Armia? W rzeczywistości był to ogromny tłum rozciągający się w nieskończoność na jurajskiej drodze. Przypominało to eksodus, gdyż poza dwudziestoma tysiącami szeregowych żołnierzy pod różnymi dowódcami były tam setki wozów ciągnących namioty i paradne pawilony, gobeliny, kufry klejnotów, wspaniałe ubrania, manuskrypty, srebra, srebrne monety, bajeczny skarb, jaki stanowiła książęca kaplica ze złotymi statuetkami dwunastu apostołów, kunsztownymi relikwiarzami i innymi przedmiotami kultu, nie licząc księży i kantorów, wreszcie całe wyposażenie kancelarii oraz pisarzy i kanclerza, meble i wiele innych rzeczy. .. Wszystko to miało udowodnić, nie tylko Szwajcarom, ale i Europie, że burgundzka potęga, siła, organizacja nie miały sobie równych na całym świecie. Zresztą w zamyśle księcia Karola ta wojna, którą rozpoczynał, miała być szybka i ostateczna: zwykła ekspedycja karna mająca solidniej niż kiedykolwiek umocnić jego władzę.
Zuchwały stał nad przełęczą po kostki w śniegu i patrzył z dumą na ogromny pochód. Nie był już księciem Burgun-dii, był Hannibalem przekraczającym Alpy w środku zimy, i nie miał dla niego znaczenia fakt, że była to Jura! Żałował zapewne jedynie, że nie było tam ani śladu słonia...
Stał od wielu godzin, nieczuły na śnieżną zawieruchę i przenikliwy wiatr, patrzył zachłannie na chorągwie i proporce wojenne stanowiące potwierdzenie jego potężnej władzy. Przechodzący przed nim usiłowali trzymać je pionowo i prostować plecy mimo zamieci.
Obok niego stał Antoni, jego brat, a nieco z tyłu opatulona aż po oczy grupa stale towarzyszących mu od wyjazdu z Nancy: ambasador Mediolanu, Jan Piotr Panigarola i, zawinięty w gruby, podbity futrem kun płaszcz, z włosami całkowicie skrytymi pod obszernym kapturem z rubinowego aksamitu, szczupły młody człowiek. Była to Fiora. W Salins trzeba było zostawić dotkniętego dezynterią Oli-wiera de la Marche.
W przeddzień wyjazdu z Nancy, to znaczy 10 stycznia, Zuchwały wezwał do siebie młodą kobietę, która całkiem już odzyskała siły. Przyjął ją w zbrojowni, gdzie oglądał nowy typ kuszy przysłany przez pewnego niemieckiego handlarza broni.
- Donno Fioro - powiedział nie odwracając się - myślę, że dowiedziałaś się, że wyjeżdżamy jutro, by ukarać szwajcarskich najeźdźców i łupieżców? Postanowiłem, że będziesz podróżować, pani, w towarzystwie ambasadora Jego Wysokości księcia Mediolanu, pana Panigaroli, który jest jednym z najmądrzejszych i najmilszych ludzi, jakich dane mi było poznać, a ponieważ przebywa on zawsze w pobliżu mnie, to znaczy, że często będziemy wędrować razem.
- Wasza Wysokość - wtrąciła Fiora - przepraszam, że przerywam, ale dlaczego tak ci zależy, by zabrać mnie ze sobą... i pod jakim nazwiskiem mam jechać? Czy jestem zakładniczką, a jeśli tak, to dlaczego? Powiedziałeś Douglasowi Mortrnerowi, że jestem hrabiną de Selongey, a tymczasem Wasza Wysokość dobrze wie, że prosiłam o unieważnienie małżeństwa - unieważnienie, którego pragniesz, panie, równie jak ja.
Wciąż trzymając kuszę książę odwrócił się i spojrzał na nią z rozbawieniem:
- Przecież zostałaś dobrze wychowana, donno Fioro! Czy nie nauczono cię, że nie należy zadawać pytań władcy? A tu mamy, zdaje się, piękną ich serię?... Ale wyjątkowo odpowiem... pod warunkiem, że wyświadczysz mi pewną łaskę...
