczesnej architektury wojskowej: jedna czworoboczna, jedna okrągła, jedna zakończona spiczasto i wreszcie duża wieża ośmioboczna: don-żon. Ją właśnie kazał zniszczyć zagniewany René II, ale niewiele ucierpiała od pożaru. Północna i wschodnia fasada budowli wychodziły na urwisty wąwóz, a od południa i zachodu odgrodzona była szeroką, głęboką fosą, której brzegi łączył stały most i opadający nań most zwodzony. Fosę poprzedzała pierwsza linia obrony złożona z częściowo spalonej palisady i wieżyczek strażniczych. Było to jednocześnie dzieło sztuki i silna forteca, w której Campobasso pozostawił garnizon złożony z około dwudziestu ludzi dowodzonych przez jednego ze swoich synów.
Fiora jednak nie widziała tego wszystkiego, podobnie jak nie zobaczyła nic po drodze; wstrząsy lektyki po wybojach nie przeszkodziły jej twardo zasnąć. Otworzyła oczy dopiero, gdy rozległ się zgrzytliwy łomot opuszczanego mostu zwodzonego i podnoszonej w bramie kraty. Oddział przeszedł pod ostrołukiem bramy, wkroczył na ogromny podwórzec oświetlony ledwie kilkoma pochodniami i wreszcie zatrzymał się przed wejściem do pięknego budynku mieszkalnego o oknach wykwintnie ukształtowanych i ozdobionych herbem dawnych władców zamku.
Na progu stał podobny do kondotiera młodzieniec, odziany w kolczugę z lśniących ogniw, a poza nią w skórzany strój.
- Witaj Salvestro, stary draniu! - zawołał wesoło. Mało brakowało, a przez te lotaryńskie tuniki dostałbyś parę strzał z kuszy. Co to za pomysł?
- Burgundia nie cieszy się najlepszą opinią. Przez ostrożność więc...
- A cóż za dobry wiatr cię sprowadza?
- Wiatr, który cię porwie, panie Angelo. Twój ojciec cię wzywa, a przysyła mnie, bym przejął dowodzenie w Pierre-fort.
- Prawdę mówisz? Opuszczę wreszcie to gniazdo puszczyków, znowu ujrzę wojnę? Chwała Bogu! Czekam na to od dawna!
Mężczyźni ściskali się, że śmiechem klepali po plecach, po czym Angelo zapytał:
- Co jest w tej lektyce?
- Największy skarb twego ojca. Ta, która wkrótce będzie panią na waszym zamku. Twoja przyszła macocha, ot co!
Rozsunąwszy zasłony lektyki podał dłoń Fiorze, by pomóc jej wysiąść. Nie całkiem obudzona młoda kobieta mrużyła oczy w świetle trzymanych przez dwóch służących pochodni.
- Czy już dojechaliśmy? - zapytała.
- Tak, madonna. Oto pan Angelo, starszy z synów dostojnego pana Coli.
Jednak młodzieniec już składał ukłon z wdziękiem nieoczekiwanym u odzianego w stal mężczyznę i ujmował dłoń Fiory.
- Jeszcze przed chwilą sądziłem, że z radością opuszczę to miejsce, piękna pani. Ale teraz przechodzi mi na to ochota, ponieważ ty zostajesz, podczas gdy ja odjeżdżam!
- Dziękuję ci za powitanie, panie! Nie spodziewałam się zastać w tej fortecy człowieka o tak wykwintnych manierach.
- Ja również - rzekł Salvestro kpiąco. - Zrobiłeś postępy w sztuce mówienia do kobiet, mały. Jeśli zaś chodzi o wojnę, to nie masz co na nią za bardzo liczyć! Książę Karol przebywając w Soleuvre wysłał podobno kanclerza ale przedyskutował warunki pokoju z wysłannikami króla Francji.
Z twarzy młodzieńca znikła cała radość:
- Pokój? Zuchwały chce pokoju ze swym śmiertelnym wrogiem? Nie do wiary! Od czasu wygaśnięcia rozejmu, od maja, Francuz odebrał mu Pikardię, i zaatakował północna część Franche-Comté.
- Zuchwały ma co innego do roboty, z pewnością woli trzymać Ludwika XI na dystans, nawet za cenę ułomnego pokoju. Mówi się, że na wezwanie René do Franche-Comté wkroczyli również Szwajcarzy oraz Alzatczycy. Możliwe więc, że w końcu będziesz miał tę wojnę! - zakończył z drwiącym uśmiechem.
- Wszystko to niezwykle interesujące, panowie - powiedziała Fiora z uśmiechem łagodzącym wypowiedź - ale chętnie weszłabym do tego domu i zjadła kolację, jeśli to możliwe.
- Wybacz nam, pani - powiedział Angelo - masz po stokroć rację. Przybywasz w odpowiedniej chwili, gdyż polowałem cały dzień i właśnie miałem siadać do stołu.
