Mężczyzna pokaźnej tuszy, o twarzy bez wyrazu i siwych, równo ostrzyżonych włosach, ubrany w czarno-szarą, dość czystą liberię, istotnie opuścił dom; drzwi starannie zamknął za sobą, chowając klucz do kieszeni.

- To starszy z nich, Klaudiusz. Drugi to Mateusz, jego brat. Nigdy nie wychodzą razem. Kiedy jeden wychodzi, można mieć pewność, że drugi pozostał w domu. Tak sobie życzy ich pan.

- W każdym razie, choć pan jest skąpcem, sługa nie wygląda na źle odżywionego.

- Pan nie jest głupi. Wie, że trzeba karmić bestie, jeśli się chce, żeby kogoś rozszarpały. Mówi się, że bracia są mu bardzo oddani. Nie są zbyt rozmowni.

Zdaje mi się jednak, że w tym domu muszą się dziać rzeczy podejrzane!

- Dlaczego?

Chretiennotte zdała się wahać przez moment i spojrzała na Fiorę, jakby się zastanawiała, do jakiego stopnia można mieć do niej zaufanie. W końcu zdecydowała:

- Dobrze, opowiem ci jeszcze o tym, pani, a potem wracam do roboty. Inaczej pani Leonarda mnie zbeszta. To było mniej więcej dwa lata temu, kiedy mój świętej pamięci Janet był jeszcze na tym padole łez. Pewnego wieczora, kiedy wracał trochę później z pracy - był murarzem -przyszedł do domu roztrzęsiony, bo przechodząc ulicą Lacet usłyszał płacz i jęki kobiety, która zdawała się bardzo cierpieć. To był odważny chłopak, ten mój Janet, więc zastukał do drzwi pytając, czy nie potrzeba pomocy, ale nikt mu nie odpowiedział.

- Może była tam wtedy jakaś kobieta?

- To by się rozniosło! Zresztą mój biedny Janet nie był jedynym, który słyszał podobne dźwięki, ludzie w dzielnicy myślą, że to może dusza nieszczęsnej żonki przychodzi dręczyć du Hamela: to tutaj, w Dijon, na placu Morimont została wydana na śmierć.

- Jeśli dobrze rozumiem - stwierdziła Fiora - ten... du Hamel... nie ma racji zadając sobie tyle trudu z pilnowaniem domu, do którego nikt nie ma ochoty wejść?

- Właśnie tak! - powiedziała Chretiennotte z zadowoleniem - Ja tylko wiem, że musieliby mi zapłacić, i to dużo, żebym tam weszła.

Dobitnie wyraziwszy w ten sposób swoje zdanie, służąca wzięła szczotkę, ścierki, i wykonawszy coś w rodzaju dygu przed Leonardą, która weszła akurat do pokoju, zniknęła w korytarzu nucąc kantyczkę.

Jednak historia, którą opowiedziała, dała Fiorze wiele do myślenia. To, że dom cieszył się złą opinią i uchodził za nawiedzony, bardzo jej odpowiadało - nawet podsunęło jej pomysł, jak mogłaby zaatakować Regnaulta du Hamela.

Tuż po przybyciu do Dijon zdecydowanie odrzuciła propozycję Estebana:

- Chcesz śmierci tego człowieka, pani? - spytał Kasty-lijczyk. - To rzecz najłatwiejsza w świecie. Któregoś wieczora poczekam, aż będzie wchodził lub wychodził z domu i ci go uduszę.

Było to w rzeczy samej proste, nawet zbyt proste, a przede wszystkim zbyt szybkie. Nie chciała, by oprawca jej matki zginął gwałtownie, nie widząc spadającego nań ciosu i nieświadom, z czyjego polecenia został zadany; zamierzała rozkoszować się konaniem wroga. Jako godna córa okrutnego miasta - Florencji - zdecydowana była nie szczędzić czasu ni złota, by śmierć ta osiągnęła doskonałość dzieła sztuki.

