- Czy sądzisz, że po tylu katastrofach książę Karol jeszcze o mnie myśli?

- Z człowiekiem takim jak on lepiej nie ryzykować. A na nieszczęście zależy mu na tobie... wystarczająco, by kazać książęcemu synowi czuwać nad taką starą babą jak ja. Gdyby zobaczył Battistę bez ciebie...

Panigarola potwierdził opinię guwernantki. Według wielkiego bastarda Karol wyraził troskę o panią de Selongey w słowach nie pozostawiających żadnych wątpliwości co do znaczenia, jakie do niej przywiązuje. Fiora pomyślała, że nie można do tego nic dodać i że w jej interesie jest zastosować się do rad Leonardy.

Stała się ofiarą własnych poglądów i' zmuszona była stopić podwójną ilość wosku: nazajutrz wyjechali do Salins w towarzystwie wielkiego bastarda. Mimo pogróżek Deme-triosa Fiora czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Najważniejsze było to, że Filip żyje, że oddycha gdzieś pod tym samym co ona niebem! Ciemna noc jej przyszłości rozjaśniła się ciepłym światłem nadziei. I wreszcie, miała ogromne zaufanie do mądrości Leonardy... Zaczynała wierzyć, że z jej pomocą zdoła pokonać Demetriosa, być może stosując jego ulubioną broń: cierpliwość i przebiegłość.

Kiedy 2 lipca Zuchwały na czele kilku jeźdźców wkroczył do Salins, Fiora z trudem go rozpoznała; jak on w ciągu kilku zaledwie dni się zmienił. Obrzmiała twarz, zmęczone, podkrążone oczy, zgorzkniałe usta, szkliste spojrzenie... Czy to naprawdę był ten sam człowiek? Gdyby nie złocista zbroja i hełm zwieńczony złotym orłem w koronie wątpiłaby, czy ma przed sobą księcia Burgundii. Mimo to uśmiechał się i pozdrawiał ruchem dłoni mieszkańców miasta, wznoszących na jego cześć okrzyki i olśnionych wspaniałym rynsztunkiem; z którego słońce wydobywało blaski.

Widząc Fiorę i Panigarolę zbliżających się, by go powitać, obdarzył ich ciepłym i szczerym uśmiechem, potem kolejno uścisnął. Zdawał się być niezwykle szczęśliwy, że ich widzi, i zatrzymał przy sobie aż do wieczora. Podczas wieczerzy, którą zjedli z nim i z wielkim bastardem, był czarująco wesoły, co wprawiało jego gości w zmieszanie. Miał ogromne plany, ze wzgardą zrzucał odpowiedzialność za klęskę pod Morat na brak odwagi swych oddziałów, które znowu umiały jedynie zrobić w tył zwrot i uciec.

- Wasza Wysokość - wstawił się za nimi Panigarola -okaż im trochę litości.

Wielu zginęło...

- Żyliby, gdyby dobrze się bili. Najgorsi byli ci z mojego domu. Nic dziwnego: wielu to Francuzi. Teraz zwołam moją lenną szlachtę z całej Burgundii. Wiem już, że mogę liczyć...

Wymieniał liczby, tworzył oddziały, powierzał dowodzenie osobom, o których nie wiedziano właściwie, czy zginęły, czy też są jeszcze przy życiu.

- Miałam wrażenie, że jem kolację z duchami - zwierzyła się Fiora mediolańczykowi. - Czy ta wielka armia, o której mówi, istnieje gdzieś poza jego wyobraźnią? Obawiam się, czy znowu nie jest chory.

- Ja również. Jedno mnie dziwi. Gdzie podział się dowódca gwardii, który go zasadniczo nie opuszcza? Podobno został wysłany z jakąś misją? A ponieważ był z nim w Gex zastanawiam się, co to może znaczyć?