- Łaskę? Ja? Potężnemu księciu Burgundii?
- Ależ tak. Zaraz ci powiem, czego pragnę, pani. Na razie pomówimy o tym, o co pytałaś... Czy jesteś zakładniczką? W pewnym sensie tak. To, że jesteś w moich rękach, zapewnia ci pewien spokój, a mnie posłuszeństwo obu mężczyzn...
- Obu? Mówiono mi, że Campobasso wyjechał.
- Wróci. Ważne, że Selongey i on nie mają możliwości by się nawzajem pozabijać. Teraz o tym unieważnieniu ślubu! Legat udał się do cesarza Fryderyka, by upewnić mnie o jego neutralności w czasie wojny, którą rozpoczynam. Ureguluje tę kwestię po powrocie. Do tej pory masz prawo do tytułu hrabiny de Selongey.
- Wcale się nią nie czuję, nie chcę by mnie tak nazywano.
- Jak sobie życzysz, pani. A więc zostaniesz jutro przedstawiona ambasadorowi pod swym florenckim nazwiskiem. Twoja guwernantka podróżować będzie najwygodniejszym wozem. Ty zaś... i tu doszedłem do tej łaski, o której mówiliśmy, będziesz mi towarzyszyć konno... pod warunkiem, że umiesz dosiadać konia.
- Sam zechciałeś przyznać, dostojny panie, że zostałam dobrze wychowana.
- To doskonale, ale będzie jeszcze lepiej, jeśli zgodzisz się przywdziać strój, który o tej porze powinien był zostać ci dostarczony. Strój... chłopięcy.
Fiora roześmiała się:
- Jeśli tylko tego pragniesz, dostojny panie, to naprawdę drobiazg. Posiadam już jeden męski strój, który ułatwił mi podróż z Florencji.
- Jeśli jesteś do niego przyzwyczajona, tym lepiej, ale naprawdę chciałbym, abyś nosiła ten, który ci wysłałem. To... ukryty powód mego pragnienia, by zatrzymać cię przy sobie w czasie tej kampanii...
Wróciwszy do państwa Marquiez Fiora rzeczywiście znalazła rozłożone na łóżku obcisłe pludry z czarnego jedwabiu, cienkie, haftowane koszule i aksamitną tunikę w pięknym, ciemnoczerwonym kolorze, na rękawie której wyszyty był duży herb Burgundii ozdobiony srebrnym szlakiem z trzema pedantami, który wprawił ją w zdumienie. Strój ten uzupełniało nakrycie głowy z tego samego aksamitu ozdobione złotym medalionem przedstawiającym świętego Jerzego, ciężki złoty łańcuch, wspaniały płaszcz do konnej jazdy z cienkiego czerwonego płótna podbitego futrem kuny i również ocieplane futrem botki z czarnego zamszu... ale Fiora ledwie na to wszystko spojrzała. Wciąż przyglądała się kaftanowi, kiedy weszła Leonarda niosąc naręcze ubrań, które zamierzała włożyć do kufra i Fiora pomyślała, że może ona mogłaby ją objaśnić.
- Jesteś Burgundką - powiedziała. - Musisz więc wiedzieć co to za herb? Książę Karol dostarczył mi przed chwilą te ubrania. Mam je przywdziać i jechać u jego boku.
Leonarda wzięła tunikę, ale nie od razu odpowiedziała. W zamyśleniu wodziła palcem po skomplikowanym zarysie haftu, a kiedy upuściła ubranie Fiora miała wrażenie, że guwernantka zbladła:
- No więc? - zapytała niecierpliwie.
- Nikt już nie nosi tego herbu. Należał on do księcia Karola, kiedy był jeszcze hrabią de Charolais. Srebrny szlak oznacza najstarszego syna... Przypuszczam, że jako jego koniuszy, Jan de Brévailles musiał nosić podobny...
- Ach!