Wieczorem myślała o tym długo ze wzrokiem zatopionym w blednącym błękicie nieba, po którym ścigały się gromady ptaków, słuchając szumu tego miasta, w którym się urodziła, a którego nie znała. W przeciwieństwie do Florencji, ożywionej o zachodzie słońca, Dijon u schyłku dnia zdawało się usypiać pod dachami, których żółte, czerwone i czarne dachówki tworzyły jakby gobeliny między zielonymi bukietami ogrodów. Najbardziej zacny obywatel każdej dzielnicy udawał się do mera miasta, aby zdać mu klucze od bramy, nad którą sprawował pieczę. Zawsze uroczyście udawali się do ratusza, stawiali sobie bowiem za punkt honoru utrzymanie tego nieco pompatycznego zwyczaju w mieście, w którym z rzadka tylko przebywali książęta.

Fiora wiedziała, że syn właścicielki pałacu, Piotr de Morel, jest odpowiedzialny za jeden z tych kluczy.

Po jego powrocie oraz po usłyszeniu dobiegającego z kościoła świętego Jana sygnału wieczornego, po którym ulice pustoszały i zostawali na nich tylko amatorzy przygód, Fiora zeszła do jadalni, gdzie Leonarda kończyła sprzątanie po kolacji, której młoda kobieta nie chciała jeść. Siedzący przy oknie Demetrios i Esteban korzystali z ostatnich chwil dziennego światła, aby rozegrać partię szachów. Wszyscy jednak podnieśli oczy stwierdzając ze zdziwieniem, że Fiora ma na sobie chłopięcy strój, w którym opuściła Florencję i trzyma w dłoni męski kapelusz nadający się doskonale do ukrycia włosów.

- Słodki Jezu! - zawołała Leonarda - dokąd zamierzasz iść o tej porze, mój aniołku?

- Niedaleko. Jak tylko zrobi się ciemno chciałabym obejrzeć sobie z bliska dom du Hamela. Jeśli Esteban zechciałby mi towarzyszyć...

- Naturalnie - powiedział Kastylijczyk, natychmiast wstając. - Ale co chcesz tam robić, pani? Właściciel jeszcze nie wrócił.

- I właśnie dlatego chcę tam iść. Kiedy wróci, będzie to niemożliwe.

- Jakie masz zamiary? - zapytał Demetrios, który wziął do ręki króla z kości słoniowej i przyglądał mu się, jakby to był wyjątkowy przedmiot.

- Powiem ci później. Na razie chcę zobaczyć ogród i jeśli to możliwe, wejść do niego.

Demetrios odrzucił figurę szachową i zmarszczył brwi:

- To szaleństwo! Co ci to da?

Nie odpowiedziawszy, Fiora podeszła do kredensu, na którym znajdował się koszyk czereśni, wzięła garść owoców i zaczęła je jeść przyglądając się jednocześnie ciemniejącemu niebu.

- W takim razie ja też pójdę - westchnął Demetrios.

- Wolę, żebyś został z Leonardą. Nie zajmie mi to wiele czasu, a dwie osoby trudniej zauważyć niż trzy.

Grek nie nalegał. Wiedział, że kiedy młoda kobieta mówi tym tonem, nie warto wdawać się z nią w dyskusję. Aby złagodzić odmowę dodała uprzejmie:

- Nie obawiaj się, dowiesz się wszystkiego. Opowiem ci po powrocie.

Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, Fiora i Esteban opuścili pałac, dotarli do rogu ulicy. Esteban doradził zatrzymanie się pod ścianą jednego z budynków:

- Lepiej poczekać. Służący wychodzą, kiedy ulice są puste.

- Dokąd wychodzą?

- Na ulicę du Friffon, do domu publicznego. Nie wiadomo tylko, czy chodzą tam również wtedy, gdy ich pan jest nieobecny. Spójrz pani! Właśnie jeden wychodzi.

