– W imię czego to zrobiłam? Po to, żeby przyjechać do tej sztywnej szkoły i udowodnić, że kolorowe dziewczęta też mogą się tu uczyć? No i co z tego?
– To nie ma z tym nic wspólnego. Chcieli, żebyś zaczęła wszystko od początku, z mężem i rodziną we właściwym czasie.
– Nie mieli racji i ja także nie miałam. Nie masz pojęcia, jakie to okropne uczucie… ta pustka, kiedy wróciłam do domu z pustymi rękami… bez niego… nic już tego nie zastąpi.
Wzięła głęboki oddech.
Nie widziałam Danny'ego, odkąd zamieszkałam w tym Maryland… i nigdy nie dowiem się, gdzie jest moje dziecko… Skończyłam szkołę razem z moją klasą… ale nikt nie wiedział, co wtedy czułam…
Tana kręciła głową patrząc na przyjaciółkę. Obie były już kobietami. Trudna była droga, która je wyprowadziła na prostą, ale jednego teraz mogły być pewne: każda z nich miała przyjaciółkę. Tana Wyciągnęła Sharon i obie padły sobie w ramiona, ich łzy zmieszały się na policzkach i czuły wzajemnie swoje cierpienia i wspólny ból.
– Kocham cię, Shar.
Tana patrzyła na nią z delikatnym uśmiechem, a Sharon ocierała łzy z policzków.
– Ja… ja ciebie też…
I wróciły do domu, ramię w ramię, w ciszy nocy. Przebrały się i położyły do łóżek, każda zatopiona we własnych myślach.
– Tan?
To był głos Sharon w ciemnościach pokoju.
– Tak?
– Dzięki.
– Za co? Za wysłuchanie? Po to są właśnie przyjaciele… ja też ciebie potrzebuję.
– Mój ojciec miał rację. Trzeba iść śmiało naprzód.
– Chyba tak. Ale jak to zrobić.
– Czy miał na myśli jakieś konkretne sposoby, żeby o tym wszystkim zapomnieć? Sharon zaśmiała się.
– Muszę go o to zapytać. I nagle wpadła na pomysł.
– Może zapytasz go sama? Jedź ze mną do domu na Święto Dziękczynienia!
Tana kręciła się w łóżku, lekko się uśmiechając. Spodobała jej się ta propozycja.
Nie wiem, co powie na to matka.
Ale nagle zdała sobie sprawę, że wcale jej nie zależy na opinii _ W ciągu sześciu miesięcy wiele się zmieniło. Może nadszedł czas żebym rozwinęła skrzydła i zaczęła robić to, na co mam ochotę.
– Zadzwonię do niej jutro wieczorem.
– Dobra.
Sharon uśmiechnęła się sennie i przewróciła się na drugi bok tyłem do przyjaciółki.
– Dobranoc, Tan…
I w chwilę później obie już spały. Po raz pierwszy od miesięcy było im obu lżej na duszy. Teraz mogły spać spokojnie. Dłonie Tany rozłożone wokół jasnych włosów, jak u małego dziecka, i Sharon skulona w czarny, mruczący kłębuszek. Nawet jej długie nogi zniknęły zwinięte w kuleczkę, a ona sama wyglądała jak smacznie śpiące kociątko.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Jean Roberts była bardzo rozczarowana, gdy jej córka zadzwoniła, by ją zawiadomić, że nie przyjedzie na Święto Dziękczynienia.
– Jesteś pewna, że będzie ci tam dobrze? – Nie chciała nalegać, ale wolałaby, żeby Tana przyjechała do niej. – Nie znasz tej dziewczyny zbyt dobrze…
– Mamo, ja z nią mieszkam w jednym pokoju. Znam ją lepiej niż kogokolwiek w całym moim życiu.
– Czy na pewno jej rodzice nie mają nic przeciwko temu?
– Dzwoniła do nich dziś po południu. Przygotowali dla mnie pokój i są bardzo szczęśliwi, że Sharon przywozi do domu koleżankę.
