Nazajutrz, zgodnie z zapowiedzią, do młodej lokatorki przybyła pani MorelSauvegrain, po to by ją poznać i dowiedzieć się o zdrowie. Wierna swej roli Fiora przyjęła gospodynię z wdzięcznością, ale także z ciekawością, gdyż ta kobieta dobrze znała Zuchwałego, przeciw któremu Demetrios i ona sama połączyli siły.

Dawna książęca piastunka była wysoką, ponad sześćdziesięcioletnią kobietą. Zachowała jednak świeżość, a jej jasne włosy nie całkiem jeszcze posiwiały. Z elegancją nosiła żałobę po zmarłym przed laty mężu, jej suknia uszyta była z haftowanego jedwabiu, a wysoki czepek zdobiły cenne koronki.

Obie kobiety natychmiast połączyła nić sympatii. Fiora podziękowała gospodyni za okazane względy, a pani Simona wyraziła żal, że tak młoda istota skazana jest na bezruch.

- Czy wieś nie byłaby dla ciebie lepsza, pani? - zapytała. - Mam kilka dworów i mogłabym oddać jeden z nich do twojej dyspozycji.

- Jesteś nieskończenie dobra, pani - odpowiedziała Fiora - ale ze wstydem wyznam, że... wieś mnie nudzi. Lubię czuć wokół siebie ożywienie miasta, a Dijon podoba mi się.

- Nasz gród jest bez wątpienia piękny - westchnęła pani Simona - ale już od dawna brak mu jakiegokolwiek ożywienia, pomyśl tylko, pani, że nigdy nie widuje on swych władców! Książę Karol przybył tu wprawdzie w ubiegłym roku, ale nie widział Dijon od dwunastu lat. W dodatku był w związku z pogrzebem.

- Czyżby umarł ktoś z jego rodziny?

- Nie. Przybył, by przyjąć ciała swych rodziców, księcia Filipa i księżnej Izabeli, pochowanych uprzednio w Brugii i Gosnay. Pragnął aby mogli spocząć u boku przodków, w klasztorze Champmol, nekropolii książąt burgundzkich. Był to dzień wielkiego chłodu, niebo wydawało się ciężkie od śniegu, a mimo to czułam się szczęśliwa, bo moja droga księżna, której byłam tak bardzo oddana, wracała do naszego miasta, aby tu czekać na zmartwychwstanie.

Bardziej dla siebie niż dla swej milczącej słuchaczki, pani Simona odtworzyła obraz długiego i wspaniałego orszaku, który wkroczył tamtego dnia do Dijon. Prowadzili go pan de Ravenstein i konetabl Saint-Pol, siedzący na koniach okrytych czarnym aksamitem. Później niesiono insygnia zmarłego księcia, ozdobiony godłem proporzec, miecz o rękojeści lśniącej od drogich kamieni, za nim tarczę, hełm i sztandar, kolczugę z symbolami Złotego Runa, prowadzono wojennego rumaka. Szlachta, przybyła z odległych ziem, którymi władał Wielki Książę Zachodu, podążała w żałobnych szatach za ubranym na czarno Karolem Burgundzkim, przyjmującym obie trumny w obecności arcybiskupów Kolonii, Besancon i Autun, ambasadorów Aragonu, Bretanii, Wenecji i Rzymu oraz wszystkich kawalerów noszących na szyi ciężkie łańcuchy orderu.

Coś drgnęło w sercu Fiory. Łagodnie przerwała opowiadającej:

- Ubiegłej zimy, we Florencji, widzieliśmy jednego z tych kawalerów przybyłego z misją do dostojnego pana Lorenzo Medyceusza. Nazywał się... hrabia de Selongey. Znasz go może, pani?

- Pana Filipa? Któż by na dworze burgundzkim go nie znał? Jego Wysokość książę Karol, któremu jest oddany całą duszą i ciałem, bardzo go lubi. I nie tylko on!

- Co chcesz przez to powiedzieć, pani?

