– Wiem, że tata będzie zły, że nie chodzę do szkoły, ale mówiąc szczerze, Tan, mam potąd szkoły po tym wszystkim. – Patrzyła z troską na Tanę. – Ale co będzie z tobą?
Była przerażona konsekwencjami, jakie poniosła jej przyjaciółka. Nigdy przedtem nie była aresztowana, mimo że padały takie groźby podczas poprzednich wystąpień w miasteczku. Nie przypuszczała jednak, że naprawdę do tego dojdzie.
– Może to wyjdzie mi tylko na dobre.
Tana starała się ją pocieszyć. Cały czas była zaskoczona rozwojem wypadków i siedziała samotnie w pustym pokoju. Okres próbny oznaczał dla niej samotne posiłki w Jaśminowym Domu, samotne noce w pustym pokoju, unikanie imprez towarzyskich, włącznie z „otrzęsinami” studentów pierwszego roku. Była swego rodzaju pariasem, ale z drugiej strony wiedziała, że do końca roku szkolnego zostały tylko trzy tygodnie.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że, tak jak obiecali, zawiadomili Jean. Zadzwoniła, cała rozhisteryzowana jeszcze tej samej nocy, łkając do słuchawki.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ta mała dziwka była czarna?
– Czy to ma znaczenie, jaki kto ma kolor? Jest moją najlepszą przyjaciółką.
Oczy Tany wypełniły się łzami i emocje ostatnich dni dały znać o sobie. Wszyscy w szkole patrzyli na nią tak, jakby kogoś zabiła. A Sharon była już tak daleko. Tana nie wiedziała, do jakiej szkoły ma pójść w przyszłym roku, a matka krzyczała na nią tak, jakby miała pięć lat, i powtarzała jej, że jest bardzo niegrzeczną dziewczynką, tylko nie wiadomo, dlaczego.
– To nazywasz przyjaźnią? – Jej matka zaśmiała się sarkastycznie przez łzy. – Kosztowało cię to stypendium i wyrzucenie ze szkoły. I myślisz, że po tym wszystkim przyjmą cię gdziekolwiek indziej?
– Oczywiście, że tak, ty mały wariacie. – Harry zapewniał ją, pomiędzy jednym jej chlipnięciem, a drugim. – Do diabła, na uniwersytecie w Bostonie studiują całe tryliony radykałów.
– Ale ja nie jestem radykałem. – Rozpłakała się jeszcze bardziej.
– Wiem. Poszłaś tylko na jedno małe spotkanie, na litość boską. To twoja wina, że wybrałaś tę konserwatywną, pruderyjną budę. Tak naprawdę, ty nawet nie żyjesz w prawdziwym, cywilizowanym świecie. Dlaczego, do diabła, nie przyjedziesz do szkoły tutaj?
– Myślisz, że naprawdę miałabym szansę się dostać?
– Chyba żartujesz, z twoimi ocenami? Poproszą cię, żebyś u nas wykładała.
– Mówisz tak tylko, żeby poprawić mi nastrój. – Znowu zaczęła płakać.
– Strasznie przynudzasz, Tan. Wyślij mi po prostu swoje podanie i zobaczymy, co będzie dalej, dobrze?
I stało się. Ku swojemu własnemu zaskoczeniu i rozczarowaniu matki, została przyjęta.
– Uniwersytet w Bostonie? Co to za uczelnia?
– Jedna z najlepszych w kraju; dali mi stypendium.
Harry osobiście złożył jej podanie i wstawił się za nią, co było trochę zwariowanym pomysłem, ale wzruszył ją swoim zaangażowaniem. Do pierwszego lipca wszystko było załatwione. Jesienią zaczynała studia na uniwersytecie w Bostonie.
Ciągle była w jakimś odrętwieniu spowodowanym wydarzeniami sprzed dwóch miesięcy, a matka nadal próbowała walczyć z nią o jej przyszłość.
– Myślę, że powinnaś znaleźć sobie prace, Tan. Nie możesz całego życia spędzić w szkole.
