– Nie, nic z tego. – Przerażało ją to jeszcze bardziej niż życie z tymi wspomnieniami. Nie chciała o tym mówić.
– Zdradził cię?
– Coś w tym rodzaju. – Znowu patrzyła przez okno.
– Tana… rozmawiaj ze mną…
Odwróciła się do niego z chłodnym uśmiechem. – Dlaczego?
– Dlatego, że mnie to obchodzi.
Zatrzymał samochód, wyłączył silnik i popatrzył na nią. Nagle zdał sobie sprawę, że ma zamiar otworzyć drzwi, które zablokowała. Wiedział, że musi to zrobić dla jej dobra.
– Powiedz mi, co on ci zrobił.
Jej oczy patrzące na Harry'ego były bez żadnego wyrazu. Chciała pokręcić głową, ale Harry nie dawał za wygraną i delikatnie wziął w ręce jej dłoń, kiedy zaczęła mówić.
– Zgwałcił mnie dwa lata temu. Dokładnie jutrzejszej nocy miną dwa lata. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Harry'emu zrobiło się niedobrze.
– Jak to cię zgwałcił? Umówiłaś się z nim?
Zaprzeczyła. – Nie. – Jej głos na początku był zaledwie szeptem. – Matka nalegała, żebym pojechała na przyjęcie do ich domu w Greenwich. Na jego przyjęcie. Pojechałam z jednym z jego Przyjaciół, który się upił i zniknął, a Billy znalazł mnie, kiedy szwendałam się po domu. Zapytał, czy chcę zobaczyć pokój, w którym pracuje moja matka. A ja, jak kompletna idiotka Powiedziałam tak i w chwilę potem zaciągnął mnie do sypialni swojego ojca, rzucił mnie na podłogę i pobił. Gwałcił mnie i bił, a potem, gdy odwoził mnie do domu, rozbił – Powoli zaczynała łkać, krztusząc się własnymi słowami, czując ból podczas wyrzucania ich z siebie. – v szpitalu dostałam histerii… przyjechała policja… potem moja matka, mi nie uwierzyła. Myślała, że jestem pijana… uważała, że mały Bili nigdy by czegoś takiego nie zrobił… starałam się jej o tym powiedzieć jeszcze innym razem.
Ukryła twarz w dłoniach, a Harry przytulił ją do siebie Przemawiał do niej tak, jak nikt nigdy nie przemawiał do niego. To co usłyszał niemal złamało mu serce. To dlatego nigdy z nikim się nie umówiła, nawet z nim. Dlatego była tak zamknięta w sobie i wystraszona.
– Biedne dziecko… biedna Tan…
Zawiózł ją do miasta i poszli na kolację do zacisznej knajpki, a potem wrócili i jeszcze parę godzin rozmawiali siedząc w hotelu Pierre. Wiedziała, że matka zostanie znowu na noc w Greenwich. Mieszkała tam przez cały ten tydzień, czuwając, by wszystko wypadło jak najlepiej. Harry, odwożąc ją, zastanawiał się, czy coś zmieni się w życiu Tany po tym wszystkim albo czy zmieni się coś między nimi. Była najwspanialszą dziewczyną, jaką udało mu się spotkać, i gdyby mógł sobie na to pozwolić, zakochałby się w niej po uszy. Ale wiele się nauczył podczas tych dwóch lat i ciągle przypominał sobie o tym. Nie chciał zniszczyć tego, co było między nimi. Tylko dla łóżka? Tego mu nie brakowało, a ona znaczyła dla niego znacznie więcej. Na pewno upłynie jeszcze dużo czasu, zanim ochłonie po tym wszystkim, i wtedy znacznie bardziej będzie potrzebowała jego pomocy jako przyjaciela niż terapii łóżkowej.
Zadzwonił do niej następnego dnia przed wyjazdem na południe Francji i wysłał jej kwiaty z kartką o takiej treści „Chrzań przeszłość. Teraz jest wszystko w porządku. Całusy. H.”. Dzwonił do niej z Europy kiedy tylko o tym pomyślał i miał czas. Jego lato było o wiele bardziej interesujące od jej. Dzielili się swoimi wrażeniami, kiedy spotkali się znowu na tydzień przed Świętem Pracy. Tana skończyła już pracę i oboje pojechali razem do Cape Cod. Ulżyło jej, kiedy w końcu mogła zniknąć z Durning International. To był błąd, ale wytrzymała do końca.