O to więc chodziło! Nazajutrz w czasie postoju w Neufchâteau, gdzie Zuchwały miał przejąć dowodzenie armią, Fiora zbliżyła się do księcia w chwili, gdy sprawdzano podkowy jego konia:
- Byłam ci posłuszna, panie, ale przyznaję, że nie wiem, po co ten strój. Czy po to... by podkreślić pewne podobieństwo?
- Tak - odpowiedział książę po włosku. - Miło mi mieć u swego boku obraz dawnego towarzysza... towarzysza, którego kochałem.
- Którego kochałeś, panie? - zaprotestowała Fiora z oburzeniem. - Śmiesz to mówić choć nie zrobiłeś nic, by go uratować?
- Nie mogłem nic zrobić. Tego przestępstwa nie można było wybaczyć, gdyż obrażało Boga w równym stopniu jak ludzi. Było po stokroć lepiej, by jego głowa spadła na szafocie, niżby miał gnić w lochu. Jan był moim przyjacielem. Razem czytaliśmy Plutarcha, razem żeglowaliśmy po pełnym morzu, razem walczyliśmy na kopie, piliśmy wino i śmialiśmy się. Moja przyjaźń mogła mu zapewnić życie na wysokiej stopie i doskonałą partię, a tymczasem... tymczasem - kontynuował z nagłym wybuchem gniewu - wyjechał bez słowa, odtrącił to wszystko i przekreślił dla ciała kobiety będącej jego siostrą. Sądziłem, że jest czysty, a on był taki jak wszyscy, jak mój ojciec, który na widok pierwszej lepszej spódniczki dostawał bzika... Był gorszy niż inni!
- Nie - powiedziała Fiora cicho. - Był jedynie ofiarą niedozwolonej, występnej miłości... ale jednak była to miłość.
Spojrzał na nią jakby nieco zagubiony.
- Tak sądzisz, pani?
- Jestem tego pewna. I ty również, dostojny panie... w przeciwnym razie co robiłabym u twego boku, w tym stroju?
- To prawda. Bardzo mi go brakowało. Ty dajesz mi złudzenie jego obecności, tym cenniejsze, że jesteś w tym wieku, co on wówczas... No i co - dorzucił po francusku -skończone?
Kowal zakończył pracę. Książę wspiął się na siodło i po-kłusował do wzywającego go wielkiego bastarda. Fiora patrzyła jak się oddala nie mogąc pojąć, skąd wzięło się dziwne uczucie, dość bliskie litości, które nagle ją opanowało...
Od tej pory był względem niej bardzo miły, szczególnie podczas dwóch tygodni, które spędzili w Besancon, aby przyłączyć do armii kilka kompanii z Franche Comte. Ze zdziwieniem można było stwierdzić nawet, że od dnia, gdy dowiedział się prawdy o pochodzeniu Fiory, książę zupełnie zmienił swój stosunek do niej. Z gniewnego i pełnego pogardy stał się niemal przyjacielski, podczas gdy normalna byłaby raczej sytuacja odwrotna. Czasem wieczorem zapraszał ją, by posłuchała chóru, a nawet odkrywszy, że ma ładny głos i umie grać na lutni, prosił ją, by śpiewała w duecie z Battistą Colonną. Zdarzało mu się przyłączać do nich. Jedynymi słuchaczami tych koncertów byli Antoni Burgundzki i ambasador Mediolanu.
Fiorę szybko połączyła przyjaźń z Janem Piotrem Pani-garolą. Był to mężczyzna czterdziestoletni, o twarzy tak szczupłej i zamyślonej, jakie zobaczyć można czasem na portretach świętych - ale było to podobieństwo pozorne. Wykwintny, wykształcony, z poczuciem humoru, był uważnym obserwatorem natury ludzkiej i doskonałym dyplomatą. Niemal każdego dnia pisał długie listy do księcia Mediolanu. Galeazzo-Marii Sforzy, swego władcy, a Fiora szybko zorientowała się, że zna Zuchwałego lepiej niż jego bracia. Zdawał się również z łatwością pojmować zawiłą politykę Ludwika XI, przy którym z powodzeniem pełnił rolę ambasadora, póki śmierć Francesco Sforzy, ojca okrutnego księcia, wielkiego władcy i przyjaciela króla Francji, nie odwróciła sojuszy i nie zwróciła Mediolanu ku Burgundii.