Tana spojrzała na nią przerażona. – Może jeszcze chociaż trzy lata, zanim dostanę dyplom?
– I co potem? Co zrobisz potem, Tano? Co takiego zrobisz po skończeniu szkoły, czego nie mogłabyś zrobić teraz?
– Znajdę dobrą pracę.
– Mogłabyś już teraz zacząć pracować w Durning International. Rozmawiałam w zeszłym tygodniu z Arturem…
Stało się już prawie zwyczajem, że na koniec takiej rozmowy Tana krzyczała na matkę, ale ona nie mogła jej zupełnie zrozumieć.
– Na litość boską, mamo, czy masz zamiar potępiać mnie do końca życia?
– Potępiać! Potępiać ciebie! Jak śmiesz mówić coś takiego? Zostałaś aresztowana, wyrzucili cię ze szkoły i ty mi mówisz, że masz prawo do swojego życia. Masz szczęście, że ktoś taki, jak Artur Durning w ogóle zechciałby cię zatrudnić.
– To on ma szczęście, że nie pozwałam do sądu jego syna w zeszłym roku! – Te słowa wyrwały się z ust Tany, zanim zdołała je powstrzymać, i Jean Roberts spojrzała na nią twardo.
– Jak śmiesz tak mówić?
Jej głos był teraz cichy i smutny. – To prawda, mamo. Odwróciła się tyłem do Tany, uciekając przed jej spojrzeniem, nie chcąc tego słyszeć.
– Nie chcę słyszeć tych kłamstw.
Tana cicho wyszła z pokoju. Kilka dni później wyjechała.
Pojechała do Harry'ego, by spędzić z nim trochę czasu w rezydencji ojca w Cape Cod. Grali tam w tenisa, żeglowali, pływali. Odwiedzali jego przyjaciół i ani przez chwilę nie czuła się przez niego napastowana. Ich związek był całkowicie platoniczny, przynajmniej z jej strony, i bardzo jej to odpowiadało. Harry traktował to trochę inaczej, ale trzymał swoje uczucia w sekrecie. Napisała kilka listów do Sharon, ale w odpowiedzi dostała, krótkie, nabazgrane w pośpiechu kartki. Sharon pisała, że jeszcze nigdy w życiu nie była tak zajęta i szczęśliwa. Jej matka miała rację. Praca dla doktora Kinga była wspaniała. To niesamowite, jak bardzo ich losy zmieniły się w ciągu jednego krótkiego roku.
Kiedy Tana rozpoczęła nowy rok akademicki na uniwersytecie bostońskim, nie mogła się nadziwić, jak bardzo różnił się od Green Hill- Był taki otwarty, interesujący i awangardowy. Podobało jej się, że w klasie byli także chłopcy. Ciągle poruszano jakieś ciekawe problemy. Miała też bardzo dobre wyniki w nauce.
Jean w głębi duszy była z niej bardzo dumna, mimo że skończyły się czasy, kiedy mogły znaleźć ze sobą wspólny język. Pocieszała się, że to minie. Przed zakończeniem pierwszego roku studiów Tan na uniwersytecie w Bostonie Ann Durning miała ponownie wyjść za mąż. W kościele chrześcijańsko-episkopalnym w Greenwich, w Connecticut miał odbyć się uroczysty ślub, a huczne wesele, zorganizowane przez Jean, miano wyprawić w domu Durningów. W biurze Jean biurko było zawalone listami, zdjęciami, wykazami dostawców, a Ann dzwoniła co najmniej czternaście razy dziennie. Jeane żyła w takim podnieceniu, jakby to jej własna córka wychodziła za mąż; po czternastu latach, w czasie których była kochanką i prawą ręką Artura Durninga, traktowała jego dzieci jak swoje własne. Pan młody był wspaniałym, trzydziestodwuletnim mężczyzną; rozwodnik i współwłaściciel firmy adwokackiej w Nowym Jorku, spółki Sherman i Sterling. Z tego, co słyszała Jean, jego kariera adwokacka zapowiadała się obiecująco. Miał też mnóstwo pieniędzy. Artur był także zadowolony z tego związku i podarował Jean piękną, złotą bransoletę od Cartiera w dowód wdzięczności za całą jej pracę przy organizowaniu wspaniałego wesela córki.