- Że towarzysze walki cenią go za wielkie męstwo, cieszy się również powodzeniem u pań i panien. Ma dużo uroku, założyłabym się, że florenckie damy chętnie się do niego uśmiechały?

- Nie miały na to czasu, gdyż pozostał w naszym mieście tylko kilka dni - odrzekła Fiora czując, że jej głos drży i że z trudem skrywa gniew. - Tak więc ma wiele pięknych przyjaciółek?

- Tak mówią, ale nie mogę powiedzieć, że tak jest z pewnością, gdyż żyję z dala od dworu, na którym Dijon jest uważane za miasto prowincjonalne, mimo że to stolica. Nowiny ledwie do nas docierają, ale pewna jestem, że tam, gdzie przebywa książę Karol, jest również pan de Selongey. Ponieważ książę nie przestaje wojować, nie pozostawia to wiele czasu na miłostki. A tobie, pani, jak spodobał się ten wysłannik?

- Wydał mi się czarujący; chociaż nie poznałam go osobiście. Ale zmieńmy temat, proszę. Jeśli możesz, pani, opowiedz mi o księciu! Jaki to człowiek?

Fiora oczekiwała wybuchu entuzjazmu, tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Pani Simona przez chwilę milcząc przyglądała się złotym pierścieniom zdobiącym jej dłonie:

- Jak ci go opisać, pani, by być jak najbliżej prawdy, tej prawdy, która się zmienia w zależności od spojrzenia? Moje jest pełne czułości, gdyż wykarmiłam go własnym mlekiem i ogromnie go kocham. Przyznam jednak, że teraz trochę się go boję z powodu bezgranicznej pychy połączonej z niezwykłą skłonnością do melancholii. Zwróciłam na to uwagę w zeszłym roku; i myślę, że powoduje to płynąca w jego żyłach portugalska krew.

- Portugalska?

- Ależ tak. Jego matka przybyła do nas z Portugalii. Była siostrą Henryka Żeglarza, który zamierzał zdobyć morza. To właśnie po niej nasz władca odziedziczył upodobanie do marzeń o chwale i nieskończoności. Jego Wysokość jest szczęśliwy tylko wtedy, kiedy działa. Zawrsze bał się śmierci, a świadomość szybkiego przemijania życia jest mu nieznośna, jednakże nigdy nie cofa się przed niebezpieczeństwem, nawet lubi go szukać. Kiedy jako młodzieniec żył w Gorcun, lubił samotnie wypływać łodzią żaglową i stawiać czoła burzy. Zresztą burza, tak jak wojna, jest jego żywiołem. Znajduje w nich swoje odbicie, gdyż miewa straszliwe napady gniewu. Boję się, żeby jego stare marzenie o odbudowaniu dawnego królestwa burgundzkiego nie zaprowadziło go zbyt daleko. Usiłuje zdobyć Niderlandy i Flandrię oraz zjednoczyć je z właściwą Burgundią. Tymczasem lepiej byłoby, gdyby najpierw pomyślał o ochronie tego, co posiada. Król Francji to potężny wróg, pilnuje naszego księcia niczym pająk czyhający na ofiarę w głębi pajęczyny.

- Jak wygląda książę?

- Oto iście kobiece pytanie! - powiedziała pani Simona uśmiechając się. - Wiedz zatem, ciekawska ślicznotko, że to przystojny mężczyzna. Jest niższy niż jego ojciec, ale proporcjonalnie zbudowany, bardzo silny, wytrzymały na trudy i wyrzeczenia. Ma szeroką, ogorzałą twarz o mocno zarysowanym podbródku, oczy ciemne i władcze. Włosy ma czarne i gęste. Rzadko się uśmiecha. Dużo rzadziej niż niegdyś - a szkoda, bowiem uśmiech dodaje mu wiele uroku.

- Mówią, że jego ojciec bardzo lubił kobiety. Czy książę jest do niego podobny pod tym względem?