Oczywiście, że byli zadowoleni. Miriam wywnioskowała z wiadomości od Sharon, że potwierdziła się jej hipoteza. Sharon może spokojnie studiować w Green Hill, mimo że jest tam jedyną czarną dziewczyną. A teraz w dodatku przywiezie do domu jedną z „nich” i udowodni, że można ją tam zaakceptować. Nie wiedzieli tylko, że Tana była jedyną przyjaciółką Sharon. Że w całym Yolan nie ma miejsca, gdzie mogłaby coś zjeść. Od kiedy tam pojechała ani razu nie dostała się do kina. Nawet w szkolnej kafeterii dziewczęta jej unikały. Ale Sharon była przekonana, że gdyby Miriam znała całą Prawdę, byłby to tylko dowód na to, jak bardzo jej córka jest tam potrzebna. „Oni” musieli wreszcie zaakceptować czarnych i ten dzień właśnie nadszedł. Dla Sharon miało to być wyzwaniem, które powstrzyma ją przed użalaniem się nad sobą po wydarzeniach ubiegłego roku. Miriam Blake uważała, że dzięki temu Sharon przestanie o tym wszystkim myśleć.
– Naprawdę, mamo, powiedzieli, że bardzo się cieszą z naszej wizyty.
– Dobrze, ale pamiętaj, żebyś ją zaprosiła do nas na ferie zimowe – Jean uśmiechnęła się do słuchawki – właściwie mam dla ciebie małą niespodziankę. Mieliśmy zamiar razem z Arturem powiedzieć ci o tym przy okazji Święta Dziękczynienia…
Serce Tany przestało bić. Czyżby wreszcie miał się z nią ożenić? Zaparło jej dech z wrażenia, podczas gdy jej matka ciągnęła dalej.
– Artur załatwił specjalnie dla ciebie zaproszenie na wielkie przyjęcie dla „świeżo upieczonych studentów” z towarzystwa W końcu chodziłaś przecież do Miss Lawson, i… będziesz na pewno znakomitą studentką, kochanie. Czy to nie wspaniałe?
Przez moment Tanie zabrakło słów. To wcale nie brzmiało wspaniale. Poza tym jej matka znowu będzie na klęczkach dziękować Arturowi Durningowi… przez chwilę myślała o ich ślubie… to śmieszne. Jak to w ogóle możliwe, że coś takiego przyszło jej do głowy… impreza „dla świeżo upieczonych studentów”… cholera…
– Może zaprosisz do nas z tej okazji swoją nową przyjaciółkę? Tana omal się nie zakrztusiła. Moja nowa przyjaciółka jest czarna, mamusiu.
– Zapytam ją, ale wydaje mi się, że wyjeżdża w tym czasie na wakacje.
Cholera. Świeżo upieczona studentka. A kto ma być jej partnerem? Może Billy Durning, ten sukinsyn.
– Nie słyszę, żebyś była tym zachwycona, kochanie.
W głosie Jean Roberts brzmiała nuta rozczarowania. Po pierwsze dlatego, że Tana nie przyjeżdża do domu, a po drugie nie ucieszyła się z zaproszenia na przyjęcie, które załatwił dla niej Artur. On wiedział, ile to znaczyło dla Jean. Cztery lata temu Ann brała udział w takim balu na międzynarodową skalę. Ale mimo że impreza Tany miała mieć bardzo kameralny charakter, Jean była pewna, że będzie to wspaniałe przeżycie dla jej córki. Przynajmniej tak jej się wydawało mamo. Chyba jestem po prostu zaskoczona. __ To cudowna niespodzianka, prawda? Nie Naprawdę nie zależało jej na tym zupełnie. Takie rzeczy w ogóle jej nie interesowały. Nigdy jej nie obchodziły te bzdurne konwenanse, którymi podporządkowywali się Durningowie i jej własna matka. Odkąd Jean zakochała się w Durningu, to wszystko nabrało dla niej ogromnego znaczenia.