– Wiesz, jesteś naprawdę cudowną kobietą.
Siedział w jej salonie, popijając szkocką. Przyglądał się jej, rozmyślając, dlaczego nigdy się z nią nie ożenił. Przez moment miał nawet na to ochotę, ale właściwie był całkiem zadowolony z takiego układu. Przyzwyczaił się do tego.
– Dziękuję Arturze.
Podała mu małą tackę z przystawkami, które lubił najbardziej, łososia z Nowej Szkocji na cienkich plasterkach norweskiego pumpernikla, małe kuleczki z tatara na białych tostach, tłuczone orzechy, które zawsze trzymała w domu, na wszelki wypadek, gdyby miał ochotę do niej wpaść. Miała też w zapasie jego ulubioną szkocką, ulubione ciasteczka… mydło… wodę kolońską… wszystko to, co lubił. Teraz kiedy Tana wyjechała, było jej łatwiej być zawsze w gotowości na jego wizytę. Z jednej strony to lepiej wpływało na ich związek, a z drugiej – wręcz przeciwnie. Miała teraz więcej czasu, mogła się z nim częściej spotykać, czekać na jego przypadkowe wizyty. Ale kiedy nie było Tany, bardziej doskwierała jej samotność i częściej go potrzebowała. Tęskniła za nim, była spragniona jego towarzystwa, zwłaszcza gdy często musiała czekać dwa tygodnie, żeby go znaleźć w swoim łóżku. Wiedziała, że powinna być mu wdzięczna za to, że w ogóle do niej przychodzi Bardzo ułatwiał jej życie, ale ona pragnęła o wiele więcej, zawsze chciała czegoś więcej, odkąd się poznali.
– Tana przyjedzie na wesele, prawda?
Miał usta pełne tatara. Ona starała się nie dać po sobie poznać zakłopotania. Dzwoniła do Tany w tej sprawie kilka dni temu. Nie odpowiedziała na zaproszenie Ann i Jean upominała ją, mówiąc że to niegrzeczne z jej strony. Powiedziała, że maniery, których nabrała na tym bostońskim uniwersytecie, nie są widać zbyt dobre, co oczywiście nie poprawiło nastawienia Tany.
– Odpowiem na nie, jak tylko będę miała trochę czasu, mamo. Teraz mam ważne egzaminy. Dostałam to zaproszenie dopiero w zeszłym tygodniu, więc mam jeszcze czas.
– Odpowiedź zajmie ci najwyżej minutę. Jej ton denerwował Tan jak zwykle, więc odpowiedziała zimno. – Dobrze. Więc odpowiedz jej „nie”.
– Nic takiego nie zrobię. Sama odpowiesz na to zaproszenie. I uważam, że powinnaś przyjechać na ten ślub.
– Twoja opinia na ten temat nie jest dla mnie specjalną niespodzianką. Jeszcze jedno zadanie wykonane na rozkaz klanu Durningów. Kiedy wreszcie odpowiemy im „nie”? – Do tej pory na wspomnienie twarzy Billy'ego dostawała drgawek. – Zresztą i tak nie mam na to czasu.
– Mogłabyś postarać się, choćby ze względu na mnie.
– Powiedz im, że nie masz nade mną kontroli. Że jestem niemożliwa i właśnie udałam się na wspinaczkę na Mount Everest. Powiedz im, do diabła, co chcesz!
– Więc naprawdę nie przyjedziesz? – Jean zapytała z niedowierzaniem, jakby to nie mogło być prawdą.
– Nie zastanawiałam się nad tym do tej pory, ale skoro już o to pytasz, to raczej nie.
Wiedziałam.
O, Jezu… słuchaj, nie lubię ani Ann, ani Billy'ego. Zapamiętaj to sobie. Nie lubię Ann i nienawidzę Billy'ego. Artur jest twoim kochankiem, wybacz mój język. Dlaczego musisz mnie w to wciągać? Jestem już dorosła, oni także. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi.