- Pozwalasz sobie na polowania, panie, mimo że ta burgundzka forteca na ziemi lotaryńskiej jest zapewne w stałym niebezpieczeństwie?
- Nie jesteśmy tak naprawdę w Lotaryngii lecz na granicy tego księstwa i Francji. Ponieważ granica nie jest zbyt dokładnie wytyczona, żyję we względnym spokoju, ale będzie on jeszcze większy, jeśli zawrzemy pokój z Ludwikiem XI. Wejdźmy do środka!
Wchodząc do domu Fiora odkryła, że można być żołnierzem i mieć dobry gust. Komnatę, w której nie brakowało ani mebli, ani poduszek, ani pięknych przedmiotów, zdobiły kobierce i dodała, że zamek w Thionville, choć był dawną siedzibą książąt, nie mógł się pochwalić niczym podobnym.
- Mój ojciec bywa tam tylko przejazdem. Zadowala się tym, co jest. Tutaj mieszka u siebie. Podobnie ładnie jest w Ainvelle-aux-Jars, gdzie mieszka mój brat i sędzia odpowiedzialny za ściąganie podatków. Tamtejszy zamek wymagałby jeszcze pewnego zagospodarowania. Zapewne zajmiesz się tym, pani, jako że zostaniesz żoną ojca? Szczerze mnie to raduje.
Fiora uświetniła swą obecnością kolację, na którą podano ryby i dziczyznę, a następnie oświadczyła, że jest zadowolona z sypialni, którą w tym czasie dla niej przygotowano. Była to duża przytulna komnata z zasłonami haftowanymi w gałązki i kwiecistym gobelinem ozdabiającym ścianę. Okna, jak wszystkie w budynku, wychodziły niestety na podwórzec.
Młoda kobieta zamknęła drzwi na klucz obawiając się, że przyglądający się jej z widoczną przyjemnością młodzieniec zechce osobiście poznać wdzięki, którym uległ jego ojciec. Na szczęście nikt nie zapukał.
Pozostawiona sama sobie po raz pierwszy od wielu dni -Fiora wykorzystała znaczną część nocy na rozmyślania. Przespawszy cały dzień nie była już znużona, a umysł jej był na tyle jasny, że mogła stawić czoła tej całkiem nieoczekiwanej sytuacji. Przybywając do Thionville miała nadzieję spodobać się kondotierowi, przywiązać go do siebie, a potem stopniowo i niepostrzeżenie doprowadzić do tego, czego pragnął Ludwik XI: by porzucił Zuchwałego i wrócił z nią do Francji, zabierając oczywiście swych żołnierzy. Wszystko to przy użyciu przynęty w postaci stosownej ilości złota.
To mogłoby, musiałoby się udać, gdyby nie pojawiły się dwa nowe czynniki: po pierwsze obecność Galeotto, jego ludzi i części armii burgundzkiej w luksemburskim mieście: wszelkimi środkami przeszkodziliby oni Campobasso w wyjeździe. Po drugie - szalona namiętność, jaką obudziła w sercu i zmysłach kondotiera. Gwałtowna, zazdrosna, a nawet niebezpieczna, zadziałała odwrotnie, niż Fiora się spodziewała. Zamiast pojechać za nią, Campobasso myślał o jednym: zatrzymać ją tylko dla siebie, ukryć na tak długo, jak będzie trzeba, a później oficjalnie poślubić, nie opuszczając bynajmniej z tego powodu stronnictwa burgundzkiego. Zresztą gdyby pokój z Francją został zawarty, jego zdrada miałaby niewielkie znaczenie, a pozbawiłaby go profitów obiecanych z-pewnością przez księcia porywającego się na podbój królestwa. Teraz Fiora znalazła się w sercu nieznanego kraju, zamknięta w warownym zamku, pozbawiona jakiejkolwiek pomocy, by się z niego wydostać. Bez przebiegłości Estebana i nadzwyczajnej siły Mortimera, bez odwagi ich obu, była niemal bezbronna, gdyż nie bardzo wyobrażała sobie, że mogłaby próbować uwieść starego Salvestro w nadziei, iż otworzy jej bramę.
Gdzie teraz byli Kastylijczyk i Szkot? Campobasso, jeśli wierzyć jego słowom, kazał odprowadzić ich milę za Thionville. Dopiero wtedy zwrócono im broń, a ci, którzy ich odprowadzali, widzieli, jak oddalali się w kierunku Francji. Czy już tam dotarli i czy wszystko odbyło się tak, jak jej opowiedziano? Czy naprawdę oddano im broń, czy też raczej poderżnięto im bez zbędnych ceregieli gardła? Fiora znała teraz wystarczająco swego kochanka, by wiedzieć, że można się po nim spodziewać wszystkiego.