Oczarował ją tym bardziej, iż wychowany na Platonie, Sofoklesie i Hezjodzie doskonale wiedział, że jest zachwycającą kobietą a jako światły miłośnik piękna pod każdą postacią cenił córy Ewy.
- Powinieneś być florentczykiem, panie - powiedziała do niego pewnego wieczora ze śmiechem Fiora. - Wydaje mi się, że masz ich zalety a może i wady...
- Czuję się bardzo dobrze jako mediolańczyk, choć nasze miasto nie może się równać z miastem Czerwonej Lilii. Jednakże przyznaję, że zazdroszczę ci pana Lorenzo! Co za inteligencja! Jaki głęboki umysł! Sądzę, że można z nim porównać jedynie króla Francji.
- A więc nie podziwiasz księcia Karola, panie? Panigarola pokręcił głową i z zamyśloną miną zaczął się przyglądać napełnionemu winem kielichowi z cennego weneckiego szkła, w
którym płomienie świec zapalały rubinowe blaski:
- Fascynuje mnie on i przeraża. Jest ostatnim przedstawicielem minionej epoki, ginącej rasy. Ostatni feudał, może ostatni rycerz jest wciąż pod wrażeniem wyczynów rycerzy, którzy strawili życie przemierzając Europę, by kruszyć kopie na turniejach i krzyżować swe miecze z mieczami. Życie codzienne, ze swymi przymusami i małostkowością, całkowicie mu umyka. Za wcześnie stał się zbyt bogaty i zbyt potężny... Nigdy nie troszczył się o swój lud. Predestynowany jest jedynie, według niego, do wytwarzania bogactwa i potęgi wojennej. Smutkiem napawa myśl, że z olbrzymiej fortuny pozostawionej przez jego ojca, księcia Filipa, nie zostało nic z wyjątkiem klejnotów i cennych przedmiotów.
- Nic? Wiem, że zdarza mu się zwracać do zagranicznych banków, ale nie myślałam...
- Że jest aż tak źle? Niestety tak. Żyje marzeniami o chwale i europejskiej hegemonii, chce być największym przywódcą naszych czasów. Na nieszczęście dla niego, za przeciwnika ma władcę być może najinteligentniejszego i najbardziej pozbawionego skrupułów. Wspaniały, złocisty trzmiel może złapać się w sieci cierpliwie snute przez „pająka".
- Ale czyż Ludwik nie podpisał rozejmu w Soleuvre?
- Oczywiście, że tak, ale chyba nie wyobrażasz sobie, pani, że w związku z tym zachowuje się spokojnie? Wprawdzie jego wojska nie ruszają się z granic i odmówił pomocy księciu Lotaryngii, aby w sposób zbyt oczywisty nie wyprzeć się swego podpisu, ale prowadzi wojnę w inny sposób.
- Jak?
- Córka Francesco Beltramiego... którego miałem przyjemność poznać, powinna bez trudu mnie zrozumieć, gdyż wojna króla Ludwika jest wojną ekonomiczną. Ma on oczywiście potężną armię, ale posługuje się przede wszystkim złotem. Bądź pewna, że Szwajcarzy, których nierozważnie zaatakujemy, otrzymali go sporo. Poza tym Ludwik - przez systematyczną konkurencję - osłabia handel flamandzki i rynki burgundzkie. Jego okręty odcinają statki genueńskie i weneckie od burgundzkich portów w Antwerpii i Ecluse, co rozwściecza Flamandów. Zakazuje wysyłki zboża. Ma wpływy wszędzie... Udało mu się pogodzić Zygmunta Austriackiego i kantony, choć do tej pory byli zaciętymi wrogami. Usunął z Francji, również przy pomocy złota, Anglików...
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.