Istotnie, pojawił się ten sam mężczyzna, którego Fiora zauważyła po południu. Zamknął starannie drzwi i włożył klucz do kieszeni, po czym oddalił się spokojnym krokiem.

- Zastanawiam się, dlaczego nigdy nie wychodzą razem - powiedziała Fiora - Przecież w domu nikogo nie ma?

- Skoro ich pan jest skąpy, zapewne jest również bogaty. Zależy mu, żeby dom był dobrze strzeżony. Chodźmy teraz!

Nie robiąc więcej hałasu niż para kotów, zwiadowcy wkroczyli na mostek łączący dwa brzegi strumienia. Mieli lekkość młodości, a ich nogi w miękkich skórzanych butach stąpały bezszelestnie.

Dotarłszy do drzwi Fiora dokładnie je obejrzała. Letnia noc była jasna, a młoda kobieta miała dobry wzrok. Szybko upewniła się, że poddadzą się jedynie taranowi. Ponieważ stanowiły one jedyny otwór w murach parteru, dom był od tej strony niedostępny.

- Chodźmy obejrzeć ogród! - szepnęła Fiora. Rozciągał się on na tyłach budynku. Od następnej wąskiej i ciemnej uliczki oddzielał go dość wysoki mur.

- Jeśli dobrze zrozumiałem - powiedział Esteban -chcesz wejść do środka, pani? Pójdę pierwszy.

Życie żołnierza, które wiódł od dawna, zaprawiło Kasty-łijczyka w ćwiczeniach cielesnych. Wspięcie się na mur było dla niego dziecinną igraszką. Usiadł na nim okrakiem i pochylił się, by pomóc Fiorze. Chwycił ją za wyciągnięte ręce i uniósł do góry. Siedząc na murze obejrzeli posiadłość.

- Po co w ogóle mieć ogród, skoro się go doprowadza do takiego stanu! - wymamrotał Esteban.

Ze swego punktu obserwacyjnego zwiadowcy widzieli bowiem jedynie krzewy i chwasty, wśród których nie można było dostrzec najmniejszej ścieżki. W samym domu widać było wieżyczkę kryjącą zapewne schody, ale okna były równie nieliczne, jak w fasadzie od strony ulicy: dwa na piętrze, w tym jedno ciemne, otwarte i jedno pod dachem, zamknięte okiennicami.

- Zostań tutaj! - poleciła Fiora - Zaraz wracam. Zanim jej towarzysz zdążył zaprotestować, ześlizgnęła się na drugą stronę muru, gdzie przez chwilę pozostała przykucnięta, aby pozwolić ucichnąć szelestowi gniecionego listowia. Dotarł do niej stłumiony głos Estebana:

- Proszę cię, pani, uważaj! Nie masz broni!

- Mam nóż, to mi powinno wystarczyć w razie potrzeby -odpowiedziała kładąc dłoń na skórzanym futerale wiszącym jej u pasa. Po czym nie zwlekając dłużej i biorąc dom za punkt odniesienia, zaczęła się przedzierać przez dziką roślinność ogrodu. Szła powoli, krok po kroku, rozsuwając gałęzie dłońmi w grubych, skórzanych rękawicach i nogami chronionymi przez miękkie, sięgające kolan buty. Jakiś szelest w trawie sprawił, że znieruchomiała, ale przenikliwe miauczenie niemal natychmiast ją uspokoiło: był to kocur, którego zbliżająca się pełnia wprawiła w niepokój.

Dotarła w końcu do budynku i dotknęła ręką drzwi znajdujących się w wieżyczce, ale były óne równie solidne, równie dobrze zabezpieczone jak poprzednie. Jedyną możliwość dostania się do środka stanowiło otwarte okno na piętrze, ale bez drabiny było ono nieosiągalne.