Miał się tego dowiedzieć trzy dni później, gdy echo zamku zwielokrotniło wściekłe krzyki Zuchwałego: przybył Oliwier de la Marche z pododdziałem gwardii i książę ryczał na cały głos, że każe go skrócić o głowę. Widząc nadbiegającego, najwyraźniej wzburzonego Panigarolę, Fiora, spacerująca z Leonardą brzegiem strumienia płynącego przez całe Salins, zrozumiała, że dzieje się coś złego.

- Naprawdę zaczynam sądzić, że on jest obłąkany -zawołał ambasador. - Właśnie popełnił najgorsze szaleństwo: opuszczając zamek Gex uściskał księżnę Sabaudzką i przysiągł jej wierną przyjaźń i jednocześnie rozkazał Oli-wierowi de la Marche pojmać ją wraz z dziećmi, kiedy jechała do Genewy.

- Kazał uwięzić księżnę Jolandę? Ale po co?*25

- Odmówiła podążenia za nim do Burgundii a on miał nadzieję, że w ten sposób będzie pewnie trzymać Sabaudię. Na nieszczęście jeden ze służących ukrył następcę książęcego tronu, Filiberta, i jego młodszego brata w rosnącym zbożu.

Są teraz w Genewie i wyobrażam sobie wrzawę, jaką tam podniósł ich wuj. Mogę się założyć, że mowa będzie o judaszowym pocałunku i że król Ludwik skwapliwie skorzysta z okazji, by ogłosić się obrońcą siostry i siostrzeńców. To posunięcie zrobi z Sabaudii śmiertelnego wroga naszego księcia... Jakby nie miał ich już wystarczająco dużo!

- Gdzie jest księżna?

- Niedaleko stąd: w zamku Rochefort. Zaś co do pana la Marche, który wykonał swą misję tylko w połowie, to sądzę, że jego sprawy źle stoją.

Wspomniany przez Panigarolę rycerz zachował jednak głowę. Książę Karol miał zbyt wiele trosk, by dłużej rozwodzić się nad tym epizodem: Szwajcarzy wciąż atakowali. Po splądrowaniu Lozanny gotowali się do ruszenia na Genewę, a tu wkroczył król Francji. Morat zachwyciło go, ale wcale nie zależało mu na tym, by Szwajcarzy dalej deptali dziedzictwo jego siostrzeńca. Wysłał więc do Chambery swój ulubiony argument: sakwę złota i niewielką armię, by przypomnieć, że choć nieczęsto prowadził wojnę, to posiadał wszelkie środki, by ją rozpętać. Wkrótce potem Sabaudia i kantony podpisały traktat pokojowy.

- To wielki człowiek! - zawołał Panigarola z entuzjazmem. - Oto przynajmniej jeden, który nie uważa wojny za ostatnią ze sztuk pięknych!

Oczywiście Zuchwały nie podzielał tej opinii. Zwołał w Salins stany Górnej Burgundii. Pragnął przekonać poddanych o konieczności przyjścia mu z pomocą w wojnie przeciwko Szwajcarom; wojnie, z której nie chciał zrezygnować. Wygłosił wówczas do swych poddanych wspaniałe przemówienie oparte na Tytusie Liwiuszu i słynnych przykładach przegranych bitew i wygranych wojen. Przedsięwziął to wszystko jedynie po to, by chronić ich samych, ich żony, dzieci i dobra przed śmiertelnym zagrożeniem ze strony Szwajcarów i Francuzów. Przemawiał w taki sposób, że jego audytorium niemal ze łzami zobowiązało się do finansowania obrony granic, ale pod dwoma warunkami: że książę przestanie osobiście się narażać i że zawrze pokój, gdy tylko pojawi się ku temu okazja. Karol obiecał wszystko, czego chcieli i z entuzjazmem powrócił do pracy.

- Donno Fioro - oświadczył młodej kobiecie pewnego wieczora, gdy - jak to jej się zdarzało coraz częściej -śpiewała w towarzystwie Battisty - kiedy pokonam wszystkich tych hołyszy i odbiorę im moje dobra, zrobię z ciebie księżniczkę. Będziesz mogła wybrać spośród moich państw to, które najbardziej ci się spodoba. I zwrócę ci twój posag.