– Jakieś wielkie romanse, kiedy byłem daleko?
– Nic z tego. Czy jeszcze mnie pamiętasz? Oszczędzam przyjemności na noc poślubną.
Teraz oboje wiedzieli dlaczego. Nadal miała uraz na tym tle • musiała to z czasem zwalczyć. Po rozmowie, jaką odbyli przed jego wyjazdem, jej ból jakby się trochę zmniejszył. Chyba wreszcie zaczynała oddychać trochę swobodniej.
– Nie będzie żadnej nocy poślubnej, jeśli nigdy w życiu się z nikim nie umówisz, głuptasie.
– Mówisz teraz jak moja matka. – Uśmiechnęła się. Cieszyła się, że znowu są razem. Co słychać u twojej matki?
Nic nowego. Oddana niewolnica Artura Durninga. Mdli mnie od tego. Nigdy nie chciałabym być z kimś na takich zasadach.
Strzelił palcami z wyrazem rozczarowania na twarzy. – O cholera… a ja miałem nadzieję, że… – Oboje roześmieli się. A tydzień na Cape Cod upłynął w okamgnieniu. Jak zwykle, kiedy było im razem tak dobrze. A było naprawdę wspaniale. Mimo skrywanych uczuć Harry'ego ich związek pozostawał na tym samym etapie. Oboje wrócili do swoich szkół, by rozpocząć rok juniora, który przeleciał błyskawicznie. Następnego lata Tana została w Bostonie, by pracować, a Harry znowu wyjechał do Europy. Kiedy wrócił, pojechali na Cape Cod, ale ich łatwe i przyjemne życie dobiegało już końca. Został im tylko rok, żeby ułożyć sobie przyszłość. Każde z nich na swój sposób starało się oddalić od siebie tę nadchodzącą rzeczywistość.
– Co masz zamiar zrobić? – zapytała go melancholijnie, któregoś wieczoru. Wreszcie zgodziła się umówić z jednym z jego przyjaciół, ale sprawy toczyły się bardzo wolno i tak naprawdę Tana nie była nim zainteresowana. Harry w duchu był zadowolony. Pomyślał, że kilka pozornych randek dobrze jej zrobi.
– On nie jest w moim typie.
– A co ty o tym możesz wiedzieć? Nie umawiałaś się z nikim od trzech lat.
– Z tego, co widzę, nic nie straciłam.
– Małpa. – Zachichotał.
– Mówię poważnie. Co masz zamiar zrobić w przyszłym roku? Czy myślałeś o studiach podyplomowych?
O, Boże, nie! Tylko tego mi trzeba. Mam już dosyć tego miejsca do końca życia. Spadam stąd.
– I co masz zamiar ze sobą zrobić? – Ta myśl dręczyła ją już od dwóch miesięcy.
– Nie wiem. Chyba zamieszkam przez jakiś czas w Londynie Ojciec ostatnio buszuje w Południowej Afryce, więc nie będę mu przeszkadzał. A może w Paryżu… Rzymie, a potem wrócę tutaj Chcę się trochę zabawić, Tan. – Uciekał przed czymś, czego bardzo pragnął, ale wiedział, że nie może tego dostać. Na razie.
– Nie chcesz pracować? – Była zaszokowana, a on rykną} śmiechem.
– A po co?
– To obrzydliwe!
– A co w tym obrzydliwego? Mężczyźni w mojej rodzinie nie pracowali od lat. Jak mógłbym zepsuć tak wspaniałą tradycję? To byłoby świętokradztwo.
– Jak możesz się do tego przyznawać?
– Bo to prawda. Moja rodzina to banda bogatych, leniwych, zblazowanych dupków. Na czele z moim ojcem. – Ale miał im znacznie więcej do zarzucenia, a zwłaszcza jednemu z nich. Dużo więcej.