– Będziesz musiała pomyśleć o partnerze na tę potańcówkę. Miałam nadzieję, że Billy będzie mógł – serce Tany dudniło bardzo głośno i szybko – ale wyjeżdża w tym czasie z przyjaciółmi na narty do Europy. Zdaje się, że jedzie do Saint Moritz, szczęściarz z niego…Szczęściarz… mamo, on mnie zgwałcił… miała ochotę jej przerwać.
– Więc musisz pomyśleć o kimś innym. Oczywiście o kimś odpowiednim.
No, jasne. Czy znamy jeszcze jakichś gwałcicieli?
– Szkoda, że nie mogę iść sama.
Głos Tany brzmiał martwo po drugiej stronie słuchawki.
– A cóż to za głupstwa opowiadasz? – Jean zdenerwowała się. – No, w każdym razie nie zapomnij zaprosić tej koleżanki, do której jedziesz na Święto Dziękczynienia.
– Dobrze.
Tana uśmiechnęła się. Gdyby Jean Roberts wiedziała, chybaby zwariowała z rozpaczy, ujrzawszy na wielkim przyjęciu Artura Durainga jej czarną przyjaciółkę. Prawie ją ubawiła ta myśl, ale wiedziała, że nigdy nie narazi Sharon na taki afront. Oni wszyscy byli bandą pruderyjnych pętaków. Wiedziała, że nawet jej matka nie była przygotowana na taką nowinę.
– A co będziesz robiła w Święto Dziękczynienia, mamo? Czy wszystko jest u ciebie w porządku?
– O, tak. Artur zaprosił nas na ten dzień do Greenwich.
– Skoro mnie już tam nie będzie, to będziesz mogła u niego spędzić też noc.
Po drugiej stronie zapadła nieprzyjemna cisza i Tana w tym momencie pożałowała tych słów.
– Nie miałam tego na myśli, mamo.
– A jednak miałaś.
– Co to za różnica? Mam już osiemnaście lat. To nie żadna tajemnica… – Tanie zrobiło się słabo na wspomnienie pokoju spowitego w szarość… – Przepraszam, mamo.
– Dbaj o siebie.
Jean otrząsnęła się. W końcu nie zobaczy jej w Święto Dziękczynienia. Ma teraz tyle roboty. A Tana i tak za miesiąc przyjedzie do domu.
– I nie zapomnij podziękować przyjaciółce za zaproszenie. Tana uśmiechnęła się do siebie i poczuła się jakby znowu miała siedem lat. A może zawsze tak będzie.
– Tak zrobię, mamo. I wszystkiego dobrego z okazji Święta Dziękczynienia.
– Dziękuję kochanie. I podziękuję w twoim imieniu Arturowi. Jean powiedziała te słowa bardzo dobitnie, a Tana zastygła niemo po drugiej stronie.
– Za co?
– Ten bal, Tano, bal… Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale to bardzo ważne dla młodej dziewczyny, i nie mogłabym zapewnić ci udziału w takiej imprezie bez pomocy Artura.
Ważny…? Ważny dla kogo?
– Nie masz pojęcia, jakie to ma znaczenie.
Oczy Jean Roberts wypełniły łzy. W pewnym sensie jej marzenia spełniły się. Mała dziewczynka Andy'ego i Jean Roberts, dziecko, którego Andy nigdy nie zobaczył, została zaproszona na wielką imprezę nowojorskiej śmietanki. I mimo że to przyjęcie było tylko dla lokalnej elity, to i tak uważała to za bardzo istotne wydarzenie dla nich obu… a zwłaszcza dla Tany… to najważniejsza chwila w jej życiu. Pamiętała przygotowania do wielkiego balu Ann. Zaplanowała wtedy każdy najmniejszy drobiazg nie przypuszczając, że to samo spotka kiedykolwiek Tanę.
– Przykro mi, mamo.
– Mam nadzieję. I myślę, że powinnaś napisać do Artura kilka miłych słów podziękowania. Napisz, jakie to ma dla ciebie znaczenie.