To jej ślub i chciałaby cię na nim zobaczyć.
– Bzdura. Zaprasza, pewnie wszystkich, których zna, a mnie zaprasza ze względu na ciebie.
– To nieprawda.
Obie wiedziały, że taka jest prawda. A opór Tany z upływem czasu stawał się coraz silniejszy. Częściowo był to niewątpliwie wpływ Harry'ego. Miał określone poglądy na pewne sprawy i często odkrywała, że zgadzają się one z jej opinią. Dzięki niemu zaczęła zastanawiać się nad swoimi uczuciami i spojrzeniem na różne sprawy. Stali się sobie tak bliscy jak nigdy dotąd. Miał też rację, jeśli chodzi o BU. Przeprowadzka do Bostonu dobrze jej zrobiła. Czuła się tu znacznie lepiej niż w Green Hill. I w dziwny sposób podczas ostatniego roku dojrzała znacznie szybciej niż w poprzednich latach. Miała już prawie dwadzieścia lat.
– Tano, nie mogę po prostu zrozumieć, dlaczego tak się zachowujesz. – Znowu rozmawiały o tym ślubie, matka doprowadzała ją do szału.
– Mamo, czy nie możemy mówić o czymś innym? Jak się czujesz?
– Czuję się dobrze, ale chciałabym, żebyś się nad tym jeszcze zastanowiła…
– Dobrze! – Wrzasnęła na koniec do telefonu. – Zastanowię się. Czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą? – Może w towarzystwie Harry'ego byłoby jej łatwiej to znieść.
– Spodziewałam się tego. Może byście wzięli przykład z Ann
Johna i wreszcie się zaręczyli?
– Nie, nie zrobimy tego, ponieważ się nie kochamy. To jest najważniejszy powód.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Fakty bywają dziwniejsze niż fikcja, mamo. – Rozmowy z matką denerwowały ją, próbowała to wyjaśnić Harry'emu następnego dnia. – To tak, jakby cały dzień planowała, co ma mi powiedzieć, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Zawsze trafia w dziesiątkę. Za każdym razem wbija mi szpilę prosto w serce.
– Mój ojciec też jest w tym mistrzem. To jest podstawowy warunek.
– Czego?
– Zostania rodzicem. Musisz zdać egzamin. Jeśli nie jesteś wystarczająco irytujący, ćwiczysz tak długo, aż ci się uda. Potem kiedy urodzi się dziecko, rodzice co kilka lat powtarzają egzamin by po piętnastu, czy dwudziestu latach zostać mistrzem nękania dzieci.
Tana patrzyła na niego rozbawiona tym pomysłem. Był teraz nawet przystojniejszy niż wtedy, kiedy się poznali. Dziewczęta szalały za nim. Ciągle kręciło się przy nim z pół tuzina chętnych, ale on zawsze znajdował dla niej czas. Ona była na pierwszym miejscu. Była jego przyjaciółką, a właściwie kimś znacznie ważniejszym, ale Tana tego nie rozumiała.
– Ty będziesz przy mnie jeszcze bardzo długo, a ich nie będzie już za tydzień.
Nie traktował tych dziewcząt poważnie, bez względu na to, co one myślały o nim. Nikogo nie oszukiwał, starał się żadnej z nich nie skrzywdzić, bardzo zwracał uwagę na antykoncepcję.
– Żadnych niespodzianek, o nie dziękuję. Nie ze mną Tan. Życie jest zbyt krótkie i dosyć w nim krzywdy i bez mojego udziału.
Nie robił nikomu poważnych propozycji. Harry Winslow chciał się dobrze bawić i nic więcej. Żadnych miłosnych wyznań, obrączek ślubnych, maślanych oczu. Tylko trochę śmiechu, mnóstwo piwa i zabawa, jeśli się uda, także w łóżku. Jego serce było już zajęte, trzymał to jednak w tajemnicy. Pozostałe interesujące części ciała były jak najbardziej do dyspozycji.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.