Po odzyskaniu świadomości poczuła ból. Choć dotykające jej ramienia ręce były bardzo delikatne, cierpiała tak strasznie, jakby je wyrywano. W głowie również czuła ból, a dźwięki rezonowały w niej jak w pustym kloszu... Z trudem otworzyła oczy i zobaczyła, że przeniesiono ją do sypialni w pałacu i że pochyla się nad nią książęcy lekarz, Matteo de Clerici.

- Kości zdają się być całe - objaśnił po włosku. - Grubość płaszcza i sukni nieco zamortyzowała cios, zadany zresztą bronią o nieco przytępionym ostrzu, ale to prawdziwy cud, że ramię nie zostało obcięte... Ach, zdaje się, że przychodzi do siebie!

- Jesteś pewien, panie, że jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo? - usłyszała głos księcia Karola i Fiora mimo mgły mącącej jej umysł odkryła, że swobodnie posługuje się włoskim.

- Jeśli nie nastąpią komplikacje, na pewno nie. Pokryłem ranę balsamem, który powinien ukoić ból i przyspieszyć jej zabliźnienie. Zaś co do ciosu w głowę, to nic groźnego: guz, który już nabrał ładnej, niebieskiej barwy...

- Filip... - szepnęła Fiora - Czy... Filip żyje?

Potężna czarna postać Zuchwałego wyłoniła się z cienia i pojawiła w świetle zapalonych u wezgłowia łoża świec:

- Cały i zdrowy... podobnie zresztą jak jego przeciwnik. Ale co za szaleńczy gest! Czy naprawdę myślisz, że pozwoliłbym Campobasso obciąć głowę Selongeyowi?

Wyraz twarzy Fiory wyraźnie świadczył o wątpliwościach. Szepnęła:

- Czyż nie był to pojedynek do ostatniej kropli krwi?

- Mam zawsze prawo przerwać pojedynek, kiedy mi się podoba. Dobrze wiedziałem, że obaj będą mieli wiele kłopotu z pokonaniem przeciwnika, ale sądziłem, że zmęczenie weźmie górę. Przyznam jednak, że wolałbym, żeby zatrzymali hełmy...

- Czy... nie mogłeś... rozkazać aby je założyli z powrotem?

- Nie, tego nie mogłem zrobić. Każdy ma prawo walczyć tak, jak mu odpowiada...

- Wasza Wysokość! - powiedział z wyrzutem lekarz -moja pacjentka straciła wiele krwi i potrzebuje odpoczynku. Podam jej napój, który sprawi, że zaśnie, a za dnia zobaczymy, jak wygląda rana...

- Jeszcze chwilę... proszę - powiedziała Fiora. - Chciałam prosić Waszą Wysokość... o pomówienie w moim imieniu z Jego Eminencją. Proszę... o unieważnienie... mojego małżeństwa....

- Chcesz...

- Tak. Im wcześniej tym lepiej. Powiedz panu de Selongey, że jest zwolniony z jakichkolwiek zobowiązań względem mnie. Podobnie jak ty sam, panie. Mój ojciec... wiedział, że złoto przeznaczone jest dla ciebie... Nie będę zmieniać decyzji... którą podjął bez przymusu!

Wyczerpana wysiłkiem, jaki sobie narzuciła, zamknęła oczy i nie zobaczyła pochylającego się nad nią księcia, ale poczuła ciepło jego dłoni, kiedy ścisnął jej rękę:

- Niczego nie przyspieszaj, błagam cię, pani! Nie jesteś w tej chwili sobą.

- Dlatego, że straciłam... agresywność? - spytała z bladym uśmiechem.

- Może. Porozmawiamy o wszystkim, kiedy wyzdrowiejesz. Muszę ci powiedzieć, pani, że Selongey jest tutaj, za drzwiami. Czy pozwolisz, by wszedł?

- Nie... nie! Ani on... ani tamten! Litości!

- Masz prawo do czegoś więcej niż litość. Będzie jak chcesz. Odpoczywaj!

- Najwyższy czas, doprawdy - powiedział uszczypliwie lekarz. - Z drugiej strony wypadałoby znaleźć jakąś kobietę do opieki nad donną Fiorą. Poza dziewczynami kuchennymi w tym pałacu są jedynie mężczyźni, nie licząc dwóch tysięcy markietanek towarzyszących naszym wojskom. Troskliwość porządnej kobiety byłaby...