Miała ochotę zawyć z wściekłości prosto do słuchawki. dla niej, do cholery, znaczenie? Że może kiedyś znajdzie bogatego męża i to będzie dobrze wyglądało w jej rodowodzie? A kogo to obchodzi? Co to znowu za wyczyn złożyć dworski ukłon na głupawym balu i znosić natrętne spojrzenia podpitych ważniaków? Nie wiedziała nawet, kogo mogłaby zaprosić i w tym momencie wzdrygnęła się na myśl o tym. Podczas dwóch ostatnich lat w szkole umawiała się chyba z pół tuzinem chłopców, ale z żadnym na poważnie. Poza tym, po czerwcowym wydarzeniu w Greenwich nie miała zamiaru z nikim nigdzie chodzić.
– Muszę już kończyć, mamo.
Nagle poczuła, że musi natychmiast przerwać tę rozmowę. Kiedy wróciła do pokoju, Sharon zauważyła, że jest w złym nastroju. Znowu była w trakcie malowania paznokci. To było ich nieustanne zajęcie. Ostatnio obie gustowały w beżach, „Słomiany Kapelusz” Faberge był ich ulubionym kolorem.
– Nie zgodziła się?
– Zgodziła.
– No, więc? Wyglądasz jakby ktoś wypuścił z ciebie powietrze.
– Coś w tym rodzaju.
Tana usiadła z impetem na łóżku.
– Cholera. Namówiła swojego cholernego przyjaciela, żeby zapisał mnie na bal dla lokalnej śmietanki. Jezu Chryste, Shar, czuję się jak kompletny głupek.
Sharon popatrzyła na nią i zaczęła się śmiać.
– Chcesz powiedzieć, że będziesz na tej imprezie dla debiutantów, Tan?
– Mniej więcej.
Tana popatrzyła na przyjaciółkę zdruzgotana i zaczęła rozpaczać:
– Jak ona mogła mi coś takiego zrobić?
– Może być przecież fajnie?
– Dla kogo? I po co, do diabła, po co to wszystko? Będę się tam czuła jak na targu bydłem. Pokazują cię na wystawie wystrojoną w białą sukienkę bandzie pijanych dupków i masz za zadanie znaleźć sobie wśród nich męża. Brzmi zachęcająco, co?
Na samą myśl o tym robiło się jej niedobrze. Sharon odłożyła
Lakier.
Z kim masz zamiar tam pójść?
– Nie pytaj. Ona zaproponowała Billy'ego Durninga na mojego partnera, ale dzięki Bogu nie będzie go w mieście.
– Masz szczęście.
Sharon popatrzyła na nią wymownie.
– To prawda. Ale ta cała historia z balem to jedna wielka farsa
– Nie jedyna w życiu.
– Nie bądź taka cyniczna, Shar.
– Nie bądź taka dziecinna, Tan. To ci dobrze zrobi.
– Kto to mówi?
– Ja.
Sharon przyciskała ją do muru, przyglądając się jej bacznie.
– Żyjesz tu jak jakaś zakonnica.
– Ty też. I co z tego?
– Ja nie mam żadnego wyboru.
Tom przestał do niej dzwonić. To było ponad jego siły. Sharon wiedziała o tym i rozumiała go. Nie oczekiwała od niego niczego więcej. W tej sytuacji jej życie w Green Hill nie było specjalnie interesujące.
– A ty masz.
– To nie ma znaczenia.
– Musisz zacząć wychodzić.
– Nie, nic nie muszę. – Tana patrzyła jej prosto w oczy. – Nie muszę robić niczego, na co nie mam ochoty. Do diabła, skończyłam osiemnaście lat i jestem wolna jak ptak.
– Kulawy kaczor. – Sharon przyglądała jej się z góry. – Otrząśnij się wreszcie i otwórz oczy, Tan.
Tana milczała. Weszła do łazienki, dzielonej z mieszkankami sąsiedniego pokoju, zamknęła drzwi na klucz, puściła wodę do wanny i nie wychodziła przez godzinę.
– Naprawdę tak uważam.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.