- Nawet w najmniejszym stopniu nie. Jest bardzo podobny do matki, często lubi mówić: my, Portugalczycy, co swego czasu denerwowało księcia Filipa. Książę Karol nie toleruje rozpusty, pamięta bowiem jak cierpiała jego matka z powodu licznych kochanek ojca. Karol głęboko kochał zmarłą żonę Izabelę de Bourbon, która dała mvi córkę -księżniczkę Marię. Sądzę, że jest przywiązany do obecnej księżnej Małgorzaty dTork, ale jego serce nie zadrży już dla nikogo więcej. Wystrzega się kobiet, woli swych towarzyszy broni, w czym nie ma nic złego, gdyż jest cnotliwy. Ponieważ przedkłada wojnę nad wielkopańskie życie, on, najwspanialszy książę Europy, nienawidzi wielkich uczt i bali, które tak kochał jego ojciec.

- Czy nie lubi rozrywek?

- Lubi, ale inne. Chętnie czyta, ale nade wszystko uwielbia muzykę. Spędza całe godziny na słuchaniu śpiewaków ze swego chóru. Towarzyszą mu wszędzie, a zdarza się, że i on śpiewa wraz z nimi. Dziwny jest książę, którego ci opisuję, prawda, pani?

- Sądzę, że istotą władców jest być innymi niż wszyscy. Czy książę Karol jest lubiany przez swój lud?

- Nie jestem tego pewna. Boją się go, a zresztą pewnego dnia powiedział Flamandom: wolę waszą nienawiść od waszej pogardy. Gardzi wszystkim, co mieszczańskie czy gminne. Poza tym bywa okrutny. Mieszkańcy Dinant i Lie-ge, miast zrównanych przez niego z ziemią, o tym wiedzą -w każdym razie ci, którzy jeszcze żyją i pamiętają.

Zegar na wieży wybił kwartę i pani Simona natychmiast wstała.

- Chyba jeszcze nie wychodzisz, pani? - zawołała Fiora.

- Ależ tak, jest już późno, a mam jeszcze wiele zajęć. Tak więc naprawdę wolisz zostać tutaj i przyglądać się wodom Suzonu i zamkniętym okiennicom tego domu naprzeciwko?

- Jest taki melancholijny.

- Powiedz raczej, że jest ponury. Kiedyś wydawał się tak uroczy i wesoły! Ogród latem przypominał bukiet kwiatów. Jego właścicielka była bieliźniarką u księżnej Małgorzaty Bawarskiej, babki naszego księcia; dbała o kwiaty. Rosły wzdłuż wszystkich murów.

- Podobno właściciel jest nieobecny?

- To, czy jest, czy go nie ma, niczego nie zmienia. Jeśli moje gadulstwo cię nie męczy, pani, opowiem ci o nim w czasie następnej wizyty. Ale to zły człowiek.

Mówiąc to, pani Simona zbliżyła się do okna, machinalnie spojrzała na dom naprzeciwko; nagle oczy jej zabłysły:

- Będziesz to mogła sama ocenić, moja droga, bo oto właśnie wrócił.

Fiora zeskoczyła ze swych poduszek ze żwawością, która mogła zaskoczyć panią Simone, ale jej spojrzenie było skierowane w stronę okna. Istotnie, stary człowiek z mozołem zsiadał z muła.

Ukrywając się za ramą okna Fiora przyglądała się mężczyźnie wzrokiem pełnym nienawiści, której gwałtowność ją samą zaskoczyła. Był to chudy starzec, jakby przytłoczony ciężarem bogatego, obszytego futrem płaszcza, który nosił mimo upału. Spod grubej, aksamitnej czapki wymykały się siwe kosmyki włosów. W twarzy o barwie starej kości słoniowej zwracał uwagę spiczasty nos i rzadka broda. Nie było natomiast widać oczu osłoniętych krzaczastymi brwiami.

- Boże, jaki on brzydki! - powiedziała szczerze.

- Jego dusza nie jest piękniejsza, wierz mi, pani!