Rozczarowana Fiora zamierzała zawrócić, kiedy nowy dźwięk przykuł jej uwagę. Tym razem nie było to miauczenie kota lecz szlochanie, które zdawało się dobiegać spod ziemi. Rozsuwając ostrożnie wysokie chwasty rosnące przy podmurówce zauważyła nagle wąskie okienko zabezpieczone żelazną kratą. Za nim z pewnością znajdowała się piwnica, w której ktoś płakał.

Padłszy na kolana Fiora próbowała coś dostrzec. Jej wzrok nie mógł jednak przebić ciemności.

- Kto tu płacze? - szepnęła wstrząśnięta - Czy mogę ci pomóc?

Szloch urwał się i rozległo się pociągnięcie nosem. Fiora zamierzała powtórzyć pytanie, kiedy nagle usłyszała zgrzyt odsuwanych rygli i zachrypły głos warknął:

- Dosyć tego płaczu! Przeszkadzasz mi pić. Nie chcę więcej cię słyszeć, zrozumiałaś?

Zapadła cisza zakłócana jedynie cichymi jękami. Zamknięta w piwnicy osoba usiłowała zapewne powstrzymać szlochanie. Mężczyzna, którym musiał być drugi ze służących, nie ruszał się. Nagle Fiora usłyszała:

- Nie możesz spać? Nic dziwnego, z całym tym żelastwem! Masz, napij się, a jeśli będziesz grzeczna, dostaniesz jeszcze.

Rozległ się brzęk łańcuchów, a później chłeptanie charakterystyczne dla pijących zwierząt. Mężczyzna wybuchnął śmiechem:

- Dobra! Lepiej, co? No, chodź! Zabawimy się póki starego nie ma!

Przerażona Fiora nie miała żadnego kłopotu z identyfikacją odgłosów, które później się rozległy. Powoli, powstrzymując się nawet od oddychania, odsunęła się od okienka i dotarła do muru, na którym z niepokojem czekał Esteban. Ponownie pomógł jej wspiąć się na górę.

- No i co? Znalazłaś coś, pani?

Gwałtownie zasłoniła swemu towarzyszowi usta.

- Tak, ale to nie jest właściwe miejsce, by rozmawiać. Wracajmy! - szepnęła.

W kilka minut później byli z powrotem w domu. Fiora opowiedziała o tym, co słyszała z namiętnością, jakiej dawała się ponosić kiedy była poruszona:

- W tej piwnicy jest skuta łańcuchami kobieta, służąca tym nędznikom za zabawkę. Trzeba coś zrobić!

- Nie mam nic przeciwko temu - rzekł Demetrios - ale co? Wtargnąć tam siłą? Sama mogłaś stwierdzić, że to niemożliwe. Donieść władzom? Jesteśmy cudzoziemcami: nikt by nas nawet nie wysłuchał, a zanim zostałoby wszczęte śledztwo, jeśli w ogóle udałoby się do tego doprowadzić, tę nieszczęśnicę zapewne by zabrano. W każdym razie należy sądzić, że ta sytuacja trwa od dość dawna.

- Czy to powód, aby się ciągnęła w nieskończoność? Muszę wejść do tego domu, muszę za wszelką cenę. Jak inaczej dotrzeć do du Hamela?

- Zastanowimy się nad tym, kiedy wróci.

- Trzeba zastanowić się wcześniej i odpowiednio przygotować. Mam zresztą pewien pomysł, z pewnością ryzykowny, ale to nasza jedyna prawdziwa szansa.

- Jaki?

- Wyjaśnię ci później. Na razie potrzeba mi trzech rzeczy.

- To znaczy?

- Sukni z szarego aksamitu, której wzór ci dam, jasnej peruki i klucza do domu du Hamela. Zapewne istnieje możliwość wykradzenia go jednemu ze służących, kiedy wychodzi nocą.

- To się da zrobić - powiedział Esteban. - Będę miał ten klucz, ale trzeba będzie działać szybko.

- Godzina powinna wystarczyć - powiedziała Fiora - ale być może później będziemy musieli opuścić miasto.