- Wskazana? Podzielam twoje zdanie i zajmę się tym z samego rana. Na razie nie szczędź jej swych starań.

Po jego wyjściu lekarz napoił ranną przygotowanym przed chwilą naparem, do którego wlał kilka kropel z przyniesionej ze sobą buteleczki. Lekarstwo musiało być skuteczne, bowiem Fiora głęboko usnęła ledwie przełknęła ostatni łyk.

Za drzwiami pokoju książę napotkał Filipa nerwowo chodzącego tam i z powrotem: widać było, że płakał.

- Jak ona się czuje? - zapytał - Czy mogę ją zobaczyć?

- Nie ma bezpośredniego niebezpieczeństwa, ale nie możesz wejść, Filipie.

- Dlaczego?

- Dlatego, że ona tego nie chce.

- Czeka na tamtego? - zawołał młody mężczyzna z wściekłością. - Jest niedaleko: Oliwier de la Marche przytrzymuje go u stóp tych schodów...

- Nie chce widzieć żadnego z was... i pragnie, bym uzyskał od legata papieskiego unieważnienie waszego małżeństwa. Prosiła, by ci przekazać, że jesteś zwolniony z wszelkich zobowiązań względem niej. Sądzę, że ma rację.

- Wasza Wysokość! - zaprotestował Selongey. - Czy ja również nie mógłbym czegoś powiedzieć? Wydaje mi się, że ta sprawa dotyczy również mnie?

- Zmień ton, proszę! Zwracasz się do księcia Burgundii, mającego prawo zażądać od ciebie zdania rachunku z twojego zachowania. Przede wszystkim ożeniłeś się bez mojego zezwolenia, a poza tym posłużyłeś się szantażem, aby zdobyć rękę tej nieszczęśnicy, z którą związku mógłby odmówić najnędzniejszy z moich poddanych. Zasługujesz, bym cię zmusił do zwrotu Orderu Złotego Runa. A teraz zakazuję, byś próbował ją zobaczyć, a tym bardziej zbliżyć się do niej. Musisz zadowolić się świadomością, że uratowała ci życie i odejść! Zapomnij o niej!

- Myślisz, że to takie łatwe, panie? - zawołał Selongey z goryczą. - Próbuję tego od miesięcy, bo sądziłem, że nie żyje. A później zobaczyłem ją znowu i poczułem...

- Twoje uczucia, panie, zupełnie mnie nie interesują. Ja, twój władca, rozkazuję ci pod groźbą publicznej hańby, byś odwrócił się na zawsze od tej cudzołożnicy, zrodzonej z kazirodztwa, a w dodatku będącej szpiegiem naszego kuzyna z Francji.

- Co zamierzasz z nią zrobić, panie? Czy nie uczynisz jej nic złego? Jest taka młoda, i tyle wycierpiała!

- To będzie zależało od twojego posłuszeństwa. Zaraz zobaczę się z legatem, a ty przygotuj się do wyjazdu. W Sabaudii wzywa pomocy księżna Jolanda, napadnięta przez wojska kantonów. Zapowiesz jej nasze rychłe przybycie i pozostaniesz przy niej dopóki cię nie wezwę. Musisz przed południem opuścić Nancy z pięćdziesięcioma kopiami!

- Wasza Wysokość, łaski! Ona jest niewinna i ty o tym wiesz.

- Wcale nie jestem o tym przekonany. W każdym razie małżeństwo musi zostać rozwiązane. Nie zmuszaj mnie swoim uporem, bym ją usunął! Wiedz, że od tej pory będę miał ją na oku, aby upewnić się o twoim posłuszeństwie!

- Czy kiedykolwiek się na mnie zawiodłeś? Pozwól mi, panie, choć pożegnać się z nią. Jestem jej winien życie!

- Nie... nie mógłbyś już wtedy wyjechać, a ja wydałem ci rozkaz!

Filip z rozpaczą skłonił się spojrzawszy po raz ostatni na drzwi, za którym spoczywała jedyna kobieta, jaką kiedykolwiek kochał. Skierował się ku schodom, ale w chwili gdy miał zejść rozmyślił się.