- I... mieszka w tym domu sam?

- Z dwoma służącymi, przypominającymi raczej żołdaków niż uczciwe sługi.

- Żadnej kobiety? Mówiono mi, że pewnego wieczora słyszano skargi i jęki.

Pani Simona roześmiała się:

- Jakbym słyszała Chretiennotte! Jest przekonana, że dom du Hamela nawiedzają duchy i rozpowiada swoją historię każdemu, kto zechce słuchać. Musisz jednak wiedzieć, że jest ona taka jak wszystkie dziewczęta ze wsi: wszędzie widzi rzeczy nadprzyrodzone.

- Właśnie, mówi z przekonaniem, że w tym domu pojawia się duch...

- Duch nieszczęśnicy, która niegdyś była żoną tego żałosnego osobnika? - powiedziała pani Simona, która już się nie śmiała. - Może to i prawda, bo miałaby powody, by go nawiedzać. Ale dosyć gadania! Prowizor kościoła Notre Dame pewnie już na mnie czeka, mamy porozmawiać o niedzielnej procesji. Życzę ci miłego wieczoru, pani!

Wyszła z głośnym szelestem jedwabnej sukni, pozostawiając po sobie przyjemny zapach irysów. Ulica była teraz pusta. Du Hamel, jego muł i służący zniknęli. Fiora wróciła na swoje poduszki i pozostała tam z brodą opartą na dłoni.

Godzina działania miała wkrótce nadejść.

ROZDZIAŁ TRZECI

MAŁGORZATA

Wybiła północ. Serce Fiory biło ciężko. Chwilami miała , wrażenie, że się dusi. Przez cały dzień żar lał się z nieba i nawet zachód słońca nie zapowiadał ochłody. Noc była ciężka, burzowa, ciemna. Odległy pomruk grzmotu pozwalał przypuszczać, że przed świtem spadnie deszcz. Fiora miała jednak nadzieję, że burza nie nadejdzie zbyt wcześnie: ciemności sprzyjały zrealizowaniu planu. Dla Reg-naulta du Hamela wybiła godzina pokuty za zbrodnie.

Stojąc przed lustrem, które pani Simona kazała ustawić w jej pokoju, Fiora przyglądała się swemu odbiciu. Nie poznawała siebie samej: blada twarz pokryta bielidłem, jasne włosy dostarczone Demetriosowi przez jakiegoś balwierza... Znajomy był tylko koronkowy, poplamiony krwią czepiec z welonem, który Leonardzie udało się uratować wraz z kilkoma cennymi przedmiotami z katastrofy w pałacu Beltramiego, i który drżącymi dłońmi przypięła teraz na głowie wychowanicy. Szara, aksamitna suknia w złote cętki była ciężka i zbyt ciepła, jednak Fiora nawet się nie pociła. Ten ludzki objaw znikł, jakby weszła w nią dusza Marii de Brevailles, aby dokonać zemsty. Jakby była już tylko zjawą.

Fiora usłyszała za sobą jęk Leonardy. Stara panna była przerażona nie tylko tym, co ujrzała, ale i tym, co miało się zdarzyć. Walczyła ze wszystkich sił, aby odwieść młodą kobietę od niebezpiecznych zamiarów.

- Nienawiść tego człowieka nie wygasła, mój aniołku. A jeśli cię zabije lub zrani?

- Nie można zabić ani zranić ducha; nie będę sama. Demetrios chce iść ze mną, aby zająć się pozostałym na straży służącym.

- Czy tak bardzo leży ci na sercu ta zemsta, pani? Du Hamel jest stary, nie pożyje już długo.

- Za długo dla nieszczęśnicy, którą przetrzymuje w zamknięciu. Odbiorę jedno życie, ale uwolnię inne.

Demetrios zapukał do drzwi i wszedł nie czekając na zaproszenie. Ujrzawszy młodą kobietę, która odwróciła się w jego stronę, zatrzymał się jak wryty na progu pokoju.