- Nie proszę o tyle, Wasza Wysokość. Żyć w pokoju wspomnieniami o moim małżonku - przez ostrożność nie zdradziła mu informacji Demetriosa - jest wszystkim, czego pragnę. Nie lubię wojny, a ten, kto rządzi krajem zawsze musi być do niej gotów.

- Ta będzie ostatnia. Później zrobię z ciebie, pani, najpiękniejszą ozdobę mojego dworu.

Fiora nie odpowiedziała, gdyż wydźwięk tego zdania wydał jej się dziwny. Zresztą zachowanie Karola względem niej znowu uległo zmianie. Poprosił ją, by wróciła do kobiecych strojów, które choć nie przystosowane do głębokiej żałoby, tak wspaniale podkreślały jej urodę. Nie tylko nie musiała już znosić jego gniewu, ale nawet był względem niej uprzedzająco grzeczny, dawał jej prezenty, wypytywał o dzieciństwo, nauki, życie, jakie wiodła w tej Florencji, o której często marzył. Nie tracił nadziei, że wkroczy do niej pewnego dnia jako władca, gdyż pragnął zdobyć nawet Italię.

- Sądzę, niech mi Bóg wybaczy, że on się w tobie zakochał, pani - oświadczył Panigarola patrząc na Fiorę rozwijającą sztukę przepięknej, bladoszarej satyny przetykanej złotem, przywiezioną właśnie z Dijon przez wędrownego kupca.

- Czy nie ponosi cię wyobraźnia, panie?

- Z pewnością nie. Nie umiałbym zresztą czynić mu z tego powodu wyrzutów, ale nie sądzę, by było to dla ciebie szczególnie szczęśliwe. Wielka namiętność u człowieka, którego czystość zawsze sławiono, mogłaby w tym stanie egzaltacji, w jakim się znajduje, okazać się niebezpieczna.

- Co trzeba by wtedy zrobić?

- Uciekać! Najszybciej i najdalej, jak się da. Pomogę ci w tym, pani... jeśli jeszcze tu będę.

- Czyżbyś myślał o wyjeździe, panie?

- Obawiam się bardzo, że w najbliższych dniach mogę zostać odwołany. Konsekwencje Morat są straszliwe i polityka mego kraju zmienia się. Mediolan zbliża się do Francji, a jeśli mój książę zerwie stosunki z Burgundią...

Fiora przez chwilę milczała. Myśl, że ten dyskretny przyjaciel odjedzie, sprawiała jej ból. Porzuciwszy lśniącą materię podeszła powoli do okna rozjarzonego wspaniałym zachodem słońca.

- Jeśli odjedziesz, panie, będziesz musiał zabrać ze sobą Battistę, gdyż ja również tu nie zostanę. Tak czy inaczej nie będę towarzyszyć księciu w następnej wojnie. Widziałam Grandson i Morat, to mi wystarczy.

W czasie kolejnych dni książę wydawał się spokojniejszy. Postanowił opuścić Salins i udać się do zamku La Rivière, wielkiej feudalnej budowli najeżonej wieżami i zaopatrzonej w imponujące urządzenia wojskowe. Zamek wzniesiono o kilka mil od Pontarlier, na wysokim jurajskim płaskowyżu, dość smutnym, lecz wystarczająco obszernym, by można tu było zgromadzić armię. Towarzyszyła księciu służba i domownicy. Fiorze przydzielono tam apartament bogatszy niż gdziekolwiek ostatnio. Skończyły się jednak spokojne dni w Salins,, gdzie w cichym chłodzie gór ci, którzy przeżyli Morat, mogli nieco odpocząć.