- Tylko słowo, Wasza Wysokość. Chcę, by sprzedano wszystkie moje dobra. Fiora nie ma już nic i świadomość tego jest mi nieznośna. Zrób chociaż to dla mnie, panie!

- Naprawdę? A jak będziesz żyć pozbawiwszy się wszystkiego?

- Kiedy twoje zwycięstwo będzie ugruntowane, zaoferuję mój miecz doży Wenecji. Majątek można odbudować w czasie wojennych wypraw pod warunkiem, że nie straci się w nich życia.

Ukłoniwszy się ponownie ze sztywnością będącą wyrazem powstrzymywanego gniewu, Selongey odszedł wreszcie śledzony spojrzeniem przez Zuchwałego, który zaczął się uśmiechać.

- Jeszcze zobaczymy... - powiedział.

Dom ławnika Jerzego Marqueiza na ulicy Ville-Vieille w pobliżu kościoła Saint-Epvre był jednym z najpiękniejszych w Nancy i nie ucierpiał w wyniku bombardowania. Tam przeniesiono rano na wpół jeszcze przytomną Fiorę, aby zapewnić jej kobiecą opiekę, nieosiągalną w zamienionym w koszary pałacu. Pani Nicole, miła żona urzędnika, chętnie zgodziła się dać nowemu władcy ten dowód dobrej woli. Była to wysoka kobieta o jasnych, harmonijnie siwiejących włosach, niezbyt urodziwa, ale mająca pełne ciepła brązowe oczy i czarujący uśmiech. Ranna bez trudu zdobyła jej serce i sama natychmiast ją polubiła.

Tymczasem nowy książę roztaczał wszystkie swe wdzięki - kiedy chciał, potrafił to robić - aby oczarować nowych poddanych. Odbywało się mnóstwo zabaw i przyjęć. Karol był samą hojnością, szczodrobliwością i przymilnością. Zwołał w swym nowym pałacu stany Lotaryngii i wygłosił pamiętne przemówienie:

- ... Wkrótce wszyscy pojmą, iż moje zbrojne działania miały na celu raczej wasze niż moje szczęście - powiedział do tych ludzi, których głodził, a część z nich skazał na spanie w gruzach. - Podporządkowując was moim prawom Opatrzność przeznaczyła wam bez wątpienia szczęście, jakim będzie życie pod moimi rządami. Znów bowiem ujrzycie wasz lud żyjący w dostatku, zadowoleniu i spokoju, a to miasto, obecnie centrum mego państwa, stanie się moją siedzibą. Ozdobię je wspaniałym pałacem, powiększę o wielką ilość budynków, rozszerzę jego mury obronne aż do Tombelaine i nadam mu pod moim panowaniem taką świetność, jaką osiągnął Rzym pod władzą Augusta...

Zakończył prosząc o wyrażenie niezachwianego przywiązania do jego osoby, a przepełnione entuzjazmem zgromadzenie przysięgło mu wierność, nie czekając nawet aż skończy.

- To niemała rzecz zostać stolicą wielkiego królestwa -powiedziała Nicole Marąueiz do swojej podopiecznej. -Kiedy się wie, jakie bogactwo osiągnęły Brugia, Lille i Dijon, człowiek daje się ponieść marzeniom...

- Czy nie lubisz młodego waszego księcia, pani?

- Jest uroczy, ale to dzieciak, jak mówi Jego Książęca Wysokość Karol. Nie jest zdolny zmierzyć się z takim władcą. Co zrobić, trzeba iść z duchem czasu!

Część lotaryńskiej szlachty przyłączyła się zresztą do nowego władcy. Gorszyło to nieco Fiorę, powoli powracającą do zdrowia i zaczynającą się zastanawiać, co stanie się z nią samą. Battista Colonna przychodził codziennie, by dowiedzieć się o jej samopoczucie i pogawędzić z nią. Powiedział jej o wyjeździe Filipa do Sabaudii, o gwałtownej scenie, jaka z jej powodu miała miejsce między Campobasso i księciem Karolem. Wiadomość, że Fiora poprosiła o unieważnienie swego małżeństwa obudziła w kondotierze wielkie nadzieje i zażądał, by przyznano mu tytuł narzeczonego, domagając się jednocześnie zgody na codzienne jej odwiedzanie.