– Czy chcesz, żeby twoje dzieci właśnie w ten sposób o tobie mówiły?
– Jasne, jeśli będę takim dupkiem, żeby je w ogóle mieć, w co bardzo wątpię.
– Jakbym słyszała siebie.
– Broń cię Boże. – Uśmiechnęli się oboje.
– Ale tak serio, nie masz zamiaru nawet udawać, że pracujesz?
– Po co?
– Przestań to powtarzać.
– Komu zależy na tym, żebym pracował, Tan? Tobie? Mnie? Mojemu staremu? Dziennikarzom?
– To po co chodziłeś do szkoły?
– Nie miałem co ze sobą zrobić, a na Harvardzie było zabawnie.
– Gówno prawda. Przed egzaminami uczyłeś się jak szalony. – Odrzuciła złotą burzę włosów z czoła. – Byłeś dobrym studentem. Po co?
– Dla siebie. A co z tobą? Po co to robiłaś?
– Też dla siebie. Ale teraz nie wiem, co dalej.
Dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia dokonano za nią
• wyboru. Sharon Blake zadzwoniła i zapytała czy nie przyłączyła by się do marszu doktora Kinga. Tana myślała o tym całą noc dała odpowiedź Sharon następnego dnia. Powiedziała ze zmęczonym uśmiechem: – Znowu ci się udało, mała. Hurraa! Wiedziałam, że się zgodzisz! – Zapoznała Tanę ze wszystkimi szczegółami. To miało być na trzy dni przed świętami, w Alabamie i raczej nie groziło żadnym ryzykiem. Zapowiadało się interesująco, a poza tym znowu będą mogły pogadać ze sobą jak za dawnych czasów. Sharon nie wróciła już do szkoły, ku zmartwieniu ojca. Kochała się teraz w młodym, czarnym adwokacie. Mówiło się o ich ślubie na wiosnę. Tana była pod wrażeniem tych wszystkich wiadomości i następnego dnia powiedziała o marszu Harry'emu.
– Twoja matka dostanie zawału.
– Przecież nie muszę, na litość boską, mówić jej o tym. Nie musi wiedzieć o wszystkim, co robię.
– Dowie się, jeśli cię znowu aresztują.
– Zadzwonię do ciebie, wpłacisz za mnie kaucję i uwolnisz mnie. – Mówiła serio, a on pokręcił głową.
– Nie mogę. Będę wtedy w Gstaad.
– O, cholera.
– Nie powinnaś tam jechać.
– Nie pytałam cię o zdanie.
Ale kiedy nadszedł dzień wyjazdu, leżała w łóżku z gorączką i wirusową grypą. Poprzedniego wieczoru próbowała wstać i spakować się, ale czuła się okropnie i zadzwoniła do Sharon, do Waszyngtonu. Telefon odebrał Freeman Blake.
– Słyszałaś już wiadomości, więc… – Jego głos wydobywał się jakby z dna studni i był bardzo smutny.
– Jakie wiadomości?
Nie mógł mówić. Po prostu się rozpłakał, a Tana nie wiedząc dlaczego płakała razem z nim. – Ona nie żyje… zabili ją ostatniej nocy… zastrzelili ją… moje maleństwo… moja mała dziewczynka…
Był kompletnie zdruzgotany. Tana chlipała razem z nim. Bała się i trzęsła od płaczu, aż wreszcie do telefonu podeszła Miriam. ona także mówiła niezbyt przytomnie, ale zachowywała się trochę spokojniej od męża. Powiedziała Tanie, kiedy będzie pogrzeb. I Tana poleciała do Waszyngtonu, z gorączką i wszystkimi dolegliwościami w wigilijny poranek. Długo trwało, zanim sprowadzono ciało do domu, a Martin Luther King miał przemawiać na jej pożegnanie.
Na pogrzebie była telewizja, reporterzy przepychali się, by wejść do kościoła, błyskały flesze aparatów. Freeman Blake był zupełnie nieprzytomny. Stracił dwoje dzieci z tej samej przyczyny. Tana spędziła z nimi trochę czasu, w gronie rodziny i przyjaciół.