Jeśli tak się nie stało - a pragnęła tego z całego serca -to Douglas Mortimer jechał zapewne co koń wyskoczy do króla, by zdać mu sprawozdanie ze swej misji. Ale Este-ban? Czy towarzyszy mu w nadziei na sprowadzenie jakiejś pomocy? Fiora trochę w to wątpiła. Kastylijczyk był do niej przywiązany. Poza tym za nic, w świecie nie złamałby polecenia Demetriosa, a to było wyraźne: czuwać nad Fiorą zawsze i w każdych okolicznościach. Może nie był tak daleko, jak sądzono? W każdym razie jedno było pewne: musiała próbować wydostać się stąd za wszelką cenę. Może wówczas, dowiedziawszy się, że uciekła, Campobasso rzuci się na jej poszukiwanie pozbawiając w ten sposób Zuchwałego jednego z najlepszych dowódców? Tak czy inaczej, nie chciała dłużej być zabawką w rękach tego mężczyzny i ponownie przeżywać dni i nocy, których nie mogła nawet wspominać bez wstydu: bez wątpienia zachowała się jak kurtyzana - była zresztą na to przygotowana, ale najgorsze, że sprawiło jej to przyjemność. Odkryła, że może lubić miłosne igraszki nie odczuwając samej miłości i że człowiek całkiem nieznajomy, jeśli byłby zręczny, mógłby wprawić w drżenie jej zmysły.
Rozmyślając o rychłej ucieczce zasnęła w końcu tak głęboko, że nie słyszała, jak wczesnym rankiem Angelo wyjechał wraz z eskortą.
Po opuszczeniu przezeń zamku, Salvestro rozkazał spuścić kratę i podnieść most zwodzony. Później, spojrzawszy na okno pokoju, gdzie spała kobieta, która oczarowała jego pana, uśmiechnął się lekko, wzruszył ramionami i poszedł przeprowadzić inspekcję kwater oraz broni ludzi strzegących fortecę. Fiora jeszcze nie wiedziała, że stała się jeńcem starego żołnierza, który jej nie lubił i który zrobi wszystko, by prędko opanowała wyznaczoną rolę: rolę pięknego przedmiotu służącego wyłącznie wytchnieniu wojownika i dającego mu przyjemność. Nic więcej!
Bardzo szybko spostrzegła, jaki los jej zgotowano. Z samego rana, widząc że wyjątkowo nie pada i niebo jest prawie czyste, poprosiła o konia, by odbyć przejażdżkę po okolicy. Odpowiedziano jej, że jest to niemożliwe, gdyż piesze czy konne spacery nie dają się pogodzić z obroną granicznej fortecy. Wskazano jej znajdujące się przy bramie wjazdowej schody wiodące na trasę obchodu murów. Jednak kiedy zaczęła wspinać się po stopniach, usłyszała za sobą odgłos podkutych butów dwóch żołnierzy zobowiązanych do towarzyszenia jej. W ich obecności, pod ich czujnym spojrzeniem, przebyła wolnym krokiem trasę obchodu zamku, ledwie spoglądając na nie pozbawiony przecież uroku pejzaż.
Jeszcze gorzej było, kiedy zszedłszy z powrotem zauważyła dwóch murarzy zajętych pod nadzorem Salvestro wstawianiem krat do okna jej pokoju. W przypływie gwałtownego gniewu podbiegła do niego:
- Kto pozwolił ci to robić, panie? Czy nie wiesz, że twój pan pragnie, bym została jego żoną?
- Nie obawiaj się, pani: nikt w tym zamku ci nie uchybi. Ponieważ jednak nie jestem pewien, czy ty masz wielką ochotę na małżeństwo, chcę być pewien, że będziesz gotowa go przyjąć, kiedy tego zapragnie.
- Cóż to za brednie? Czyż nie przybyłam do niego z własnej woli?
- Bez wątpienia, ale w jakim celu? Może dlatego, że marzyłaś o nim od dawna, pani? Nie wierzę w to: jesteś taka młoda a on wkrótce będzie stary.
- Czy nie wiesz, że jestem jego kuzynką?
- To możliwe ale nie całkiem pewne. Ja zaś otrzymałem zadanie opiekowania się tobą i będę się tobą opiekować, nawet wbrew tobie samej. Uwierz mi, że wiele mnie to kosztuje. Gdyby nie ty, pani, brałbym udział w przygotowaniach do wojny.
- Jakiej wojny? Właśnie trwają negocjacje pokojowe.
- Aja ci mówię, pani, że książę znowu wyruszy na wojnę.
- Jesienią? To nieprawdopodobne!
- Dla prawdziwych żołnierzy pora roku nie ma znaczenia. Czy zechciałabyś wejść do środka, pani?
- Poskarżę się na warunki, w jakich tu przebywam!
- Ale za to mój pan nie będzie się Uskarżać: zależy mu by mieć się w swoim łożu. Ja będę czuwać nad tym, żebyś stamtąd nie wychodziła.
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.