Niestety, już pierwsze wieści, które dotarły do La Rivière, wyprowadziły Zuchwałego z równowagi. Podczas gdy stany

Burgundii zgodziły się mu pomóc, stany Flandrii zebrawszy się w Gandawie nie tylko odmówiły mu dodatkowego wsparcia, ale zamierzały zmniejszyć poprzednio przyznane armii sumy, pod pretekstem, że armii już nie ma.

- Nie ma armii! - wrzasnął książę. - Ci nędzni Flaman-dowie wkrótce zobaczą, czy nie mam już armii! Ruszę na ich zuchwałe miasta, gdy tylko ukaram pastuchów z kantonów. Ten zaś osioł kanclerz Hugonet, który pozwolił mówić do siebie w ten sposób, odpowie za to własnym majątkiem. Każę zająć jego dobra.

Na domiar złego książę René, którego babka, stara księżna de Vaudémont, umarła pozostawiając mu w spadku majątek, zaangażował szwajcarskich i alzackich najemników, wyjednał od miasta Strasbourg, by pożyczyło mu swą artylerię i oswobodził Lunéville. Mówiono, że skieruje się na Nancy, by wygnać stamtąd Burgundczyków.

Wiadomość ta sprawiła, że serce Fiory zabiło szybciej. Wiedziała, gdzie jest Demetrios. Trzeba było teraz zastanowić się nad sposobem jak najszybszego dotarcia do niego.

- To nie będzie łatwe - powiedziała Leonarda z troską. -Wydostanie się z zamku strzeżonego lepie] niż kupiecki kufer i z tworzącego się wokół niego, rosnącego z każdym dniem obozu to trudny do rozwiązania problem, gdyż przy wielkiej miłości, jaką żywi do ciebie książę - nawet jeśli nie zdałaś sobie jeszcze z tego sprawy - jesteś tak strzeżona, jakbyś była jego narzeczoną.

- A jednak trzeba będzie znaleźć jakiś sposób. Przecież nie mogę pozwolić, by znowu zaprowadził mnie za góry, skoro muszę jechać do Nancy?

Te obawy zostały szybko rozwiane. Gdy minął mu gniew, książę Karol całkowicie zmienił plany: nie było już mowy o marszu na kantony, z którymi zresztą, jak się zdawało, można było rozpocząć rokowania. Teraz należało ruszyć na północ, by definitywnie wygnać z Lotaryngii wojska René II, gdyż kraina ta stanowiła naturalny łącznik między dwiema częściami Burgundii, była ogniwem niezbędnym i drogo zdobytym.

- To upraszcza sprawę - skomentowała Leonarda. - Nie wiedziałyśmy, jak dostać się do Nancy, a tu nagle proponują, że nas tam zaprowadzą. Armia jest z każdym dniem większa. Wkrótce wyruszymy.

Rozległy płaskowyż w istocie zaludniał się niemal w oka mgnieniu. Burgundia dotrzymywała obietnicy, przysyłała oddziały oraz broń. Widziano nadciągających Pikardyjczy-ków, Walonów i Luksemburczyków, a także Anglików, nie bez kłopotu uzyskanych od króla Edwarda przez księżnę Małgorzatę. Jako jeden z pierwszych przybył Galeotto ze swymi kopiami i cieślami. Żołnierze lokowali się w miasteczkach i osadach, których mieszkańcy bardzo się ich obawiali. Wprawdzie Zuchwały zakazał kradzieży, gwałtów i grabieży, ale liczyli się z możliwością rozprzężenia w armii. Inni obozowali pod namiotami i kiedy zapadała noc ich ogniska rozdmuchiwał wiatr od gór. Zamek zapełniał się panami i dowódcami, czyniącymi wiele zamieszania. Odbywały się tam dysputy, narady, a także pijaństwa. Fiora nie opuszczała swoich komnat, gdzie często chronił się zmęczony opowieściami o wojennych wyczynach Pani-garola. Prawie nie widywała księcia i nie uskarżała się z tego powodu. Czas nie sprzyjał już piosenkom:

szczęk broni zajął ich miejsce, wypełniał wszystkie pomieszczenia.