– Zrób coś pożytecznego w swoim życiu, moje dziecko. – Freeman Blake patrzył na nią ponuro. – Wyjdź za mąż, wychowuj dzieci. Nie idź śladem Sharon. – Zaczął znowu płakać, w końcu doktor King i ktoś z przyjaciół zaprowadzili go na górę. Teraz Miriam przyszła posiedzieć z Tana. Wszyscy cały dzień płakali, tak jak zresztą przez kilka poprzednich dni. Tana była wykończona emocjami i grypą.
– Przykro mi, pani Blake.
– Mnie także… -Jej oczy wyglądały jak rzeka bólu. Dotknęła ją tragedia, ale i tak zawsze będzie dążyła do celu, jaki sobie postawiła. Tana podziwiała ją za to.
– Co masz zamiar teraz robić, Tano? Nie była pewna, co Miriam miała na myśli.
– Chyba pojadę do domu.
Miała zamiar złapać wieczorny samolot i spędzić święta z Jean. Artur jak zwykle wyjechał z przyjaciółmi, a Jean miała być sama.
– Mam na myśli, co będziesz robić teraz, kiedy skończysz szkołę.
– Nie wiem.
– Czy myślałaś o pracy w instytucjach rządowych? Ten kraj potrzebuje takich jak ty.
Tana uśmiechnęła się. Tak jakby słyszała Sharon. Jej córka dopiero co umarła, a ona już była gotowa do krucjaty. Trochę obawiała się tego, ale z drugiej strony podziwiała ją.
– Mogłabyś zająć się prawem. Miałabyś wpływ na stan rzeczy, Tano. Nadajesz się do tego.
– Nie wydaje mi się.
– Naprawdę. Masz siłę przebicia. Sharon także ją miała, ale nie miała twojego charakteru. Na swój sposób jesteś podobna do mnie.
Tanę wystraszyła trochę ta uwaga, bo zawsze uważała panią Blake za zimną kobietę i wcale nie chciała być taka, jak ona.
– Naprawdę? – Wyglądała na zaskoczoną.
– Wiesz, czego chcesz i osiągasz to. Tana uśmiechnęła się. – Czasami.
– Nie straciłaś ani chwili, kiedy wyrzucili cię z Green Hill.
– Miałam szczęście, że przyjaciel mi podpowiedział, żebym zdawała na BU.
– Nawet gdybyś tam nie zdawała, to i tak stanęłabyś na równe nogi. – Wstała z westchnieniem. – W każdym razie przemyśl to sobie. Brakuje nam takich prawników jak ty, Tan. Ten kraj cię potrzebuje.
To było mocne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że Tana miała dopiero dwadzieścia jeden lat. Kiedy wracała samolotem do domu, te słowa rozbrzmiewały echem w jej głowie. Przed oczami miała twarz Freemana, słyszała jego płacz… wspominała słowa Sharon, kiedy jeszcze były w Green Hill… czasy, kiedy poszły do Yolan… Pod wpływem tych wspomnień jej oczy znowu były pełne łez. Ciągle osuszała policzki i nie mogła pozbyć się myśli o dziecku, które Sharon musiała oddać cztery lata temu. Zastanawiała się, co się z nim stało. Ciekawe, czy rodzina Freemanów także o nim myślała. Nikt im już teraz nie pozostał.
Myślała także o tym, co powiedziała Miriam. Ten kraj cię potrzebuje… Powtórzyła te słowa matce, zanim wróciła do szkoły. Jean była przerażona.
– Studia prawnicze? Czy jeszcze nie masz dość szkoły? Chcesz się uczyć przez całe swoje życie?
– Jeśli to ma się do czegoś przydać.
– Dlaczego nie pójdziesz do jakiejś pracy? Możesz w ten sposób kogoś poznać.
– O, Chryste, dajmy już temu spokój… – Zawsze myślała tylko o jednym… kogoś poznać… ustabilizować się… wyjść za mąż… urodzić dzieci… – Harry nie zapalił się też do tego pomysłu, kiedy mu się zwierzyła ze swego zamiaru w następnym tygodniu.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.