- Jego Wysokość - opowiadał Battista - oświadczył mu, że nie ma absolutnie mowy, byś mogła go poślubić, że jeśli o niego chodzi, to przeciwstawia się temu wyraźnie i że zamierza zatrzymać cię przy sobie jako zakładniczkę...

- Jako zakładniczkę? Ale po co? Dlaczego?

- Nie umiem ci powiedzieć, madonna. To określenie, którego użył książę. W każdym razie Campobasso wyszedł trzasnąwszy drzwiami i odjechał. Poprzysiągł, że póki żyje nie będzie służył księciu, który nie umie docenić oddanych mu przysług.

- Wyjechał? Ale dokąd?

- Nie uwierzysz, pani: z pielgrzymką do Saint-Jacques- de- Compostelle!*19

Fiora wybuchnęła śmiechem, gdyż Campobasso okryty burką i kapeluszem pielgrzyma wydawał jej się postacią w najwyższym stopniu komiczną.

- I udaje się tam ze swoim oddziałem najemników? Piękny to będzie orszak!

- Sądzę, że zostawi swoją condotte w zamku w Pierre-fort, co zwolni go z obowiązku płacenia jej. Mówi się, że już od dłuższego czasu zatrzymujedla siebie wypłacane przez księcia pieniądze. Zapowiedział również, że zamierza złożyć wizytę księciu Bretanii, który jest ponoć jego krewnym...

- Banialuki! - westchnęła Fiora, ale w głębi duszy była raczej zadowolona: z jednej strony z tego, że pozbyła się mężczyzny, który wydawał jej się teraz bardziej niż kłopotliwy, z drugiej z tego, że doskonale wypełniła swoją misję. Znając bowiem Campobasso pewna była, że święty Jakub i książę Bretanii składali się na jedną osobę: króla Francji, przed którym kondotier z pewnością zamierzał wylewać żale. A właśnie do tego pragnęła doprowadzić. Pozwoliło jej to w pełni cieszyć się, że wreszcie skończyła z tą przygodą, którą oceniała jako niezbyt chwalebną...

Niestety, tej wspaniałej nowinie towarzyszyła inna... mniej dobra. Wkrótce po wjeździe do Nancy poprosiła legata o odnalezienie Estebana, aby mógł powrócić do niej na służbę. Otóż młody Colonna poinformował ją, że Kastylijczyk zginął bez śladu. Zdaje się, że zniknął nazajutrz po tym, jak obronił Fiorę przed sztyletem Virginio. Ani dowódca kompanii, do której się zaciągnął, ani inni żołnierze nie wiedzieli, co się z nim stało... Fiora poczuła niepokój, który pozwolił jej zrozumieć, że trwając przy swym skromnym stanowisku Kastylijczyk zdobył jakąś część jej serca, tak jak Demetrios i wszyscy, którzy odnosili się do niej jak prawdziwi przyjaciele.

Zniknięcie to sprawiło, że czuła się bardziej niż kiedykolwiek wygnanką. Nie rozumiała, dlaczego księciu tak zależało, by zatrzymać ją przy sobie. Czy powiedział to tylko po to, by pozbyć się Campobasso, czy też ta historia z zakładniczką była sprawą poważną? Leżąc w obcym łóżku, w obcym domu, w sercu obcego miasta i kraju, pragnęła już jedynie powrotu do Paryża, do swej drogiej Leonardy, której nieobecność było jej coraz trudniej znieść. Zbliżało się Boże Narodzenie i lękała się teraz tego słodkiego święta łączącego kochających się ludzi. Dla niej będzie to Boże Narodzenie w samotności; pierwsze, które spędzi bez ojca i bez Leonardy. Nawet Filip, ten cień męża, był daleko, na zawsze dla niej stracony... Gdy ma się lat osiemnaście serce nie zapomniało jeszcze o tkliwych radościach dzieciństwa dani o słodyczy domu rodzinnego. I Fiora, której duma nie znosiła łez, przez całą noc opłakiwała ciepłe jeszcze popioły swego spalonego pałacu i zburzonego szczęścia.